Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Ringo, Tom Kratman
‹Warta na Renie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWarta na Renie
Tytuł oryginalnyWatch on the Rhine
Data wydania22 stycznia 2007
Autorzy
Wydawca ISA
CyklDziedzictwo Aldenata
ISBN978-83-7418-140-2
Format368s. 115×175mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Warta na Renie

Esensja.pl
Esensja.pl
John Ringo, Tom Kratman
« 1 11 12 13

John Ringo, Tom Kratman

Warta na Renie

Dieter, pochłonięty swoją raną, ale jeszcze bardziej swoim zadaniem, nie zauważył stojącego niedaleko Braschego. Za to Hans dostrzegł, że w tym zimnym i błotnistym okopie chłopiec zaczyna wykorzystywać swój potencjał.
– Kryć się! – zawołał Dieter do pozostałych żołnierzy. Potem rzucił kilka krótkich słów do radia.
– Pięć pocisków przeciwpiechotnych.
Brasche i Krueger znów się skulili. W samą porę – czołg zaczął szybki ostrzał, zalewając teren nad okopem fleszetkami. Rozległo się pięć głośniejszych eksplozji i pięć cichszych, kiedy pociski kasetowe pękły, uwalniając swoją morderczą zawartość.
Odczekawszy nie więcej niż pół sekundy po piątej z tych cichszych eksplozji, Schultz wykrzyczał następny rozkaz i chłopcy, idąc za jego przykładem, wystawili głowy i karabiny ponad krawędź okopu, otwierając ogień do hologramów i pozostałych na polu bitwy pancerzy.
Bardzo dobrze, pomyślał Brasche.

Paryż, Francja, 17 lutego 2005
Dom był pogrążony w porannym smutku. Matka i młodszy syn płakali otwarcie. Starszy chłopiec, prawie trzynastoletni, z trudem starał się niczego po sobie nie pokazać. Zeszłego wieczora jego ojciec kazał mu obiecać, że zaopiekuje się domem. Poprosił o tę obietnicę z powagą… i z powagą została złożona.
– Będę pisał codziennie, ma cherie… ma belle femme – obiecał mąż, głaszcząc płaczącą Isabelle po głowie. – Pewnie co jakiś czas będę dostawał przepustki.
Isabelle wtuliła mokrą twarz w jego ramię i objęła go mocno. Nie mogła się zmusić, by cokolwiek powiedzieć.
Zeszły wieczór był nieprzyjemny. Pokłócili się tak, jak rzadko im się zdarzało. Ona chciała nakłonić go, by zdezerterował, by uciekł gdzieś, gdzie armia go nie znajdzie. On twardo odmawiał, twierdząc – zgodnie z prawdą – że nie ma na Ziemi miejsca, w którym byłby bezpieczny przed wojskiem, skoro cała planeta zbroi się aż po zęby.
Ostatecznie widząc, że on tego nie zrobi, to ona ustąpiła. Obawiając się o własną przyszłość i pamiętając młodzieńcze, szczęśliwsze czasy, zawlokła męża do ich wielkiego drewnianego łoża i kochała się z nim z oszałamiającą wprawą i entuzjazmem, które odebrały mu dech.
– To żeby ci przypomnieć – powiedziała – co tu masz i do czego masz chcieć wrócić.
– Po takim wyczynie, kochanie – odparł, wciąż zdyszany – i w moim wieku… Lepiej, żebym trzymał się z dala w trosce o własne życie.

Zakłady Kraus-Maffei-Wegmann, Monachium, Niemcy, 21 czerwca 2005
Mühlenkampf był… Cóż, innego określenia na to nie było: był oczarowany.
Stał przed nim lśniący – bo bestia nie została jeszcze pokryta farbą – Tygrys III. W dole, na poziomie gruntu – chociaż grunt ten był wielometrową warstwą betonu – gąsienice były oblepione błotem, co Mühlenkampf natychmiast zauważył.
– Jeździ – oznajmił drżącym głosem, wyciągając z tego faktu właściwy wniosek.
Mueller, Schlüssel, Prael i inni wyprostowali się z dumą.
– Jeździ, Herr General. To prototyp numer jeden. Jest jeszcze kilka usterek. Ale jeździ. Strzela. Może dostać w swój wielki pancerny nos i oddać.
– Poza tym – dodał Prael, który zaprojektował i niemal ręcznie zbudował całą elektronikę – Tygrys III jest najlepszym w dziejach zaprojektowanym i zbudowanym przez człowieka pojazdem szkoleniowym z symulatorami wirtualnej rzeczywistości, pozwalającymi na pełny zakres ćwiczeń kierowcy i strzelca bez opuszczania Kaserne.
– Mimo to będziemy musieli nim wyjechać – odparł generał. – W przeciwnym razie nigdy się nie dowiecie, co jeszcze może być nie tak. Kiedy taki dostanę? Albo, jeszcze lepiej, dużo takich dostanę?
– Ten już jest pański – powiedział Mueller. – Mamy nadzieję, że testy polowe pomogą w rozwiązaniu wszelkich pozostałych problemów.
Ale Mueller powiedział to do pleców Mühlenkampfa. Weteran mocował się już ze swoim nowym, niewygodnym, a czasami wyklinanym telefonem komórkowym.
– Brasche? Przyjeżdżaj do Monachium. Ale już!

Sennelager, Niemcy, 28 czerwca 2005
Podstawowe szkolenie już dawno się skończyło. Wychudzony, wynędzniały szkielet Korps zaczynał rozrastać się i nabierać masy w bazie szkoleniowej na północnoniemieckiej równinie, gdzie chłopców przeniesiono na szkolenie w oddziałach.
Chociaż podstawowe szkolenie mieli już za sobą, dni wciąż im się dłużyły, a noce czasem jeszcze bardziej. Ale mimo to rozkoszowali się mianem „żołnierzy”. Podczas przemarszów przez okoliczne miasteczka szli z dumą, sprężystym krokiem.
To, że oglądały się za nimi dziewczyny, też bynajmniej w niczym nie szkodziło.
Żołnierze ginęli podczas szkolenia i byli zastępowani nowymi. Dawna niemiecka armia uważała, że jeden procent zabitych podczas ćwiczeń to nie tylko dopuszczalna, ale wręcz pożądana liczba. Nowa-stara niemiecka armia miała podobne zdanie, przynajmniej w tej materii.
W regularnej Bundeswehrze rzadko się to zdarzało. Tam nieliczni, rozsiani po jednostkach weterani Wehrmachtu byli bezsilni wobec politycznie poprawnej, wielokulturowej brei, którą politycy zrobili z niemieckiej armii.
Jedynie w 47. Panzer Korps, nazywanym zarówno przez politycznych wrogów, jak i zwolenników „SS Korps”, było wystarczająco wielu ludzi, którzy znali dawne sposoby postępowania – i co więcej, byli skłonni powiedzieć politykom i teoretykom społecznym, żeby się „odpierdolili” – żeby zamienić swoich nowych podwładnych w to, czego Niemcy, Europa, ludzkość potrzebowały.
Dlatego chłopcy maszerowali sprężystym krokiem, wiedząc, że być może jako jedyni spośród obrońców ich kraju potrafią i mogą sprostać czekającemu ich zadaniu.
Czy to właśnie widziały w nich dziewczyny z małych miasteczek? Czy widziały w nich jedynych obrońców, którzy nigdy nie zostawiliby ich na pastwę losu, dopóki nie zabrałaby ich śmierć?
Tego chłopcy nie wiedzieli.
– Wiem tylko, że mam okazję podymać o wiele częściej niż kiedyś – zaśmiał się niepoprawny Harz na chwilę przed tym, nim coś przykuło jego uwagę.
Zaczęło się od niskiego grzmotu w powietrzu. Już po chwili chłopcy wybiegali z namiotów, obawiając się trzęsienia ziemi.
– Co to, kurwa, jest? – spytał Harz.
Dieter tylko pokręcił głową, równie zdezorientowany.
– Tam! – krzyknął inny chłopak. – To czołg. Nic wielkiego.
Schultz obejrzał się i zobaczył żelaznego potwora pokonującego szczyt wzgórza. Tak, to był czołg. Nic specjalnego. Cały czas mieli do czynienia z czołgami. Potem jednak, kiedy maszyna podjechała bliżej, a ryk jej silnika się wzmógł, oczy Dietera wypatrzyły coś maleńkiego, wystającego ze szczytu wieży.
Liebe Gott im Himmel!
Z wieży Tygrysa III, zupełnie jakby był na defiladzie – defiladzie przed wszechświatem, który należy do niego osobiście – Hans Brasche, niegdyś z Piątej Dywizji Pancernej SS (Wiking), salutował energicznie swoim przyszłym załogom.

Interludium
Jak przystało na młodszego kessentaia, Ro’moloristen stanął, nie rzucając się w oczy, w głębi dziwnie zaprojektowanej, przypominającej aulę sali zgromadzeń.
Podłoga, o ile statek Aldenat’ mógł mieć stałe podłogi, unosiła się w górę od środka pomieszczenia, dzięki czemu młody kessentai widział całe zgromadzenie Wszechwładców i centralny podest pod przeciwległą ścianą.
Podczas gdy jego własna pozycja w hierarchii umiejscowiła go z tyłu, lepsi – a przynajmniej starsi – od Ro’moloristena zajęli bardziej prestiżowe miejsca z przodu. Na samym środku, tuż przy pustym półokręgu wokół podestu, stał Athenalras, z ramionami skrzyżowanymi na potężnej końskiej piersi, w postawie uniżenia i spokoju.
Tysiące innych Wszechwładców obecnych w auli stało w takiej samej nabożnej pozycji, gdy pojawił się przed nimi podstarzały Posleen, kenstain – Bin’ar’rastemon – niegdyś wybitny kessentai, który zszedł ze Ścieżki, by zostać wyjątkowego rodzaju kessenaltem. Bin’ar’rastemon nie był zwykłym castellainem, nie był zwykłym sługą innego Wszechwładcy. Kiedy brzemię lat i odniesionych ran zaczęło dawać mu się we znaki, przekazał władzę nad swoim klanem i jego majątek swojemu najstarszemu eson’antaiowi, czyli synowi, zachowując dla siebie zaledwie tyle, by wystarczyło mu na skromne życie kogoś, kto wszedł na Ścieżkę Pamięci.
Kessenaltowie Ścieżki Pamięci – połączenie historyków z kapelanami – mieli zapisywać i przypominać Ludowi jego dzieje, wartości, wierzenia… oraz wredny los zgotowany im przez Aldenat’ i ich jednakową dla wszystkich, jak spod sztancy, filozofię.
Odziany w ceremonialną uprząż z czystego ciężkiego metalu, Bin’ar’rastemon – stary, ze stawami powykręcanymi przez posleeński odpowiednik artretyzmu – z trudem wszedł po stopniach prowadzących na podest; za pasy uprzęży miał zatknięte starożytne zwoje.
Chociaż kenstaini zazwyczaj nie cieszyli się szacunkiem jako klasa, może z wyjątkiem Wszechwładców, którym bezpośrednio służyli, idący Ścieżką Pamięci byli powszechnie wysoko cenieni. Bin’ar’rastemon ustawił się na środku podestu i ceremonialnie powitał zgromadzonych Wszechwładców.
– Opowiedz nam, Pamiętający – odpowiedzieli chórem – o ścieżkach przeszłości, żebyśmy poznali ścieżki przyszłości.
Bin’ar’rastemon rozwinął jeden ze zwojów i położył go na kruchej mównicy. Potem oparł na nim dłoń. Był Pamiętającym wciąż w pełni władz umysłowych, jakkolwiek stare mogło być jego ciało. Nie potrzebował zwoju, by opowiedzieć swoją opowieść.
– Z Księgi Wiedzących… – zaczął.
koniec
« 1 11 12 13
19 stycznia 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

W razie wątpliwości – strzelać
— Michał Kubalski

Tam jest rozrywka
— Eryk Remiezowicz

O jedną planetę za daleko
— Janusz A. Urbanowicz

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.