Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Ringo
‹Pierwsze uderzenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPierwsze uderzenie
Tytuł oryginalnyGust Front
Data wydania18 maja 2004
Autor
PrzekładRadosław Botev, Przemysław Bieliński
Wydawca ISA
CyklDziedzictwo Aldenata
ISBN83-88916-73-4
Format692s. 115×175mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Pierwsze uderzenie

Esensja.pl
Esensja.pl
John Ringo
1 2 3 13 »
Zamieszczamy pięć pierwszych rozdziałów powieści Johna Ringo „Pierwsze uderzenie”. Jest to kontynuacja książki „Pieśń przed bitwą” wydanej w 2002 roku. Wydawnictwo ISA zapowiada premierę „Pierwszego uderzenia” na maj bieżącego roku.

John Ringo

Pierwsze uderzenie

Zamieszczamy pięć pierwszych rozdziałów powieści Johna Ringo „Pierwsze uderzenie”. Jest to kontynuacja książki „Pieśń przed bitwą” wydanej w 2002 roku. Wydawnictwo ISA zapowiada premierę „Pierwszego uderzenia” na maj bieżącego roku.

John Ringo
‹Pierwsze uderzenie›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułPierwsze uderzenie
Tytuł oryginalnyGust Front
Data wydania18 maja 2004
Autor
PrzekładRadosław Botev, Przemysław Bieliński
Wydawca ISA
CyklDziedzictwo Aldenata
ISBN83-88916-73-4
Format692s. 115×175mm
Cena39,90
Gatunekfantastyka
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
Prolog
– Cóż, Tirianinie, uważasz, że twoje plany dotyczące ludzi toczą się pomyślnie?
Darhelski Ghin machnął kadzidełkiem i umieścił wiadomość do Zwierzchników na Ołtarzu Komunikacji. Dźwięczące w tle kryształy śpiewne i lustrzane, srebrne kolumnady pomagały mu w rozmyślaniach o możliwym rozwoju wypadków. Był wdzięczny nawet za to. Przyszłość jawiła się dość ponuro.
Orszak Indowy uniósł jego szaty, kiedy wstał i odwrócił się do swojego tiriańskiego sługi. Lisia twarz młodszego Darhela zastygła w starannie wypracowanym wyrazie obojętności starszego zarządcy. Na uprzejme, pytające strzyżenie uszami Ghina odpowiedział całkowitym brakiem emocji. W rzeczywistości ponad dwie trzecie całego planu legło w gruzach, głównie w wyniku szczęśliwych działań jednego człowieka. Przyznawanie się do takich rzeczy nie było jednak dobrym sposobem na dojście do władzy. Na szczęście to stare próchno niewiele mogło skrytykować. Całość planu znał jedynie on sam.
– Żaden plan nie jest doskonały – powiedział gładko. – Po to właśnie istnieją zarządcy.
Smukły Ghin znowu zastrzygł uszami. Gest ten był świadomie dwuznaczny. Mógł wyrażać uprzejme przytaknięcie; mógł wyrażać uprzejme niedowierzanie. Różnica była bardzo subtelna.
– Wciąż mamy Diess.
Ghin celowo nie zawarł w tym stwierdzeniu pochwały ani przygany. Zniszczenie broniących planety sprzymierzonych ziemskich wojsk mogło, ale nie musiało być częścią planu młodego Tirianina. Dwuznaczność wypowiedzi była pułapką; Ghin wątpił, czy zarządca był tego świadom.
Tirianin przytaknął, wydymając nozdrza i spojrzał na zebranych Indowy.
– To ważny dla nas świat.
Korporacje Diess znajdowały się pod całkowitą kontrolą Darhelów, mimo że planetę zamieszkiwały miliardy Indowy. Robotnicy Federacji byli równie tani i mało istotni, jak bakterie.
– Zyski nie są bez znaczenia.
Ghin wydął nozdrza. Tak, jak się spodziewał, młody głupiec zrobił unik.
– Barwhon również.
– Niestety, Ziemianie ponieśli tam ciężkie straty. – Twarz Tirianina przybrała wyraz, który podpatrzył u ludzi – oczy o kocich źrenicach i pionowych powiekach szeroko się otworzyły, szeroka, ruchliwa żuchwa opadła i odsłoniła podobne do rekinich zęby. Opuścił nawet uszy. Był to subtelny i efektowny sposób wyrażania emocji, trudny do skopiowania. Ludzie też załamaliby się w obliczu pozornej klęski. Smutek nie był uczuciem znanym Darhelom. Nienawiść? Tak. Gniew? Na pewno. Smutek? Nie.
Ghin rozmyślał przez chwilę o swoich własnych planach. Wiedział, że nie można polegać tylko na spiskowaniu; najważniejsze było dogłębne zrozumienie rzeczywistości. To, że ten młody głupiec wspiął się tak wysoko dowodziło, że opozycja osłabła.
Albo było częścią skomplikowanej intrygi.
Ghin wydął w myślach nozdrza. Nie. Nie ma w tym żadnej intrygi. Jego własne plany otwierały drzwi jego przyszłym zamierzeniom i odcinały wszystkie drogi młodemu głupcowi. Jego podejście nie miało słabych punktów. Poczuł przyjemne ciepło, kiedy to sobie uświadomił.
– Twój plan wymaga pewnych… poprawek? Na Diess przeszkodził wam zaledwie jeden Ziemianin.
– Tak, Ghinie – zgodził się Tirianin. Zastawił pułapkę, a stary głupiec wlazł w sam jej środek. – Obawiam się, że następna faza planu będzie wymagała mojej obecności na Ziemi.
– To znaczy?
Ghin zastawił pułapkę targan i czekał na zdobycz.
Twarz Tirianina stała się jeszcze bardziej nieprzenikniona. Następna faza była oczywista. Nawet dla tego starego głupca.
– Ziemianie muszą wstąpić na ścieżkę prowadzącą do oświecenia. Indywidualizm jest przeszkodą na drodze do jedności i trzeba go przezwyciężyć.
– Jak proponujesz to osiągnąć? – Ghin znów zastrzygł uszami, w ten sam rozmyślnie dwuznaczny sposób.
– Opisanie wszystkich dróg do sukcesu zajęłoby wiele dni. Dość powiedzieć, że Ziemianie muszą stać się pionkami na Ścieżce do Oświecenia. Ich mit indywidualności musi zostać zniszczony, a wraz z nim ich namiętności. Namiętność nie sprzyja naszym obecnym przedsięwzięciom. Nie jest też drogą do oświecenia.
Tirianin przerwał. Lekko drżał.
– Czas bohaterów minął. A zwłaszcza czas niektórych osobników.
Tirianin był mistrzem panowania nad mimiką twarzy, ale nadal nie kontrolował zbyt dobrze mowy ciała. Głęboki oddech i drżenie mięśni górnych kończyn zdradzały wzbierający w nim gniew.
Młody głupiec był na skraju lintatai! Ghin przybrał nieprzenikniony wyraz twarzy. Tirianin zbyt długo czytał swoje raporty i analizy. Zapomniał, że pod cienką powłoką cywilizacji serce Darhela jest sercem wojownika. Z tym właśnie się zmagał i to właśnie podpowiadało Ghinowi, że jego przeciwnik bardzo się przeliczył. Ziemianie nie dadzą się tak łatwo podporządkować władzy Darhelów.
– Cieszy mnie, że nasz lud ma tak wspaniałych przywódców – powiedział. Również skopiował ludzki grymas – jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, ukazując w całej okazałości lśniące kły mięsożercy. Indowy zamknęli ze strachu oczy i odwrócili twarze. Nie byli tak głupi, żeby uciekać albo w jakiś inny sposób zawstydzać darhelskich władców, ale widok ten został im przed oczami na zawsze.
– Nasza przyszłość jest w dobrych rękach.

1
Kabul legł u naszych stóp,
Już brzmią trąby, błyska miecz,
Lecz bym stracił owy gród,
Hen od brodu idąc precz.
Bród, bród, bród na rzece Kabul,
Bród na rzece Kabul w ciemną noc!
„Bród na rzece Kabul”
Rudyard Kipling
Prowincja Ttckpt, Barwhon V
16:25 czasu uniwersalnego Greenwich, 23 listopada 2003
Seria z karabinu maszynowego trafiła pierwszego Posleena prosto w pierś. Piąty pocisk smugowy chybił padającego stwora, a parująca żółta krew zbryzgała purpurowe paprocie poszycia. Kompania podobnych do centaurów obcych rozproszyła się, kiedy pozostali Ziemianie otworzyli ogień. Bród za ich plecami zachichotał pluskiem, jakby naśmiewał się z żołnierzy skazanych na śmierć przez jego nieprzewidzianą obecność.
Kapitan Robert Thomas wytężył wzrok, próbując zobaczyć coś przez wszechobecną zasłonę mgły i szeptem nakazał otworzyć ogień do zbliżających się Posleenów. Nadchodząca grupa wojowników miała znaczną przewagę liczebną nad jego zdziesiątkowanymi żołnierzami. Ludziom kończyła się amunicja, morale było niskie, okopali się jednak na podmokłym, grząskim brzegu. Nie mieli wyboru, musieli walczyć albo zginąć. Przeprawa przez bród z Posleenami za plecami oznaczałaby samobójstwo.
Pozycja, którą zajęli, też była samobójcza. Jednak gdyby nikt nie zatrzymał obcych, ich niespodziewane uderzenie zagroziłoby całemu skrzydłu czwartej dywizji pancernej. Thomas znał swój obowiązek w takiej sytuacji. Ustawił żołnierzy na najbardziej niebezpiecznych pozycjach zgodnie z zasadą, że kiedy można już tylko zginąć, ludzie walczą najzacieklej. To był najstarszy aksjomat z podręcznika wojskowości.
Bujna roślinność Barwhon uniemożliwiała ostrzelanie Posleenów z dużej odległości, walka sprowadzała się więc do strzelaniny na krótki dystans, w której obcy mieli przewagę. Thomas warknął z wściekłością, kiedy smuga plazmy uciszyła sekcję broni maszynowej jego drugiego plutonu i pojawił się pierwszy Wszechwładca.
Posleeńskich Wszechwładców łatwo było odróżnić od zwykłych wojowników. Po pierwsze, byli od nich potężniejsi, gdyż mierzyli około stu siedemdziesięciu centymetrów w barach, podczas gdy wojownicy mieli tylko sto czterdzieści do stu pięćdziesięciu. Po drugie, na grzbietach mieli wysokie, pierzaste grzebienie, otwierające się do przodu jak ceremonialne pióropusze Indian z równin. Przede wszystkim jednak Wszechwładcy różnili się od zgrupowanych w formacje wojowników tym, że poruszali się na błyszczących spodkach, unoszących się nad ziemią jak ekranoplany.
Urządzenie to służyło nie tylko do transportu. Ciężka broń na obrotowym czopie – w tym wypadku wyrzutnia rakiet hiperszybkich – zdradzała jego główne przeznaczenie. Spodek wyposażony był w mnóstwo zaawansowanych sensorów. Niektórzy Wszechwładcy używali ich w trybie aktywnym, inni w pasywnym, sieć czujników była jednak na swój sposób równie niebezpieczna, co ciężka broń. Uniemożliwienie przeciwnikowi zdobycia informacji o swoich siłach jest drugą najstarszą zasadą działań wojennych.
Jednak przez ostatni rok walk w dżunglach Barwhon V Ziemianie nauczyli się walczyć z Wszechwładcami. Całą ciężką broń kompanii kierowano na wojowników wokół spodka, a snajper brali na cel samego Wszechwładcę i jego pojazd.
Na długo przed opuszczeniem biało-niebieskiej kuli ziemskiej amerykańskie siły zbrojne zaczęły dostosowywać swoją broń do walki z nowym zagrożeniem. Wysłużone karabiny M-16 zastąpiono bronią cięższego kalibru, która mogła zatrzymać biegnącego Posleena, dorównującego masą koniowi. Poza tym wprowadzono zmiany dotyczące snajperów.
1 2 3 13 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż twórcy

W razie wątpliwości – strzelać
— Michał Kubalski

Tam jest rozrywka
— Eryk Remiezowicz

O jedną planetę za daleko
— Janusz A. Urbanowicz

Idzie ku lepszemu
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.