WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Runy Hordów |
Data wydania | 30 grudnia 2011 |
Autor | Magdalena Salik |
Wydawca | RUNA |
Cykl | Doliny mroku |
ISBN | 978-83-7787-103-4 |
Format | ePub |
WWW | Polska strona |
Zobacz czytniki w | Skąpiec.pl |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Wyszukaj w | Amazon.co.uk |
Runy HordówMagdalena Salik
Magdalena SalikRuny HordówHalder szybko się skłonił i wymienił spojrzenia z siedzącym za stołem mężczyzną. Bolt Marr, tak jak jego ojciec, Tudor, miał dziwaczną twarz: tak przeciętną, że nie można było jej ani opisać, ani zapamiętać. – Właśnie przyjechałem z Orinu… Tyron sarknął. – Co mnie to obchodzi? – Demetria jest bliska śmierci. Władca Peolii prychnął gniewnie. Przesunął osełkę trochę na bok, tak żeby nic nie zasłaniało mu widoku. – Czy kiedyś doczekam się, że któryś z moich sług powie mi coś nowego? Czy kiedyś wreszcie zdołają mnie czymś zaskoczyć? – Z każdym słowem mówił coraz głośniej i z coraz większą złością – Demetria Orin jest bliska śmierci?! Też mi nowina! Ta stara wiedźma umiera od dobrych pięciu lat i jak dotąd nic z tego nie wyszło! Daj mi znać, jak wreszcie jej się uda… Tubalny głos Tyrona przycichł. Caber Lard domyślił się, że wbrew temu wszystkiemu, co powiedział, cesarz jest zaciekawiony. – Tym razem umiera naprawdę. – Umiera naprawdę? – powtórzył Tyron i gromko się roześmiał. Rumieńce na twarzy Cabera Larda zrobiły się krwiste. Pochylił głowę, nie zauważając szybkiego spojrzenia rzuconego przez władcę Peolii w kierunku Bolta Marra. Ten lekko skinął głową, tak jakby potwierdzał to, co właśnie powiedział halder. – No dobrze – rzekł Tyron – załóżmy, że faktycznie tym razem kostucha się nie przestraszy się i zabierze jedną z moich najwierniejszych poddanych. Ale co mnie to obchodzi? Czyżby Demetria zdecydowała się wydziedziczyć swego wnuka i wszystko zapisała mnie? A może – tobie? Caber Lard drgnął. Po raz pierwszy od roku Tyron sam wspomniał Greta Orina. – O ile wiem, nie zmieniła testamentu – odrzekł. Uśmiechnął się i oczy mu błysnęły. Drobna uwaga władcy podpowiedziała mu, że sprawa, z którą przyszedł do Skóry, wcale nie jest beznadziejna. Postanowił kuć żelazo póki gorące. – W związku z tym w imieniu grafa Ostii proszę, byś pozwolił mu wrócić do Vernaru. – Lekko skłonił głowę. Tyron udał, że nie zwrócił uwagi na wspomnienie człowieka, o którym przez wiele miesięcy nie chciał w ogóle słyszeć. Podniósł brwi. – Po co miałby tu przyjeżdżać? Czy nie jest teraz razem z babką? Teraz z kolei zdziwił się Lard. – Mam na myśli Vernar – prowincję, nie stołeczne miasto. – Prowincję? – Twarz Tyrona skrzywiła się nagle – Prowincję? Jak to? Przecież i Ostia, i Orin leżą w Vernarze! A o ile pamiętam, kazałem mu udać się do swojego majątku! Czyżby złamał mój rozkaz? – Nie… – To gdzie on jest? Oczy władcy Peolii zwęziły się tak bardzo, że stały się ledwie szparkami. – W Omorgu – rzekł szybko Lard, poznając, że dopiero teraz cesarz zrobił się naprawdę zły. – W zamku, który zostawił mu ojciec. Myślałem, że tam właśnie miał jechać – dodał z wahaniem. – Co za bzdury! – warknął Tyron, marszcząc czoło. – Po co miałbym wysyłać go do Gruaronu, na te pustkowia! Kazałem mu jechać do swoich dóbr, ale… na śmierć zapomniałem o Omorgu – mruknął ciszej. Wstał powoli i podszedł do jednej ze ścian, gdzie między skórami na zardzewiałym gwoździu wisiała niewielka mapa Peolii, zwinięta w rulonik. – Tak – Tyron chwycił za oba końce i wyprostował ją – wybrał prowincję, o której nawet ja rzadko pamiętam. Będziesz mi wmawiał, że to przypadek? Caber Lard zobaczył przed sobą, a raczej trochę poniżej swojej twarzy, wąsko osadzone, niewielkie oczy, szeroki, kilkakrotnie złamany nos i nalany, lekko drżący podbródek. Nie tak dawno cesarz zaczął tyć i nawet w czasie letnich turniejów nie był w stanie pozbyć się zbędnych kilogramów. – Spełnił twój rozkaz – wymamrotał pod nosem. – Co? Mów głośniej, przecież wiesz, że mam słaby słuch! – Spełnił twój rozkaz. Jest cały czas w Gruaronie. – Skąd wiesz? – sarknął Tyron. – Wyobraziłeś sobie, że akurat ciebie nie okłamuje? – mówiąc to znów spojrzał pytająco na Bolta Marra. – Nie zbliżył się do Tweru – potwierdził spokojnie Marr. – Akurat! – Zauważyłbym, gdyby przejechał przez całą Peolię. – Akurat… Głos Tyrona nie brzmiał jednak tak pewnie jak poprzednio. Niski mężczyzna przeszedł się kilka kroków po komnacie. Mimo grubej warstwy skór, podłoga skrzypiała głośno, uginając się pod jego krokami. – Im bliżej zimy, tym większymi głupstwami muszę się zajmować! – Zatrzymał się i machnął ze złością ręką. Caber Lard postąpił krok do przodu. Mimo wszystko rozmowa przybrała znacznie lepszy obrót niż przewidywał. Idąc tutaj, wcale nie miał pewności, czy cesarz w ogóle pozwoli mu wspomnieć Orina. Postanowił nie rezygnować. – Tamta sprawa… – zaczął, ale Tyron odwrócił się w jego stronę i natychmiast mu przerwał. – Jaka sprawa? Lard domyślił się, że władca Peolii doskonale wie, o czym mowa. – Przedstawiając ją Demetria Orin częściowo minęła się z prawdą – rzekł szybko i odetchnął. – Co? – Tyron wrócił do łóżka i rozparł się na nim – czy ja na pewno dobrze cię usłyszałem? Powiedziałeś – częściowo? – Tak. – Świetnie. Czyli przyznajesz tym samym, że twój przyjaciel jest częściowo kłamcą? – Chcę tylko powiedzieć, że rok temu, w Twerze, intencje Orina były inne niż przedstawiła to jego babka. – Lard podniósł głowę i spojrzał Tyronowi prosto w oczy. Władca Peolii mierzył go wzrokiem. – Intencje… Oto co przyszło mi robić na starość. Zajmować się intencjami moich poddanych! Caber Lard miał wrażenie, że Tyron nadal na coś czeka. – A wcześniej… Gdyby nie Demetria, nie byłoby w ogóle całej tej historii. – Dość tego! – warknął cesarz. – Widzę, że jesteś znacznie lepiej poinformowany niż ja. Nie, nie – zamachał rękami, widząc, że Lard chce się odezwać – nie interesują mnie żadne wyjaśnienia! W sprawie grafa Ostii wystarczy mi to, co już wiem. Dobrze, że jego matka… – zawahał się. Bolt Marr, dotychczas nieporuszony, odwrócił głowę w stronę okna. Caber Lard wbił wzrok w podłogę. – Jego matka… jego rodzice byli uczciwymi ludźmi – dokończył Tyron. W komnacie zapanowała cisza. – Brag Orin umarł, nie zdobywszy sobie sympatii mieszkańców Gruaronu – powiedział po chwili Bolt Marr. Tyron popatrzył na niego. – I co z tego? – Chcę tylko powiedzieć, że po śmierci żony stał się innym człowiekiem, niż ten, którego znaliśmy, tu, w Vernarze. – Co to ma do rzeczy? – zapytał Tyron, przyglądając mu się uważnie. – Może nic… a może bardzo wiele – powiedział powoli Bolt Marr, nie odwracając wzroku. – Wytłumacz to! – Cesarz przekrzywił głowę. – Myślę, że nie warto rezygnować z usług przydatnych ludzi tylko dlatego, że nie są tacy sami jak ci, których… Cesarz nie dał mu dokończyć. – Przydatnych? Sugerujesz, że bez Orina sprawy Peolii mają się gorzej? – Nie gorzej, ale nie tak dobrze, jak mogłyby się mieć. Już kilkakrotnie pomyliliśmy się w ocenie sytuacji u sąsiadów i straciliśmy przez to dwóch czy trzech potencjalnych przyjaciół. Tyron podniósł się z miejsca. Nim jednak zdążył się odezwać, Caber Lard chrząknął. W całej Peolii nie było ani jednej osoby, dla której bezpiecznie byłoby słuchać sporu między Tyronem a jego najbliższym sługą. Dotyczyło to każdego bez wyjątku – możnych, halderów, członków Gostii, a nawet rodziny cesarza. Lard wiedział o tym równie dobrze, jak wszyscy inni. Tyron i Bolt Marr spojrzeli na niego, a potem na siebie. Marr pochylił głowę. Cesarz usiadł, przysunął do siebie osełkę, a następnie podniósł jeden ze sztyletów i przechylił się w stronę kominka, uważnie oglądając jego ostrze. Nacisnął pedał, a kiedy koło zaczęło się kręcić, przytknął do niego sztylet. Błysnęło i w powietrzu zawisł szeroki ogon iskier, tak jakby ktoś miażdżył na kamieniu gwiazdę. Caber Lard obserwował, jak władca Peolii marszczy brwi. Jego oczy najpierw zwęziły się niebezpiecznie. Potem pojawiły się w nich błyski, takie same jak te, które raz po raz unosiły się znad osełki. – Doliny Gruaronu – powiedział w końcu Tyron, odkładając zaostrzony sztylet. – Najbardziej nieprzydatna ze wszystkich prowincji Peolii. I na dodatek znajduje się w takim miejscu, że nie było komu jej oddać. – Pokiwał głową. – Ale z drugiej strony… Nawet one dostarczają nam… – zawahał się. – Nawet tam kryją się ciekawe rzeczy. Bolt Marr wstał od stołu. – Ta zima zapowiada się na długą. I raczej nic się nie wydarzy. – Właśnie. – Tyron uśmiechnął się. – Słuchaj, chłopcze – machnął ręką do Larda – nie masz nic przeciwko podróżom, prawda? – Chętnie sam pojadę do Gruaronu. – Lard uśmiechnął się, zadowolony, że udało mu się uzyskać to, po co tu przyszedł. – Sam? O nie!… Będzie towarzyszył ci wierny sługa – Tyron mrugnął do Marra – a jak już traficie do Omorgu, poprosicie Orina, by pokazał wam okolicę. Niedaleko miasta jest taka mała kotlinka, odgrodzona od świata murem. Chciałbym, żebyście wszyscy trzej spędzili w za tym murem dzień lub dwa i… rozejrzeli się. – A jeśli nie wpuszczą nas do Hrostu? – Nie wpuszczą? – Tyron uniósł brwi. – Ciebie? Haldera? Możesz powiedzieć Mistrzowi Gildii Hordów, że uznałbym to za obrazę. Zresztą dam ci list. Ale myślę, że ci się nie przyda. W końcu Orin, jak mnie zapewniacie, siedzi tam już rok. Musiał poznajomić się z Hordami. Może nawet się z nimi zaprzyjaźnił? Może dowiedział się czegoś? Do licha – trzepnął się ręka o udo – gdybyście nie byli takimi tchórzliwymi głupcami i wcześniej dali mi znać, gdzie on się podziewa, sam kazałbym mu powęszyć trochę w Hroście! Halder i dowódca tajnej straży Peolii wymienili spojrzenia. Żaden się nie odezwał. Caber Lard skłonił się i chciał wyjść, ale Tyron zatrzymał go gestem. – Jeszcze dwie rzeczy – powiedział wstając – tam teraz nie jest bezpiecznie, więc weźmiecie ze sobą kilku żołnierzy. A po drugie – podszedł do ściany i wskazał na jedną ze skór – ta jest już stara i z roku na rok zaczyna coraz bardziej cuchnąć. Macie mi przywieźć nowy egzemplarz. A jeszcze lepiej żywego osobnika, z którym mógłbym zabawić się na arenie. Nad głową cesarza, starannie wyprawiona i szeroko rozpięta, wisiała – błyskając brunatnymi łuskami – skóra grychty. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Moralność przyszłości
— Miłosz Cybowski
Esensja czyta: Lato 2009
— Jakub Gałka, Anna Kańtoch, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski
Sen o Dolinach
— Karina Murawko-Wiśniewska
http://pl.wikipedia.org/wiki/Imiesłów_przysłówkowy_współczesny