Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Ray Bradbury
‹451° Fahrenheita›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Tytuł451° Fahrenheita
Tytuł oryginalnyFahrenheit 451
Data wydania20 maja 2008
Autor
PrzekładIwona Michałowska-Gabrych
Wydawca Solaris
ISBN978-83-7590-011-8
Format220s.
Cena25,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

451° Fahrenheita

Esensja.pl
Esensja.pl
Ray Bradbury
« 1 2 3

Ray Bradbury

451° Fahrenheita

Niebem i domem wstrząsnął straszny huk i odgłos darcia, jakby dwie olbrzymie ręce rozerwały wzdłuż szwu dziesięć tysięcy mil czarnej tkaniny, przepoławiając i jego. Coś wbiło mu się w pierś i darło ją na strzępy. Przelatujące w górze bombowce odrzutowe, raz, dwa, raz, dwa, raz, dwa, sześć, dziewięć, dwanaście, i jeszcze jeden, i jeszcze, jeszcze, jeszcze, jeszcze, krzyczały zamiast niego. Otworzył usta i wpuścił w siebie ich wrzask. Dom zadrżał w posadach. Zapalniczka wypadła mu z ręki. Kamienie księżycowe znikły. Dłoń Montaga po omacku szukała telefonu.
Odrzutowce odleciały. Czuł, jak jego wargi poruszają się, muskając słuchawkę. „Pogotowie”. Straszny, straszny szept.
Zdawało mu się, że ryk czarnych bombowców starł gwiazdy w pył i że rankiem ziemia będzie pokryta tym pyłem niczym dziwnym śniegiem. Tak myślał Montag idiota, stojąc w ciemnościach, drżąc, poruszając bezgłośnie wargami.

Mieli to swoje urządzenie. Nawet dwa. Jedno z nich wślizgiwało się do twego brzucha jak czarna kobra do głębokiej studni, szukając tam starej wody i minionego czasu. Wypijało zieloną materię, która w powolnym wrzeniu wypływała na wierzch. Czy spijało ciemność? Czy wysysało wszystkie trucizny, które nagromadziły się tam przez lata? Syciło się w milczeniu, tylko od czasu do czasu wydając odgłosy dławienia i szukania po omacku. Miało oko: bezosobowy operator w specjalnym optycznym hełmie mógł zajrzeć w duszę osoby, którą pompował. Co widziało to oko? Nie mówił. Patrzył na to, lecz tego nie dostrzegał. Cała operacja przypominała nieco kopanie rowu w ogródku: kobieta leżąca na łóżku była po prostu warstwą twardego marmuru, do którego się dokopali. Należało się wwiercić, wydobyć pustkę, o ile tylko można to było uczynić za pomocą węża ssącego. Operator spokojnie palił papierosa. Drugie urządzenie też nie próżnowało.
Kierował nim równie beznamiętny osobnik w nieplamiącym brązowym kombinezonie o czerwonawym odcieniu. Urządzenie wypompowywało z ciała całą krew, zastępując ją nową krwią i surowicą.
– Trzeba im robić podwójne płukanie – mruknął, stojąc nad nieruchomą kobietą. – Nie ma sensu płukać żołądka, jeśli nie wypłucze się krwi. Zostawisz to we krwi, a ona uderza w mózg jak młotek, łup, parę tysięcy razy, aż w końcu mózg się poddaje i wyłącza.
– Przestań pan! – zaprotestował Montag.
– Tak tylko gadam – odparł operator.
– Skończyliście? – zapytał strażak.
Starannie wyłączyli urządzenia.
– Zrobione. – Jego gniew nawet ich nie dotknął. Stali, wydmuchując smużki dymu, który owijał się wokół nosów i wpadał do oczu, co wcale ich nie wzruszało. – Pięćdziesiąt dolców.
– Może byście mi najpierw powiedzieli, czy ona wyzdrowieje?
– Jasne, nic jej nie będzie. Cała trucizna jest teraz w tej walizce. Już jej nie zaszkodzi. Tak jak mówiłem, wyciąga się stare, a wpompowuje nowe i sprawa załatwiona.
– Żaden z was nie jest lekarzem. Dlaczego pogotowie nie przysłało lekarza?
– Daj pan spokój! – Papieros w ustach operatora zakołysał się. – Każdej nocy mamy dziewięć czy dziesięć takich incydentów. Jak się tego namnożyło, parę lat temu, zamówiliśmy te maszyny. Optyczne soczewki to zupełna nowość; reszta jest stara jak świat. Do ich obsługi nie potrzeba lekarza. Wystarczy dwóch zręcznych chłopaków i w pół godziny jest po sprawie. No nic – mruknął, ruszając w stronę drzwi – musimy lecieć. Właśnie dostałem przez muszlę następne wezwanie. Dziesięć przecznic stąd. Znowu ktoś zaszalał z prochami. Jakby nas pan jeszcze potrzebował, proszę dzwonić. Ona niech leży. Daliśmy jej środek pobudzający. Jak się obudzi, będzie głodna. To na razie.
I mężczyźni z papierosami w prostych jak kreska wargach, mężczyźni o oczach żmij sykliwych, wymaszerowali za drzwi, zabierając swoje maszyny i tuby, swoją walizkę z płynną melancholią i gęstym, ciemnym szlamem czegoś nienazwanego.
Montag opadł na krzesło i patrzył na kobietę. Miała zamknięte, spokojne oczy. Wyciągnął rękę i poczuł na dłoni ciepło jej oddechu.
– Mildred – odezwał się w końcu.
Jest nas zbyt wielu, pomyślał. Miliardy. To za dużo. Nikt nikogo nie zna. Obcy przychodzą i zadają ci gwałt. Wyrywają serce. Wypompowują krew. Na Boga, kim byli ci ludzie? Nigdy dotąd ich nie widziałem, nigdy, w całym swoim życiu!
Minęło pół godziny.
W kobiecie płynęła świeża krew i wyglądało na to, że zrobiła z nią coś nowego. Policzki były teraz bardzo różowe, usta świeże i czerwone, miękkie i rozluźnione. Cudza krew. Gdyby jeszcze cudze ciało, mózg i wspomnienia. Gdyby mogli zabrać jej umysł do czyszczenia, opróżnić kieszenie, wygotować go, odkazić, przemeblować i przynieść rano z powrotem. Gdyby…
Wstał, odsunął zasłony i otworzył szeroko okna, wpuszczając nocne powietrze. Była druga nad ranem. Czy naprawdę zaledwie przed godziną rozmawiał na ulicy z Clarisse McClellan, a potem wszedł do domu i w ciemnym pokoju kopnął małą buteleczkę? Ta jedna godzina wystarczyła, by cały świat się roztopił, a potem pojawił w nowej, odbarwionej postaci.
Poprzez oświetlony księżycem trawnik niósł się śmiech dochodzący z domu Clarisse i jej rodziców, i wujka, który uśmiechał się tak łagodnie i szczerze. Swobodny, serdeczny śmiech, niewymuszony, dobiegający z rzęsiście oświetlonego domu, gdy wszystkie inne spowijał mrok. Głosy rozbrzmiewały, rozmawiały i rozdawały, tkając i modelując swą hipnotyczną sieć.
koniec
« 1 2 3
11 maja 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Krótko o książkach: Czytajmy, póki nie jest to zbrodnią
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: Ogień nie do ugaszenia
— Dominika Cirocka

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Tegoż twórcy

Krótko o książkach: Czytajmy, póki nie jest to zbrodnią
— Miłosz Cybowski

Przeczytaj to jeszcze raz: Ogień nie do ugaszenia
— Dominika Cirocka

Esensja czyta: Październik 2011
— Jędrzej Burszta, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Joanna Słupek, Mieszko B. Wandowicz, Konrad Wągrowski

Cudzego nie znacie: Figiel czy poczęstunek?
— Michał Kubalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.