Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Miles Cameron
‹Czerwony Rycerz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony Rycerz
Tytuł oryginalnyThe Red Knight
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklSyn zdrajcy
ISBN978-83-7480-630-5
Format832s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czerwony Rycerz

Esensja.pl
Esensja.pl
Miles Cameron
« 1 2 3 4 5 »

Miles Cameron

Czerwony Rycerz

Kapitan uśmiechnął się w duchu, gdy usłyszał, jak ten postrach całej kompanii przyznaje, że on i kobieta się nie dogadują.
Pyskata przelazła przez mur, żeby do nich dołączyć.
Zyskała przydomek jako dziwka, bo za bardzo pyskowała klientom. Była wysoka i miała rude włosy, które deszcz przyciemnił do brązu. Piegi przydawały jej niewinności – fałszywej. Pyskata zasłużyła na swoje przezwisko. To mówiło samo za siebie.
– Tom już zawalił? – zapytała.
Tom spiorunował ją wzrokiem.
Kapitan westchnął.
– Bądźcie dla siebie mili, dzieci. Potrzebuję na straży najlepszych, twardych i czujnych.
– Ten potwór nie wróci – powiedziała.
Kapitan pokręcił głową.
– Mimo wszytko miejcie oczy szeroko otwarte. Po prostu dla mnie.
Zły Tom się uśmiechnął i posłał całusa Pyskatej.
– Tylko dla ciebie – powiedział.
Jej ręka powędrowała do miecza i w mgnieniu oka dobyła go z pochwy.
Kapitan chrząknął.
– On mnie traktuje jak dziwkę. Nie jestem dziwką. – Pewnie trzymała miecz przed twarzą Złego Toma, ten jednak nawet nie drgnął.
– Przeproś ją, Tom – polecił kapitan takim tonem, jakby uważał to wszystko za żart.
– Nie powiedziałem jednego złego słowa. Ani jednego! Tylko się z nią droczyłem! – obruszył się Tom. Ślina tryskała mu z ust.
– Chciałeś ją zranić. Poczuła się zraniona. Znasz zasady, Tom. – Głos kapitana się zmienił. Mówił tak cicho, że Tom musiał się pochylić, żeby go słyszeć.
– Przepraszam – wymamrotał jak uczniak. – Dziwko.
Pyskata się uśmiechnęła. Sztych jej miecza dotknął grubego czoła mężczyzny tuż nad okiem.
– Wal się! – warknął Tom.
Kapitan się pochylił.
– Żadne z was tego nie chce. To jasne, że oboje się zgrywacie. Spasujcie, bo inaczej poniesiecie konsekwencje. Tom, Pyskata chce być traktowana jak równa tobie. Pyskata, Tom jest najlepszy, a ty mu się stawiasz przy każdej sposobności. Jeśli chcesz należeć do tej kompanii, musisz znać swoje miejsce. – Uniósł rękę w rękawicy. – Gdy odliczę do jednego, oboje się cofniecie. Pyskata schowa broń, Tom się jej ukłoni i przeprosi, po czym Pyskata odwzajemni przeprosiny. W przeciwnym razie możecie spakować manatki, odejść i się pozabijać. Ale nie jako moi ludzie. Zrozumiano? Trzy. Dwa. Jeden.
Pyskata się cofnęła, zasalutowała mieczem i schowała go do pochwy, nie patrząc ani nie wymacując jej palcami.
Tom odczekał chwilę. Czysta bezczelność. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił i złożył ukłon – porządny ukłon, taki, że prawe kolano dotknęło błota.
– Pokornie błagam cię o wybaczenie – powiedział donośnym, dźwięcznym głosem.
Pyskata się uśmiechnęła. Nie był to ładny uśmiech, ale odmienił jej twarz pomimo brakującego siekacza.
– A ja ciebie, panie rycerzu – odparła. – Żałuję mojej… postawy.
Tom był wyraźnie zaskoczony. W świecie dominacji i poddaństwa tego wielkoluda kobieta stała daleko za nim. Kapitan czytał w nim jak w otwartej księdze. I pomyślał: Pyskatej coś się za to należy. Jest dobrym człowiekiem.
Gelfred wyrósł przy jego boku. Prawdopodobnie czekał na koniec tego przedstawienia.
Kapitan wyczuł zło, zanim zobaczył, co przyniósł łowca. Jak gospodyni, która wraca z pielgrzymki i czuje, że coś zdechło pod podłogą – właśnie tak było, tylko mocniej i gorzej.
– Przewróciłem ją. Miała to w plecach – powiedział Gelfred. Trzymał w ręce coś, co okręcił swoim różańcem.
Kapitan przełknął żółć, która podeszła mu do gardła. Uwielbiam tę robotę, przypomniał samemu sobie.
Na pierwszy rzut oka wyglądało to jak kij – z jednej strony gruby na dwa palce, z drugiej ostry jak igła, oblepiony krwią i ciemny. Ciernie sterczały wzdłuż całego drzewca. Na końcu były lotki. Strzała. A raczej plugawa parodia strzały, wystrugana z…
– Zguba Wiedźmy – powiedział Gelfred.
Kapitan się zmusił, żeby wziąć ją bez drżenia. Były pewne tajemnice, za których dochowywanie wciąż przychodziło mu płacić. Wspomniał ostatnią Zgubę Wiedźmy, którą widział – i szybko odsunął to wspomnienie.
Przez chwilę trzymał strzałę.
– I? – zapytał z udawaną beztroską.
– Zakonnicy strzelono w plecy. Dostała Zgubą Wiedźmy, kiedy jeszcze żyła. – Gelfred przymrużył oczy. – A potem potwór zdarł jej twarz.
Kapitan pokiwał głową i oddał strzałę łowcy. W chwili, gdy opuściła jego rękę, poczuł się lżejszy. Miał wrażenie, że w miejscach, gdzie ciernie przekłuły giemzowe rękawiczki, na palcach pojawiła się wysypka, jak po dotknięciu trującego bluszczu – o ile trujący bluszcz powoduje mrowiącą drętwotę, poważne skażenie.
– Ciekawe – mruknął.
Pyskata nie spuszczała z niego oka.
Przeklęte baby i ich wyjątkowa spostrzegawczość, pomyślał.
Jej uśmiech zmusił go do odwzajemnienia uśmiechu. Giermkowie i pachołkowie w ogrodzie na powrót zaczęli oddychać i kapitan był pewien, że teraz będą czujni. Wszyscy wiedzieli, że po świecie hula morderca, który ma sprzymierzeńców w Dziczy.
Wrócił do konia.
Jehannes, marszałek, podszedł od lewej strony i chrząknął.
– Ta kobieta napyta nam biedy – powiedział.
– Tom też jest utrapieniem – zaznaczył kapitan.
– Żadna inna kompania by jej nie przyjęła. – Jehannes splunął.
Kapitan popatrzył na swojego marszałka.
– Jehannesie, bądź poważny. Kto chciałby wziąć Toma? Zabił więcej własnych towarzyszy niż Judasz Iskariota.
Jehannes odwrócił wzrok.
– Nie ufam jej.
Kapitan pokiwał głową.
– Wiem. Ruszajmy. – Przez chwilę się zastanawiał, czy nie skoczyć na siodło. Zadecydował, że jest na to zbyt zmęczony, a poza tym pokaz nie zrobiłby wrażenia na marszałku. – Nie lubisz jej, bo jest kobietą – dodał i wsunął lewą stopę w strzemię.
Grendel był wysoki, więc musiał zgiąć lewą nogę, choć ograniczały go przeguby zbroi. Koń znowu parsknął. Toby trzymał wodze.
Podskoczył, prawa noga pociągnęła jego sześć stóp wzrostu wraz z pięćdziesięcioma funtami kolczugi i zbroi płytowej. Przełożył kolano nad wysokim łękiem i opadł na siodło bojowe.
– Tak – mruknął Jehannes i pojechał zająć swoje miejsce w kolumnie.
Kapitan zobaczył, że Michael patrzy za odjeżdżającym marszałkiem. Młodzieniec uniósł brew, spoglądając na swojego dowódcę.
– Masz coś do powiedzenia, młody Michaelu? – zapytał kapitan.
– Co to był za kij, panie? – Michael różnił się od innych, był dobrze urodzony. Niemal uczeń, nie najemnik. Jako giermek kapitana miał wyjątkowy przywilej. Mógł zadawać pytania, podczas gdy cała reszta kompanii siedziała spokojnie i słuchała.
Kapitan patrzył na niego przez chwilę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wzruszył ramionami – niemały wyczyn w zbroi płytowej.
– Zguba Wiedźmy – odpowiedział. – Strzała zwana Zgubą Wiedźmy. Zakonnica miała moc. – Skrzywił się. – Dopóki nie dostała Zgubą Wiedźmy w plecy.
– Zakonnica? – zapytał Michael. – Zakonnica, która umiała władać mocą? – Po chwili milczenia podjął: – Kto ją zastrzelił? Na Jezusa, panie, chcesz powiedzieć, że Dzicz ma sprzymierzeńców?
– Właśnie z tym należy się liczyć, chłopcze. Tego się można spodziewać. – Kapitan miał doskonałą pamięć wzrokową, aż nazbyt dobrze wyćwiczoną, i lustrował w niej szczegóły jak pokoje w pałacu wspomnień: roztrzaskane drzwi, zwłoki bez twarzy, ręka, Zguba Wiedźmy. Przyjrzał się ścieżce wiodącej od ogrodowej furtki do drzwi frontowych. – Czekajcie na mnie – polecił.
Ruszył wokół podwórza, jadąc wzdłuż kamiennego muru aż do ogrodu. Stanął w strzemionach, żeby spojrzeć nad murem w głąb domu przez otwarte drzwi od strony ogrodu. Zobaczył rozbite drzwi frontowe. Kilka razy rzucił okiem przez ramię.
– Rozmyślny! – krzyknął.
Pojawił się jego łucznik.
– Co znowu? – mruknął.
Kapitan wskazał oboje drzwi.
– Z jakiej odległości mógłbyś strzelić do kogoś, kto stał przy drzwiach frontowych?
– Co? Przez cały dom? – zapytał Mord.
Kapitan skinął głową.
Rozmyślny pokręcił głową.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Podaj cegłę
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.