Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

David Bischoff
‹Słowo kruka›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułSłowo kruka
Tytuł oryginalnyQuoth the Crow
Data wydania11 maja 2004
Autor
PrzekładRobert P. Lipski
Wydawca Zysk i S-ka
CyklKruk
ISBN83-7298-583-9
Format324s.
Cena19,—
Gatunekgroza / horror
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Słowo kruka

Esensja.pl
Esensja.pl
David Bischoff
« 1 3 4 5

David Bischoff

Słowo kruka

Jeden
Modlę się przeto,
By po wieki
Spoczęła, nie mrużąc powieki.
Gdzieś w lesie ciemnym i sędziwym,
W grobowcu mrocznym i straszliwym,
Który podwoje dlań otworzy,
A nietoperze będą mnożyć,
Skrzydłami błoniastymi trzepiąc,
W rodowych sarkofagów wieka.

Irene
Edgar A. Poe, Do serca człowieczego

8 grudnia, 1811 roku

Gdzieś tam, pośród zimowego lasu, był jakiś ptak.
– Williamie! – zawołał Edgar. – Williamie! Ptak!
Wielki ptak.
Czarny ptak.
Czarny jak mroczna piwnica pod teatrem, gdzie on i William chowali się i bawili, podczas gdy ich matka brała udział w próbach. Czarny jak noc, kiedy wszystkie świece w ich czynszówce już pogasły, a chmury przesłoniły gwiazdy i księżyc niczym ogromne skrzydła. Czarny jak garnitur posępnego Doktora, który wczoraj przyszedł odwiedzić mamę.
– Gdzie? – Jego brat William, siedzący dotąd na werandzie, podniósł się pospiesznie.
– Tam! Na drzewie…
Jednak w miejscu obecnie wskazywanym przez Edgara widać było tylko gałęzie. Czarne jak kości, klekoczące wspomnienia drzew obsypanych niegdyś zielenią, owocami, tętniących życiem, a teraz nagich w ten zimny grudniowy poranek.
– Nie widzę żadnego ptaka, Edgarze – powiedział William, który wciąż bawił się żołnierzykami i nie zapraszał Edgara do wspólnej zabawy.
Edgar stanął przy oknie. W pokoju z roczną Rosalie była pielęgniarka. Przy łóżku stała grupka przyjaciół rodziny, głównie aktorzy z teatru. William z twarzą pozbawioną wyrazu tulił się do kobiety, która spędziła przy mamie całą noc.
Edgar usiadł przy oknie niespokojny i skierował wzrok ku drzewom.
Ten wielki ptak zafascynował go. Ze swym wibrującym „Kra! Kra!”, bystrym okiem, ostrym dziobem i potężnymi szponami wydawał się tak dziwny i prosty zarazem. Jak tajemnica stanowiąca rozwiązanie zagadki. Starał się wypatrywać ptaka, ponieważ to, co mówili dorośli obecni w pokoju, niepokoiło go, mimo iż niewiele rozumiał i bynajmniej nie dlatego, że goście mówili wytężonym szeptem.
– Długo już nie pociągnie.
– Co się stanie z tymi biednymi dziećmi?
– Nie mogę im pomóc! Mam dość własnych!
– Trzeba będzie je rozdzielić. Jaka szkoda. A wydaje się, że tak bardzo się nawzajem kochają!
– Nieszczęsna kobieta. Taki talent! I taki cudowny, śpiewny głos. Myślę, że teraz przyjdzie jej śpiewać samemu Jezusowi.
– Odchodzi do lepszego świata.
„Mama dokądś odchodzi? – pomyślał Edgar. – Jak to możliwe?”
Miała na sobie koszulę nocną i leżała na łóżku przykryta kocem. Nie, dorośli musieli się mylić i to bardzo, bo on, nawet mając dopiero trzy lata, wiedział dobrze, że jeśli ktoś się gdzieś wybiera, musi się ubrać… a przynajmniej wstać z łóżka. A mama nie wstawała z łóżka już od wielu dni…
A to samo w sobie było do mamy niepodobne. Mama rzadko wylegiwała się w łóżku. Wszędzie było jej pełno. Była aktorką. „Sławną aktorką” – jak twierdził William.
– Występowała na deskach teatrów od Richmond aż do Bostonu! – oznajmił któregoś razu jego pięcioletni braciszek, przybierając melodramatyczną pozę. – Śmiem twierdzić, że swym słodkim głosem podbiła nawet lodowate serca widzów z Nowego Jorku i Filadelfii. To po prostu najlepsza aktorka i śpiewaczka na świecie!
Edgar nie miał wątpliwości, że jego matka była najpiękniejszą kobietą świata. To jego mama tuliła go, pomagała nałożyć płaszczyk, zawiązywała mu sznurówki i mówiła, że nic się nie stało, kiedy upadł i skaleczył się w kolano. Kobieta, która malowała twarz, ubierała barwne suknie z falbankami, tańczyła i śpiewała w Time Tells A Tale lub płakała i mdlała w melodramacie Tekeli czy w Oblężeniu Montgatz, niemal wydawała mu się kimś innym, choć bez wątpienia równie cudownym.
Błysk skrzydeł…
Plama czerni…
Tam… na horyzoncie, w ten ponury niedzielny poranek. Czy to był ten dziwny ptak?
– Ciekawe, czy jej mąż wie o jej chorobie.
– Ten nicpoń, David Poe! Słuch po nim zaginął, odkąd w ubiegłym roku opuścił rodzinę, pijus jeden!
– Okropny ojciec.
Edgar prawie nie pamiętał ojca. Gdzieś w głębi jego serca tkwiły wspomnienia. Gdzieś głęboko skrywały się uczucia. Teraz jednak najistotniejsze było dla niego, aby zobaczyć, choćby tylko przez chwilę, mrocznego, skrzydlatego posłańca. Ciche rozmowy ludzi zgromadzonych przy łóżku mamy zeszły na drugi plan.
Gdzie on się podział?
– Edgarze? Edgarze, podejdź tu, kochanie. Twoja kochana mama chce przemówić do wszystkich swoich dzieci.
Edgar rozpoznał ten głos. Należał do Fanny Allan, która bardzo interesowała się jego rodziną. Lubił Fanny. Naprawdę ją lubił. Nawet bardzo. Była miłą kobietą. Natomiast jej mąż, John, wydawał się surowy, pełen dezaprobaty i nieco przerażający. Edgar nie był pewien, czy lubił Johna Allana.
– Staram się wypatrzeć ptaka – rzekł Edgar. – Wiem, że gdzieś tam jest!
– Ptak może zaczekać, drogie dziecko – nalegała Fanny. – Twoja matka musi natychmiast z tobą porozmawiać.
Edgar westchnął. Zszedł z krzesła przystawionego do okna i podszedł do łóżka. William już tam był. Wydawał się smutny i zakłopotany, trzymając mamę za rękę. Inna kobieta trzymała na rękach Rosalie, młodszą siostrę Edgara, która patrzyła na mamę wielkimi, ciemnymi oczami, nie wydając z siebie żadnego dźwięku.
Edgar podszedł do łóżka z boku i oparł się o nie.
– Edgarze? – rozległ się łagodny, słaby głos. – Czy to ty, Edgarze?
– Tak, mamo.
Nie spodobało mu się brzmienie jej głosu. Mama miała bardzo kobiecy głos, ale był to zawsze silny sopran. Tym razem brzmiał jak głos ducha mamy i dobywał się z jej ust z widocznym trudem, jakby mówienie sprawiało jej ból.

William Blessing obudził się z głośnym jękiem.
Był spocony i zdyszany. Jego pościel była wilgotna od potu.
– Kochanie – rozległ się zaspany głos jego żony, Amy, która odwróciła się i pocieszającym gestem położyła mu rękę na ramieniu. – Znów ten okropny sen o Poem?
– Tak – odparł Blessing. – To ten sen. Sen o kruku…
– Być może… – odezwała się półgłosem – …następną książką, jaką napiszesz, powinien być cukierkowy romans.
koniec
« 1 3 4 5
5 kwietnia 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.