Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nancy A. Collins
‹Tuzin czarnych róż›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTuzin czarnych róż
Tytuł oryginalnyA Dozen Black Roses
Data wydania30 listopada 2004
Autor
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Zysk i S-ka
CyklSonja Blue
ISBN83-7298-129-9
Format264s. 125×183mm
Cena23,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Tuzin czarnych róż

Esensja.pl
Esensja.pl
Nancy A. Collins
1 2 3 5 »
Prezentujemy fragment przygotowywanej do druku przez wydawnictwo Zysk i S-ka powieści „Tuzin czarnych róż” autorstwa Nancy A. Collins.

Nancy A. Collins

Tuzin czarnych róż

Prezentujemy fragment przygotowywanej do druku przez wydawnictwo Zysk i S-ka powieści „Tuzin czarnych róż” autorstwa Nancy A. Collins.

Nancy A. Collins
‹Tuzin czarnych róż›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułTuzin czarnych róż
Tytuł oryginalnyA Dozen Black Roses
Data wydania30 listopada 2004
Autor
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Zysk i S-ka
CyklSonja Blue
ISBN83-7298-129-9
Format264s. 125×183mm
Cena23,90
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Od autorki
Powieść ta stanowi rodzaj pomostu pomiędzy światem Sonji Blue a Światem Mroku, stąd w treści mogą pojawić się pewne nieścisłości i odstępstwa wynikające z przebiegu wydarzeń zachodzących w każdym z tych światów. Starałam się, aby połączenie to było możliwie najlepsze. Niniejsza historia rozgrywa się po wypadkach opisanych w „Paint it Black”. W tym miejscu pragnę uchylić kapelusza przed takimi obrazami filmowymi, jak: „Straż przyboczna”, „Za garść dolarów”, „Świt żywych trupów” i „Wojownicy”.

Umarłe Miasto
Spory procent osób, które spotykamy na ulicach, to ludzie puści w środku, a zatem ludzie, którzy są już martwi. Szczęściem dla nas nie dostrzegamy tego i nie zdajemy sobie z tego sprawy. Gdybyśmy wiedzieli, jak wielu ludzi jest de facto martwych i ilu z nich sprawuje władzę nad naszym życiem, ze zgrozy postradalibyśmy zmysły.
Georgij Gurdżijew
Wierzę w dzieci,
wierzę w życie,
lecz musiałbym być chyba
głuchy, głupi i ślepy,
by nie dostrzegać
toczącej się walki.
Obliczy śmierci, obliczy śmierci,
obliczy śmierci dokoła mnie.
Temat miłosny z „Obliczy śmierci 4”

Rozdział 1
Miasto zostało założone ponad dwieście sześćdziesiąt lat temu, przez tych, którzy umknęli przed nietolerancją szerzącą się w ich ojczyznach. Leży u ujścia rzeki, o rzut kamieniem od rozległej zatoki, która jako pierwsza powitała osadników przybyłych do tego dziwnego, nowego świata. Bliskość wody ukształtowała jego przyszłość, podobnie jak otoczenie wpływa na rozwój dziecka.
Od samego początku los miasta złączony był z okrętami i z tymi, którzy na nich pływali. Gdy nadeszła Rewolucja, było ono już dobrze prosperującym portem morskim ze stocznią. Na nabrzeżach kwitł wszelkiego rodzaju handel, zarówno legalny, jak i czarnorynkowy. Kompanie przewozowe znajdujące się na nabrzeżach eksportowały do Europy tytoń, mąkę, indygo oraz ryby, przyjmując w zamian brudny, ludzki towar ze Złotego Wybrzeża i znacznie odleglejszych zakątków świata.
W następnych latach losy miasta w jeszcze większym stopniu związały się z morzem i okolicznymi rzekami, które od czasu do czasu wylewały i groziły mu pochłonięciem. Czas płynął. Statków nie budowano już w całości z drewna, powstały zatem stalownie i rafinerie naftowe, by można było tworzyć okręty bojowe i frachtowce, wynalazki epoki parowej.
Jak wszystkie miasta portowe, to również było na początku przystanią dla wszelkiej maści wyrzutków i typów spod ciemnej gwiazdy, w miarę upływu lat jednak stało się ono bardziej cywilizowane i kosmopolityczne. Nabierając dojrzałości, wyrobiło w sobie znacznie bardziej wyrafinowany gust w kwestii przyjemności, narodziły się w nim gmachy oper, muzeów i amfiteatrów. Zbudowano także pierwszą uczelnię, a wkrótce kolejne budowle uniwersyteckie. Po lepszych okresach przychodziły gorsze, lecz i one z czasem przemijały. Były pożary i powodzie, recesje i inflacje, lecz miasto za każdym razem odżywało, tak jak ciało ludzkie dochodzi do siebie po dłuższej bądź krótszej chorobie.
Symbiotyczne pasożyty uważające miasto za swoje pleniły się w najlepsze, płodząc gwiazdy sportu, chirurgów, dziennikarzy, filozofów, polityków i poetów. Koła postępu, przemysłu i biznesu obracały się synchronicznie, nie uszkadzając sobie wzajemnie trybów. Było to miasto z przeszłością i przyszłością.
Aż nadeszła teraźniejszość.
Czterdzieści lat temu mieszkańcy wewnętrznego miasta zaczęli opuszczać wytworne kamienice i apartamentowce stanowiące spuściznę po ich przodkach, przenosząc się na zielone, przestronne przedmieścia. Niebawem pozostali w mieście tylko ci, których nie było stać na przeprowadzkę. Gdy klasa pracująca ustąpiła pola klasie zubożałej i zazwyczaj nie pracującej, miasto zaczęło popadać w ruinę.
Trzydzieści lat temu tryby kół postępu i przemysłu zaczęły się zazębiać, w miarę jak postęp technologiczny zmniejszył znacznie zapotrzebowanie na najtańszą nawet siłę roboczą. Stocznie zmechanizowano, podobnie jak rafinerie i stalownie. Niewykwalifikowanym i niewykształconym proponowano coraz mniej stanowisk pracy.
Dwadzieścia lat temu embargo na ropę naftową sprawiło, że cena za baryłkę podskoczyła z dwóch na trzydzieści dwa dolary. Amerykanie, których nie było już stać na utrzymanie rodzimych, pożerających paliwo jak smoki krążowników szos, przerzucili się na znacznie bardziej ekonomiczne, tańsze w eksploatacji samochody zagraniczne. Zapotrzebowanie na rodzimą stal drastycznie spadło. Koła postępu przestały być smarowane i tryby zaczęły obracać się z coraz większym trudem, przy każdym obrocie na wszystkie strony tryskały snopy iskier. Robotnicy portowi, stoczniowcy, pracownicy rafinerii i odlewni stanęli przed całkiem realnym widmem bezrobocia. Zwolnienia grupowe były na porządku dziennym. Nawet ludzie wykształceni mieli trudności ze znalezieniem pracy, gdyż inflacja zrównała dyplomy licencjackie do poziomu zwykłej matury. Całe kwartały dzielnic wyludniały się; opustoszałe domy powoli obracały się w ruinę.
Piętnaście lat temu rząd federalny okroił wsparcie finansowe dla najuboższych i bezrobotnych pozostających w miastach wewnętrznych. Innymi słowy miasto pozbawione usług, zaniedbane i na wpół opustoszałe pozostawiono samemu sobie, skazując je na powolny upadek. Niegdysiejsza ekonomia przemysłowa ustąpiła miejsca gospodarce opartej na bazie usług. Absolwenci college’ów podejmowali się każdego, nawet najmarniejszego zajęcia, sprzedając hamburgery i zmieniając pościel w szpitalach, podczas gdy zubożali maklerzy giełdowi, bankierzy i handlarze nieruchomości odwiedzali swymi beamerami i volvo miejskie slumsy po kolejną porcję kokainy.
Przestępczość wzrastała w zastraszającym tempie. Wśród polityków szerzyła się korupcja. Gangi pleniły się w najlepsze, a w miarę rozrastania się wszczynały wojny o terytoria.
W którymś momencie, podczas zaciętych walk pomiędzy uzbrojonymi w pistolety maszynowe członkami gangu, miastu zadano śmiertelny cios.
Miasta są żywymi istotami. Rodzą się i dorastają, dojrzewają i starzeją się. Niekiedy nawet umierają. Miasta jednak, w przeciwieństwie do istot organicznych z krwi i kości, tkanek i mięśni, nie wiedzą, że są martwe.
Symbionty, które krzątają się zawzięcie wewnątrz truchła, są zwykle bardzo zdeterminowane, by zachować w nim pozory życia, na długo po tym, gdy wykrwawiło się ono na amen.
Umarłe Miasto było największym z robaków żerującym na takim truchle.
Większość ludzi mieszkających w mieście nie zdaje sobie sprawy, że jest pewien obszar, którego istnieniu zaprzeczają przedstawiciele lokalnych władz. Nie znajdziecie go na żadnym planie miasta. Żaden wóz patrolowy, karetka czy wóz strażacki nie zapuszcza się w ten zapomniany obszar rozciągający się nad rzeką. W ciemnych uliczkach tej dzielnicy często rozbrzmiewa wołanie o pomoc, lecz rzadko ktoś na nie odpowiada, i w gruncie rzeczy to jest całkiem zrozumiałe. Obszar ten stanowi gnijące serce miasta, które niegdyś tętniło życiem. Czyż można sobie wyobrazić miejsce, które lepiej nadawałoby się na kryjówkę dzieci nocy niż miasto będące żywym trupem?

Nieznajoma wyszła z cienia na Ulicę Bez Nazwy. Zlustrowała wzrokiem stare ceglane kamienice, nierówny bruk i dziewiętnastowieczne latarnie i bez słowa pokiwała głową. To było to miejsce.
Choć niezwykłość budowli mogła zwieść nieświadomego turystę, aby myślał, że trafił do osobliwego miejskiego centrum handlowego dla japiszonów, iluzja trwała jedynie chwilę; w ciemnych zaułkach piętrzyły się sterty gnijących śmieci, a włóczący się po chodnikach pijaczkowie i bezdomni o twarzach szarych jak popiół stanowili jawny dowód, że dzielnica ta nie należała do nazbyt wytwornych.
Tak czy inaczej, jak na część miasta, której rzekomo nie było, Ulica Bez Nazwy dosłownie tętniła życiem. Choć większość sklepowych witryn zabito deskami, kilka bodeg obsługiwało sporej długości kolejki samotnych mężczyzn i kobiet.
Przystanęła przed jedną z wystaw, zerkając na ścianę wzniesioną z wyblakłych pudeł Froot Loops i słoików z przeterminowanymi przecierami dla dzieci, stanowiącą barykadę dla ciekawskich oczu. Cokolwiek sprzedawano wewnątrz, na pewno nie były to produkty spożywcze. Uwagę nieznajomej przykuł błyskający frenetycznie neon w głębi ulicy. Ruszyła w tę stronę, spoglądając czujnie w głąb mrocznej alejki, gdzie coś zaskomlało i zaszeleściło jak suche liście.
Pośrodku przecznicy znajdowało się kilka barów i sklep monopolowy, który jako jedyny w całej okolicy zdawał się nieźle prosperować. Jeden z barów ze striptizem nosił nazwę Danse Macabre; jego logo przedstawiało kobietę tulącą do siebie węża z migoczącym neonowym językiem. Dokładnie po drugiej stronie ulicy mieścił się salon bilardowy o nazwie Stick’s. Na chodniku przed jednym i drugim lokalem zebrały się grupki młodych mężczyzn w barwach gangów, łypiące na siebie nawzajem przez pas graniczny starej brukowanej ulicy.
Nieznajoma obserwowała młodzieńców rozmawiających między sobą, pociągających z butelek i palących cuchnące skręty. Za paskami wszyscy mieli zatkniętą broń. Obie grupy wydawały się jednakowo liczne, a ich członkami, co dziwne z uwagi na panującą w mieście segregację, byli zarówno biali, jak Murzyni i Latynosi.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.