Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wawrzyniec Podrzucki
‹Uśpione archiwum›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUśpione archiwum
Data wydania25 czerwca 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklYggdrasill
ISBN83-917904-8-7
Format512s. 185x125mm
Cena28,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Uśpione archiwum

Esensja.pl
Esensja.pl
Wawrzyniec Podrzucki
Zapraszamy do lektury pierwszego rozdziału debiutanckiej powieści Wawrzyńca Podrzuckiego.

Wawrzyniec Podrzucki

Uśpione archiwum

Zapraszamy do lektury pierwszego rozdziału debiutanckiej powieści Wawrzyńca Podrzuckiego.

Wawrzyniec Podrzucki
‹Uśpione archiwum›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułUśpione archiwum
Data wydania25 czerwca 2003
Autor
Wydawca RUNA
CyklYggdrasill
ISBN83-917904-8-7
Format512s. 185x125mm
Cena28,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział 1
Poliprocesory w głowie Thomasa Farquaharta włączyły się automatycznie w chwilę po tym, jak pijany w sztok stoczył się ze schodów w Przewoltowanym Węgorzu i stracił przytomność. Tylko ich czujności zawdzięczał, że ranek następnego dnia nie przywitał go obezwładniającym bólem głowy ani smakiem wymiocin w ustach. Służbowe bioimplanty, dzięki którym mógł bezkarnie opychać się proszkiem na karaluchy, o alkoholu nie wspominając, nieraz już okazały się prawdziwym błogosławieństwem. Jednak po wczorajszej kłótni z arcykonstablem Gerhardem von Kloskym Thomas chciał jedynie upić się jak za dawnych czasów, toteż z pełną świadomością wyłączył je jeszcze przed progiem baru. Usłużne wszczepy zdołały przez noc oczyścić jego organizm z toksyn, ale niewiele mogły poradzić na moralnego kaca. Nigdy więcej! poprzysiągł swemu odbiciu w lustrze, a potem zaczął się zastanawiać, kto pomógł mu w dotarciu do domu. Sam tego nie dokonał, to pewne. Nie mógł sobie nawet przypomnieć, kiedy i jakim sposobem opuścił Węgorza ani co wyprawiał po tym, jak piwo odebrało mu rozum. I lepiej nie myśleć, jakie powitanie czeka go dzisiaj w strażnicy, jeśli paplanina zawistnych języków dotarła już do uszu arcykonstabla.
Thomas otworzył niewielką ścienną garderobę, na której dnie spoczywał cały jego służbowy sort: jeden galowy mundur, dwa polowe uniformy na zmianę, kilka kompletów przepisowej bielizny, no i skórka, starannie złożona w małym futerale, która, podobnie jak poliprocesory, była osobistym podarkiem od von Klosky’ego. Z ciężkim sercem Farquahart podniósł szare etui, oczyma duszy widząc już, jak składa je na biurku arcykonstabla razem z całą resztą. Gerhard, co prawda, wybaczał Thomasowi wiele, ale nawet wyrozumiałość tego niezwykłego człowieka musiała mieć swoje granice i trudno było oczekiwać, że von Klosky przymknie oko na wczorajsze wybryki swojego zastępcy. Cóż, Farquahart zdawał sobie sprawę, że sam jest sobie winien, i nie będzie miał prawa narzekać na niesprawiedliwość losu, jeśli Gerhard postanowi odebrać mu insygnia konstabla. Nie wiedział tylko, jak upora się z własnym wstydem i upokorzeniem, których bez wątpienia nie oszczędzą mu najbliższe dni, i z żalem po utracie takich cudeniek jak poliprocesory czy skórka.
Farquahart otworzył futerał i wyjął z niego cienki jak mydlana bańka jednoczęściowy kombinezon, który potrafił wiele ciekawych rzeczy, ale jego głównym zadaniem był kamuflaż, bliski zresztą idealnego. Ten jeden, ostatni raz, pomyślał ze smutkiem, ostrożnie przywdziewając skórkę. Narzucił na nią swój zwykły polowy uniform młodszego konstabla i z westchnieniem ulgi spostrzegł, że nikt nie skorzystał z jego wczorajszej niedyspozycji i nie ukradł mu neutralizatora. Szybko przełknął trudne do zidentyfikowania resztki z niesprzątanego od dwóch dni stołu i wyszedł z domu. Była dopiero siódma i do przepisowej pory rozpoczęcia służby została godzina, ale Thomas liczył na to, że spacer pustymi jeszcze uliczkami pomoże mu przewietrzyć umysł i wyrzucić z niego większość przykrych wspomnień z wczorajszej nocy, a przede wszystkim przygotować się psychicznie na spotkanie z przełożonym.
Skromne dormitorium Thomasa znajdowało się po zachodniej stronie Rzeki, podobnie jak strażnica, i gdyby zaraz po przekroczeniu progu skierował się na północ, dotarłby do niej w niecałe dziesięć minut. Wybrał jednak okrężną drogę biegnącą stromymi zaułkami w kierunku placu u stóp Wesendu, gdzie nawet o tak wczesnej godzinie powinny być już otwarte pierwsze stragany i budki z jego ulubioną erba mate. Szedł bez pośpiechu, mijając domy średnio zamożnych mieszczan, nad którymi górowały wille Wysokich Rodów, jak jaskółcze gniazda uczepione skarpy Ryftu. Zabudowa w Keshe była gęsta, niemniej tu i ówdzie pozostały jeszcze nagie skrawki dziewiczego żywogruntu, który o tej porze był w szczytowej fazie cyklu. W ciszy poranka można było usłyszeć, jak regularnie oddycha, wchłaniając stare i oddając świeże, przesycone chłodną wilgocią powietrze.
Thomas starał się nie myśleć na razie o niczym szczególnym, delektował się po prostu rześkością poranka i rozluźniał umysł. Skręcił i omijając San-Soho, zszedł po drewnianych schodach na główny plac miejski. Tak jak przypuszczał, nad jedną z budek unosiła się para z kociołków, roztaczając w porannym powietrzu kuszące zapachy. Podszedł do niej i z ciekawością zajrzał do środka.
Dzień dobry odezwał się do niewysokiego człowieczka, który krzątał się wśród swoich garów.
O, pan konstabl! Witam, witam. Zagadnięty uśmiechnął się szeroko do pierwszego w tym dniu klienta. A cóż to tak wcześnie?
Jakoś nie mogłem dzisiaj spać rzekł Thomas, rzucając pierwszy z brzegu powód, jaki przyszedł mu do głowy.
No tak, czasem najdzie człowieka taka duchota w nocy… przytaknął straganiarz ze zrozumieniem, szybko jednak przeszedł do sedna. To jak, bierzemy coś?
Jeśli jest erba mate…
Oczywiście, i to świeżutko zaparzona. Jak podać: słodką czy soloną?
Soloną, jeśli można. I z odrobiną mleka.
Doskonale. Straganiarz nalał parujący napój do kubka. A może coś do tego na ząbek?
Ee… A co jest?
No cóż… Jakby było trochę później, miałby pan konstabl w czym wybierać, a teraz jest tylko pokkala na półkwaśno albo ryżopros z ostrym sosem. Ale obydwie rzeczy wyśmienite, gwarantuję.
No dobrze, niech będzie ryżopros zgodził się Thomas, bo spacer i aromaty z kociołków zdążyły pobudzić jego apetyt.
Służę z przyjemnością rzekł tamten i zręcznym ruchem położył całe zamówienie na wąskim kontuarze.
Kubek parzył w rękę. Erba mate była gorąca, ale taką właśnie Thomas lubił najbardziej. Sączył ją niespiesznie, na wszelki wypadek opierając się o kontuar tyłem do straganiarza. To powinno wystarczająco wyraźnie dać do zrozumienia właścicielowi budy, że pan konstabl nie ma tego ranka ochoty na żadne pogawędki. Niestety…
Ludziom to już w ogóle nie można dzisiaj wierzyć Thomas usłyszał niby to obojętnie wypowiedziane słowa. Bo przecież niemożliwe, żeby pan konstabl wczoraj…
Farquahart odwrócił się raptownie do straganiarza, rozchlapując na rękę gorący płyn.
Co wczoraj? rzucił ostro i spojrzał tamtemu prosto w oczy.
Ależ nic zgoła! Straganiarz aż się cofnął na widok niewróżącej niczego dobrego miny strażnika. Ja tylko… Ja tylko chciałem zapytać, czy sos nie jest przypadkiem za ostry.
Może być mruknął Thomas z pełnymi ustami.
Tak naprawdę sos był mdły. Kolejne oszustwo na coraz dłuższej liście, pomyślał Thomas. Ale jeszcze na progu domu przyrzekł sobie solennie, że dzisiaj nikomu nie pozwoli się sprowokować i nie wda się w żadną awanturę, bąknął więc tylko:
Przepraszam, niepotrzebnie się uniosłem po czym w milczeniu wziął się do kończenia posiłku.
Straganiarz odetchnął z ulgą, a chcąc odwzajemnić uprzejmość, nachylił się nad kontuarem ku konstablowi… i został poczęstowany swoją własną potrawą, którą Farquahart parsknął mu nagle prosto w twarz.
Miska i kubek, wypuszczone z rąk, stuknęły o wypolerowane tysiącami stóp ogniodębowe klepki placu. Thomas złapał się za głowę i zatoczył na ścianę budki, tak rozdzierający był alarm, który niespodziewanie zawył w jego sensorium. Zawył, lecz urwał się gwałtownie po kilku sekundach, pozostawiając Farquaharta w chwilowym szoku.
¦więta macierzy, panie konstablu! krzyknął szczerze zaniepokojony straganiarz, ścierając z twarzy resztki tego, czym opluł go Thomas. Co z wami? Przecież to nie mogło być aż takie ostre, sam kosztowałem! I z niedowierzaniem rzucił się do swoich garnków, by sprawdzić, czy rzeczywiście nie przesadził z przyprawami.
Oprzytomniawszy po pierwszym zaskoczeniu, Thomas wysypał na kontuar kilka monet,bez liczenia.
Zaraz, to za dużo! zawołał straganiarz na widok całych dwudziestu gloss, lecz Farquahart machnął tylko ręką i pognał na skróty w kierunku południowych rogatek.
W całym Keshe czuwało ponad pięćdziesiąt alarmowych mikroboi, o których istnieniu wiedzieli tylko on, Gerhard i Regulamin. Wszystkie przechwyciły to samo co Farquahart alarmowy sygnał najwyższego priorytetu, do tego momentu znany mu jedynie z teoretycznego instruktarzu i jednocześnie zlokalizowały most Grynish jako jego źródło. Nie powiedziały wprawdzie, kto go wysłał, ale Thomas wiedział, że nadawca mógł być tylko jeden.
Z sercem coraz głośniej bijącym na trwogę, w kilku susach pokonał strome schodki zaułka Nofolk, w biegu przeskoczył nad barierką, wylądował na biegnącej poniżej Promenadzie Porcelanowej i zakręciwszy ostro tuż za magazynami, wypadł na ostatni przed mostem prosty odcinek Bulwaru Nadrzecznego. Leciał tak szaleńczo, że wyszarpnięty z olstra neutralizator niemal wyfrunął mu z ręki wprost do Rzeki. Lecz kiedy Thomas pokonał ostatni zakręt i wypadł zza skrzydła wiatrochronu, okazało się, że nie ma do kogo wymierzyć służbowej broni. Most był kompletnie pusty. Skonfundowany, przebiegł po nim tam i z powrotem, ale nie dostrzegł żadnych śladów walki ani jakichkolwiek innych dramatycznych wydarzeń. Tymczasem indagowane mikroboje powtarzały z uporem, że sygnał został nadany właśnie stąd, niespełna trzy minuty temu, i że o pomyłce nie może być mowy.
Thomas stanął pośrodku drewnianego chodnika, rozglądając się nerwowo na wszystkie strony. Co to ma znaczyć? To on gnał jak wariat, o mało nóg sobie nie połamał, a tu nic? Deus, jeśli to jakiś głupawy żart!… Thomas z miejsca zaprzeczył sam sobie. Von Klosky’emu trudno było odmówić poczucia humoru, jednak tak sztubacki numer zupełnie do niego nie pasował. No więc co, do ciężkiej zarazy?!
Gerhard, odezwijże się wreszcie! nadał błagalnie. Chociaż jeden impuls!
Przeszukał pasmo po paśmie, za każdym razem z takim samym skutkiem: zero odbioru. Nie wychwycił nawet charakterystycznego poszumu tła, jakby komunikator Gerharda von Klosky’ego zniknął z tego świata razem ze swoim właścicielem.
Na naocznych świadków też nie było co liczyć i choć jeszcze niedawno Thomas rozkoszował się poranną ciszą wyludnionych uliczek, teraz przeklinał uśpione miasto. W zasięgu wzroku nie było żywej duszy, nikogo, kim mógłby potrząsnąć i komu rzuciłby mu w twarz: „Hej, ty! Nie widziałeś przypadkiem arcykonstabla?” Przechylił się przez barierkę i spojrzał w dół, na znajdującą się kilkanaście metrów poniżej przystań. Opustoszałe tratwy i promy kołysały się łagodnie na wodzie, przycumowane do pływających pomostów. Minie jeszcze co najmniej pół godziny, nim załogi zaczną się krzątać na którejkolwiek z łodzi.
Niech to jasna krew zaleje! zaklął Thomas w bezsilnej złości. Co tu się stało?
koniec
20 lipca 2003

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Postludzkość w świętym gaju
— Janusz A. Urbanowicz

Tegoż twórcy

Smutek wieńczy dzieło
— Michał Kubalski

Gdzie są bohaterowie?
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.