Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marion Zimmer Bradley, Diana L. Paxson
‹Kapłanka Avalonu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapłanka Avalonu
Tytuł oryginalnyPriestess of Avalon
Data wydania2 marca 2004
Autorzy
PrzekładMaria Gębicka-Frąc, Cezary Frąc
Wydawca Zysk i S-ka
CyklAvalon
ISBN83-7298-507-3
Format380s. 115×183mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kapłanka Avalonu

Esensja.pl
Esensja.pl
Marion Zimmer Bradley, Diana L. Paxson
1 2 3 7 »
Przed państwem dwa rozdziały powieści „Kapłanka Avalonu” zamykającej cykl rozpoczęty „Mgłami Avalonu”. Po śmierci Marion Zimmer Bradley powieść została dokończona przez Dianę L. Paxon.

Marion Zimmer Bradley, Diana L. Paxson

Kapłanka Avalonu

Przed państwem dwa rozdziały powieści „Kapłanka Avalonu” zamykającej cykl rozpoczęty „Mgłami Avalonu”. Po śmierci Marion Zimmer Bradley powieść została dokończona przez Dianę L. Paxon.

Marion Zimmer Bradley, Diana L. Paxson
‹Kapłanka Avalonu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułKapłanka Avalonu
Tytuł oryginalnyPriestess of Avalon
Data wydania2 marca 2004
Autorzy
PrzekładMaria Gębicka-Frąc, Cezary Frąc
Wydawca Zysk i S-ka
CyklAvalon
ISBN83-7298-507-3
Format380s. 115×183mm
Cena29,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Dla naszych wnucząt
Rozdział ósmy
A.D. 271-272
Podróż przez morze jest podróżą poza czasem. Człowiek siedzi bezczynnie i nie mając żadnych obowiązków, kontempluje zamgloną szarą wstążkę brzegu na horyzoncie i zmienny pejzaż rozkołysanego morza. Sceneria za rufą statku zmienia się równie szybko jak widok przed dziobem, a po pewnym czasie układ wzgórz i dolin zaczyna się powtarzać, co skłania do zastanowienia, czy statek rzeczywiście posuwa się do przodu.
Od wypłynięcia z Eburacum pogoda dopisywała i wiatr jednostajnie dął w żagle. Wielki statek handlowy parł niespiesznie na południe, nie rzucając kotwicy po zapadnięciu zmroku. Po tygodniu monotonnej podróży wyczułam ciepło w powietrzu, a wiatr od lądu przyniósł zapach znany mi z dzieciństwa. Wreszcie zaczęliśmy zbliżać się do brzegu. Objęłam ramionami zakrzywiony dziób i wychyliłam się nad wodę.
– Wyglądasz jak galion z greckiego statku – rzekł Konstancjusz za moimi plecami. Zdawał się jakby młodszy i przybyło mu animuszu, od kiedy ruszyliśmy w drogę. Po raz pierwszy zastanowiłam się, ile dla niego znaczy powrót do prawdziwego życia. Pogrążona w zadumie, zeszłam z nim na pokład.
– Co to jest? – Wskazałam w stronę cypla, zza którego wypływały szarozielone wody wielkiej rzeki, mieszające się z błękitnym morzem.
– To Tamesis – odparł, stając u mego boku.
Odwróciłam się, z ciekawością patrząc na niskie, faliste wzgórza nad linią piasku.
– W dzieciństwie bawiłam się na tej plaży, gdy mój ojciec przeprowadzał inspekcję strażnicy na cyplu. Pamiętam, jak się zastanawiałam, dokąd zmierzają statki.
– A teraz sama odpływasz na jednym z nich – uśmiechnął się Konstancjusz.
Pokiwałam głową, wspierając się na jego silnym ramieniu. Nie mogłam obarczać go brzemieniem mojej nagłej tęsknoty za domem. Tak czy inaczej, powrót nie wchodził w rachubę. Mój ojciec nie żył, jeden z braci również. Drugi służył samozwańczemu cesarzowi Tetrykusowi w Galii. W pałacu w Camulodunum władał teraz jakiś daleki kuzyn. Dom mojego dzieciństwa odszedł w przeszłość tak jak dziewczynka, która niegdyś zbierała muszelki na piaszczystym brzegu.
Przytrzymałam się relingu, gdy statek pochylił się na wietrze, który dmuchnął od rzeki. Płynęliśmy w poprzek ujścia w stronę wąskiego kanału między wyspą Tanatus i Cantium. Zeszliśmy na ląd i zatrzymaliśmy się w gospodzie, podczas gdy Widucjusz nadzorował ładowanie dodatkowych towarów. Nim zdążyłam przywyknąć do chodzenia po twardym gruncie, po dwóch dniach wyruszyliśmy w morze.
Brzeg, dotąd wskazujący kierunek, tym razem zniknął nam z oczu. Żeglarze mieli za przewodnika tylko słońce i gwiazdy, gdy rozstępowały się chmury. Zastanawiałam się, czy nie wraca mi dar odebrany przez Ganedę, odkryłam bowiem, że nawet w gęstej mgle wyczuwam obecność oddalającej się Brytanii i przybliżającą się nową energię. Rankiem trzeciego dnia, gdy słońce rozproszyło morskie opary, ujrzałam na horyzoncie sznur wysp i liczne odnogi delty Rhenusu, strzegące wejścia do wnętrza Germanii.
Zmierzaliśmy do Ganuenty, gdzie rzeka Scaldis łączy się z wielką deltą. Był tutaj główny port przeładunkowy, obsługujący statki płynące z kontynentu do Brytanii. Podczas gdy Konstancjusz umawiał transport w górę Rhenusu, ja z wiernym Filipem u boku zwiedzałam targowisko sąsiadujące z portem. Jak wszędzie na pograniczu, kultury przenikały się wzajemnie i gardłowe języki germańskie mieszały się z dźwięczną łaciną. Od czasów, gdy Arminiusz starł legion Warusa, rzeka Rhenus stanowiła granicę między wolną Germanią a cesarstwem. Od ponad wieku na pograniczu panował spokój i nic nie zakłócało wymiany handlowej. Ludzie zza rzeki, którzy przybywali na targ z futrami, bydłem i serami, niewiele się różnili od swoich pobratymców zasiedlających rzymską stronę.
Oglądałam drewniane rzeźby na straganie, gdy usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam Widucjusza, odzianego w togę, z koszykiem jabłek pod pachą.
– Wybierasz się na ucztę? – zapytałam, wskazując owoce.
– Nie, choć spotkam się z dostojną damą. Idę do świątyni Nehalennii, by podziękować jej za bezpieczną przeprawę. Jeśli sobie życzysz, dotrzymaj mi towarzystwa.
– Z przyjemnością. Filipie, odszukaj Konstancjusza i powiedz mu, dokąd się udałam. Widucjusz mnie odprowadzi.
Filip zmierzył kupca trochę podejrzliwym wzrokiem, ale przecież razem przebyliśmy długą morską drogę. Gdy odszedł, kupiec podał mi ramię.
Świątynia wznosiła się na pagórku na zachodnim krańcu wyspy. Znad kolumnady widać było wieżę stojącej pośrodku budowli. Drogę obrzeżały ołtarze wotywne i niezliczone stragany. Przekupnie handlowali miedzianymi jabłkami na ofiarę i medalikami z wizerunkiem psów albo postacią bogini; zgłodniałym wyznawcom oferowali wino, smażony chleb i kiełbasy. Widucjusz miał już owoce, dorodniejsze od tych tutaj wystawionych, więc obojętnie minęliśmy kramy i weszliśmy na brukowany dziedziniec.
Widziałam świetniejsze świątynie, ale tę, z kremowymi ścianami i czerwoną dachówką, cechowała miła sercu swojskość. Wśród otaczających ją ołtarzy Widucjusz pokazał mi ten, który przed laty ufundował jego ojciec Placyd. Następnie podał kapłance aureusa i okrył głowę skrajem togi, gdy weszliśmy do sanktuarium oświetlonego przez okna umieszczone wysoko w wieży. Na cokole pośrodku komnaty stał posąg wyrzeźbiony z kamienia o ciepłej czerwonawej barwie. Włosy bogini zawiązane były w prosty węzeł, jej długa szata układała się we wdzięczne fałdy. W rękach trzymała statek, a u jej stóp przy rzeźbionym koszu jabłek leżał pies tak podobny do Eldri, że łzy napłynęły mi do oczu.
Kiedy przestały mnie szczypać, zobaczyłam, że kupiec kładzie jabłka przed cokołem. Bogini patrzyła pogodnie nad jego głową. Gdy napotkałam kamienne spojrzenie, przeniknął mnie dreszcz, jaki towarzyszy rozpoznaniu znajomej osoby. Podniosłam woal, odsłaniając półksiężyc na czole.
Nehalennia… Elen… Elen Dróg… Pani, znajduję cię w obcym kraju! Strzeż mnie i wskazuj mi drogę, na którą wkraczam…
Na chwilę moja wewnętrzna cisza przytłumiła wszelkie zewnętrzne dźwięki i usłyszałam… nie głos, tylko szmer wody wypływającej z sadzawki. Woda szeptała jak Źródło Krwi w Avalonie i wówczas przyszło mi na myśl, że wszystkie wody świata są połączone i że wraz z nimi płynie moc Bogini.
Ktoś dotknął mojego ramienia. Zamrugałam i zobaczyłam Widucjusza, który już zakończył modlitwy. Kapłanka czekała, by nas wyprowadzić.
– Gdzie jest źródło? – zapytałam mimo woli.
Na jej twarzy odbiło się zdziwienie, ale zaraz potem dostrzegła półksiężyc. Skłoniła głowę w szacunku należnym innej kapłance i dała znak Widucjuszowi, by został tutaj, mnie zaś poprowadziła za posąg do otworu w podłodze. Ostrożnie zeszłam za nią po drewnianych stopniach do krypty pod sanktuarium, wyłożonej surowym kamieniem i pachnącej wilgocią. Migotliwe światło lamp oliwnych pełgało po ściennych tablicach i płaskorzeźbach i lśniło w leniwych wirach ciemnego lustra sadzawki.
– Woda rzeki Rhenus jest słonawa tam, gdzie miesza się z morzem – rzekła cicho kapłanka. – Ale to źródło zawsze jest czyste i słodkie. Jakiej bogini służysz?
– Elen Dróg – odparłam. – Która może być brytyjskim wcieleniem twojej Pani. Ona mnie tu przywiodła. Nie mam złota, ale ofiaruję jej tę bransoletę z brytyjskiego gagatu. – Zsunęłam bransoletę z ręki i rzuciłam w tajemne głębie źródła. Ciemna tafla zamigotała tysiącami iskier, a po chwili pojedyncze okruchy światła zlały się w jasny wir.
– Nehalennia przyjmuje twoją ofiarę… – rzekła cicho kapłanka. – Niechaj twoja podróż minie pod znakiem jej błogosławieństwa.
*
Konstancjusz znalazł wiosłową barkę załadowaną solonymi rybami i skórami, pchaną w górę rzeki przez dwudziestu krzepkich niewolników. Przystawaliśmy często po ładunek, ale dzięki tym postojom mogłam stopniowo poznawać ten nowy kraj. W Ulpia Traiana, mieście leżącym wśród pagórków na brzegu krętej rzeki, dowódca twierdzy przyjął nas obiadem. Służył Tetrykusowi, ale rzeką spływały również wieści ze wschodniej części cesarstwa i Konstancjusz był ich spragniony.
Tak oto dowiedzieliśmy się o drogo okupionym zwycięstwie u podnóża góry Gessax w Tracji, gdzie Rzymianie okrążyli niedobitki wycofujących się Gotów. Wielu żołnierzy życiem przypłaciło głupotę dowódcy, któremu nie starczyło rozumu, by pchnąć do bitwy ciężką jazdę. Aurelian obecnie kontynuował działania wojenne przeciwko Wandalom w Dacji. Wydawało się, że barbarzyńcy wreszcie przestaną zagrażać cesarstwu, przynajmniej na jakiś czas.
Nim kolejny raz wsiedliśmy na barkę, przybył nowy pasażer. Był to ojciec Klemens, baryłkowaty kapłan wysłany przez biskupa Rzymu do gmin chrześcijańskich w zachodnich krajach. Przyglądałam mu się z nieukrywaną ciekawością, gdyż poza mnichami z Inis Witrin dotąd nie spotkałam kapłana tego wyznania.
– Tak, w Eburacum są chrześcijanie – oznajmił, gdy Konstancjusz wspomniał, skąd przybywamy. – Spotykają się na modlitwy w domu cnotliwej wdowy. Nie jest ich wielu, ale są silni wiarą. – Ojciec Klemens zerknął na nas z nadzieją, a jego oczy przywiodły mi na myśl bolesne wspomnienie. Eldri też tak patrzyła, czekając na smakowity kąsek.
1 2 3 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kobiety we mgle
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.