Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Miles Cameron
‹Czerwony Rycerz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony Rycerz
Tytuł oryginalnyThe Red Knight
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklSyn zdrajcy
ISBN978-83-7480-630-5
Format832s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czerwony Rycerz

Esensja.pl
Esensja.pl
Miles Cameron
« 1 3 4 5

Miles Cameron

Czerwony Rycerz

– Ale jak mam się do ciebie zwracać? Jesteś dobrze urodzony, wnosząc z sarkastycznej pozy. Mój szambelan…
– Nie miał dla mnie miłego imienia, prawda, pani? – Pokiwał głową. – Możesz mnie zwać kapitanem, to w zupełności wystarczy. – Z wdziękiem skłonił głowę. – Nie podoba mi się, jak nazwał mnie twój szambelan. Bourc. Sam zwę się Czerwonym Rycerzem.
– Wielu mężczyzn nosi takie miano – powiedziała. – Syn z nieprawego łoża jest…
– Przeklęty przez Boga zanim się urodzi. Czyż nie, pani? – Próbował pohamować złość, która przyciemniła mu policzki jak rumieniec. – Jakże uczciwe. Jakże sprawiedliwe.
Przez chwilę patrzyła na niego z grymasem niezadowolenia, zirytowana tak, jak starszych ludzi często złoszczą młodzi, kiedy za bardzo pozują.
Przejrzał ją w okamgnieniu.
– Wydaję się zbyt mroczny? Czy powinienem dodać szczyptę heroizmu? – zapytał nieco wyniośle.
Zmierzyła go wzrokiem.
– Spowijając się mrokiem, ryzykujesz, że po prostu wydasz się nudny. Ale masz dość rozumu, żeby zdawać sobie z tego sprawę. Jeśli chcesz wiedzieć, chłopcze, jest jeszcze dla ciebie nadzieja. A teraz przejdźmy do interesów. Nie jestem bogata…
– Nigdy nie spotkałem nikogo, kto przyznałby się do bogactwa. Albo że zawsze jest wyspany.
– Więcej wina dla kapitana – warknęła przeorysza do siostry, która strzegła drzwi. – Mimo to mogę ci zapłacić. Nęka nas coś z Dziczy. W tym roku zniszczyło dwie moje farmy i jedną w ubiegłym. Z początku… z początku mieliśmy nadzieję, że to odosobnione wypadki. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Dłużej nie można w to wierzyć.
– Trzy farmy w tym roku – poprawił kapitan. Wsunął rękę do sakiewki, zawahał się przed wyjęciem łańcuszka z amuletem liścia. Wyjął krzyż wykładany perłami.
– Na rany Chrystusa! – zawołała przeorysza. – Najświętsza Mario Panno, weź ją pod swoją obronę. Siostra Hawizja! Czy ona…
– Nie żyje. I jeszcze sześć trupów leżało w ogrodzie. Twoja zacna siostra zginęła, próbując chronić tych ludzi.
– Była głębokiej wiary – powiedziała przeorysza. Oczy miała suche, ale głos jej drżał. – Nie wolno ci z niej szydzić.
Kapitan ściągnął brwi.
– Nigdy nie szydzę z odwagi, pani. Stawienie czoła czemuś takiemu bez broni…
– Wiara była jej bronią przeciwko złu, kapitanie. – Przeorysza pochyliła się w jego stronę.
– Czy była dość silna, żeby powstrzymać stworzenie z Dziczy? Nie, nie była – rzekł cicho kapitan. – Nie będę się wypowiadać na temat zła.
Przeorysza podniosła się gwałtownie.
– Jesteś ateistą, prawda, kapitanie?
Kapitan znów marszczył brwi.
– Debata teologiczna niewiele wniesie, pani. Twoje ziemie przyciągnęły groźną istotę, wroga Człowieka. Rzadko polują samotnie, zwłaszcza tak blisko Dziczy. Chcesz, żebym się ich pozbył. I tego dokonam. W zamian ty mi zapłacisz. To wszystko, co jest dla nas ważne.
Przeorysza usiadła, jej ruchy zdradzały wzburzenie i złość. Kapitan czuł, że jest wytrącona z równowagi, że śmierć zakonnicy to dla niej osobisty cios. Przecież też była dowódcą kompanii, tyle że zakonnic.
– Nie jestem przekonana, czy angażowanie cię jest właściwą decyzją – powiedziała.
Kapitan pokiwał głową.
– Może nie, pani. Ale po mnie posłałaś i jestem tutaj. – Mimo woli ściszył głos i mówił łagodnym tonem.
– Czy to pogróżka? – zapytała.
Zamiast udzielić odpowiedzi, kapitan znowu sięgnął do sakiewki i wyjął pęknięty łańcuszek z małym liściem z emaliowanego na zielono brązu.
Przeorysza się wzdrygnęła, jakby zobaczyła węża.
– Znaleźli to moi ludzie – powiedział.
Przeorysza odwróciła głowę.
– Masz zdrajcę – dodał i wstał. – Ktoś strzelił siostrze Hawizji w plecy. Podczas gdy stawiała czoło czemuś strasznemu, czemuś bardzo, bardzo strasznemu. – Skinął głową. – Chciałbym się przejść po murach. W ten sposób będziesz miała czas na zastanowienie się, czy chcesz skorzystać z naszych usług, czy nie.
– Zatrujecie nas. Ty i tobie podobni nie sprowadzają pokoju.
Skinął głową.
– Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale kompanię mieczy, pani. – Uśmiechnął się, przekręcając cytat z Pisma Świętego. – Nie czynimy przemocy. Rozprawiamy się z nią, gdy do nas przychodzi.
– Nawet diabeł może cytować Pismo.
– Nie wątpię, że przyłożył rękę do jego napisania – zripostował kapitan.
Powstrzymała się od odpowiedzi. Patrzył, jak jej twarz się zmienia, gdy postanowiła nie ulegać jego prowokacji. Miał niejasne wyrzuty sumienia, że ją prowokuje, doskwierały mu jak ból nadgarstka po zbyt intensywnym fechtunku poprzedniego dnia. I, jak do bólu w nadgarstku, nie był przyzwyczajony do skruchy.
– Powiedziałbym, że trochę za późno na myślenie o pokoju. – Uśmiechnął się szyderczo i zaraz spoważniał. – Moi ludzie są tutaj i od paru tygodni nie jedli porządnego posiłku ani nie mieli płatnego zajęcia. Nie bierz tego za groźbę, tylko za użyteczny strzęp informacji potrzebny ci do rozwikłania twojej zagadki. Poza tym uważam, że stworzenie, z którym macie do czynienia, jest znacznie gorsze niż sobie wyobrażasz. Powiem nawet, że jest znacznie gorsze niż ja sobie wyobrażałem. Jest wielkie, potężne, złe i bardzo inteligentne. I całkiem możliwe, że grasują dwa takie, nie jedno.
Skrzywiła się.
– Daj mi parę minut do namysłu – poprosiła.
Skinął głową, ukłonił się, poprawił miecz u pasa i wrócił na dziedziniec.
Jego ludzie stali jak posągi, ich szkarłatne tabardy żywo kontrastowały z szarym otoczeniem. Konie były niespokojne, choć tylko trochę, a ludzie jeszcze mniej.
– Spocznij – powiedział.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, rozluźniając ramiona zmęczone dźwiganiem zbroi, poruszając biodrami posieczonymi przez kolczugi i kirysy.
Michael okazał się najśmielszy.
– Wchodzimy? – zapytał.
Kapitan na niego nie spojrzał, bo zauważył otwarte okno po drugiej stronie dziedzińca i dostrzegł w nim twarz.
– Jeszcze nie, mój skarbie. Jeszcze nie. – Posłał całusa w stronę okna.
Twarz zniknęła.
Ser Milus, jego primus pilus i chorąży, chrząknął.
– Źle wróży interesom – skomentował. Jakby po namyśle dodał: – Panie.
Kapitan rzucił na niego okiem i z powrotem popatrzył w okna dormitorium.
– Przygląda się nam więcej dziewic – zaopiniował Michael – niż rozłożyło dla mnie nogi przez całe moje życie.
Jehannes, starszy marszałek, pokiwał z powagą głową.
– To znaczy jedna, Michaelu, czy może raptem dwie?
Guillaume Longsword, młodszy marszałek, szczeknął swoim dziwnym śmiechem, jak foka z północnych zatok.
– Druga mówiła, że była dziewicą – zakwilił prześmiewczo. – Przynajmniej mnie tak powiedziała!
Jego głos, dochodzący spod zasłony przyłbicy, brzmiał trochę niesamowicie i przez chwilę niesamowitość wisiała w powietrzu. Ludziom niełatwo jest wymazać z pamięci koszmar, który niedawno oglądali. Wspomnienia zagrody wciąż były zbyt świeże, a głos młodszego marszałka jakoś je przywołał.
Dlatego nikt się nie roześmiał. A raczej wszyscy parsknęli sztucznym, wymuszonym śmiechem.
Kapitan wzruszył ramionami.
– Postanowiłem dać naszej potencjalnej pracodawczyni trochę czasu do namysłu, niech rozważy swoją sytuację.
Milus zaśmiał się szczekliwie.
– Niech się poddusi we własnym sosie, co ułatwi wyśrubowanie ceny, tak? – zapytał. Wskazał głową drzwi kaplicy. – Tamten wyraźnie nas nie lubi.
W drzwiach stał ksiądz.
– Sądzisz, że jest półgłówkiem? A może rajfurem? – zapytał ser Milus. Bezczelnie wbił wzrok w kapłana. – Nie krępuj się, stary. Możesz się gapić do woli.
Żołnierze zachichotali, a ksiądz wszedł do kaplicy.
Michael wzdrygnął się, zaskoczony okrucieństwem w tonie chorążego, potem wystąpił do przodu.
– Jaka jest twoja wola, panie?
– Och – mruknął kapitan – ruszam na łowy. – Odwrócił się z lekko drwiącym uśmiechem, zrobił kilka kroków w stronę kuźni, skoncentrował się… i zniknął.
Michael miał zdumioną minę.
– Gdzie on się podział? – zapytał.
Milus wzruszył ramionami, przesuwając ciężar kolczugi.
– Jak on to robi? – zapytał Jehannes.
Dwadzieścia kroków dalej kapitan wszedł do skrzydła dormitorium jakby miał ku temu wszelkie prawo. Michael się pochylił, chcąc zawołać, ale Jehannes położył mu rękę na ustach.
– Nici z naszego kontraktu – powiedział Hugo. Popatrzył na chorążego i wzruszył ramionami pomimo ciężaru kolczugi. – Mówiłem ci, że jest za młody.
Jehannes oderwał rękę od twarzy giermka.
– Ma swoje sposobiki, ten bourc. – Lekko pokręcił głową, dając znak swoim ludziom. – Niech robi po swojemu. Jeśli załatwi nam ten kontrakt…
Hugo parsknął i spojrzał na okno.
koniec
« 1 3 4 5
13 stycznia 2016

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Podaj cegłę
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.