Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Walter Jon Williams
‹Rozpad›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułRozpad
Tytuł oryginalnyThe Sundering
Data wydania15 grudnia 2005
Autor
PrzekładGrażyna Grygiel, Piotr Staniewski
Wydawca MAG
CyklUpadek Imperium Strachu
ISBN83-7480-007-0
Format384s. 115×185mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Rozpad

Esensja.pl
Esensja.pl
Walter Jon Williams
« 1 2 3 4 »

Walter Jon Williams

Rozpad

– Milady, manewr został zakończony – oznajmił Martinez. – Znów przejmuję dowodzenie statkiem.
– Tak jest, lordzie kaporze. Jestem gotowa do przekazania dowództwa.
– Gotowość. – Martinez przełączył swój kanał tak, by przekazać polecenia załodze w sterowni. – Przejmujemy sterowanie statkiem… teraz. – Ręką w rękawiczce wstukiwał komendy w displej i ekrany na konsolach w sterowni zaczęły pokazywać rzeczywistą sytuację „Korony”.
– Jest pani wolna – powiedział do Dalkeith.
Załoganci w sterowni informowali o parametrach„Korony”, które widzieli na swoich ekranach. Martinez odetchnął z trudnością, przytłoczony ciężarem grawitacji. Teraz nie miał innego wyjścia: czekała go rozmowa z Kamarullahem i raport.
Poprosił Vonderhydte’a, by połączył go z kanałem międzystatkowym i ustawił displej na wirtualny. Kanciaste pomieszczenie sterowni z postaciami w skafandrach, wiszącymi w klatkach akceleracyjnych, zniknęło, a pojawiła się kanciasta, siwiejąca głowa Kamarullaha. Na szczęście nie był on sam – do rozmowy dołączyli w międzyczasie prawie wszyscy pozostali dowódcy, a także lord dowódca eskadry Do-faq. Należał on do gatunku Lai-ownów, nielotnych ptaków, wyższych do ludzi. Ich kości były puste w środku, więc – w odróżnieniu od ludzi – nie mogli wytrzymać dużych przyśpieszeń, ale ponieważ ich przodkowie potrafili latać, mózgi Lai-ownów lepiej radziły sobie z trójwymiarowymi manewrami. Lai-owni powszechnie cieszyli się opinią znakomitych taktyków.
Wirtualna obecność dowódcy eskadry, zaciekłego wroga Kamarullaha, mogła powstrzymać tego ostatniego przed zbytnim triumfalizmem.
– Milordowie! – pozdrowił ich Martinez.
– Lordzie kapitanie – odpowiedział Do-faq. Błysnął kołkowatymi zębami w drapieżczym pysku. Jak na tak wysoki stopień wojskowy, był młody, o czym świadczyły ciemne pierzaste włosy po obu stronach spłaszczonej głowy. Po osiągnięciu pełnej dojrzałości Lai-ownowie tracą te włosy. Zachowywał się rzeczowo, lecz nie szorstko. Martinez nigdy go osobiście nie spotkał i nie żywił do niego żadnych osobistych uczuć, ale historia stosunków Do-faqa z Kamarullahem sugerowała, że gdyby Martinez rozczarował awianina, czekałaby go zguba.
Na wirtualnym displeju pojawiały się kolejno twarze pozostałych kapitanów. Do-faq podsumował wyniki wirtualnych manewrów, w których wszyscy uczestniczyli, po czym przeszedł do szczegółowej krytyki dokonań poszczególnych statków. „Koronie” dostało się za opieszałą transmisję rozkazów do innych statków lekkiej eskadry oraz za niezbyt sprawne wykonywanie tych rozkazów.
– Tak jest, milordzie – odpowiedział Martinez. Usprawiedliwienia nie miały sensu.
Dostrzegł błysk euforii w oczach Kamarullaha, gdy Do-faq pochwalił jego statek raźnym tonem.
Do-faq zarządzał manewry niemal każdego dnia. Statki miały lecieć blisko siebie i komunikować się za pomocą laserów, by mogły współdzielić wirtualne otoczenie. Same manewry przebiegały według wcześniej zadanych scenariuszy, pobranych z niezgłębionych archiwów floty, założonych tysiące lat temu. Do-faq pobierał takie manewry, w których ciężkie i lekkie eskadry toczyły wzajemne bitwy albo walczyły wspólnie przeciw wygenerowanemu komputerowo wrogowi, lub też uczestniczyły jako mniejsze jednostki w większych zgrupowaniach. Nie przewidywano niezależnych akcji. Każdy statek oceniano stosownie do tego, jak wykonywał rozkazy, a nie jak się sprawował względem do „wroga”. Scenariusze zawsze kończyły się wygraną strony zwycięskiej i wykazywały przewagę pryncypialnej doktryny floty nad taktyką mniej pryncypialną i mniej doktrynerską.
Po każdej serii manewrów „Korona” lądowała nisko i tylko dlatego nie zajmowała najgorszego miejsca, że inne statki były równie źle przygotowane. Manewry, niezbyt częste we flocie, stanowiły okropną niedogodność, obciążały oficerów, odciągały załogę od tak ważnych spraw jak polerowanie mosiężnych części, woskowanie podłóg i pucowanie maszynowni na wypadek inspekcji. W armii, która nie toczyła wojny od 3400 lat, wartości społeczne stawały się równie istotne jak zdolności militarne. Pod dowództwem Do-faqa znalazły się i takie załogi, które nigdy przed wcieleniem do jego eskadr nie uczestniczyły w manewrach, nawet wirtualnych.
Do-faq – co przyznawał Martinez – uzmysłowił mu fakt, że teraz wojna wszystko musi zmienić. Konsekwentnie dążył do tego, by siły pod jego dowództwem przeobraziły się w prawdziwe oddziały bojowe; codzienne manewry i raporty stanowiły część tej polityki. Martinez ją pochwalał, mimo że „Korona” ogólnie źle wypadła.
– Milordowie – złociste oczy Do-faqa przesuwały się po wirtualnych twarzach – z przyjemnością komunikuję, że Zarząd Floty odpowiedział w końcu na moje uporczywe prośby i przesłał dane z bitwy pod Magarią. Przekażę je w postaci zakodowanej wszystkim swoim statkom. Do otwarcia plików wymagany będzie klucz kapitana. Zalecam, byście zapoznali się z tymi danymi prywatnie i zachowali ostrożność, wybierając osoby, z którymi zechcecie się nimi podzielić. – Uroczyście przesłonił oczy przezroczystymi błonami mrużnymi. – Jutrzejsze manewry poprowadzą wasi starsi porucznicy z centrów w sterowniach pomocniczych. W tym czasie my odbędziemy naradę i przedyskutujemy, czy tamta bitwa czegoś nas uczy.
Martinez poczuł w nerwach napięcie. Rząd nigdy się oficjalnie nie przyznał do porażki przy Magarii. Ciągle natomiast wzywał lojalnych obywateli do tego, by „w sytuacji kryzysowej robili wszystko, co w ich mocy, by odpierali wywrotowe myśli, stali na straży Praxis i nieustannie walczyli o przyszłość imperium”. Ten zalew rozpaczliwych sloganów przyczyniał się do sporej zakulisowej paniki. Martinez już wcześniej zdołał wyciągnąć surowe dane od Zarządu Floty i wtedy oszołomiony zobaczył, że czterdzieści osiem najlepszych statków – razem z dowódcą – zostało rozpylonych na radioaktywne szczątki. Nie wiedział tylko, jak doszło do straty tej części floty.
Kilka godzin później, podczas przyśpieszania, gdy po kolacji leżał w łóżku, wywołał displej i mógł sprawdzić, jak to wszystko przebiegło. Przeraziła go zaciekłość bitwy. Każda ze stron wystrzeliła mnóstwo pocisków, które natychmiast lub w ciągu paru sekund unicestwiły całe eskadry po obu walczących stronach we wściekłej pożodze antymaterii.
Szczególnie użyteczne nagrania wykonała szalupa, wystrzelona z krążownika na czele eskadry. Jakimś cudem podczas całej bitwy udało jej się uniknąć zniszczenia; zaganiała zaporowe pociski antymaterii, aż mogły zostać skutecznie użyte przeciw wrogom, zniszczyły pięć statków, blokujących odwrót sześciu ocalałych statków Floty Macierzystej. Szalupa miała doskonałą pozycję obserwacyjną podczas bitwy od momentu chwalebnej szarży Drugiej Eskadry Krążowników do chwili pogromu niedobitków floty.
Martinez zastanawiał się, co czuła Caroline lady Sula, obserwując ze swej samotnej szalupy klęskę Floty Macierzystej.
Jej odczucia nie wpłynęły jednak negatywnie na sprawne pilotowanie. Zniszczyła pięć wrażych statków, po czym na kanale ogólnym wysłała do wszystkich statków ochrypły okrzyk sprzeciwu:
„Tu Sula! Sula to wszystko zrobiła! Zapamiętajcie moje imię!”
Słysząc te słowa, Martinez poczuł na plecach dreszcz. Zastanawiał się przed chwilą, co czuła, widząc zagładę floty – teraz wiedział: w jej zuchwałym okrzyku słyszał rozpacz, wściekłość i żal.
Nagle zapragnął objąć ją ramionami i spocząć z nią w jakimś cichym, bezsłownym królestwie, gdzie mógłby ukoić przerażenie tego rozpaczliwego, prowokacyjnego posłania.
Absurdalne pragnienie, gdyż prawie jej nie znał, a gdy kiedyś usiłował się do niej zbliżyć, uciekła.
Wysiłkiem woli przegnał myśli o Caroline Suli i wrócił do analizy nagrań. Wielokrotnie odtwarzał sobie obrazy eskadr, przemieszczające się względem siebie z prędkością stanowiącą znaczną część świetlnej; widział tory pocisków i pióropusze wściekłego promieniowania, w którym ginęły statki…
Coraz bardziej umacniał się w pewnej teorii. Sięgnął po displej mankietowy i wywołał jedynego załoganta, któremu bezwzględnie ufał.
– Przywołać załoganta Alikhana.
– Słucham, milordzie – nadeszła szybka odpowiedź i na displeju kameleonowego lewego rękawa Martineza ukazała się surowa twarz Alikhana. Alikhan odszedł z floty w wieku trzydziestu lat jako zbrojeniowiec pierwszej klasy. Nosił podwinięte wąsiki i bródkę, ulubione przez wielu starszych podoficerów. Martinez ściągnął go ponownie do służby jako swego ordynansa oraz źródło mądrości i wiedzy praktycznej.
Alikhan leżał w fotelu akceleracyjnym. Miał na sobie skafander próżniowy i hełm.
– Jesteś sam? – spytał Martinez.
– Jestem w zbrojowni, milordzie, z powodu manewrów.
Martinez skarcił się w duchu za to, że zapomniał o manewrach wyznaczonych na godzinę 26, po kolacji. Sprawdził chronometr na ścianie i zobaczył, że do ćwiczeń zostało kilka minut.
Obecność Martineza nie była niezbędna – te ćwiczenia wyznaczył samodzielnie, brała w nich udział jedynie załoga „Korony”, by podszkolić się przed jutrzejszymi manewrami floty. Polecił Dalkeith, by poprowadziła je ze swymi ludźmi w pomocniczej sterowni. To ona miała jutro dowodzić i trening był bardziej potrzebny jej niż jemu.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Umarł król, niech żyje…?
— Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.