Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Joe Haldeman
‹Wieczna wojna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWieczna wojna
Tytuł oryginalnyForever War
Data wydania12 marca 2007
Autor
PrzekładZbigniew A. Królicki
Wydawca Solaris
CyklWieczna wojna
ISBN978-83-89951-57-6
Format300s. oprawa twarda
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Wieczna wojna

Esensja.pl
Esensja.pl
Joe Haldeman
1 2 3 4 »
Prezentujemy 5 pierwszych rozdziałów powieści Joego Haldemana „Wieczna wojna”. Książka objęta patronatem Esensji ukazała się nakładem wydawnictwa Solaris.

Joe Haldeman

Wieczna wojna

Prezentujemy 5 pierwszych rozdziałów powieści Joego Haldemana „Wieczna wojna”. Książka objęta patronatem Esensji ukazała się nakładem wydawnictwa Solaris.

Joe Haldeman
‹Wieczna wojna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułWieczna wojna
Tytuł oryginalnyForever War
Data wydania12 marca 2007
Autor
PrzekładZbigniew A. Królicki
Wydawca Solaris
CyklWieczna wojna
ISBN978-83-89951-57-6
Format300s. oprawa twarda
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Dla Bena i – zawsze – dla Gay
SZEREGOWIEC MANDELLA
1
– Dzisiaj pokażemy wam osiem sposobów bezgłośnego zabijania ludzi.
Mówiący to mężczyzna był sierżantem, nie wyglądającym nawet na starszego o pięć lat ode mnie. Tak więc jeśli kiedykolwiek zabił człowieka w walce, bezgłośnie czy nie, musiał to zrobić w kołysce.
Znałem już osiemdziesiąt sposobów zabijania ludzi, ale większość z nich była dość hałaśliwa. Wyprostowałem się na krześle, przywołałem na twarz wyraz uprzejmego zainteresowania i zasnąłem z otwartymi oczami. Wszyscy pozostali zrobili to samo. Nauczyliśmy się, że na tych wieczornych wykładach nigdy nie mówią niczego ważnego.
Obudził mnie szmer projektora. Pokazali krótki film demonstrujący „osiem cichych sposobów zabijania”. Niektórzy z aktorów musieli być po praniu mózgu, ponieważ naprawdę ich zabito. Po filmie dziewczyna siedząca w rzędzie przede mną podniosła rękę. Sierżant skinął na nią, więc wstała i wystąpiła naprzód. Całkiem niezła, tylko o trochę zbyt masywnej szyi i barkach. Każdy tak wygląda po kilku miesiącach noszenia ciężkiego plecaka.
– Sir. – Aż do promocji musieliśmy zwracać się do sierżantów „sir”. – Większość tych sposobów, wyglądała, no… dość głupio.
– Na przykład.
– Weźmy zabijanie kogoś ciosem saperki w nerki. Chcę powiedzieć, że chyba nigdy nie jest tak, żeby ktoś był uzbrojony tylko w saperkę, a nie miał pistoletu czy noża? I czy nie lepiej po prostu walnąć go w łeb?
– Może mieć na głowie hełm – odparł rezolutnie.
– Ponadto, Taurańczycy pewnie nawet nie mają nerek!
Wzruszył ramionami.
– Zapewne nie mają.
Był rok 1997 i nikt nigdy nie widział Taurańczyka; nie znaleziono choćby kawałka większego od przysmażonego chromosomu.
– Jednak ich fizjologia jest zbliżona do naszej, więc musimy założyć, że są równie skomplikowanymi organizmami jak my. Muszą mieć jakieś słabe punkty, czułe miejsca. Musicie je znaleźć. To ważne – rzekł, wskazując palcem na ekran. – Tych ośmiu skazańców zarżnięto dla was, ponieważ musicie dowiedzieć się, jak zabijać Taurańczyków, i umieć to robić zarówno megawatowym laserem, jak i tarczą szlifierską.
Usiadła z powrotem, niezbyt przekonana.
– Są jakieś pytania?
Nikt nie podniósł ręki.
– Dobra. Baa-czność!
Leniwie podnieśliśmy się z krzeseł, a on spojrzał na nas wyczekująco.
– Pieprz się, sir – ryknął znużony chór.
– Głośniej!
– PIEPRZ SIĘ, SIR!
Jeden z głupszych wojskowych sposobów podbudowywania morale.
– Już lepiej. Nie zapomnijcie, jutro przed świtem macie manewry. Pobudka o 3.30, wymarsz o 4.00. Każdy przyłapany w łóżku o 3.40 straci jedną belkę. Rozejść się.
Zapiąłem uniform i poszedłem po śniegu do kantyny, na filiżankę wywaru z soi i skręta. Zawsze wystarczało mi pięć czy sześć godzin snu i to były jedyne chwile, jakie miałem tylko dla siebie, przez moment daleko od armii. Przez kilka minut czytałem wiadomości odbierane przez faks. Załatwili kolejny statek, gdzieś w rejonie Aldebarana. To było jakieś cztery lata temu. Szykowali karną ekspedycję, ale przelot do celu zajmie flocie kolejne cztery lata. Do tej pory Taurańczycy obsadzą wszystkie przejścia planetarne.
W kwaterze wszyscy już spali i główne światła były wyłączone. Cała kompania tkwiła tu, od kiedy wróciliśmy z dwutygodniowego szkolenia na Księżycu. Rzuciłem ciuchy do szafki, sprawdziłem grafik i stwierdziłem, że śpię w koi 31. Do licha, tuż pod grzejnikiem.
Najciszej jak umiałem wślizgnąłem się za zasłonę, żeby nie budzić osoby śpiącej obok. Nie widziałem, kto to, ale nic mnie to nie obchodziło. Wsunąłem się pod koc.
– Spóźniłeś się, Mandella – ziewnął ktoś.
– Przepraszam, że cię zbudziłem – szepnąłem.
– W porząsiu.
Obróciła się na bok i wtuliła się we mnie. Była ciepła i dość miękka.
Poklepałem ją po biodrze, mając nadzieję, że robię to po bratersku.
– Dobranoc, Rogers.
– Dobranoc, ogierze.
Odpowiedziała takim samym gestem, tylko bardziej sugestywnym.
Dlaczego zawsze trafiasz na zmęczone, kiedy jesteś gotowy i na chętne, kiedy ty jesteś znużony. Pogodziłem się z nieuniknionym.
2
– Dobra, przyłóżcie się do tego, cholera! Grupa wzdłużnika! Ruszać się, ruszcie swoje przeklęte tyłki!
Około północy przyszedł ciepły front i śnieg zmienił się w błoto. Permaplastowy dźwigar ważył pięćset funtów i był piekielnie nieporęczny, nawet jeśli nie był oblodzony. We czwórkę, po dwoje na każdym końcu, nieśliśmy plastikowy dźwigar w zesztywniałych palcach. Moją partnerką była Rogers.
– Uwaga! – wrzasnął facet za mną, co oznaczało, że ciężar wymknął mu się z rąk. Chociaż nie stalowy, wzdłużnik był dostatecznie ciężki, żeby zmiażdżyć stopę. Wszyscy puścili i odskoczyli. Padając, obryzgał nas błotnistą mazią.
– Do diabła, Petrov – powiedziała Rogers. – Dlaczego nie pójdziesz do Czerwonego Krzyża albo gdziekolwiek? Ta kurewska belka wcale nie jest tak kurewsko ciężka.
Większość dziewcząt wyrażała się oględniej. Rogers miała niewyparzony jęzor.
– Dobra, ruszać się, kurwa, z tymi wzdłużnikami! Grupa klejarzy! Dalej, dalej!
Nadbiegł nasz dwuosobowy zespół klejarzy, dźwigając wiadra.
– Chodźmy, Mandella. Zaraz odmrożę sobie jaja.
– Ja też – powiedziała dziewczyna z uczuciem, choć bez sensu.
– Raz, dwa, trzy!
Ponownie podnieśliśmy ciężar i chwiejnie poszliśmy w kierunku mostu. Był w trzech czwartych ukończony. Wyglądało na to, że drugi pluton nas wyprzedzi. Nie obchodziłoby mnie to, ale ten pluton, który pierwszy postawi swój most, poleci do domu. Pozostałym zostaną cztery mile błota i ani chwili wypoczynku przed capstrzykiem.
Donieśliśmy dźwigar na miejsce, rzuciliśmy go z łomotem i przymocowaliśmy uchwyty łączące go z podporami. Zanim skończyliśmy mocować, żeńska połowa grupy klejarzy już zaczęła nakładać epoksyd. Jej partner czekał po drugiej stronie dźwigara. Grupa od nawierzchni stała przy moście; każdy trzymał nad głową, jak parasolkę, kawałek lekkiego sprężonego permaplastu. Byli czyści i nie przemoczeni. Głośno zastanowiłem się, czym sobie na to zasłużyli, a Rogers podsunęła kilka ciekawych, choć mało prawdopodobnych możliwości. Zajęliśmy stanowisko przy następnym dźwigarze, kiedy szef kompanii (nazywał się Dougelstein, ale mówiliśmy na niego „Dobra”) dmuchnął w gwizdek i ryknął:
– Dobra, chłopcy i dziewczynki, dziesięć minut przerwy. Kto ma, ten pali.
Sięgnął do kieszeni i wcisnął guzik włączający ogrzewanie naszych skafandrów.
Przysiedliśmy z Rogers na naszym końcu dźwigara i wyjąłem papierośnicę. Miałem mnóstwo skrętów, ale nie wolno ich było palić do capstrzyku. Oprócz tego miałem tylko mniej więcej trzycalowy niedopałek cygara. Przypaliłem je od krawędzi papierośnicy; po kilku pierwszych pociągnięciach nie było już takie złe. Rogers też pociągnęła, dla towarzystwa, ale skrzywiła się i oddała mi niedopałek.
– Byłeś na uczelni, kiedy cię powołano? – zapytała.
– Taak. Właśnie zrobiłem magisterium z fizyki. Chciałem uzyskać uprawnienia do nauczania.
Posępnie skinęła głową.
– Ja studiowałam biologię…
– Tak myślałem – wtrąciłem i uchyliłem się przed pacyną błota. – Na którym roku?
– Skończyłam sześć, włącznie z magisterium. – Pociągnęła butem po ziemi, tworząc wzgórek o konsystencji zamarzającej brei. – Dlaczego, kurwa, musiało się tak stać?
Wzruszyłem ramionami. Na to pytanie nie było odpowiedzi, a na pewno nie zasługiwało na uwagę wyjaśnienie, jakim karmiono nas w SZ ONZ. Intelektualna i fizyczna elita planety, ruszająca strzec ludzkości przed taurańskim zagrożeniem. Sojowa papka. Wszystko to było jednym wielkim eksperymentem. Zobaczmy, czy uda się sprowokować Taurańczyków do działań naziemnych.
Dobra dmuchnął w gwizdek o dwie minuty za wcześnie, zgodnie z przewidywaniami, ale Rogers, ja i dwoje pozostałych siedzieliśmy sobie jeszcze przez minutę, czekając, aż zespoły klejarzy i nawierzchniowców skończą pokrywać nasz dźwigar. Siedząc tak z wyłączonym ogrzewaniem skafandrów szybko zaczęliśmy marznąć, jednak nie ruszaliśmy się – dla zasady.
Ćwiczenia przy wyłączonym ogrzewaniu nie miały żadnego sensu. Typowo wojskowy idiotyzm. Pewnie, tam, dokąd polecimy, będzie zimno, jednak nie aż tak, by wszędzie zalegał śnieg i lód. Niemal z reguły na planetach przejść przez cały czas temperatura oscylowała w granicach dwóch stopni od zera absolutnego – ponieważ kolapsary nie świecą – więc jeśli poczujesz, że ci zimno, to będzie znaczyło, że jesteś już trupem.
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Wojna nigdy nie trwa wiecznie
— Jakub Gałka

Tegoż twórcy

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Na zawsze bez sensu
— Darth Caine al-Taqwa Atreides

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.