Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Rick Shelley
‹Porucznik›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPorucznik
Tytuł oryginalnyLieutenant
Data wydania23 listopada 2004
Autor
PrzekładWitold Nowaczyk
Wydawca Zysk i S-ka
CyklKND
ISBN83-7298-685-1
Format256s. 125×183mm
Cena19,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Porucznik

Esensja.pl
Esensja.pl
Rick Shelley
1 2 3 5 »
Zamieszczamy fragment książki Ricka Shelley’a „Porucznik”. Powieść ta jest drugim tomem cyklu opowiadającego o losach Lona Nolana, żołnierza Korpusu Najemników Dirigentu. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Rick Shelley

Porucznik

Zamieszczamy fragment książki Ricka Shelley’a „Porucznik”. Powieść ta jest drugim tomem cyklu opowiadającego o losach Lona Nolana, żołnierza Korpusu Najemników Dirigentu. Książka ukaże się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka.

Rick Shelley
‹Porucznik›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPorucznik
Tytuł oryginalnyLieutenant
Data wydania23 listopada 2004
Autor
PrzekładWitold Nowaczyk
Wydawca Zysk i S-ka
CyklKND
ISBN83-7298-685-1
Format256s. 125×183mm
Cena19,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Jest rok 2803. Międzygwiezdna emigracja z Ziemi trwa już prawie od siedmiu stuleci. Statystyki nie są jednoznaczne,ale zasiedlono dotychczas co najmniej pięćset, a być może grubo ponad tysiąc światów. Całkowita ludzka populacja Galaktyki oscyluje pewnie koło biliona. Na Ziemi nominalną kontrolę nad wszystkimi koloniami sprawuje Konfederacja Ludzkich światów, w praktyce jednak jej rozporządzenia spotykają się z posłuchem jedynie w granicach wyznaczonych przez najdalej położoną stałą bazę systemu ziemskiego na Tytanie. Poza orbitą Saturna funkcjonują dwa podstawowe ugrupowania polityczne: Konfederacja Ludzkich Światów (która jest odłamem ziemskiej organizacji i założyła swoją stolicę w świecie znanym jako Unia) oraz Druga Federacja, z centrum na Buckingham. Obydwa związki dopiero w ciągu kolejnych dwóch stuleci staną się naprawdę popularne i wpływowe, a wtedy diametralna różnica poglądów doprowadzi je do stanu wzajemnej wojny. Do tego czasu ludziom, którzy potrzebują pomocy militarnej, a którym nie uśmiecha się ani dominacja Konfederacji, ani też Federacji, pozostaje ledwie kilka możliwości do wyboru. Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, zwracają się do najemników. Ich największa baza ulokowana jest na planecie Dirigent…

1
Temperatura spadła wreszcie poniżej trzydziestu ośmiu stopni Celsjusza, jednak wilgotność powietrza utrzymywała się na poziomie około stu procent. Nie pojawiał się nawet najlżejszy powiew wiatru, żeby przynieść choć drobną ulgę. Porucznik Lon Nolan od dawna pocił się obficie, ale pot nie parował i nie mógł go ochłodzić. Jedynie nasączał mundur, potęgując dyskomfort. Nawet bezruch męczył. Zatęchłe powietrze dżungli Nowej Bali było tak gęste od wilgoci, że samo oddychanie stawało się ciężką pracą. Dochodziła trzecia rano. Kompania A drugiego batalionu siódmego pułku Korpusu Najemników Dirigentu (KND) była gotowa do akcji.
Lon uniósł osłonę hełmu, aby zaczerpnąć nieco powietrza. Czuł, że się dusi pod opuszczoną zasłoną, ale i podniesienie jej na niewiele się zdało. Po chwili zdjął hełm i rękawem otarł pot z twarzy. To też nie przyniosło ulgi. Rękaw był już całkiem mokry.
– To śmieszne, Ivar – szepnął. – Można by się spodziewać, że po dwóch miesiącach w tej saunie, człowiek wreszcie do tego przywyknie.
– Są rzeczy, do których nie można się przyzwyczaić, poruczniku - odburknął starszy sierżant Ivar Dendrow. Zamilkł na moment. – Założę się, że na nikim nie pozostał ani gram tłuszczu – dodał.
Niekoniecznie miałoby to sugerować, że przed przybyciem na Nową Bali żołnierze z Dirigentu cierpieli na nadwagę – dbanie o sprawność było elementem ich stylu życia.
– Przynajmniej niedługo się to skończy – powiedział Lon. – Jeżeli przez kilka najbliższych godzin wszystko pójdzie jak trzeba, jutro o tej porze będziemy z powrotem na statku.
Wiedział, że nie powinien był tego mówić, nawet gdyby wydarzenia tych godzin miały toczyć się równie bezproblemowo jak podczas ćwiczeń na Dirigencie.
Dotychczas podczas tej misji stracił trzech ludzi ze swoich dwóch plutonów. Wszyscy padli ofiarą upału i to w pierwszym tygodniu. Teraz, choć nadal cierpieli niewygody, byli już na tyle zaaklimatyzowani, żeby uniknąć kłopotów tej natury. Lon uważał, że jedyną dobra rzeczą, jaką można by powiedzieć o Nowej Bali był brak żądlących czy gryzących stworzeń gustujących w ludzkiej krwi. Owady ich nie ruszały. Najwyraźniej nie było też węży, a jaszczurki trzymały się lokalnej zdobyczy, nawet te wielkie, które wydawały się być spokrewnione z ziemskim waranem z Komodo.
– Jeżeli wszystko pójdzie jak trzeba – powtórzył za nim Dendrow. Opuścił osłonę na tyle, aby rzucić okiem na wyświetlacz zegara. – Już czas, poruczniku.
Lon zdusił w sobie westchnienie. Nie licowałoby z sytuacją. Ponownie otarł pot z twarzy – tym razem użył drugiego rękawa – i założył hełm. Znów połączył się z Dendrowem na tym samym kanale, który łączył go również z dowódcą czwartego plutonu, sierżantem Weilem Jorgenem.
– Przygotujcie ludzi do akcji.
Nowa Bali była stosunkowo dawno skolonizowanym światem, ale rozwijała się bardzo wolno. Po czterystu latach liczba ludności nie przekraczała trzech milionów. Populacja była szeroko rozsiana między kilkudziesięcioma miastami i setkami mniejszych osad. Bodźcem do kolonizacji były zasoby farmakologiczne tego świata. Odkrycie tysięcy przydatnych w medycynie związków organicznych w tropikalnym ekosystemie Nowej Bali uzasadniało początkową kolonizację. Natomiast znalezienie dostępnych złóż platyny i złota doprowadziło do boomu dokładnie wtedy, kiedy medyczne zastosowanie nanotechnologii najpierw zmniejszyło, a następnie całkowicie wyeliminowało zapotrzebowanie na terapie tradycyjnymi lekami.
Kompania Alfa drugiego batalionu siódmego pułku Korpusu Najemników Dirigentu miała się wkrótce przekonać, czy dwustu zawodowych żołnierzy jest w stanie przeprowadzić udany zamach i opanować centralny rząd oraz urządzenia telekomunikacyjne tego małego świata.
Singaraja, stolica Nowej Bali, a zarazem jej największe miasto, liczyła sto tysięcy mieszkańców. Początkowo było niewielką enklawą na północnym skraju delty Utanu, z której badacze mogli zapuszczać się w głąb dżungli. Później miasto rozwijało się głównie na północ wąskim paskiem wzdłuż wybrzeża. Bliskość oceanu łagodziła klimat. W ciągu dnia różnice temperatur między brzegiem a terenem oddalonym od niego o półtora kilometra, mogły wynosić nawet siedem stopni. Nocą, przy południowo-zachodniej bryzie, sięgały nawet dziesięciu.
– Trzeci i czwarty pluton w gotowości, kapitanie – zameldował Lon, gdy tylko jego sierżanci potwierdzili ten fakt.
– Dobrze. Jeszcze parę minut – odpowiedział Matt Orlis, dowódca kompanii. – Tylko spokojnie, Nolan. Wszystko według planu.
– Tak jest, sir. – Lon nie przejął się tym napomnieniem. Był oficerem z najmniejszym stażem nie tylko w kompanii A, lecz w całym pułku. Przywykł, że oficerowie tłumaczyli mu wszystko tak dokładnie, jakby obawiali się, że bez odpowiedniej instrukcji nie będzie w stanie włożyć spodni na właściwą stronę. Nowa Bali była jego pierwszym kontraktem, od kiedy dostał licencję.
– Masz łatwiejszą część roboty, gmach rządu i centrum telekomunikacji – dodał Orlis.
– Tak, jest, kapitanie, pamiętam – przerwał mu Lon, starając się nie dopuścić do dalszego, szczegółowego wyjaśniania. „Znam swoje zadanie” – pomyślał. „Wiem co, robić”. Celami pozostałych dwóch plutonów były centralny komisariat policji i koszary stołecznej milicji.
– Aktualny czas ataku to czwarta trzynaście – dodał Orlis. – Uderzymy na wszystkie cztery cele jednocześnie.
– Będziemy na czas – obiecał Lon, rzucając okiem na zegar na ekranie osłony. Zmienił kanał w radiu, żeby przekazać swoim sierżantom i kapralom wiadomość o małym opóźnieniu. Naprawdę było niewielkie. Minęły ledwie trzy minuty, zanim kapitan Orlis wydał rozkaz do wymarszu.
– Ruszajmy – przekazał go swoim Lon.
Każdy żołnierz z obu plutonów znał szczegóły operacji. W KND wyznawano zasadę praktycznego dzielenia się informacjami. Mimo największych strat, jakie pozrywałyby łańcuch dowodzenia, jednostka miała kontynuować swoje zadanie, nawet gdyby młodszy podoficer musiał przejąć komendę nad plutonem, a może i kompanią.
Trzeci i czwarty pluton ruszyły oddzielnymi trasami odległymi od siebie o sto metrów. Lon dołączył do trzeciego. Zanim dostał licencję, szkolił się w jego szeregach jako kadet. Z nimi czuł się najlepiej.
Ciche przemieszczanie się przez dżunglę nie sprawiało żołnierzom trudności, nie było też szczególnie niebezpieczne, zwłaszcza w nocy. Tropikalny las był zasadniczo pozbawiony podszycia, z wyjątkiem brzegów strumieni i polanek wytworzonych przez powalone drzewa, gdzie światło słoneczne sięgało gruntu i stymulowało wzrost młodych drzew i krzewów. Systemy noktowizyjne wbudowane w hełmy najemników dawały im niemal pełen obraz sytuacji. Dwie kolumny żołnierzy poruszały się bezszelestnie, obserwując obie flanki, gotowe na każdą niespodziankę. Wcześniejszy zwiad dostarczył dokładne dane o trasie, więc nie poruszali się po zupełnie obcym terenie. Żadna nieprzewidziana okoliczność nie zmuszała ich do szukania osłony.
„Będziemy działać z zaskoczenia. Trudno sobie wymarzyć coś lepszego” – pomyślał Lon. „Możemy zostać wykryci dopiero, kiedy wyjdziemy z dżungli do miasta”. Cieszył się, że już się zaczęło i że w miarę zbliżania się do celu, odczuwa wzrastające napięcie. Dzięki temu mógł przestać rozczulać się nad sobą z powodu pogody. Obserwował żołnierzy z trzeciego plutonu równie uważnie, jaki ich bezpośredni przełożeni. Czwarty pluton był zbyt daleko, aby poddać go równie bacznej obserwacji, ale Lon monitorował jego poczynania przez radio.
Rejon ataku znajdował się o mniej niż osiemset metrów od skraju dżungli. Miasto oddzielała od niej wyraźna granica. Patrząc od strony Singaraji, tropikalny las wyglądał jak jednolita, zielona ściana sięgająca czterdziestu metrów wysokości. Granica przypominała przestrzeń po powalonych drzewach, długą na wiele kilometrów i wypełnioną młodymi drzewami, przypadkowymi pnączami oraz krzewami wykorzystującymi każde miejsce, do którego docierały promienie słoneczne. Mieszkańcy musieli wykazywać się ciągłą czujnością i bronić dżungli dostępu do terenów, które jej kiedyś wykradli. Zawsze znalazł się jakiś intruz, sadzonka starająca się zapuścić korzenie na czystym gruncie.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Kosmiczne urrraaa!
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Kosmiczne urrraaa!
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.