WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Tytuł | Dziedzictwo zniszczenia |
Tytuł oryginalny | The Armageddon Inheritance |
Data wydania | 15 kwietnia 2007 |
Autor | David Weber |
Wydawca | ISA |
Cykl | Dahak |
ISBN | 978-83-7418-151-8 |
Format | 352s. 135×205mm |
Cena | 29,90 |
Gatunek | fantastyka |
WWW | Polska strona |
Zobacz w | Kulturowskazie |
Wyszukaj w | MadBooks.pl |
Wyszukaj w | Selkar.pl |
Wyszukaj w | Skąpiec.pl |
Dziedzictwo zniszczeniaDavid Weber
David WeberDziedzictwo zniszczenia– Kapitanie – powiedział równie oficjalnie jak Dahak i Colin musiał się poddać. – Przejmuję konsolę, komandorze. – Usiadł na opuszczonym fotelu, który natychmiast przystosował się do jego kształtów. Tamman nie musiał mu składać oficjalnego raportu, gdyż jego łącze neuralne z konsolą już to robiło. Z pełnym sympatii uśmiechem przyglądał się, jak oficer taktyczny powraca na swoje stanowisko. Tamman był rówieśnikiem Jiltanith, jednym z czternastki imperialnych „dzieci” z załogi Nergala, które przeżyły rozpaczliwy atak na enklawę Anu. Wszystkie one przyłączyły się do Colina na pokładzie Dahaka i był im za to cholernie wdzięczny. W przeciwieństwie do urodzonych na Ziemi, Imperialni mogli bezpośrednio łączyć się z komputerami i na nich pracować. Stanowili niewielki, lecz godny zaufania trzon kadry oficerskiej, który kierował setką ułaskawionych buntowników wchodzących w skład jego obecnej załogi. W swoim czasie Dahak zaopatrzy urodzonych na Ziemi w ulepszenia i odpowiednio ich wyszkoli, lecz było ich ponad sto tysięcy, a to poważne wyzwanie nawet dla doskonale wyposażonego statku. Colin MacIntyre usadowił się wygodniej na fotelu. Uśmiech znikł z jego twarzy, gdy wpatrzył się w zbliżające się gwiazdy; w myślach znów widział zgrabne kształty morderczych statków Achuultan. Raport kompleksu czujników raz za razem odgrywał się w jego głowie niczym niekończąca się pętla, napełniając go przerażeniem. Wiedział, że nadchodzą, ale teraz sam to „zobaczył”. Byli prawdziwi, podobnie jak straszliwe zadanie, które czekało jego i jego ludzi. Dahak znajdował się ponad dwadzieścia siedem lat świetlnych od Ziemi, a w chwili, gdy pojawił się na ziemskiej orbicie, najbliższa baza Floty Imperialnej była oddalona od Ziemi o ponad dwieście lat świetlnych. Właściwe Imperium znajdowało się jeszcze dalej, jednak w obliczu zagrożenia, które nieustannie zbliżało się do jego ojczystego świata, nie mieli wyboru – musieli wyruszyć w drogę, gdyż jedynie Imperium mogło im pomóc w walce z tym wrogiem. Lecz Dahak od ponad pięćdziesięciu tysięcy lat nie był w stanie porozumieć się z Imperium. A jeśli Imperium przestało istnieć? Była to ponura sprawa, o której rzadko rozmawiali, a Colin próbował nawet sam sobie nie zadawać tego pytania, choć cały czas zajmowało jego myśli. Dahak naprawił hiperkom, kiedy tylko zdobyli zapasowe elementy z arktycznej enklawy buntowników, i cały czas wzywał pomocy. Prawdę mówiąc, wzywał jej nawet w tej chwili. I, podobnie jak kompleks czujników, nie otrzymał odpowiedzi. Rozdział drugi Zastępca gubernatora Horus, były kapitan statku buntowników Nergal, a obecnie wicekról Ziemi, zaklął soczyście, oblizując zraniony kciuk. Opuścił dłoń i z kwaśną miną przyjrzał się zniszczeniom. Od stuleci używał ziemskiego sprzętu i wiedział, że jest bardzo delikatny. Ale imperialna technologia znów zaczynała być dostępna i zapomniał, że interkom na jego biurku jest wytworem ziemskich fabryk. Drzwi biura otworzyły się i do środka zajrzał generał Gerald Hatcher, głównodowodzący Zjednoczonego Sztabu Planety Ziemi (zakładając, że w ogóle uda im się uruchomić tę organizację). Spojrzał na rozwalony panel. – Jeśli chciałeś zwrócić moją uwagę, gubernatorze, mogłeś po prostu mnie zawołać zamiast uruchamiać syreny. – Syreny? – Cóż, tak sobie pomyślałem, kiedy mój interkom zaczął wrzeszczeć, czy ten panel coś ci zrobił, czy po prostu byłeś wkurzony? – Ziemianie – mruknął Horus – są strasznie pyskaci. – To jedna z naszych milszych cech. – Hatcher uśmiechnął się do ojca Jiltanith i usiadł. – Zakładam, że chciałeś się ze mną zobaczyć. – Owszem. – Horus wskazał machnięciem ręki stertę wydruków. – Widziałeś to? Hatcher pochylił się, żeby przeczytać nagłówki. – Tak. No i co? – Wedle tych raportów proces zjednoczenia wojsk przebiega z miesięcznym opóźnieniem, ot co. – Horus przerwał i przyjrzał się minie generała. – Czemu nie wyglądasz na zaskoczonego, zawstydzonego albo coś w tym rodzaju? – Ponieważ i tak jesteśmy szybsi, niż się spodziewałem. Horus odchylił się do tyłu z pełnym rezygnacji westchnieniem. Czasem myślał, że Gerald Hatcher aż za bardzo przyzwyczaił się do obecności obcych w jego świecie. – Powinienem był ci powiedzieć – mówił dalej generał – że specjalnie ustaliliśmy nierealistyczny harmonogram. Dzięki temu mamy pretekst, by wrzeszczeć na ludzi, niezależnie od tego, jak dobrze sobie radzą. – Wzruszył ramionami. – Oczywiście, to nieprzyjemne, lecz kiedy na człowieka wrzeszczy cztero- albo pięciogwiazdkowy generał, zazwyczaj odkrywa w sobie nieznane pokłady sił. – Rozumiem. – Horus przyjrzał mu się uważnie. – Masz rację, powinieneś był mi powiedzieć. Chyba że masz zamiar wrzeszczeć również na mnie? – Jakże bym śmiał – mruknął Hatcher. – Ulżyło mi. Czy mam zatem rozumieć, że w rzeczywistości jesteś zadowolony? – Biorąc pod uwagę, że próbujemy zjednoczyć dowództwa wojskowe, które – choć blisko sprzymierzone – nigdy nie miały tego w planach, Frederick, Wasilij i ja jesteśmy zadowoleni, że to idzie tak szybko, lecz mamy mało czasu. Horus pokiwał głową. Sir Frederick Amesbury, Wasilij Czernikow i Hatcher tworzyli coś, co Wasilij z upodobaniem nazywał wojskową trojką Horusa, i pracowali jak szaleni nad niemożliwym do wykonania zadaniem, a zostały im zaledwie dwa lata do spodziewanego pojawienia się pierwszych zwiadowców Achuultan. – Gdzie jest najwęższe gardło? – spytał. – Oczywiście Sojusz Azjatycki. – Hatcher skrzywił się. – Jeszcze nie zdecydowali, czy z nami walczyć, czy się do nas przyłączyć. Denerwuje mnie to jak diabli, ale wcale nie zaskakuje. Nie sądzę, by marszałek Tsien postanowił zwrócić się przeciwko nam, lecz najwyraźniej się ociąga, a pozostali wojskowi z Sojuszu nie kiwną palcem, dopóki on nie podejmie decyzji. – Dlaczego nie zażądamy, żeby Sojusz się go pozbył? – Było to pytanie, ale wcale tak nie brzmiało. – Bo nie możemy. Jest najlepszym człowiekiem, jakiego mają. Ponieważ wielu ich przywódców politycznych siedziało w kieszeni Anu i zginęło przy zdobywaniu enklawy, jest jedynym, któremu wojsko Sojuszu wciąż ufa. I choć może nas nie cierpieć, nienawidzi nas zdecydowanie mniej niż wielu młodszych oficerów. – Hatcher wzruszył ramionami. – Poprosiliśmy go o spotkanie twarzą w twarz i zgodził się. Musimy bardzo się postarać, bo on jest bystry, Horusie. Uspokoi się dopiero wtedy, kiedy w końcu porzuci myśl, że Zachód w jakiś sposób go podbił. Horus znów pokiwał głową. Wszyscy trzej najwyżsi rangą wojskowi byli dla Tsiena i jego ludzi przedstawicielami „Zachodu”. Świadomość, że Anu i jego sojusznicy manipulowali ziemskimi rządami i terrorystami, by wygrywać przeciwko sobie Pierwszy i Trzeci Świat, zaczynała już pojawiać się w umysłach zachodnich społeczeństw. Ale minie trochę czasu, nim druga strona przyjmie to do wiadomości. Niektórzy, w rodzaju religijnych fanatyków rządzących takimi krajami jak Iran czy Syria, nigdy się z tym nie pogodzą, więc ich wojska zostały po prostu… rozbrojone. Niestety, nie obyło się bez ofiar w ludziach. – Poza tym – mówił dalej Hatcher – Tsien jest ich najwyższym rangą dowódcą i potrzebujemy go. Jeśli ma się nam udać, nie mamy innego wyboru, musimy zintegrować naszą i ich armię. Nie, wykreśl to. Musimy zintegrować wszystkie armie Ziemi pod jednym dowództwem. Nie możemy narzucić Sojuszowi nieazjatyckich dowódców i liczyć, że się nam uda. – Dobrze. – Horus wrzucił wydruki z powrotem do skrzynki z napisem „Przychodzące”. – Pojawię się na spotkaniu z nim, jeśli uważasz, że to coś pomoże. W przeciwnym razie będę się trzymał z dala i pozwolę wam tym się zająć. Mam wystarczająco dużo innych obowiązków. – Jakbym nie wiedział. Szczerze mówiąc, nie zamieniłbym się z tobą robotą. – Twój altruizm mnie powala – odpowiedział Horus, a Hatcher znów się uśmiechnął. – Jak idzie reszta? – Tak dobrze, jak można było oczekiwać. – Starzec wzruszył ramionami. – Chciałbym, żebyśmy mieli tysiąc razy więcej imperialnego sprzętu, ale sytuacja się poprawia, bo orbitalne jednostki przemysłowe, które pozostawił Dahak, zabrały się już do dzieła. Oczywiście, większość środków przeznaczają na samoreplikację, a część ich fabryk uzbrojenia przestawiłem na produkcję sprzętu inżynieryjnego, ale nie będzie źle. Jak wiesz, wszystko idzie w postępie geometrycznym. To zaleta zautomatyzowanych jednostek, które nie potrzebują drobiazgów w rodzaju snu czy jedzenia. – Instalowanie bazy technologicznej, którą Anu zabrał ze sobą, idzie właściwie zgodnie z harmonogramem, a część, którą Dahak posłał bezpośrednio na Ziemię, już działa. Mieliśmy trochę problemów, ale to było do przewidzenia – przecież budujemy zupełnie nową infrastrukturę przemysłową. Właściwie najbardziej martwią mnie planetarne centra obrony, ale tym zajmuje się Geb. |
Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.
więcej »Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.
więcej »Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner
Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner
Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner
Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner
Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner
Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner
Angielscy łucznicy kontra obcy
— Beatrycze Nowicka
Kosmiczne nudy
— Michał Foerster
Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski
Krótko o książkach: Marzec 2002
— Magda Fabrykowska, Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Eryk Remiezowicz
Odpowiedź jest oczywista
— Magda Fabrykowska
Krótko o książkach: Listopad 2001
— Wojciech Gołąbowski, Jarosław Loretz, Joanna Słupek
Obszernie o niczym
— Jarosław Loretz
Bóg, Honor i Ojczyzna
— Magda Fabrykowska