Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Bochiński
‹Bogowie przeklęci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBogowie przeklęci
Data wydania26 czerwca 2009
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-001-8
Format432s. 125×195mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Żywot grabarza
[Tomasz Bochiński „Bogowie przeklęci” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Wbrew temu, co zdaje się sugerować wyjątkowo nieudana okładka, „Bogowie przeklęci” Tomasza Bochińskiego są przyzwoicie napisaną przygodowo-awanturniczą powieścią fantasy, z której możemy poznać dalsze losy bohaterów, pojawiających się po raz pierwszy osiem lat temu na łamach „Science Fiction”.

Beatrycze Nowicka

Żywot grabarza
[Tomasz Bochiński „Bogowie przeklęci” - recenzja]

Wbrew temu, co zdaje się sugerować wyjątkowo nieudana okładka, „Bogowie przeklęci” Tomasza Bochińskiego są przyzwoicie napisaną przygodowo-awanturniczą powieścią fantasy, z której możemy poznać dalsze losy bohaterów, pojawiających się po raz pierwszy osiem lat temu na łamach „Science Fiction”.

Tomasz Bochiński
‹Bogowie przeklęci›

EKSTRAKT:60%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułBogowie przeklęci
Data wydania26 czerwca 2009
Autor
Wydawca Fabryka Słów
ISBN978-83-7574-001-8
Format432s. 125×195mm
Cena29,99
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Nie jest żadną tajemnicą, że oryginalny i zapadający w pamięć główny bohater jest jednym z najistotniejszych elementów przyczyniających się do sukcesu książki. Szczególnie dotyczy to fantasy, gdzie koncepcje światów częstokroć są do siebie podobne i potrzebne jest coś, co sprawi, iż tekst będzie się wyróżniał. Oczywiście najlepiej, gdy bohater posiada ciekawą osobowość, czasem jednak, by przykuć uwagę czytelników, wystarczy nietypowy pomysł. Spośród wielu publikowanych w SF opowiadań fantasy teksty Tomasza Bochińskiego wyróżniały się profesją głównego protagonisty i pozostawały w pamięci jako „te o grabarzu”. Szczęśliwie, autor zadbał o to, by przygody mistrza cechowego Elizabediatha Moncka również tematycznie związane były z jego zawodem. Miało to swoje wady i zalety – plusem była oryginalność, minusem – cóż, opowiadania obfitowały w pochówki i, o ile można było o tym poczytać raz i drugi, to za kolejnym miało się wrażenie, że niemal wszystkie problemy, z którymi mierzy się Monck, znajdują swój finał w ceremoniach pogrzebowych. Do obrazu dodać należy jeszcze lekki ton oraz sporo (miejscami czarnego) humoru. Trzy opowiadania z SF (oraz trzy nowe) zostały nawet później wydane przez Fabrykę Słów w zbiorku pt. „Wyjątkowo wredna ceremonia”, zaś „Bogowie przeklęci” są już powieścią osadzoną w wykreowanym przez autora świecie. Nie sądzę jednak, by nieznajomość wcześniejszych przygód Elizabediatha i jego wesołej kompanii była poważną przeszkodą w odbiorze książki – owszem, czytelnik ma wrażenie „wrzucenia w wydarzenia” bez wprowadzenia, lecz szczegóły wyglądu i zachowania bohaterów są w różnych miejscach powtarzane, a sam świat wcześniej również nie był dogłębnie opisany.
Najkrócej mówiąc, mamy tutaj do czynienia z „umagicznionym” odpowiednikiem okolic XVII wieku. Jest więc broń palna, są kapelusze z piórami, krezy, powozy i rapiery. W każdym razie tyle można powiedzieć o księstwie Gadrin, będącym głównym miejscem akcji oraz jednym z jego sąsiadów – Litternie, gdyż Mattan to kraina odmienna, na podstawie nielicznych wzmianek budząca skojarzenia z państwem Inków. Tym, co odróżnia Ocaloną Krainę od wielu innych światów fantasy, jest fakt odrzucenia przez większość mieszkańców dwóch księstw wiary w bogów. Zamiast wyznawać kapryśne bóstwa, które zawiodły swoich wyznawców podczas katastrofy, mającej miejsce w zamierzchłej przeszłości, ludzie zwrócili się ku kultowi przodków, a kapłani-odstępcy dali początek późniejszemu cechowi grabarzy. Przechowali oni przekazywaną z pokolenia na pokolenie tajemną wiedzę, dotyczącą przeprowadzania dusz zmarłych na Drugą Stronę. Bez odpowiedniego rytuału dusze nie mogą bowiem zaznać spokoju i często powracają w ciałach wszelakiej maści ożywieńców. Tutaj również to grabarze zajmują się likwidacją owego plugastwa. Nikogo chyba nie zdziwi, że Elizabediath nie jest w związku z tym pospolitym kopaczem grobów, a swego rodzaju kapłanem i pogromcą potworów w jednym, zaś jego zawód cieszy się ogromnym poważaniem i jest niezbędny dla funkcjonowania społeczeństwa.
Tymczasem nieznani sprawcy przeprowadzają szereg skutecznych zamachów na grabarzy, co prowadzi do niepokojów w Gadrin. Wielka księżna, podejrzewając spisek przeciwko koronie, wysyła swoich szpiegów, a w ramach uzupełniania ubytków personalnych powołuje do istnienia… Szkołę Główną Grabarstwa Wyzwolonego1), której rektorem zostaje Monck. Jak nietrudno zgadnąć, zapoczątkowuje to lawinę wydarzeń, wśród których znajdzie się miejsce na śledztwa, spiski, mroczne kulty, zdrady, pościgi, zamachy i wielką wyprawę przeciwko złu (a także mnóstwo popijaw okraszonych po częstokroć grabarskimi przyśpiewkami, tudzież scenę obrony przyszkolnej kuchni przy pomocy rożnów, tasaków i gorącej zupy). Akcja toczy się wartko, przez co lektura nie nuży, niemniej kolejne wydarzenia zostały przede wszystkim podporządkowane malowniczości, nie zaś prawdopodobieństwu. Nie brakuje zatem nagłych spotkań, czy zbiegów okoliczności, bohaterowie ni stąd ni zowąd wchodzą w posiadanie niewyczerpanych wręcz sum pieniędzy, a koncepcja magii… powiedzieć, że jest niespójna, to za mało. Jej w zasadzie brak – tj. czarodzieje mogą w tym świecie dokładnie tyle, ile akurat jest potrzebne do sceny. Raz potrafią za pomocą zaklęć siać ogromne spustoszenie, innym zaś razem ci sami magowie są bezsilni i muszą się posiłkować np. rzucaniem nożami. Czasem dostajemy także mętne i nieprzekonywujące tłumaczenia, dlaczego akurat wtedy mocy użyć nie mogli. W pewnym momencie jest powiedziane, że symbol jednej z bogiń uniemożliwia używanie magii w jego pobliżu… co wcale nie przeszkadza by pewna postać była czarodziejką i kapłanką jednocześnie. Miejscami bywa to irytujące. Wracając na chwilę do świata – nie miałam wrażenia jego solidnej podbudowy. Oczywiście nie każdy autor musi przejawiać zapędy tolkienowskie i raczyć czytelnika rozbudowaną historią, mitologią czy kulturą, ja jednak lubię mieć podczas lektury wrażenie, że świat został przemyślany. Na końcu książki pojawiają się nowe wątki, pozwalające sądzić, iż Bochiński ma w planach kontynuację, zatem pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnym tomie/tomach pojawią się dokładniejsze informacje na temat Ocalonej Krainy i jej mieszkańców.
Niewątpliwym atutem powieści są zgrabne dialogi, lekka stylizacja zazwyczaj też nie pozostawia wiele do życzenia2). Widać, że Bochiński nie jest debiutantem i potrafi sprawnie posługiwać się piórem. Trochę brakowało mi ciekawych opisów, jednak te, które były, pozwalały wyobrazić sobie świat w stopniu wystarczającym. Zawarty w książce humor plasuje się na przyzwoitym poziomie i zdecydowanie uprzyjemnia lekturę. Punkt kulminacyjny powieści zostaje opisany w sposób udany i należycie wyrazisty.
Wiele zastrzeżeń mam natomiast do bohaterów – moim zdaniem są oni za bardzo papierowi. Owszem – autor postarał się uczynić z nich barwne postaci, które wpasują się w awanturniczą konwencję, niemniej wszyscy są dość płytcy, a ich wiarygodność psychologiczna odpowiada poziomowi, jakiego można się spodziewać po średnio wczuwającej się drużynie graczy w RPG3). Wyrażanie uczuć głębszych jest generalnie zastępowane wypijaniem paru głębszych przez daną postać, co ma być wiadomym dowodem, iż ta cierpi i boryka się z losem. Poza tym każdy z głównych bohaterów dysponuje zazwyczaj całym wachlarzem umiejętności, w których oczywiście przoduje. A już myślałam, że nic mnie nie zdziwi po „Ostatniej sadze” Mortki i jej głównym bohaterze: utalentowanym skaldzie-znakomitym łuczniku-mistrzu miecza-berserkerze-wilkołaku Vidarze. Tymczasem u Bochińskiego poza Monckiem – mistrzem grabarstwa całkiem nieźle umiejącym się bić mamy też: medyka-alchemika-maga-agenta jej książęcej mości Dalamberta, kapłankę-czarodziejkę-nożowniczkę Katrinę (czy trzeba dodawać, że obowiązkowo jest też bardzo piękną kobietą?), skrytobójczynię-wojowniczkę Kaję-Te, czy barda-znakomitego fechmistrza Finita. Poza niemal niezniszczalnymi głównymi bohaterami jest oczywiście cała gromada postaci drugoplanowych, którzy, gdy trzeba, będą ginąć hurtowo. A propos ginięcia – autor lubuje się w przedstawianiu scen szlachetnego poświęcenia. Nie przeczę – oddawanie życia dla sprawy zazwyczaj wzrusza czytelnika. Trzeba jednak przy tym zadbać o to, by najpierw wzbudzić w odbiorcy sympatię dla danego bohatera. Jeśli poświęca się postać, którą ledwo co poznaliśmy, albo która była w książce ledwie zarysowana, efekt nie będzie zbyt wielki. Autor musi także uważać, aby nie przedobrzyć z ilością tego typu motywów, bo może to prowadzić do zobojętnienia czytelnika. Bochińskiemu niestety nie udało się uniknąć wzmiankowanych powyżej dwóch kwestii.
Trzeba powiedzieć, że „Bogowie przeklęci” – to kawał całkiem dobrej, rzetelnie napisanej, rozrywkowej fantastyki. W tej kategorii zasługuje na uczciwe 70%, natomiast nieco szersze spojrzenie, każe obniżyć ocenę o stopień. Nie ma w niej bowiem głębszych treści, przemyśleń4), czy trafnych obserwacji – wszystkiego tego, co każe zastanowić się nad czytaną książką i po skończeniu wracać do niej myślami. Ot, przyjemna lektura na parę wieczorów. Jak dla mnie – średnia książka, choć i tak ponadprzeciętny poziom polskiej fantastyki.
koniec
2 lutego 2010
1) Gwoli ciekawostki, anglojęzyczna nazwa warszawskiej SGGW to... „Warsaw University of Life Science”
2) Choć np. z jednej strony w książce ani razu nie pada słowo „kobieta” – które konsekwentnie zastępowane jest przez „niewiastę”, z drugiej zaś – czasem pojawiają się takie wyrazy, jak „gratis”, czy „maksymalnie”.
3) Wygląda to mniej więcej tak: „O, zabili mnie, nic to jednak, przyjaciele wskrzesili, w innym ciele co prawda, ale co tam się przejmować... Za to mam teraz mnóstwo pieniędzy i nowe umiejętności. Chodźmy się spić do najbliższej karczmy”.
4) Jedyne zdanie, które zapadło mi w pamięć, to „Nie ma nic gorszego, niż spełnić najgłębsze pragnienia i odkryć, że tak naprawdę nie one są najważniejsze w życiu”.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ten okrutny XX wiek: Budowle muszą runąć
Miłosz Cybowski

29 IV 2024

Zdobycie ruin klasztoru na Monte Cassino przez żołnierzy armii Andersa obrosło wieloma mitami. Jednak „Monte Cassino” Matthew Parkera bardzo dobrze pokazuje, że był to jedynie drobny epizod w walkach o przełamanie niemieckich linii obrony na południe od Rzymu.

więcej »

Jak to dobrze, że nie jesteśmy wszechwiedzący
Joanna Kapica-Curzytek

28 IV 2024

Czym tak naprawdę jest tytułowa siła? Wścibstwem czy pełnym pasji poznawaniem świata? Trzech znakomitych autorów odpowiada na te i inne pytania w tomie esejów pt. „Ciekawość”.

więcej »

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Tryby historii
— Beatrycze Nowicka

Imperium zwane pamięcią
— Beatrycze Nowicka

Gorzka czekolada
— Beatrycze Nowicka

Kosiarz wyłącznie na okładce
— Beatrycze Nowicka

Bitwy nieoczywiste
— Beatrycze Nowicka

Morderstwa z tego i nie z tego świata
— Beatrycze Nowicka

Z tarczą
— Beatrycze Nowicka

Rodzinna sielanka
— Beatrycze Nowicka

Wiła wianki i to by było na tyle
— Beatrycze Nowicka

Supernowej nie zaobserwowano
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.