Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Bochiński
‹Wyjątkowo wredna ceremonia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWyjątkowo wredna ceremonia
Data wydania13 stycznia 2006
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN83-89011-78-6
Format368s. 125×195mm
Cena27,99
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Parszywa okoliczność

Esensja.pl
Esensja.pl
Tomasz Bochiński
1 2 »
Prezentujemy fragment opowiadania Tomasza Bochińskiego „Parszywa okoliczność” pochodzącego ze zbioru „Wyjątkowo wredna ceremonia”. Ksiażka ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Tomasz Bochiński

Parszywa okoliczność

Prezentujemy fragment opowiadania Tomasza Bochińskiego „Parszywa okoliczność” pochodzącego ze zbioru „Wyjątkowo wredna ceremonia”. Ksiażka ukazała się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Tomasz Bochiński
‹Wyjątkowo wredna ceremonia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWyjątkowo wredna ceremonia
Data wydania13 stycznia 2006
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN83-89011-78-6
Format368s. 125×195mm
Cena27,99
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Elizabediath Monck miał bardzo przyziemną pracę. Był grabarzem. Co prawda nie zwykłym kopaczem dołów, ale grabarzem z dziada pradziada, artystą z powołania, mistrzem ceremonii pogrzebowych. Wysoki, szczupły brunet o chudej twarzy, ze smutkiem wyzierającym z ciemnych oczu i opuszczonych kącików warg, świetnie komponował się w roli żałobnika i pocieszyciela. Niestary, silny (praca na świeżym powietrzu ma swoje zalety), nosił w melancholijnej duszy jedno marzenie. Chciał mieć własny cichy, rozświetlony słońcem cmentarzyk, na którym leżeliby sami przyzwoici ludzie.
Niestety, nie zanosiło się na rychłe spełnienie marzenia. Po raz kolejny zmuszony był zmienić miejsce pracy. Prawdę mówiąc – został wylany, a nawet musiał uciekać, aby wynieść cało głowę. Można by zapytać, dlaczego wszystkie te despekty spotykały mistrza w swym fachu? Otóż Elizabediath Monck miał ogromną wadę, a raczej zespół wad z trudem tolerowanych w świecie, w którym przyszło mu żyć.
Był dobrym, wrażliwym człowiekiem o honorze bez skazy, tak osobistym jak i zawodowym. Na cmentarzach przez niego prowadzonych nie wchodziło w grę pochowanie kogoś żywcem. Choćby zakopywana była pyskatą, wredną i bogatą ciotką. Z tego powodu musiał opuścić cmentarz w E’Nocaus. Monck nie pozwalał grabić grobów, pozbawiając tym rozrywki i dochodów wszelakie hieny cmentarne. Tak było w Sa Bains. Handel szczątkami ludzkimi uznał za szczególnie obrzydliwy. Czym ściągnął na siebie niechęć alchemików, czarowników i wszelkiej maści sekciarzy, próbujących rozdzierać zwłoki na relikwie. I w ten sposób stracił wspaniałą posadę w stolicy Gadrin. Innym razem pochował z pełnym rytuałem syna wdowy po powroźniku, nie biorąc od zrozpaczonej matki ani grosza pod pretekstem, że jest uboga. Cech grabarzy w Gladde nie posiadał się z oburzenia.
A teraz Monck uciekał. Rozczarowany i wściekły, szedł traktem – zajeżdżonego konia pozostawił o dobre stajanie – coraz bardziej ubłocony i zmęczony.
Już, już myślał, że znalazł swoje miejsce w życiu. Cmentarzyk niewielki, pochówków mało, sama szlachta. Wynagrodzenie zacne. Jedno tylko przeszkadzało Monckowi – lubił, gdy „jego” zmarli spoczywali w spokoju. Tu jednak martwi prawie co noc urzą­dzali brewerie. Wyruszali na krwawe łowy. Jak to wampiry. Co było robić – darował im wieczny spokój. Sposobem nieco prostackim, ale skutecznym. Kołek w serce i stosowne egzorcyzmy. Napracował się w dzień, a po zmierzchu musiał uciekać. Bo właściciel cmentarzyka też okazał się nieumarłym. Prawdziwą, istniejącą od wieluset lat bestią. Ścigał Moncka prawie bez wytchnienia, robiąc tylko krótkie przerwy, gdy słońce stało wysoko. Grabarz oceniał swoje szanse pół na pół. Bo choć stracił wierzchowca, to do wioski, skąd wywodził się jego ród, miał już blisko. A tam, w kamiennym kręgu przedwiecznych monolitów, znajdzie ocalenie.
Doszedł wreszcie do gospody na rozstajach, rozsądek nakazywał odpoczynek. Powinien zjeść solidny posiłek, wysuszyć buty – zbliżające się południe gwarantowało bezpieczeństwo. Obszerne wnętrze świeciło pustkami, ledwie kilku podróżnych kiwało się smętnie przy stołach. Młody oberżysta zlustrował nieufnie strój Moncka. Czarny, z dużą ilością srebrnych haftów, stanowił ulubiony kostium służbowy grabarza. Tak chadzali ubrani szlachcice na uroczyste okazje wiek temu.
– Witaj… panie – rzekł niepewnie, dziwnie wystraszony.
Monck wyjął srebrnika i zarządził:
– Polewkę. Tylko żeby była gorąca. I prowadź do ognia, bo buty z kretesem przemoczyłem.
Karczmarz, zasmucony i zupełnie pozbawiony zawodowego entuzjazmu, usadził go przy palenisku.
– Ruszaj się, człowieku! – huknął „pańskim” głosem Monck. – Głodny jestem.
Właściciel oberży zebrał się w sobie i wywołał nawet rachityczny uśmiech na blade lico.
– Duchem, panie! Polewka za chwileczkę.
Zmęczony grabarz opadł na ławę, zzuł buty i postawił je tuż przy ogniu. Z zadowoleniem patrzył, jak unosi się nad nimi para.
– Skóra popęka – usłyszał nad sobą mocny tenor.
Uniósł głowę. Przed nim stał średniego wzrostu grubas w zwykłym podróżnym stroju. Całkowicie łysy, pozbawiony śladu zarostu na twarzy, miał spojrzenie nader przenikliwe. Za bardzo przenikliwe jak na przypadkowego natręta. Niezrażony milczeniem grabarza nieznajomy, skłoniwszy się, zapytał:
– Czy mam przyjemność z panem Eli…
– Monck jestem. – Elizabediath przerwał odruchowo, nie pozwalając, by nieznajomy zaplątał się w jego imieniu. Jednocześnie sięgnął do rękojeści rapiera stanowiącego dodatek do stroju. Broń nie była atrapą. Solidny kawał żelaza kilkakroć już ocalił mistrza ceremonii pogrzebowych.
Obcy rozpromienił się. Oczy jednak pozostały ­zimne.
– Mistrzu, szukam ciebie już dwie dekady. Pozwól, że się przedstawię: Oshar Hargo, majordom prześwietnego Draga z Dragów.
– Siadaj, panie! – Dłoń grabarza ścisnęła mocniej rękojeść. – A w jakimże to celu tropisz moją skromną osobę?
Grubas usiadł z rozmachem i wykrzyknął:
– Jak to, mistrzu?! Oczywiście pragnę, byś poprowadził ceremonię pogrzebową mego pana.
Monck puścił rapier. I odetchnął.
– Cóż, panie…
– Hargo – podpowiedział grubas.
– Tedy proponujesz mi pan pracę. Kto wie, może w innych okolicznościach… Ale teraz, niestety, mam pewne kłopoty i przez jakiś czas będę zajęty.
Hargo sięgnął w zanadrze i rzucił na stół metalowy przedmiot. Monck aż podskoczył z wrażenia. Po dębowym blacie toczył się rodowy pierścień Astarha sa Grath, najstarszego z nieumarłych, jakich dotąd poznał.
– Spotkałem wampira rankiem przed karczmą – oznajmił grubas. – Nie ukrywał, że ma pretensje do ciebie, mistrzu. Zmyślną przygotował zasadzkę… Cóż, tyle z niego zostało. Wola mego pana musi być wypełniona.
Ogromna ulga ogarnęła Moncka. Nie musiał już uciekać. Ale wnet przebiegł go dreszcz: jakże potężny musiał być Hargo, skoro nie odnosząc żadnych widocznych ran, pokonał bestię?
– To zmienia sytuację – rzekł. – Racz przypomnieć mi godność twego pana.
– Drago z Dragów – odparł autentycznie zdumiony Hargo. – Czyżbyś, mistrzu, nie słyszał?
Monck zmarszczył czoło.
– Owszem, słyszałem, ale ten ród wygasł…
– To, niestety, prawda, mój pan był ostatni, i dlatego trzeba wyprawić ceremonię pogrzebową, która nie miałaby sobie równych.
Grabarz ugryzł się w język. O ile wiedział, ród Dragów wymarł sześćset lat temu.
– A wedle jakiego rytuału twój pan życzył sobie być pochowany?
– Tylko pełny ceremoniał Ang-Hare można tu zastosować.
Elizabediath Monck, mistrz ceremonii pogrzebowych, głośno przełknął ślinę. Pełnego rytuału Ang­-Hare nie przeprowadził – o ile wiedział – nikt. Nigdy.
Jakież to wyzwanie i jaka chwała! Ale też, przemknęło grabarzowi przez myśl, może lepiej byłoby spotkać powtórnie Astarha niż brnąć w tę aferę.
Lecz czy pozostawiono mu wybór?
– Zgoda – rzekł, czując, że będzie tego żałował. – Jednak to spory koszt, a potrze…
– Mistrzu, koszta są nieistotne. A wszelkie potrzeby zostaną zaspokojone.
Monck drgnął. Takie słowa pragnął usłyszeć każdy mistrz ceremonii. Powinien być zadowolony. Tylko skąd ta lodowata strużka potu ściekająca po plecach?
• • •
Mattheus Dalambert odsunął pergaminową kartę na długość ręki. Wzrok pogorszył mu się znacznie, niestety. Karetą trzęsło niemiłosiernie, trudno było czytać. A chciał jeszcze raz zerknąć na zakończenie listu – przyczynę dalekiej podróży.
…Tedy zaklinam Cię, Panie, byś dawnych uraz poniechawszy, przybył jak najspieszniej. Albowiem jestem w wielkiej potrzebie
Pozdrawiam Pana, przyjacielu.
Elizabediath Ssagaroth Monck
Skąd ten ścierwiec ponury zna tajne hasło naszej gildii?! – dumał Mattheus. Rzecz była tajemnicza, bo jeśli nawet ktoś podstępem czy siłą poznał hasło oznaczające pilne, wręcz nieodwołalne wezwanie pomocy, to zwykle nie wiedział, gdzie je wstawić. A tu – proszę, jest tam, gdzie być powinno.
Ja mu dam przyjaciela! – Mattheus, skrzywiony, dotknął mocno zgarbionych pleców. Jeszcze pamiętał chwilę, gdy rozsierdzony Monck wygrzmocił go trzonkiem od łopaty. Co prawda grabarz przyłapał Dalamberta na profanowaniu grobu pewnego niewinnego dziecięcia, ale oczy miłej dzieciny potrzebne były do nader doniosłych doświadczeń. I żeby zaraz łopatą?! Mattheus zapienił się od narastającej wściekłości.
Wnet jednak ostygł. Bo co też musiało zajść, by człowiek nienazywający go inaczej jak „garbatą hieną cmentarną” wzywał pomocy tak rozpaczliwie?
Poza tym córeczka nie wybaczyłaby mu, gdyby nie pomógł grabarzowi.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Żywot grabarza
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.