Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Matthew Woodring Stover
‹Ostrze Tyshalle’a, część 1›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułOstrze Tyshalle’a, część 1
Tytuł oryginalnyBlade of Tyshalle
Data wydania23 września 2009
Autor
PrzekładWojciech Szypuła, Małgorzata Strzelec
Wydawca MAG
CyklAkty Caine’a
ISBN978-83-7480-148-5
Format488s. 135×205mm
Cena35,—
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Ostrze Tyshalle’a, część 1

Esensja.pl
Esensja.pl
Matthew Woodring Stover
« 1 3 4 5

Matthew Woodring Stover

Ostrze Tyshalle’a, część 1

5
Tydzień później siedziałem u Chandry w gabinecie. Całe ciało miałem pokryte sińcami w odcieniach żółci, fioletu i zieleni. Ktoś mógłby pomyśleć, że koledzy dla żartu nafaszerowali mi prysznic przeterminowaną farbką do ciała.
– Proszę o pozwolenie na skorzystanie z symulatora AW.
Dyrektor spojrzał na mnie jak na przedstawiciela nowej odmiany karaluchów.
– Rozmawiałem dziś rano z Vilo, pytał o postępy Michaelsona. Okłamałem go. Powiedziałem, że wszystko idzie doskonale.
– Za dziesięć dni Hari zacznie kurs zaawansowany aktorstwa wirtualnego – odparłem, nie tracąc cierpliwości. – Na pewno chce pan, żeby go zaliczył, prawda? Dlatego liczę na współpracę z pana strony.
– Czas ucieka, Hansen. Nie wydaje mi się, żeby twój podopieczny uczył się czegoś, kiedy dzień w dzień pozwalasz mu się okładać do nieprzytomności.
– Pozwalam? Administratorze, pan nie widział, jak on walczy.
– Studiuje w Kolegium Magji Bitewnej, tak jak ty. Nie zaczęliście pracować nad technikami wizualizacji, nad transem… W ten sposób nic nie osiągniesz.
– Spotykam się z nim codziennie, Administratorze. Na godzinę, czasem dwie…
– I nic z tego nie wynika! Czy ty sobie myślisz, że żartowałem, mówiąc, o jaką stawkę toczy się gra?
Nerwy mi puściły.
– W takim razie proszę znaleźć kogoś innego! Nie prosiłem o tę robotę, pan mi ją wcisnął na siłę, więc teraz robię, co mogę!
Zarumieniłem się. Prawdziwy Biznesmen nie daje się wyprowadzić z równowagi zwykłemu podkastowemu. Mój ojciec nigdy by sobie na to nie pozwolił. Może jednak spędzanie czasu w towarzystwie Hariego zaczynało dawać znać o sobie?
– Nie ma mowy. – Chandra pokręcił głową. – Jesteś najlepszy w Kolegium. Gdybym wyznaczył do tego zadania kogoś gorszego, Vilo pomyślałby, że chcę się pobyć Michaelsona.
Zmrużył oczy. Zrobiłem przebitkę na niego.
Nazywam się Wilson Chandra i jestem Administratorem. Całe moje życie, z górą sześćdziesiąt lat, spędziłem jako pracownik najemny, z tego ostatnie piętnaście w roli dyrektora Konserwatorium Studyjnego – czyli na stanowisku niezwykle odpowiedzialnym, ale niespecjalnie wpływowym. Muszę całować w tyłek każdego Uprzywilejowanego, Inwestora i Biznesmena, który przekroczy próg szkoły; rozczulać się nad ich skamlącymi protegowanymi; robić dobrze Radzie Zarządców; ugłaskiwać rozdęte ego okaleczonych emocjonalnie eks-Aktorów, którzy stanowią kadrę Konserwatorium. A przy okazji muszę także produkować Aktorów, którzy nie tylko przetrwają w Nadświecie, ale zapewnią Studiu zyski uzasadniające moją przydatność.
Od półtorej dekady odwalam kawał cholernie dobrej roboty – i co dostaję w zamian? Przychodzi taki mały bandziorek i poucza mnie, jak mam wykonywać swoją pracę; dyktuje mi, kogo mam promować, a kogo nie. Albo taki biznesmeński zasraniec biadoli, że każę mu robić coś, na co jego wypielęgnowana pupcia nie ma akurat ochoty.
Rozparłem się wygodnie na krześle. Przymknąłem oczy pod maską. Wszystko stało się jasne. On chciał, żeby Hari odpadł, bo to by zabolało Vilo; chciał również, żeby i mnie się nie udało, bo byłem Biznesmenem z urodzenia. W ten sposób dwa razy utarłby nosa nadkastowym, i to w sposób, który mógłby mu ujść na sucho. Typowy przedstawiciel swojej kasty: małostkowy, mściwy, gotowy w każdej chwili wbić nadkastowemu nóż w plecy. Jeżeli Vilo groził jemu lub jego rodzinie, najwyraźniej nie potraktował groźby poważnie. A Hari? Hari był tylko pionkiem w jego grze.
Podobnie zresztą jak ja. Jego złość nie miała podłoża osobistego. Przypomniało mi się, jak zobaczyłem w jego oczach tamten bezosobowy, nienaturalny błysk głodu. Ja sam nic a nic go nie obchodziłem: po prostu miałem pecha, że byłem pod ręką, kiedy postanowił rozegrać swoją małą psychodramę pod tytułem „Zemsta podkastowego”.
Poza murami Konserwatorium sytuacja byłaby zupełnie inna: ja byłem Biznesmenem, on zaś tylko Administratorem, i gdyby ośmielił się chociaż prychnąć na mnie, mógłbym go zadenuncjować Policji Społecznej i oskarżyć o naruszenie praw kastowych. Tutaj jednak nie miało to żadnego znaczenia. Trzymał mnie w garści, a ja nie mogłem nic zrobić.
Zaczynałem rozumieć, skąd się bierze złość Hariego.
Przez chwilę miałem nawet wrażenie, że Hari stoi za moimi plecami i szepcze mi do ucha, w jaki sposób mam ułożyć dłoń i gdzie uderzyć jej kantem, żeby po trafieniu w gardło zmiażdżyć Chandrze tchawicę. Potrząsnąłem głową, żeby opędzić się od tej wizji. Odetchnąłem głęboko.
– Proszę o pozwolenie na skorzystanie z aparatury AW – powtórzyłem.
– Chyba za dużo sobie wyobrażasz. Używanie symulatora bez nadzoru może być niebezpieczne. Instruktor Hammet…
– Coś panu powiem… – przerwałem mu od niechcenia, walcząc z przyprawiającym o mdłości kłuciem w żołądku. – Mój ojciec robi interesy z Vilo Intercontinental.
Obrzydliwa aluzja do mętnych powiązań biznesowych pozostawiła mi niesmak w ustach, ale rozpaczliwie potrzebowałem jakiegoś argumentu. Widmo Hariego nadal zerkało ponad moim ramieniem i szeptem namawiało do przemocy.
Twarz Chandry niczego nie wyrażała, ale na pewno wiedział, co mam na myśli.
– Biorę na siebie pełną odpowiedzialność – dodałem z naciskiem. – Potrzebuję tylko pańskiego zatwierdzenia.
Rozumiałem reguły gry: musiał sprawiać wrażenie, że robi co w jego mocy, żeby pomóc mnie i Hariemu, żeby potem z czystym sumieniem pokręcić głową, wydąć wargi i z udawanym żalem wyrzucić nas obu.
Bez entuzjazmu skinął głową.
– Dobrze. – Ze szczeliny w blacie wyjął kartę i odwrócił stojący na biurku monitor w moją stronę. – To duplikat mojej karty dostępowej. Potwierdź odbiór odciskiem kciuka na ekranie, w tym miejscu… I jeszcze na dole: to oświadczenie o przejęciu odpowiedzialności. Bierzesz na siebie wszelkie ewentualne uszkodzenia ciała was obu.
Pokiwałem głową.
– Nie pożałuje pan tego.
Nie odpowiedział. Patrzył na mnie sceptycznie.
koniec
« 1 3 4 5
25 września 2009

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.