Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Miles Cameron
‹Czerwony Rycerz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony Rycerz
Tytuł oryginalnyThe Red Knight
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklSyn zdrajcy
ISBN978-83-7480-630-5
Format832s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czerwony Rycerz

Esensja.pl
Esensja.pl
Miles Cameron
1 2 3 5 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Milesa Camerona „Czerwony Rycerz”. Książka otwierająca cykl „Syn zdrajcy” ukazała się dzisiaj nakładem wydawnictwa MAG.

Miles Cameron

Czerwony Rycerz

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Milesa Camerona „Czerwony Rycerz”. Książka otwierająca cykl „Syn zdrajcy” ukazała się dzisiaj nakładem wydawnictwa MAG.

Miles Cameron
‹Czerwony Rycerz›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzerwony Rycerz
Tytuł oryginalnyThe Red Knight
Data wydania13 stycznia 2016
Autor
PrzekładMaria Gębicka-Frąc
Wydawca MAG
CyklSyn zdrajcy
ISBN978-83-7480-630-5
Format832s. 140×220mm; oprawa twarda
Cena49,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Rozdział pierwszy

Albinkinrk – Ser John Crayford
Kapitan Albinkirku zmusił się do tego, żeby nie wyglądać przez wąskie, oszklone okno, i trochę popracować.
Zżerała go zazdrość. Zazdrościł młokosowi, który był trzy razy młodszy niż on, a dowodził sporą drużyną kopii. Jeździł po świecie, podczas gdy on się starzał i tkwił jak kołek w mieście tak bezpiecznym, że było wręcz nudne.
Nie bądź głupcem, powiedział sobie. Wszystkie te bohaterskie czyny stanowią kanwę cudownych opowieści, ale rzeczywistość sprowadza się do zimna, wilgoci i strachu. Pamiętasz?
Westchnął. Jego ręce wszystko pamiętały – ciosy, noce przesypiane na ziemi, lodowate zimno, niezupełnie dopasowane rękawice. Ręce bolały go przez cały czas, na jawie czy we śnie.
Kapitan Albinkirku, ser John Crayford, nie pochodził ze szlacheckiego rodu. Otrzymał tytuł wyłącznie dzięki swojemu talentowi.
Do bezpardonowej walki.
I w nagrodę siedział w tym bogatym mieście, dowodząc garnizonem, mającym wielkość jednej trzeciej tego, co widniało na papierze. Garnizonem najemników, którzy znęcali się nad słabymi, wykorzystywali kobiety i zmuszali kupców do płacenia haraczu. Garnizonem, który miał zbyt wiele pieniędzy, dzięki przywilejowi inwestowania w karawany przywożące futra z północy. Futra z Albinkirku uchodziły za cud w dziesięciu krajach. Wystarczyło po nie jechać na północ albo na zachód do Dziczy. I wrócić z życiem.
Okno wychodziło na północny zachód.
Oderwał od niego wzrok. Znowu.
I przyłożył pióro do papieru. Starannie, z mozołem, pisał:
Panie,
wczorajszego dnia rano przez most przejechała kompania awanturników, porządnie zorganizowana i wyposażona w glejt podpisany przez konstabla – blisko czterdzieści kopii, każda złożona z rycerza, giermka, pachołka i łucznika. Mieli nadzwyczaj dobre uzbrojenie i pancerze we wschodnim stylu – zakuci w stal od stóp do głów. Ich kapitan, uprzejmy, acz pełen rezerwy, bardzo młody, odmówił podania nazwiska; przedstawił się jako Czerwony Rycerz. Na jego sztandarze widniały trzy lac d’amour w złocie na czarnym polu. Oznajmił, że większość jego ludzi jest Twoimi poddanymi, najjaśniejszy panie, ostatnio przybyłymi z wojen w Galii. Jako że glejt był bez zarzutu, nie widziałem powodu ich zatrzymać.
Ser John parsknął, rozpamiętując tę scenę. Nikomu nie przyszło na myśl, żeby go uprzedzić, że ze wschodu nadciąga mała armia. Wczesnym rankiem wezwali go do bramy. Ubrany w poplamioną barchanową pelerynę i stare nogawice próbował zrobić wrażenie na tym aroganckim szczeniaku, odzianym we wspaniałe szkarłaty i złoto, siedzącym na rumaku bojowym wielkości stodoły. Nie miał dość prawdziwych żołnierzy, żeby aresztować bodaj jednego z nich. Ten przeklęty młokos całym sobą oznajmiał, że jest Wielkim Panem. Kapitan Albinkirku dziękował Bogu, że łaskawie raczył zapłacić myto i miał dobre papiery, gdyż każdy incydent byłby fatalny w skutkach. Dla niego.
Zdał sobie sprawę, że patrzy na góry.
Oderwał od nich wzrok. Znowu.
Otrzymałem również pismo od przeoryszy z Lissen Carak. Ubieg­łej jesieni przysłała do mnie prośbę o pięćdziesięciu dobrych ludzi i musiałem jej odmówić – jak najjaśniejszy pan wie, mnie samemu ostatnio ich brakuje. Przypuszczam, że z braku miejscowych zwróciła się do tych, którzy mają miecze do wynajęcia.
Mam, czego najjaśniejszy pan jest świadom, o setkę ludzi za mało; mam tylko czterech zbrojnych w ścisłym tego słowa znaczeniu, a wielu moich łuczników nie zasługuje na miano, które noszą. Uniżenie proszę, żeby najjaśniejszy pan albo mnie zwolnił z urzędu, albo zapewnił mi niezbędne środki na odpowiednie powiększenie garnizonu.
Najpokorniejszy, pełen uszanowania sługa najjaśniejszego pana,
John Crayford.
Mistrz cechu kuśnierzy zaprosił go na kolację. Ser John odchylił się na krześle i postanowił skończyć pracę, zostawiając list na biurku.

Lissen Carak – Czerwony Rycerz
– Słodki Jezu! – zawołał Michael po drugiej stronie muru.
Mur sięgał do wysokości ramienia, zbudowany przez wieśniaków, którzy od pokoleń znosili kamienie z pól. Do muru przylegało piętrowe kamienne domostwo z przybudówkami – zamożny dwór wiejski. Michael stał na podwórzu, zaglądając do środka przez roztrzaskane główne drzwi.
– Słodki Jezu… – powtórzył. – Wszyscy nie żyją, kapitanie.
Kapitan siedział na rumaku bojowym, więc widział nad murem swoich ludzi, którzy przewracali ciała, odzierając je z cennych rzeczy. Ich nowa pracodawczyni tego nie pochwali, ale uznał, że łupienie może jej pomóc zrozumieć, kogo postanowiła zatrudnić. Z doświadczenia wiedział, że zwykle jest najlepiej, gdy potencjalny pracodawca w pełni zdaje sobie sprawę z tego, co kupuje. Od samego początku.
Giermek przeskoczył nad kamiennym murem, który oddzielał ogród od drogi, i wziął szmatę od Toby’ego, pazia kapitana. Nosił zapinane na sprzączki buty z cholewami do połowy uda, całe ubłocone po jeździe w niekończącym się wiosennym deszczu. Wyjął z sakwy drugą szmatę i zaczął je czyścić, żeby zamaskować swoje wzburzenie. Był wykwintnisiem i ubierał się zgodnie z najnowszą modą. Miał szkarłatny tabard haftowany w złote gwiazdy; ciężka wełna była warta więcej niż pancerz łucznika. Wywodził się z wysokiego rodu i mógł sobie na to pozwolić, więc kapitanowi to nie przeszkadzało.
Trzęsły mu się ręce.
– Gdy tylko uznasz, że jesteś gotów się zaprezentować – rzucił kapitan lekkim tonem, ale Michaela zmroziły jego słowa.
Zmusił się, żeby zakończyć zadanie, i rzucił szmatę Toby’emu.
– Wybacz, panie – wymamrotał, szybko zerkając przez ramię. – To było coś z Dziczy, panie. Stawiam na to moją duszę.
– Niewiele ryzykujesz – skomentował kapitan, patrząc mu w oczy. Mrugnął, tyle dla rozbawienia swojej świty, ile dla uspokojenia giermka, który miał twarz tak bladą, że można by na niej pisać. Rozejrzał się.
Mżyło; deszcz moczył jego grubą szkarłatną pelerynę, ale jeszcze przez nią nie przesiąkał. Za otoczonym murem obejściem rozciągały się świeżo obsiane pola, lśniące i czarne w deszczu jak jego rumak. Łąki u stóp wzgórz zieleniły się bujnie, pocętkowane przez owce. Żyzna gleba zapowiadała bogate zbiory, jak okiem sięgnąć po obu stronach rzeki. Te ziemie były ujarzmione, pocięte schludnym geometrycznym wzorem żywopłotów i wysokich kamiennych murów rozdzielających grunty orne albo pastwiska. Kręta rzeka ułatwiała dostarczanie owiec i bydła do miast na południu. Zboża i zwierzęta były bogactwem ufortyfikowanego klasztoru – Lissen Carak – który wieńczył wysoki zrąb na południu, widoczny stąd jako zębata linia jasnego kamienia. Szarość, szarość, szarość od nieba do ziemi. Jasna szarość, ciemna szarość, czerń.
Za pastwiskami na północy wznosiły się Adnaturnie – liczące sześćset mil długości zwarte pasmo górskie, którego zbocza schodziły ku polom, a szczyty ginęły w chmurach.
Kapitan zaśmiał się do swoich myśli.
Dziesięciu stojących najbliżej żołnierzy odwróciło głowy, wszyscy z jednakowo przestraszonymi minami.
Kapitan potarł szpiczastą bródkę, strząsając z niej wodę.
– Jacques? – zwrócił się do służącego.
Starszy mężczyzna siedział na rumaku bojowym. Był uzbrojony lepiej niż większość pachołków; pod szkarłatnym kaftanem z długimi, zwisającymi rękawami nosił wschodni napierśnik i miał długi na cztery stopy piękny miecz. On też otrząsnął wodę ze szpiczastej brody, gdy się namyślał.
– Panie?
– Jak Dzicz się tu dostała? – zapytał kapitan.
W zasięgu mili, a nawet dwóch, nie było kępy drzew dość dużej, żeby ukryć jelenia, lecz nawet gdyby osłonił ręką oczy od deszczu, nie ujrzałby skraju Dziczy. Daleko na północy, wiele mil za zasnutym przez deszcz ­horyzontem i górami, wznosił się mur. Za nim leżała Dzicz. Prawda, w murze nie brakowało wyłomów i Dzicz rozlewała się na pobliskie terytoria. Adnaturnie nigdy nie zostały oczyszczone. Ale tutaj?
Tutaj bogactwo i siła trzymały Dzicz na dystans. Powinny trzymać Dzicz na dystans.
– W zwyczajny sposób – rzekł cicho Jacques. – Jakiś idiota musiał ich zaprosić.
Kapitan zachichotał.
– No tak – mruknął, obdarzając sługę krzywym uśmiechem. – Nie sądzę, żeby nas wzywali, gdyby nie mieli problemu. A my potrzebujemy zatrudnienia.
– Rozdarło ich na kawałki – powiedział Michael.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Podaj cegłę
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.