Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 13 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

John Flanagan
‹Czarnoksiężnik z Północy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułCzarnoksiężnik z Północy
Tytuł oryginalnySorcerer of the North
Data wydania10 marca 2010
Autor
PrzekładDorota Strukowska
Wydawca Jaguar
CyklZwiadowcy
ISBN978-83-7686-006-0
Format400s.
Cena32,90
Gatunekdla dzieci i młodzieży, fantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Czarnoksiężnik z Północy

Esensja.pl
Esensja.pl
John Flanagan
« 1 2 3

John Flanagan

Czarnoksiężnik z Północy

Krążyły plotki o rozbójnikach i bandytach zasadzających się na samotnych podróżnych. O nieznajomych, którzy byli napadani, a w niektórych przypadkach także ślad po nich ginął. To były tylko pogłoski, a Will wiedział, że wieśniacy, wiodący dosyć jednostajny żywot, mieli skłonność do wyolbrzymiania wszystkiego, co różniło się od codzienności, tak że nabierało olbrzymiej skali. Jednak słyszał te plotki wystarczająco często, żeby wyczuwać, iż tkwi w nich co najmniej ziarno prawdy. Kilkakrotnie też słyszał, jak wymieniano nazwisko Buttle – przeważnie z wahaniem, które graniczyło ze strachem.
Z dobrych rzeczy, suczka z każdym dniem nabierała sił i praktycznie wydobrzała już po ranie w boku. Teraz, kiedy mogła się swobodnie poruszać, Will zorientował się, że jest bardzo młoda, zapewne to jeszcze prawie szczeniak. Ale reputacja, jaką owczarki cieszyły się dzięki wierności i inteligencji, nie była przesadą. Pies stał się nieodłącznym towarzyszem dla niego i Wyrwija, mogąc przez cały dzień z wrodzoną łatwością biec obok małego konika.
Z początku koń wydawał się co najwyżej rozbawiony obecnością czarno-białego przybysza, ale z biegiem czasu wyglądało na to, że Wyrwij polubił jego towarzystwo, a także dodatkową ochronę, jaką pies wznosił do ich nocnych obozowisk, kiedy Will poznawał swoją nową krainę. Wyrwij przywykł służyć Willowi za wartownika – wszystkie konie zwiadowców zostały w ten sposób wyszkolone. Pies wspomagał go w tym zadaniu, a jego zmysł węchu był bardziej wyczulony niż Wyrwija. Oba zwierzaki, związane swoją lojalnością wobec ich młodego pana, prędko poczuły wzajemną sympatię i dobrze się rozumiały współpracując ze sobą w oparciu o zdolności jednego i drugiego.
Trzy tygodnie po przybyciu Willa do Seacliff wydarzenia dojrzały do tego, by nie dało się ich już dłużej ignorować – przynajmniej jeżeli chodziło o niezadawalające szkolenie oddziału wojsk barona. Will opierał się o swój długi łuk, obserwując czeladników Szkoły Rycerskiej podczas popołudniowych ćwiczeń z mieczem. Odziany w swoją pelerynę i z kapturem na głowie, stał w cieniu niewielkiej kępy drzew za placem ćwiczeń, praktycznie niewidoczny tak długi, dopóki się nie poruszy. Pies, który nauczył się już rozumieć potrzebę pozostawania w bezruchu i ukrywania się, leżał obok niego w wysokiej trawie, z nosem na przednich łapach. Jedynym ruchem, jaki wykonywał, było drgnięcie ucha od czasu do czasu albo poruszenie oczami, żeby sprawdzić, czy Will nie daje mu jakichś znaków.
Will zachmurzył się, obserwując walki na miecze czeladników. Ich ruchy były poprawne z technicznego punktu widzenia. Jego niepokoił jednak brak zapału, zainteresowania wykonywaną pracą. Ćwiczenie było ćwiczeniem i niczym więcej. Nie wykraczali poza szkolenie w stronę realiów, którym ono służyło. Jego stary przyjaciel Horace, teraz rycerz na królewskim dworze Araluenu, jako czeladnik też wykonywał wszystkie te ruchy w trakcie niezliczonych lekcji. On jednak wykonywał je z pasją, rozumiejąc, że nabyta w trakcie treningu umiejętność walki bez kalkulowania każdego kolejnego posunięcia, w bitwie będzie oznaczała różnicę między życiem a śmiercią. Instynktowna bezbłędna precyzja Horace’a ocaliła Willowi życie co najmniej raz podczas bitwy pod Hallasholm.
Przyglądając się grupie, Will nie dostrzegał ani krzty takiego instynktu czy animuszu. Co gorsza, nie wiedział ich także u instruktorów – a przecież byli to pełnoprawni rycerze. Will zmarszczył czoło. Tylko nieco ponad tydzień pozostał mu do złożenia jego pierwszego comiesięcznego raportu dla kwatery zwiadowców, jak się rzeczy mają w Seacliff. Już wiedział, że raport będzie niepochlebny.
Usłyszał głos jeszcze zanim zobaczył krzyczącego człowieka. Parę sekund później dostrzegł przysadzistą sylwetkę zbliżającą się od strony drzew poniżej zamku, biegnącą i wrzeszczącą, wymachującą rękoma, żeby zwrócić na siebie uwagę. Nie dawało się jeszcze rozróżnić słów, ale z tonu głosu i gestów mężczyzny jasno wynikało, że alarmuje o zagrożeniu.
Suczka także to wyczuła. Z gardła dobył się jej cichy warkot, i zaalarmowana podniosła się lekko, na wpół przyczajona.
– Spokojnie – ostrzegł ją Will, a ona posłusznie zastygła. Brzęk ćwiczebnej broni na placu ćwiczeń zamarł, gdy coraz więcej ludzi zauważało krzyczącą i biegnącą postać.
Teraz Will zdołał usłyszeć wykrzykiwane słowa:
– Morskie wilki! Morskie wilki!
To były słowa, które mroziły krew w żyłach mieszkańców Araluanu przez długie wieki. Morskie wilki to byli łupieżcy ze Skandii, którzy przypływali ze swojej pokrytej śniegiem i porośniętej sosnami krainy na północy, żeby napadać na miłe i spokojne wybrzeża Araluenu, Galli i pół tuzina innych krajów. Budzący grozę w swoich ogromnych rogatych hełmach i siejący straszliwe zniszczenie swymi mocarnymi toporami bojowymi, Skandianie ze swymi wilczymi okrętami byli jak senny koszmar.
Ale nie tutaj. Nie w ciągu ostatnich czterech lat, odkąd Erak Starfollower, nowo wybrany oberjarl Skandian, złożył swój podpis na traktacie z Araluenem. Ściśle rzecz biorąc, treść traktatu zakazywała zorganizowanych masowych napaści Skandian na królestwo Araluenu. Jednak w praktyce położyło to kres również indywidualnym napadom. Chociaż Erak nie mógł zabronić swoim szyprom łupieżczych wypraw, wiadomo było, że zdecydowanie jest im przeciwny, czując, że ma honorowy dług wobec małej grupki Araluańczyków, którzy ocalili jego ojczyznę przed inwazją Temudżainów. A skoro Erak czegoś nie pochwalał, to coś po prostu nie miało miejsca.
Krzyczący człowiek zbliżył się teraz do placu ćwiczeń, chwiejący się na nogach i zadyszany. Sądząc po ubiorze, był rolnikiem.
– Skandianie – wysapał. – Morskie… wilki… na Bitteroot Creek… Skandianie.
Wyczerpany, oparł się ciężko o ogrodzenie placu ćwiczeń; jego pierś i ramiona drżały z wysiłku. Pan Norris pospiesznie przeszedł przez plac, żeby się z nim spotkać.
– Co takiego? – spytał. – Skandianie? Tutaj?
W jego tonie zabrzmiała nutka zatroskanego niedowierzania. Pomimo całego braku zapału przy szkoleniu ludzi, Will wiedział, że Norris zna się na swoim fachu. Mógł zrobić się niedbały i pobłażliwy w ciągu lat pokoju, jakim cieszyło się teraz Seacliff, ale stając w obliczu prawdziwego niebezpieczeństwa posiadał dosyć doświadczenia, by uzmysłowić sobie, że jest w tarapatach. Jego ludzie nie byli przygotowani na zagrożenie, jakie stanowił prawdziwy wróg.
Rolnik wskazywał za siebie, w kierunku, skąd przybył, kiwając głową na potwierdzenie prawdziwości tego, co właśnie powiedział.
– Skandianie – powtórzył. – Widziałem ich tam, gdzie Bitteroot Creek wpływa do morza. Setki ich było! – dodał, i tym razem rozległ się pomruk zaniepokojenia ze strony czeladników i rycerzy, którzy zgromadzili się wokół niego.
– Cisza! – warknął Norris.
Will, który podszedł niezauważony, odezwał się wprost do wieśniaka:
– Ile wilczych statków? Widziałeś je?
Rolnik odwrócił ku niemu głowę i po jego twarzy przemknął wyraz nieufności, gdy dotarło do niego, że rozmawia ze zwiadowcą.
– Jeden – odpowiedział. – Olbrzymi był, z wielgachną wilczą głową na dziobie! Widziałem go zupełnie jak was teraz.
Znowu rozległ się pomruk strachu i domysłów wypowiadanych przez zgromadzonych wokół ludzi. Norris odwrócił się gniewnie i głosy ucichły. Will napotkał spojrzenie Mistrza Szkoły Rycerskiej.
– Jeden statek – odezwał się. – To najwyżej czterdziestu mężczyzn.
Norris przytaknął.
– Raczej bliżej trzydziestu, jeżeli zostawiają straże na pokładzie – powiedział.
W sumie nie poprawiało to sytuacji. Trzydziestu Skandian biegających po wyspie Seacliff to praktycznie siła nie do powstrzymania. Kiepsko wyszkoleni, nieprzygotowani zbrojni i rozleniwieni rycerze, z których składało się wojsko, mogli stawić niewielki opór dzikim piratom. Norris o tym wiedział. Mistrz Szkoły Rycerskiej wyklinał własną opieszałość, zdając sobie sprawę, że ponosi winę za tę sytuację. To jego obowiązkiem było podjąć działania – odpowiadał też jednak za coś jeszcze, a było to życie mężczyzn, którym przewodził. Poprowadzenie ich do bitwy przeciwko zahartowanej, zaprawionej w bojach bandzie Skandian równałoby się poprowadzeniu ich na śmierć.
Will wyczuł rozterki rycerza – ich praktyczny i moralny aspekt.
– I tak groźnie przewyższają was liczebnie – odezwał się. Oficjalnie oddział liczył dwudziestu pięciu zbrojnych. Jednak w tak krótkim czasie Norris miałby szczęście, gdyby udało mu się zebrać dwudziestu – do tego w najlepszym razie ze trzech czy czterech rycerzy. Zaś co do czeladników, Will aż zadrżał na myśl o stawianiu oporu zdeterminowanym Skandianom i ich toporom bojowym przez nieudolną grupę, której się wcześniej przyglądał.
Norris zawahał się. Wiódł uprzywilejowane życie, tak jak wszyscy dobrze urodzeni. Ale na przywileje trzeba było zapracować i płacić za nie w chwilach takich, jak ta. Teraz, kiedy go potrzebowano, on nie był gotowy, nie był w stanie obronić ludzi, którzy na nim polegali.
– Nie ma sensu, byś prowadził swoich ludzi na pewną śmierć – Will odezwał się cicho, tak żeby tylko Mistrz Szkoły Rycerskiej go usłyszał. Dłoń Norrisa zacisnęła się i rozluźniła na rękojeści miecza, który nosił u boku.
– Musimy coś zrobić… – odpowiedział niepewnie.
Will przerwał mu spokojnym głosem.
– I zrobimy – oświadczył starszemu mężczyźnie. – Sprowadź wieśniaków w obręb murów, nie wezmą tyle dobytku, ile zdołają udźwignąć. Każ wygonić zwierzęta na pola. Rozpędź je, tak, żeby Skandianie musieli je ścigać, jeżeli się na nie połaszczą. Niech twoi ludzie czekają z bronią i w gotowości. I zapytaj Mistrza Rollo, czy może naprędce przyszykować coś na ucztę.
Norris nie był pewien, czy dobrze usłyszał.
– Ucztę? – spytał, całkiem zbity z tropu.
Will skinął głową.
– Ucztę. Nic wielkiego. Jestem pewien, że potrafi coś dla nas upichcić. Tymczasem ja pojadę i rozmówię się z tymi Skandianami.
Oczy Mistrza Szkoły Rycerskiej rozszerzyły się, gdy spojrzał na opanowaną młodą twarz przed sobą.
– Rozmówisz się z nimi? – powtórzył, odrobinę głośniej niż zamierzał. – Jak niby masz zamiar ich powstrzymać od zaatakowania nas tym, że z nimi pomówisz?
Will wzruszył ramionami.
– Pomyślałem, że poproszę ich, żeby tego nie robili – odpowiedział. – A potem miałem zamiar zaprosić ich na obiad.
koniec
« 1 2 3
21 lutego 2010

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.