Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Donat Szyller
‹Martwe dziwki idą do nieba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMartwe dziwki idą do nieba
Data wydania29 września 2006
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-187-9
Format292s.
Cena25,50
Gatunekfantastyka, kryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Martwe dziwki idą do nieba

Esensja.pl
Esensja.pl
Donat Szyller
1 2 »
Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Donata Szyllera „Martwe dziwki idą do nieba”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa superNOWA.

Donat Szyller

Martwe dziwki idą do nieba

Zapraszamy do lektury fragmentu powieści Donata Szyllera „Martwe dziwki idą do nieba”. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa superNOWA.

Donat Szyller
‹Martwe dziwki idą do nieba›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułMartwe dziwki idą do nieba
Data wydania29 września 2006
Autor
Wydawca superNOWA
ISBN83-7054-187-9
Format292s.
Cena25,50
Gatunekfantastyka, kryminał / sensacja / thriller
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Staremu Puchaczowi jeszcze czasem się to śniło. Ciemna uliczka gdzieś na tyłach kina Paradiso. Brzęczenie przepalonej żarówki w jedynej latarni. Szeroko rozrzucone nogi w czarnych kabaretkach. Martwe oczy Wenus Dwa Palce, najbardziej znanej prostytutki z Kasyna Bachusa. Krew. Masa krwi.
– Podoba ci się, skarbie? – Pytanie padające z zaślinionych ust. Przerażająco jasne, błękitne oczy patrzące z kpiną.
Wtedy Stary Puchacz zazwyczaj się budzi. I stara się sobie wytłumaczyć, że facet, który krwawo zapisał się w pamięci Miasta, nie żyje od dwudziestu lat, że został podziurawiony policyjnymi kulami w Zatoce Świń.
I
Bobo pracował w dziale miejskim. Dział miejski był częścią redakcji „Czytadła o Poranku”, jednego ze szmatławców, które co rano trafiały do kiosków w całej stolicy. Ale to dla Bobo miało niewielkie znaczenie. Liczyło się Miasto, największa metropolia w Zaświecie, uderzająca do głowy mieszanka ras i kultur. Tylko nazwę miało trochę bez sensu. Stwórca nie popisał się tutaj kreatywnością. Ale trudno mu się dziwić, wcześniej przez pięć z sześciu dni kreował chrabąszcze, więc miał prawo być zmęczony. On bardzo lubi chrabąszcze. Tak czy owak, stolica Zaświatu powstała pod koniec szóstego dnia i otrzymała niewyszukaną nazwę Miasta.
Oczywiście są też inne, mniejsze lub większe miasteczka. Mają nawet lepsze nazwy. Stolica jednak jest jedyna w swoim rodzaju. Różni się od innych miast tak, jak rzucona na podłogę przepocona koszula różni się od swoich koleżanek równiutko rozwieszonych w szafie. I to właśnie Bobo najbardziej w niej kochał.
Młody chochlik imię dostał po dziadku, który pracował jako nadzorca czarownic na Łysej Górze. To bardzo odpowiedzialna funkcja. Trzeba pilnować, by czarownice nie zbliżyły się zanadto do kozłów i na odwrót. Tak czy inaczej, Bobo nie zamierzał powtarzać kariery przodka. Uwielbiał wielkomiejski gwar i wcale nie chciał wyprowadzać się na wieś.
Do „Czytadła” trafił rok temu. Przypadkiem. Oczywiście, jeśli za przypadek uznać to, że uciekał właśnie przed trollami, które prezydenci stolicy, prawi i sprawiedliwi bliźniacy Romulus i Remus, zatrudnili jako kanary w Teleporcie Miejskim. Bobo wbiegł wtedy wprost w zaułek, w którym straszyła odrapana kamienica. Nie zważając na tabliczkę, wykrzykującą w stronę każdego przechodnia ostrzeżenie „budynek grozi zawaleniem”, skrył się w jego wnętrzu.
– Do kogo? – pijany strażnik próbował otworzyć lewe oko.
– Na górę – wydusił z siebie Bobo.
Chwilę później siedział już przed Starym Puchaczem, szefem działu miejskiego, i omawiał warunki swojego zatrudnienia.
– Fakt, potrzebujemy ludzi – Puchacz podrapał się po głowie. – Nie będę pytał, co potrafisz, bo nic nie potrafisz. Gdybyś potrafił, poszedłbyś gdzie indziej. Możesz zacząć od jutra. Płacimy obraźliwie mało, ale za to regularnie. Na początek będziesz dostawał to, czego nie chcą robić inni. Nudy. A jak będziesz pisał, to staraj się nie używać litery „G”. Maszyna, którą dostaniesz, jest trochę wybrakowana. To jak, wchodzisz w to?
II
Rok później Bobo był już specem od szlifowania bruku. Jego zieloną facjatę i nieodłączną czapkę-oprychówkę można było zobaczyć w szemranych barach, na dworcach, w komisariatach policji. Wszędzie tam chuda postać w wyciągniętym swetrze i zbyt dużych butach nadstawiała ciekawie ucha. Potem Bobo wracał do redakcji, siadał nad zdezelowaną maszyną do pisania i tworzył teksty, które społeczeństwo Miasta zapominało zaraz po przeczytaniu. Ale lubił to. Oczywiście Bobo czasem się obijał. Nie sposób pracować i się nie obijać, jak mawiał jego świętej pamięci tatuś. Tatuś jednak pracował jako kula do kręgli w przydrożnym barze, więc do jego słów należało podchodzić z pewnym dystansem.
Tego wieczora Bobo siedział w swojej ulubionej spelunie „Sen Kolejarza” i nad wiaderkiem piwa wysłuchiwał zwierzeń Leśnej Baby. Z przerażeniem stwierdził, że starucha właśnie rozsznurowuje gorset.
– O tu, mam tu ślad po Łonych. Przeprowadzili na mnie swoje ekskrementy – piskliwie zawodziła Baba.
– Eksperymenty… – Bobo spróbował schować głowę we wnętrzu wiaderka.
Tego lata Zaświat nawiedziła moda na Obcych. Większość kobiet chciała mieć swoje pięć minut, przedstawić w prasie historię swego porwania i molestowania przez kosmitów. Obcy przysyłali sprostowania, organizowali protesty pod hasłem „Niech nas zobaczą” i usiłowali tłumaczyć, że owszem, lubią sobie czasem poświntuszyć, ale w tym celu, jak wszyscy, odwiedzają nocne kluby. „Uprowadzenia nie są w naszym stylu” podkreślał rzecznik prasowy Obcych na dziesiątkach konferencji prasowych. Nikt mu nie wierzył.
Problemem dla Bobo było to, że młode, piersiaste elfki i długonogie nimfy chciały zaistnieć wyłącznie na łamach magazynu „Życie na szczycie”, a do „Czytadła” zgłaszały się jedynie maszkary w typie Leśnej Baby.
– Najpierw było łoślepiające światło, potem chwyciło mnie, łuniosło w górę i zmolestowało – sapała Baba.
Chochlik zanotował jej wstrząsającą historię, sfotografował trzy owłosione pieprzyki Baby mające być pozostałością po upojnej nocy w statku kosmicznym i z ulgą wyszedł przed bar. Nie będzie źle. Walnie się fotkę cycatej blondyny obok zdjęcia Leśnej Baby, podpisy „Przedtem” i „Potem” oraz tytuł „50 lat molestowali ją Obcy!”.
Bobo wsunął do ust papierosa i zapalił zapałkę. Zastygł w bezruchu. W jego szpiczaste uszy uderzył krzyk. Taki dźwięk może wydać z siebie tylko skrajnie przerażona kobieta. Młoda kobieta. Koniec z Leśnymi Babami! Dziękując Obcym, że zorganizowali łowy tak blisko „Snu Kolejarza”, Bobo rzucił się w ciemny zaułek.
III
W pierwszym odruchu paniki jego umysł zatrzasnął się z hukiem przed napływającymi przez oczy obrazami. Część jednak się przedarła. Szczupła panienka oparta o szary mur. Dłoń ściskająca tlącego się jeszcze papierosa. Druga zaciśnięta na gardle. Jej własnym, rozpłatanym od ucha do ucha. Czerwień krwi i karmin jej paznokci. Wytrzeszczone w zwierzęcym strachu oczu. Zbyt krótka spódniczka zadarta w górę. Lepka krew pomiędzy jej udami. Śmiech. Błysk ostrza. Łopot czarnego płaszcza. Tupot ciężkich butów na kocich łbach uliczki. Cień znikający w mroku.
Kiedy Bobo Lichowlazło dopadł do dziewczyny, jej oczy właśnie gasły. Osunęła się w jego ramiona. Gdy piętnaście minut później policyjne koguty rozświetliły uliczkę, chochlik wciąż klęczał przy jej ciele. To była pierwsza śmierć, którą zobaczył.
Potem powiedzieli mu, że tej nocy, w całym Mieście w podobny sposób zaszlachtowane zostały jeszcze cztery prostytutki. Wszystkie wycięte miały na czole znak czterolistnej kończyny.
IV
Porucznik Artur O’Brian lubił nie mieć nic do roboty. Właściwie dążył do tego całe życie. Denerwowało go nawet, kiedy musiał iść do kibla za potrzebą.
– Niepotrzebna strata energii – mówiłby, gdyby ktokolwiek chciał go słuchać. Na szczęście dla O’Briana nikt nie chciał, co zdejmowało z niego ciężar myślenia o tym, co powiedzieć.
Być może dlatego awansował na porucznika. Policjanci, którzy starają się pracować jak najlepiej, którzy lubią chronić i służyć, zwykle nie zachodzą tak wysoko. Mają dziwną skłonność do ścigania uzbrojonych bandytów, pakowania się do podejrzanych lokali i wkładania głowy tam, gdzie rozsądny człowiek bałby się nawet spojrzeć. Dlatego przedsiębiorcy pogrzebowi bardzo lubią takich policjantów. Przepadają za nimi także psychiatrzy w ośrodkach dla nerwowo chorych i klinikach terapii uzależnień. Nie lubią za to O’Briana. Właściwie nikt go nie lubił.
Porucznik rozparł się wygodniej w fotelu, nogi położył na biurku. W owłosionej łapie trzymał podwójnego hamburgera z piekielnym sosem siedmiu smaków. Pięć z nich była toksyczna, a dwa wchodziły w skład paliwa rakietowego. Sos kapał mu na koszulę wypalając w niej małe dziurki. O’Brian kłapnął paszczą. Hamburger znikł. Porucznik wytarł zatłuszczone paluchy w krawat i spróbował się zdrzemnąć. Do końca dyżuru miał jeszcze cztery godziny.
Telefon na biurku otworzył oczy, podskoczył kilka razy i przeraźliwie zawył. Zatupał małymi nóżkami.
– Pilna! Rozmowa! Na! Linii! – wyskrzeczał.
O’Brian przyłożył słuchawkę do ucha. Słuchał w milczeniu, drapiąc się po ozdobionej baranimi rogami głowie.
– Będę tam – powiedział w końcu. Czekał na niego jego największy wróg. Praca.
V
Cień przestał biec. Wyrównał krok, poprawił kołnierz czarnego płaszcza. Wyszedł z bramy w aleję Żwirka i Muchomorka, nazwaną tak na pamiątkę dwóch leśnych skrzatów, którzy jako lotnicy zasłużyli się podczas II Wojny Zaświatowej.
Cień nie myślał w tej chwili o lotnikach. W ustach czuł jeszcze smak pięciu dziewczyn. Wsunął dłoń do kieszeni i wymacał podłużny, przyjemny kształt. Brzytwa również wypiła ich krew. Mógł na niej polegać. Lubił myśleć o niej jak o Ostrzu Sprawiedliwości. Kiedyś była zwykłym narzędziem, ale dał jej nowe zadanie.
Cień zniknął w wejściu do Teleportu Miejskiego. Pod rondem kapelusza błyszczały niespotykanie jasne, błękitne oczy.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Rechot z zaświatów
— Michał Foerster

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.