Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

‹Mroczny Bies›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMroczny Bies
Data wydania29 marca 2006
PrzekładEugeniusz Dębski, Ewa Dębska
Wydawca Fabryka Słów
ISBN83-89011-86-7
Format456s. 125×195mm
Cena29,99
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Mroczny bies

Esensja.pl
Esensja.pl
Jelena Chajeckaja
« 1 2

Jelena Chajeckaja

Mroczny bies

Winna piwniczka
Właściciela zamku zastrzelono, nie zapytawszy nawet o imię, jego dwie córki zostały przekazane żołnierzom, a pozostałych, co mieli nadzieję przeczekać za murami, z zamku wyrzucono – jednych martwych, innych niedobitych. Zdobywcy zostawili tylko kucharkę i chłopca kuchcika, jej syna, a może wnuka, żeby gotowali.
Miło jest przekąsić po robocie. Na stole pojawiło się wszystko, co najlepsze było w zamku. Wino podano w remerach na grubych skręconych stopkach, najbardziej wyszukanym szkle o zielonej, leśnej barwie – wino do nich nalane wydawało się być fioletowe. Smażone mięsa wyłożone zostały na ogromny fajansowy półmisek. W miarę znikania kawałków mięsiwa pojawiało się coraz więcej fragmentów obrazka na naczyniu – zieloną i niebieską farbą namalował artysta bardzo udanie tutejszy zamek.
Po brodzie Lothara ściekał tłusty sos. Geward przebierał łapami w kawałkach mięsa na wspólnym półmisku, wybierając największy. Schalk jadł szybko, starannie, jak mały drapieżnik. Erkenbalda krztusiła się w pośpiechu – nie dziwota, nagłodowało się babsko, aż żal jej – skóra i kości. Fichtele zębami rwał mięso z zajęczej nóżki. Remedios nabijał brzuch metodycznie, po chłopsku. Hieronimus wsuwał mięso z fasolą nie gorzej niż landsknechci.
Kapitan Agilbert był blady, wlewał w siebie czerwone wino kielich za kielichem, ale jakoś nie mógł się upić.
Rudy kapitan znowu sięgnął po dzban. Śmieszny ten dzban – na pękaty brzuch nasadzona brodata głowa z wargami ułożonymi w długi ryjek. Z tych warg wypływa wino, jeśli jest w dzbanie, a wygląda, że teraz nie ma – bo tylko jedna kropla wypłynęła i zwisa na glinianej brodzie. Och, Hieronimusowi nagle zrobiło się niedobrze, kiedy to zobaczył – przypomniał mu się wczorajszy chłop na wrotach.
Zawołali chłopca kuchcika, każą przynieść wina. Chłopak kiwnął głową, wziął dzban, pędzi do piwnicy. Kręcone schody, szesnaście stopni. W jednej ręce chłopiec trzyma „brodatą gębę”, nienasycony winny bandzioch. W drugiej – palącą się świeczkę. Beczka z czerwonym winem stoi o tam, w kącie. Wczoraj była pełniusieńka, dziś już do połowy wypita…
Chłopak postawił świeczkę przy progu, podbiegł, odkręca kurek… Ani jedna kropla nie wypłynęła z kranu. Chłopiec poczuł ciarki na karku: przecież ten rudy na kawałki go poszlachtuje, jeśli nie przyniesie mu wina.
– Panie, zmiłuj się – szepnął chłopiec. – Przecież tu było więcej niż pół beczki!
Wtedy nad jego głową rozległ się piskliwy śmiech.
Chłopiec podskoczył, cofnął się.
Na beczce siedział jakiś człowiek. Chłopiec nie śmiał podnieść oczu, więc widział tylko spiczaste kolana obciągnięte ciemnymi pończochami oraz mocne skórzane buty. Twarz nieznajomego kryła się w mroku.
– Wybacz, panie…
– Dieter Pfeffernuss – wyjaśnił obcy wysokim, zachrypniętym głosem. – Dieter Pieprzony Orzeszek, tak mnie zwą.
– Ja po prostu nie wiedziałem, że tu jesteś, panie – powiedział cicho chłopiec. Popatrzył na swoją pozostawioną na stopniu świeczkę i cofnął się kawałek do progu.
– A skąd niby miałeś wiedzieć, kim jestem i co tu robię? – rzucił niezadowolonym tonem Dieter Pfeffernuss.
– Nie wiem, panie. Mnie tu nie wolno rozgniewać nikogo. Mnie tu posłano po wino, dlatego jestem.
– Czy jest tu Agilbert z Hagenau?
– Wybacz, panie, ale kto?
– No, taki rudy…
– Pan kapitan?
– Ach, to on już jest kapitanem? – Dieter pociągnał nosem, jakby się wzruszył, słysząc o awansie Agilberta. – Stary Bert… Ucieszy się na mój widok.
– Nie wątpię, panie – cicho rzekł chłopiec, cofając się ciągle.
– Ty tam! – ryknął Dieter. – Stój. Możesz się mnie nie bać. Jestem dobry wujek Pieprzony Orzeszek. Wypiłem całe wino i chcę rozmawiać z moim starym, dobrym druhem, którego zwą Agilbert Rude Ciemię. Tak mu powiedz. Że niby tam, w piwniczce, czeka na niego stary znajomy. Bardzo stary. Tak mu przekaż.
– Dobrze, panie.
Chłopiec ciągle stał nieruchomo, aż Dieter musiał na niego wrzasnąć:
– Ruszaj!
Chłopiec z całych sił zerwał się do biegu, po drodze wywracając świeczkę.
Myślał, że rudy kapitan zastrzeli go na miejscu, widząc pusty dzban, ale nic takiego się nie stało.
– Kto? Dieter Pfeffernuss? – beznamiętnie powtórzył Agilbert.
Potarmosił oszołomionego chłopca za policzek i ruszył do piwniczki, powłócząc nogami. Hieronimus patrzył za nim z ciekawością, ale nic nie powiedział. Pozostali biesiadnicy niczego nie zauważyli.
Piwnicę zalewało purpurowe światło, jakby gdzieś nieopodal ktoś rozpalił ogromne ognisko. I śmierdziało.
Wczoraj tak właśnie cuchnęło na skraju wsi, obok spalonych domostw, w których żywcem spłonęły dwie kozy i stara babka w panice porzucona przez domowników na zapiecku.
– Witaj, Agilbercie – usłyszał kapitan piskliwy głos i pan Pieprzony Orzeszek umościł się wygodniej na beczce.
– Witaj, Dieter – uprzejmie powiedział Agilbert.
– Siadaj przyjacielu, siadaj.
– Dziękuję.
Agilbert przycupnął na stopniu, położył ręce na kolanach, wypisz, wymaluj grzesznik na spowiedzi. Dieter pisnął radośnie.
– Chyba zaczniemy. Tak więc, powiedz mi, Bercie, czy masz mi może coś do zarzucenia?
– Nie, Dieter. Nie mogę ci nic zarzucić.
– Czy przez te siedem lat byłeś ranny choć raz? Czy choć raz nie powiodło ci się po tym, jak wyciągnąłem cię z tej rzezi pod… przekleństwo, jak się nazywało to miejsce?
– Hagenweide.
– Łąka pana Hagena, tak. Dziękuję.
– Nie, Dieter. Od tamtej chwili ani kula, ani zimne żelazo, ani gorący ogień nie dotknęły mojego ciała.
– Czyż nie zuch ze mnie?
– Zuch – zgodził się Agilbert.
– I zostałeś kapitanem, proszę, proszę… Bercie, byłeś wspaniałym dowódcą tych swoich rzezimieszków. Zawsze dostawałeś dobre pieniądze za ich krew. Zawsze udawało ci się zwiać, kiedy zaczynało śmierdzieć spalenizną.
Dieter poruszył długim nosem, jakby wąchał otaczający ich fetor i zachichotał.
– Jestem dumny z ciebie, Bercie.
– Przyszedłeś po mnie? – ostrożnie zapytał Agilbert.
– A co myślałeś? – szybko odpowiedział Dieter. – Może wypijemy za spotkanie starych przyjaciół?
Z tymi słowy podniósł dzban porzucony przez chłopca, przytknął do ust, a spomiędzy jego warg popłynęło czerwone wino, zabulgotało, zapieniło się.
koniec
« 1 2
8 kwietnia 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Nie wszystko złoto, co rosyjskie…
— Sebastian Chosiński

„Mroczny Bies” – ilustracje
— Grzegorz Domaradzki, Krzysztof Domaradzki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.