Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maureen F. McHugh
‹Po apokalipsie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPo apokalipsie
Tytuł oryginalnyAfter the Apocalypse
Data wydania21 stycznia 2014
Autor
PrzekładRadosław Madejski
Wydawca Replika
ISBN978-83-7674-115-4
Format220s. 130×209mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wyprawa do Francji

Esensja.pl
Esensja.pl
Maureen F. McHugh
« 1 2

Maureen F. McHugh

Wyprawa do Francji

Nie sądziłam, aby tak było, ale między innymi dlatego zaczęłam uprawiać jogę, że chciałam być mniej egocentryczna, co w moim przypadku oznaczało mniej wymądrzania się. I choć zazwyczaj nadal korygowałam przekonanie ludzi o ich nieomylności, a na zajęciach jogi wciąż zabiegałam, aby instruktor zauważył, jak dobrze sobie radzę, tym razem nie odezwałam się ani słowem.
Brian nie miał żadnej walizki ani nawet torby podręcznej, co naraziło go na kłopoty, ponieważ brak bagażu traktowano jako oznakę, że ktoś jest terrorystą. Musiałam oddać szampon i dezodorant, ponieważ oba miały objętość większą niż sto mililitrów. Tymczasem Brian został poddany kontroli osobistej i przesłuchany. Zebrało się tak wielu ludzi, którzy chcieli lecieć do Francji, iż ktoś w końcu zdał sobie sprawę, że to nie jest żaden spisek, tylko coś innego. Brian mówił, że jeden facet z ochrony lotniska też próbował dostać się do Francji i wytłumaczył to, chociaż nie mam pojęcia, jak można by to wytłumaczyć.
Jestem pewna, że wśród pasażerów znaleźli się i tacy, którzy wybierali się w podróż z innych przyczyn, jak choćby na wakacje albo na delegację służbową, ale ci z nas, którzy po prostu lecieli do Francji, stanowili większość. Siedzieliśmy w poczekalni i nie towarzyszyło nam to typowe dla lotniska uczucie, bo nie miało dla nas znaczenia, o której godzinie wylecimy i kiedy będziemy na miejscu; nie troszczyliśmy się o bagaże, rezerwacje, połączenia ani plany lotów. To zdumiewające, jak przyjemny może być port lotniczy, kiedy człowiek niczym się nie przejmuje.
To prawda, że wolno nam robić wszystko, na co mamy ochotę, nawet polecieć dl Francji dla kaprysu. Wystarczy tylko nie martwić się konsekwencjami.
Nie martwiłam się konsekwencjami, ale około siódmej wieczorem już wiedziałam, że nie wybieram się do Francji. Nikomu o tym nie powiedziałam, nawet Brianowi, który zamierzał tam lecieć. Zauważyłam, że kilka innych osób też zrezygnowało z podróży. Nie było już po nas tego widać, jak wcześniej. Wychodząc, zatrzymałam się przy kontuarze i wyjaśniłam im, że nigdzie nie lecę i że nie miałam żadnego większego bagażu, aby nie zaczęli podejrzewać, że może dojść do zamachu terrorystycznego, skoro nie wsiadłam do samolotu. Nie chciałam narażać na opóźnienie tych, którzy, jak Brian, wciąż chcieli lecieć.
Oddałam bilet, chociaż nie przysługiwał mi zwrot pieniędzy.
Być może przyda się komuś innemu. Potem wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
Nie chodziło o to, że nie mogłam polecieć do Francji. Po prostu straciłam na to ochotę. Może najzwyczajniej mi przeszło. Może zaraziłam się czymś od tamtych trojga, ale nie było
to nic trwałego. Nie miałam pojęcia. Czułam jakiś smutek. Kiedy dotarłam do domu, nie miałam ochoty wchodzić do środka.
Zostawiłam torbę w samochodzie i ruszyłam spacerowym krokiem w stronę domu mojej matki. Matka mieszkała w tym samym ceglanym wiejskim domku, do którego wprowadziła się, gdy miałam dziesięć lat. Był oddalony o parę kilometrów i nigdy nie szłam do niego na piechotę, bo musiałabym przeciąć kilka głównych ulic. Ale tego wieczoru poszłam. W mojej okolicy pełno jest starych domów z nadbudówkami i jeszcze mniejszych budynków, takich jak mój, w którym są tylko dwie sypialnie i nie ma piwnicy. Kawałek dalej wkroczyłam w dzielnicę nowszych i większych dwukondygnacyjnych domów. Moją uwagę przyciągnął jeden z nich, w dolnej części murowany, o drewnianych ścianach piętra. W jego bocznej elewacji tkwił wielki zegar osadzony w masywnym metalowym obramowaniu, które połyskiwało różem w promieniach zachodzącego słońca. Chodziłam tą drogą do sklepu i nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Miał duże ozdobne wskazówki i gładką tarczę w kolorze kości słoniowej, bez cyfr, na której w miejscu, gdzie powinna znajdować się godzina siódma, widniał jedynie drobny ornament stylizowany na liście bluszczu. Za to otaczające zegar deski przeobraziły się w jakąś materię podobną do porcelany, która zdawała się pęcznieć i kłębić, jakby żyła własnym życiem.
Przedmieścia zawsze mnie intrygowały i wydawały mi się nieco dziwne, ale wcześniej były bezbarwne i jawnie sztuczne, aż do przesady, a ten zegar wyglądał tak, jakby pochodził z innego świata, pełnego zachwycających tworów ludzkiej ręki, pełnego dzieł sztuki.
Krocząc przez mrok myślałam o domu mojej matki. Myślałam, że kiedy dotrę na miejsce, będzie już późny wieczór i być może będę miała ochotę na daiquiri albo manhattan, a może matka zechce napić się ze mną. Nie wiedziałam, czy tak naprawdę mam ochotę na drinka, ale było to swego rodzaju zwieńczenie dnia.
Byłam już niecały kilometr od domu matki i czekałam, aż zmienią się światła na skrzyżowaniu, bym mogła przejść przez szeroką sześciopasmową jezdnię. Widziałam przed sobą pralnię chemiczną i drogerię, które mieściły się w rzędzie ciasno stłoczonych budynków stojących blisko ulicy. Na światłach zatrzymała się półciężarówka forda. Niebo było ciemne, ale wciąż jarzyło się purpurowym blaskiem, który czasem pojawia się w nocy, zwłaszcza przed nadejściem tornada. Młody niechlujny mężczyzna o brodatej twarzy przebiegał przez skrzyżowanie, kiedy zza rogu wypadł rozpędzony bulwarowiec. Kierowca, próbując go ominąć stracił panowanie nad samochodem, który oderwał się dwoma kołami od asfaltu i już miał przewrócić się na bok, gdy wtem zastygł nieruchomo. Widziałam dokładnie jego podwozie, drążki zawieszenia, wał napędowy, tłumik i katalizator. Rozejrzałam się dookoła. Czas nie stanął w miejscu. Paliło się czerwone światło i chociaż zapanował bezruch, nie był on absolutny. Po chwili tak krótkiej jak wstrzymany oddech półciężarówka ruszyła z miejsca i przetoczyła się przez skrzyżowanie tuż obok zamarłej w połowie upadku terenówki. Biegnący facet dotykał ziemi tylko jedną nogą, a jego uniesiona lewa stopa wyginała się w kostce, kiwając tam i z powrotem, jak gdyby szukała oparcia do następnego kroku. Duży pomarańczowy trampek z białym czubkiem kołysał się zawieszony w powietrzu.
Patrzyłam na to wszystko i wiedziałam, że wszystko jest w porządku. Że to dopiero początek.
koniec
« 1 2
29 stycznia 2014

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Mimo wszystko przeżyć
— Jarosław Loretz

Klaser ze znaczkami końca
— Paweł Micnas

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.