Nie będzie żadnym spoilerem zapewnienie, że Lon Nolan, bohater „Kadeta”, „Porucznika” i „Kapitana KND”, wychodzi bez szwanku z walk toczonych na kartach tych powieści. W końcu to dopiero połowa cyklu o Korpusie Najemników Dirigentu, a Rick Shelley to nie Steven Erikson.
Kosmiczne urrraaa!
[Rick Shelley „Kadet”, Rick Shelley „Porucznik”, Rick Shelley „Kapitan KND” - recenzja]
Nie będzie żadnym spoilerem zapewnienie, że Lon Nolan, bohater „Kadeta”, „Porucznika” i „Kapitana KND”, wychodzi bez szwanku z walk toczonych na kartach tych powieści. W końcu to dopiero połowa cyklu o Korpusie Najemników Dirigentu, a Rick Shelley to nie Steven Erikson.
Jak przedstawić wojnę, nie wnikając w kwestie patriotyzmu i słuszności? Jak ją opowiedzieć, nie stając po którejś ze stron? Skorzystać z zawodowych żołnierzy-najemników, kierujących się co prawda zasadami żołnierskiego honoru, ale i kwestiami handlowymi. Jak opisać batalie – jedna za drugą – tak, by nie miały miejsca kwestie przyczynowo-skutkowe, by wojna wcześniejsza nie wpływała (politycznie, społecznie, gospodarczo itp.) na wojnę kolejną? Umieścić zwaśnione strony jak najdalej od reszty cywilizacji. Na przykład na innej planecie, w innym układzie słonecznym, może nawet w innej galaktyce. Zapewnić logiczny transport międzygwiezdny, odpowiednio dużą ilość zamieszkanych przez ludzi światów (powyżej tysiąca), dodać nieco anarchii w kwestiach podległości Ziemi – i gotowe. Można się skupić na tym, co autora najbardziej fascynuje: kampaniach wojennych.
Na wstępie powiedzmy jedno: hasła z okładek (o kosmicznej rebelii, o galaktyce w ogniu, o wojnie światów) są stanowczo przejaskrawione. To, że współcześnie ciągle w jakichś zakątkach Ziemi toczą się wojny, nie oznacza od razu, że cała Ziemia jest w ogniu. Podobnie w cyklu o KND: są planety, na których toczą się walki, międzygalaktyczny chaos władzy jest mniej lub bardziej zorganizowany, ale generalnie panuje spokój. Planety lub państwa-miasta, których nie stać na własne wojsko, a którym coś zagraża, wynajmują zawodowe armie najemników. Jest ich w uniwersum cyklu niemało, ale Korpus Najemników Dirigentu jest wśród nich największy (a co za tym idzie, doświadczony, najlepszy – chciałoby się rzec: markowy).
Na Dirigent trafia świeżo wyrzucony ze studiów oficerskich Lon Nolan. Wyrzucony razem z innymi prymusami ostatniego roku studiów… którzy jedynie w ten sposób mogli uniknąć wcielenia do federalnej policji zamiast do spodziewanej armii. Przyjęty do Korpusu jako kadet, swą pierwszą gwiazdkę może otrzymać dopiero po odbyciu prawdziwej kampanii wojennej, czyli po pierwszej misji (w której weźmie udział pod czujnym okiem bardziej doświadczonego dowódcy).
O tejże kampanii opowiada więc pierwszy tom cyklu, zatytułowany krótko „Kadet” („Officer-Cadet”). W świecie „znanym jako Norbank” wybucha rebelia. Druga fala kolonistów zwraca się przeciwko osadnikom z pierwszego rzutu, próbując obalić władze i zaprowadzić własne rządy. Ilość buntowników szacowana jest na kilkuset, kontrakt obejmuje więc siłę jednego batalionu (tj. więcej niż 800 żołnierzy – 4 kompanie i sztab podpułkownika). Rychło jednak okazuje się, że dane zostały niedoszacowane lub specjalnie zaniżone, a przewaga rebeliantów jest niemal miażdżąca. Odsiecz dla oblężonego miasta, walki górskie i leśne, fanatyczni wrogowie nieuznający porażki – to czeka bohaterów… i czytelników.
W tomie drugim, „Porucznik” („Lieutenant”), Nolan nosi już czerwono-złote porucznikowskie insygnia. Ledwo wróciwszy z dżungli Nowej Bali (gdzie kontrakt obejmował szkolenie miejscowych służb), wraz z całym pułkiem wybywa na Calypso, by jej bronić przed inwazją z Belletiene, sąsiedniej planety tego samego układu słonecznego. Powrót do tropików… Tym razem czekają nas jednak walki w mieście (ze zmiennym szczęściem po obu stronach), w miejskim parku i… na miejskiej plaży. I przykre niespodzianki, spowodowane względną bliskością ojczyzny najeźdźców przy o wiele bardziej odległej bazie na Dirigencie.
W tym miejscu wspomnieć trzeba o przemieszczaniu się na kosmiczne odległości. Międzygwiezdny rozwój cywilizacyjny stał się możliwy po wynalezieniu generatorów Nillsena i przestrzeni Q. Odtąd każda podróż (a przynajmniej ta, w której żołnierze KND przedostają się na inne światy) zajmuje 30 dni, w trakcie których statki odbywają trzy skoki w wygenerowanej wokół nich przestrzeni Q. Po szczegóły techniczne odsyłam do książek – ważne jest jedynie, że ów miesiąc zajmuje każda międzygwiezdna podróż, także najmniejszej sondy z wiadomościami czy prośbą o posiłki.
Podczas akcji opisanej w „Kadecie” Nolan był kadetem, w „Poruczniku” był porucznikiem, oczywistym jest więc, że w „Kapitanie KND” („Captain” – polska języka trudna języka) nasz bohater jest… nadal porucznikiem. W dodatku zakochanym. Tańczy na balach oficerskich, uczestniczy w testowaniu nowych broni, przekonuje się też, że prócz samej walki do zwycięstwa prowadzą także rozmowy, negocjacje i nieoczekiwane sojusze. A misje pokojowe są bardziej skomplikowane od zwykłych, gdzie przynajmniej wiadomo, z której strony oczekiwać nadlatujących kul.
Wojna jest krwawym interesem, wielu bohaterów ginie na kartach powieści. Kariera Nolana jest nieco dziwna, pozostawia też – po zastanowieniu – gorzki posmak
1). Aby jednak uniknąć mozolnego budowania co powieść nowego grona kolegów, a czytelnikom pozostawić kotwicę znajomych twarzy, autor postawił na nanotechnologię. Lekarze KND dysponują tubami medycznymi, przywracającymi pacjentów w ciągu kilku godzin do pełnej sprawności technologiami molekularnymi. Warunek jest tylko jeden: delikwent musi być żywy… Z innych ciekawostek technicznych warto wspomnieć o biodegradowalnych (jak zrozumiałem) materiałach wybuchowych, z których zbudowane są miny – jeśli w określonym czasie (30 dni) nie wybuchną, same się zneutralizują, więc nie trzeba po zakończeniu działań wojennych narażać na spotkanie z nimi ani saperów, ani cywili.
Rick Shelley
‹Kapitan KND›
W kwestiach społecznych ludzie wiele się nie zmienili (choć akcja toczy się w XXIX wieku). Tyle że – przynajmniej na Dirigencie – przeciętna długość życia wynosi 120 lat, starość zaczyna się po setce, a Nolan spotyka wojskowych emerytów, który odeszli z czynnej służby 50 lat przed jego narodzinami. Wbrew wielu przykładom z kręgu SF i space opery, tu religijność ani nie zanikła, ani nie została wypaczona. Pozostała na obecnym poziomie – żołnierze się modlą (zwłaszcza w chwilach zagrożenia), oficerowie proszą „niech Bóg będzie z nami/wami”. Novum stanowi przyzwolenie na stosowanie w przesłuchaniach odpowiednich narkotyków uniemożliwiających milczenie i kłamstwa. Natomiast zderzenie cywilizacji ukazano także pod kątem humorystycznym, na podstawie różnic językowych: słysząc Nolana (pochodzącego z Ziemi), mówiącego o zauważaniu wszystkiego, co większe od oposa, jego pozaziemski (w n-tym pokoleniu) towarzysz reaguje krótkim „a co to, do cholery, jest opos?”.
Może dziwić, a jeszcze bardziej śmieszyć sytuacja, w której wojsko XXIX wieku, w miarę zunifikowanej politycznie ludzkości, nadal określa wymiary w stopach, odległości w milach, a temperaturę w stopniach Fahrenheita. Od biedy można by to w tekście zostawić, ale wypadałoby w przypisach przedstawić przeliczenie na jednostki SI – czasem ciepło czy wymiary odgrywają w akcji istotną rolę, a czytelnik otrzymuje tylko część koniecznej informacji. Tymczasem przypis taki, na trzy tomy cyklu, znalazłem 1. Słownie: jeden. Jest też parę innych drobnych potknięć redakcyjnych polskiego wydania: translatorskie – jak choćby sytuacja, w której wspomniany jest kalambur, którego w polskim tekście nie widać (prawdopodobnie zaginął w tłumaczeniu), a także korektorskie – jak hasło „był czymś więcej […] choć stanowił jednostkę nadrzędną”.
Generalnie jednak drobne błędy nie wpływają na pozytywny odbiór całości. „Korpus Najemników Dirigentu” to sympatyczna space opera, bez ambicji kreowania całościowego, wymyślnego świata przyszłości (ani, niestety, pogłębionych psychologicznie bohaterów), w której główny nacisk położono na przedstawienie ze szczegółami akcji militarnych. Nie będąc wojskowym, strategiem ani historykiem, nie podejmuję się oceny wiarygodności przedstawianych kampanii, ale jak na mój gust nie ma tu zgrzytów. Polecam dla chwil relaksu, niekoniecznie jednak do podróży autobusem – ze względu na ciągłą, dynamiczną akcję, nie jest korzystne czytanie krótkimi fragmentami.
1) spoiler:
Nolan zostaje porucznikiem w swej jednostce w miejsce dotychczasowego, który ginie. Kapitanem zostaje, gdy ginie jego kapitan oraz bardziej doświadczony porucznik, który miał kapitanem zostać…