Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Clifford D. Simak
‹Stacja tranzytowa / Rezerwat goblinów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułStacja tranzytowa / Rezerwat goblinów
Tytuł oryginalnyWay Station / The Goblin Reservation
Data wydania11 sierpnia 2008
Autor
Wydawca Solaris
ISBN978-83-7590-013-2
Format424s.
Cena44,90
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Stacja tranzytowa

Esensja.pl
Esensja.pl
Clifford D. Simak
« 1 2

Clifford D. Simak

Stacja tranzytowa

– Tak, wiele razy – przyznał Lewis. – Ale z nim nie rozmawiałem. Chyba nie zwrócił na mnie uwagi. Codziennie wychodzi z domu, aby się przejść, potem odbiera pocztę. Nigdzie się z farmy nie rusza. Listonosz przynosi wszystko, co jest mu niezbędne. Worek mąki, kawałek boczku, tuzin jaj, cygara, czasem alkohol.
– To chyba niezgodne z regulaminem poczty.
– Oczywiście. Ale listonosze na takim zadupiu robią tak od lat. Nikomu to nie przeszkadza, dopóki ktoś nie narobi szumu. A nikt nie ma takiego zamiaru. Listonosze zawsze byli jego jedynymi przyjaciółmi.
– Ten Wallace pewnie nie pracuje na roli.
– Nie. Ma tylko niewielki ogród warzywny. Jego ziemia leży odłogiem.
– Ale musi z czegoś żyć, skądś brać pieniądze.
– Tak – powiedział Lewis. – Raz na pięć czy dziesięć lat posyła garść kamieni szlachetnych pewnej nowojorskiej firmie.
– Legalnie?
– Ma pan na myśli nielegalne pochodzenie? Gdyby ktoś chciał dociekać, może by i coś znalazł. Oczywiście, nie na samym początku, wiele lat temu, kiedy Wallace zaczął posyłać te kamienie. Prawo się jednak zmienia i myślę, że teraz zarówno sprzedający, jak i kupujący dopuszczają się oszustw.
– Nie przeszkadza to panu?
– Sprawdziłem tę firmę – oświadczył Lewis. – Byli trochę zaniepokojeni. Od dawna naciągali Wallace’a. Poleciłem im dalej kupować. Kazałem im, by odsyłali do mnie każdego, kto zainteresuje się Wallace’em. Mają trzymać język za zębami i niczego nie zmieniać.
– Nie chce pan, żeby ktoś go wystraszył – stwierdził Hardwicke.
– Do diabła, oczywiście. Chcę, by listonosz woził mu prowiant, a nowojorska firma dalej kupowała od niego kamienie. Niech wszystko zostanie po staremu. Zanim zapyta mnie pan, skąd pochodzą te klejnoty, powiem panu, że nie wiem.
– Może ma kopalnię?
– To byłaby unikalna kopalnia: diamenty, rubiny i szmaragdy w jednym miejscu.
– Podejrzewam, że nawet przy kiepskich cenach nieźle na tym wychodzi.
Lewis przytaknął.
– Wygląda na to, że wysyła kamienie, kiedy kończy mu się gotówka. Wiele nie potrzebuje. Żyje raczej skromnie, sądząc po żarciu, jakie kupuje. Ale prenumeruje stosy gazet i tygodników, przy tym z tuzin czasopism naukowych. Kupuje mnóstwo książek.
– Z dziedziny techniki?
– Tak, niektóre, rzeczywiście. Przeważnie dotyczące nowych odkryć w fizyce, chemii i biologii.
– Nie rozu…
– Naturalnie. Ja też nie. On nie jest naukowcem. Przynajmniej nie ma żadnego formalnego wykształcenia. Dawniej, kiedy chodził do szkoły, nie było czegoś takiego jak współczesna edukacja. Jeśli nawet czegoś się nauczył, teraz jest to wiedza zupełnie bezwartościowa. Skończył szkołę powszechną – wiejską szkółkę z jedną salą lekcyjną – i przez jedną zimę był w tak zwanej akademii, która istniała rok czy dwa w Millville. Musi pan wiedzieć, że poziom tej akademii był zdecydowanie powyżej przeciętnej jak na tamte czasy. Najwyraźniej Wallace był zdolnym uczniem.
Hardwicke potrząsnął głową.
– Nie do wiary. Sprawdził pan absolutnie wszystko?
– Bardzo dokładnie. Musiałem działać niezwykle ostrożnie. Nie chciałem, żeby ktoś się tym zainteresował. O jednym zapomniałem: Wallace bardzo dużo pisze. Kupuje wielkie, oprawne księgi handlowe po dziesięć sztuk naraz. Atrament zużywa litrami.
Hardwicke wstał zza biurka i zaczął chodzić po pokoju tam i z powrotem.
– Wie pan co, Lewis – powiedział – gdyby pan mi się nie wylegitymował i gdybym pana nie sprawdził, potraktowałbym to wszystko jako bardzo głupi kawał. – Wrócił na miejsce i usiadł. Wziął do ręki ołówek i znów zaczął toczyć go w dłoniach. – Prowadził pan tę sprawę przez dwa lata – stwierdził. – Nie ma pan żadnego pomysłu?
– Żadnego. Pojęcia nie mam, co z tym zrobić. Dlatego tu jestem.
– Niech pan mi jeszcze opowie o tym Wallasie. Co się działo z nim po wojnie secesyjnej?
– Umarła mu matka – powiedział Lewis. – Nie było go przy tym. Jego ojciec i sąsiedzi pochowali ją na farmie. Tak wtedy się robiło. Młody Wallace dostał przepustkę, ale nie zdążył na pogrzeb. Wtedy nie balsamowano zwłok, a podróż trwała długo. Potem wrócił na wojnę. O ile wiem, był to jego jedyny urlop. Stary Wallace świetnie dawał sobie radę na farmie. Jak dalece mogłem się zorientować, był dobrym farmerem, wyjątkowo dobrym jak na tamte czasy. Prenumerował kilka czasopism rolniczych i wprowadzał innowacje. Przywiązywał wagę do takich rzeczy jak płodozmian i zapobieganie erozji gleby. Jego farma nie przypominała oczywiście dzisiejszych, ale mógł z niej wyżyć i trochę zaoszczędzić. Enoch wrócił z wojny i razem uprawiali ziemię przez rok czy dwa. Stary kupił kosiarkę – taką maszynę, którą ciągnął koń, z podłużnym ostrzem do ścinania trawy i zboża. Bardzo nowoczesna – w porównaniu z sierpem. Pewnego popołudnia poszedł kosić. Konie poniosły. Coś musiało je wystraszyć. Ojciec Enocha spadł z siedzenia i dostał się pod ostrze. Niezbyt przyjemna śmierć.
Hardwicke skrzywił się.
– Okropne – powiedział.
– Enoch przyniósł ciało ojca do domu, potem wziął broń i poszedł szukać koni. Znalazł je na skraju pastwiska, zastrzelił oba i zostawił. Dosłownie. Ich szkielety latami leżały na łące, zaprzężone do kosiarki, dopóki uprząż nie zgniła. Wrócił do domu, umył ciało ojca, ubrał w przyzwoity czarny garnitur i poszedł do szopy zbić trumnę. Potem wykopał mogiłę, obok grobu matki. Kończył już przy świetle latarni. Wrócił do domu i siedział przy ojcu, czekając na świt. Zawiadomił najbliższego sąsiada, a ten pozostałych. Ktoś poszedł po księdza. Późnym popołudniem odbył się pogrzeb i Enoch wrócił do domu. Od tego czasu tam mieszka, ale nie uprawia już ziemi. Tylko ogródek.
– Powiedział pan, że ci ludzie nie rozmawiają z obcymi. Skąd pan tyle wie?
– Zajęło mi to dwa lata. Kupiłem starego gruchota, pojechałem do Millville i rozpowiedziałem, że jestem poszukiwaczem żeń-szenia3).
– Kim?
– Poszukiwaczem żeń-szenia. Żeń-szeń to taka roślina.
– Tak, wiem. Ale od lat nikt tego nie kupuje.
– Kupuje niewielu i to rzadko. Czasem na eksport. Dlatego szukałem też innych leczniczych ziół i udawałem, że mam szeroką wiedzę na temat ich stosowania. „Udawałem” to nie jest właściwe słowo – sporo wkułem.
– Taka prosta dusza, którą tamci potrafią zrozumieć — podsumował Hardwicke. – Powrót do natury. Nieszkodliwy dziwak, trochę niespełna rozumu.
Lewis przytaknął.
– Wyszło lepiej, niż się spodziewałem. Wędrowałem, znalazłem nawet trochę żeń-szenia, a ludzie opowiadali mi różne rzeczy. Szczególnie rodzina Fisherów; mieszka w dole rzeki, za farmą Wallace’a stojącą na wzniesieniu. Oni tam są tak długo jak rodzina Wallace’a, ale to zupełnie inny typ ludzi. Fisherowie polują, łowią i pędzą bimber. Odkryli we mnie bratnią duszę. Byłem tak samo niezaradny, jak swego czasu oni. Pomagałem im przy bimbrze; pędziliśmy razem, piliśmy, czasem się sprzedawało. Chodziłem z nimi na ryby, na polowania, siadywałem, żeby trochę pogadać; pokazali mi parę miejsc, gdzie mogłem znaleźć żeń-szeń – „ginseng”, jak go nazywają. Sądzę, że dla socjologa i etnografa Fisherowie byliby kopalnią wiedzy. Mają upośledzoną córkę – niemowę. Jest śliczna i potrafi wywabiać czarami kurzajki.
– Znam ten typ ludzi – powiedział Hardwicke. – Urodziłem się i wychowałem na Południu, w górach.
– To Fisherowie opowiedzieli mi o koniach i kosiarce. Kiedyś poszedłem na skraj pastwiska Wallace’a i zacząłem kopać. Znalazłem końską czaszkę i parę kości.
– Ale nie wiadomo czy to był koń Wallace’a.
– Nie – odrzekł Lewis. – Znalazłem też część kosiarki. Niewiele już z niej zostało.
– Wróćmy do rzeczy – powiedział Hardwicke. – Po śmierci ojca Enoch został na farmie. Nigdy jej nie opuszczał?
Lewis pokręcił głową.
– Mieszka w swoim starym domu. Nic w nim nie zmieniał. Dom nie postarzał się bardziej od właściciela.
– Był pan w tym domu?
– Nie w środku. Opowiem panu.
koniec
« 1 2
29 lipca 2008
1) Appomattox w stanie Wirginia, w 1865 roku miejsce ostatniej bitwy o most i przeprawę na rzece Appomattox. Przegrana skłoniła generała Lee do kapitulacji (przy.red.)
2) Opowiadanie pod takim tytułem napisał Washington Irving (1783-1859). Główny bohater zasnął i obudził się w świecie starszym o dwadzieścia lat, zupełnie odmienionym. Pojęcie Rip van Winkle oznacza człowieka niezorientowanego (taki, co spadł z księżyca – przyp.red.)
3) Żeń-szeń pięciolistny (P. quinquefolium) – odkryty w 1718 r. przez francuskiego misjonarza Laffitaux, działającego wśród Irokezów i Indian Sju w Quebecu w Kanadzie. Następnie znaleziono ten gatunek w Nowej Anglii i innych częściach Ameryki, co doprowadziło do „gorączki żeńszeniowej” i o mało nie doprowadziło do całkowitego wytrzebienia gatunku. Dzisiaj jest uprawiany obok żeń-szenia właściwego, znanego z Chin, Rosji i Korei, zawiera mniej substancji aktywnych (przyp.red.)

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Esensja czyta: IV kwartał 2008
— Artur Chruściel, Ewa Drab, Jakub Gałka, Daniel Gizicki, Anna Kańtoch, Paweł Sasko, Agnieszka Szady, Konrad Wągrowski

Kosmiczny miszmasz
— Jakub Gałka

Rezerwat goblinów
— Clifford D. Simak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.