Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Michał Studniarek
‹Herbata z kwiatem paproci›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułHerbata z kwiatem paproci
Data wydania14 czerwca 2004
Autor
Wydawca RUNA
ISBN83-89595-07-9
Format336s. 125×185mm
Cena25,50
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Herbata z kwiatem paproci

Esensja.pl
Esensja.pl
Michał Studniarek
« 1 2

Michał Studniarek

Herbata z kwiatem paproci

W dziwnym pośpiechu przelał browar do plastikowego kufla i przesunął się w głąb lokalu, jakby obawiając się, że wywoła wilka z lasu.
– Znasz opowieść o mordercy, polującym na parki jeżdżące do lasu? Leszek twórczo ją rozwinął i skasował w ten sposób pewnego bardzo bogatego badylarza, który mieszkał jak w twierdzy. Rok czekał, kiedy facet będzie jechał nocą przez las, traf chciał, że był z żoną. Kiedy gość stanął, aby się odlać, ciach, i było po wszystkim. Gdy przyjechała milicja, stukał jego obciętą głową w tylną szybę, a kobita bała się nawet głębiej odetchnąć. Dał się złapać, a że udatnie strugał wariata, to uznano go za niepoczytalnego i zamknięto w wariatkowie. Zwiał stamtąd, kiedy tylko o sprawie ucichło, a wszyscy zaczęli mówić o nieszczęśliwym wypadku. Ponoć nieźle się w tym zakładzie podszkolił.
Od jednego ze stojących w głębi stolików właśnie wstawał jakiś dobrze ubrany elf o wyglądzie gryzipiórka.
– Koszałek – wyjaśnił Rumcajs półgłosem, odpowiadając na jego powitanie. – Ma szczęście, załapał posadę biuroludka; mieszka w jakiejś redakcji, pilnuje tam porządku w papierach i danych. Bez niego ekipa i przez rok by się nie połapała. Robi to, co powinien, i dzięki temu trzyma się całkiem nieźle.
Było to dobre miejsce na obserwację: nas zasłaniał bar, ale za to my widzieliśmy większość stolików i głowy wszystkich wchodzących.
Liczyłem na to, że usiądziemy, ale Rumcajs, odstawiwszy na blat piwo, skierował się ku rozpadającym się drzwiom, które, jak sądziłem, prowadziły do toalety. Za nimi rzeczywiście znajdowały się drzwi do kibla, a po prawej drugie, chyba do schowka. Nad tymi ostatnimi umieszczono żarówkę, z której płatami złaziła czerwona farba. Rumcajs zerknął na nią i zapukał.
Weszliśmy do malutkiej klitki, która chyba rzeczywiście była kiedyś schowkiem. Jakoś zmieścił się tam stary stolik, dwa równie wiekowe krzesła nie od kompletu i wytarty fotel, w którym siedział wróż; jedynym źródłem światła było niewielkie okienko pod sufitem. Za fotelem zauważyłem małą, obtłuczoną umywalkę z cieknącym kranem.
Na nasz widok wieszcz zgarnął ze stołu kilka gazet oraz wypełnioną po brzegi blaszaną popielniczkę i wyrzucił wszystko do stojącego obok fotela kosza. Dobiegał już sześćdziesiątki, ale jeśli elfy go znały, to równie dobrze mógł mieć i sześćset. Mimo panującego tutaj zaduchu miał na sobie wytartą sztruksową koszulę na podkoszulku bez ramiączek i ciemne spodnie.
– Powitać, powitać – rzekł ze śpiewnym, kresowym akcentem, nerwowo przygładzając pomarszczoną dłonią całkiem jeszcze gęste, siwe włosy i rozczesując palcami patriarszą brodę. Na chwilę nasze spojrzenia spotkały się, a ja przeżyłem szok.
Źrenica jednego oka mężczyzny była zasnuta mleczną bielą. Drugie spoglądało na mnie zimno wyprodukowaną pewnie gdzieś na Ukrainie soczewką wszczepu. Miałem wrażenie, że ślepym okiem widzi znacznie więcej, może bez przeszkód obejrzeć mnie… i przejrzeć na wylot.
– Siądźcie sobie, rybeńki – dziwny staruszek wskazał nam krzesła. – I mówcie, co sprowadza do starego Guślarza, a?
Usiadłem ostrożnie na rozwieruchtanym meblu, obawiając się, że za chwilę wyląduję na podłodze. Z tego miejsca widziałem nawet blizny, jakie na twarzy starca pozostawiła operacja wstawienia wszczepu; zapewne przeprowadzono ją w jakiejś klinice-rzeźni, gdzie się tylko płaci, ale gwarancji przeżycia nie ma żadnych. Mogłem też w pełni ocenić, jak wielkiej postury był Guślarz. Za młodu musiał wyrywać drzewa z korzeniami.
– Oberon – powiedział krótko Rumcajs. – Nie mogę go odnaleźć, a muszę… musimy się z nim spotkać.
– Oberon… a czegóż ty chcesz od króla, co? – zapytał starzec, kręcąc głową. – Toż on się nami nie zajmie, robaczku. My go nie obchodzimy…
My? Przekrzywiłem lekko głowę i spojrzałem na Guślarza pod właściwym kątem.
– Ciekawy, co? – spytał starzec, którego uwadze nie uszedł mój gest. – Tak, jestem człowiekiem, jak i ty. Widzisz, nawet oko sobie wstawiłem, aby wreszcie na świat boży popatrzeć… widziałeś kiedyś domowego ze sztucznym okiem? Albo południcę ze sztucznymi cyckami, a?
Kręcąc się nieco na krześle, w pokorze przeczekałem krótki rechot starego. Miał rację, nie powinienem był tego robić. Sprawdzanie w tym miejscu, kto jest, a kto nie jest elfem było… nietaktem.
– Dwie dychy – oznajmił krótko wieszczek, pokazując na oko. – Takie cacka nie rosną na drzewie, a chciałbym mieć drugie do kompletu.
Rumcajs bez słowa sięgnął do kieszeni spodni i podał mu banknot. Pomarszczona dłoń szybko przeniosła go do kieszeni koszuli. Dziadek sięgnął gdzieś za fotel, wyciągając szklankę, dzbanek z herbatą oraz małe, metalowe sitko. Umieścił sitko na szklance, ujął stojący na blacie dzbanek i powoli, z namaszczeniem nalał sobie herbaty. Poczułem znajomy zapach: czyżby kwiat paproci umożliwiał również zaglądanie w przyszłość? Zaraz potem przyjrzałem się barwie naparu oraz pływającym wewnątrz dzbanka śmieciom i zorientowałem się, że to raczej herbata z poziomek.
Starzec wypił jednym haustem połowę szklanki i otarł usta ręką.
– A zatem… zamknijcie drzwi od kaplicy… żartowałem… posłuchajmy, co powie nam woda…
Zamknął oczy i zatopił się w fotelu. Zapadła absolutna cisza, zakłócana tylko nieregularnym odgłosem kropel, spadających w nieregularnych odstępach czasu.
Przez dobrych kilka minut nic się nie działo; Guślarz siedział jak posąg, gdyby nie lekkie poruszenia brody, zacząłbym dzwonić po karetkę. Nie wiedziałem nawet, czy już wróży, czy dopiero się koncentruje ani nawet, z czego odgaduje przyszłość: o jaką wodę mu chodziło? Spojrzałem pytająco na Rumcajsa, mając nadzieję, że chociaż on wie, co się dzieje. Domowik siedział jednak cicho, nie spuszczając wieszcza z oka. Nie pozostawało nic innego jak siedzieć dalej i mieć nadzieję, że wszystko idzie tak, jak powinno.
Do mojej głowy coraz mocniej wdzierało się natarczywe „kap, kap” spadających z różną szybkością kropel. W panującej tutaj ciszy był to jedyny odgłos. Chcąc nie chcąc, zacząłem się mu przysłuchiwać, aby nie zasnąć. Po chwili wychwyciłem w nim jakąś regularność, jakby rytmicznie wystukiwane zgłoski, układające się w słowa, w jakąś dziwną melodię.
– Tańczysz we mgle, braciszku – powiedział nagle wieszczek chrapliwym głosem. – Szukasz jelenia, ale on ci ucieka, kluczy, zaprowadzi cię na górę wysoką… niedźwiedź ci raczej pomoże, poproś go, aby się nastąpił…
No, po kimś takim spodziewałem się czegoś znacznie bardziej skomplikowanego, niż horoskop gazetowy. Mimo to Rumcajs słuchał w napięciu, chłonąc każde słowo.
– Idź za złotym jeleniem. Idź za złotym jeleniem, a on cię zaprowadzi…
Guślarz słuchał jeszcze przez jakiś czas, po czym wyrzucił fusy do kosza i napił się herbaty.
– Niestety, – powiedział, kiedy już odstawił na miejsce dzbanek i szklankę. – Za wiele to ci chyba nie pomogłem… woda była bardzo małomówna.
Domowik też nie wyglądał na zachwyconego. Mimo to wstał i z szacunkiem uścisnął Guślarzowi dłoń.
– Dziękuję i za to.
– Powodzenia – rzekł dziadek, miażdżąc mi rękę w uścisku. – Opowiedzcie mi potem, jak to się skończyło.
Kiedy już opuściliśmy zatęchły pokoik, spojrzałem na Rumcajsa.
– Ciekawe, kiedy wreszcie się z nim spotkamy…
Domowik nie zdążył odpowiedzieć, gdy wpadł na mnie przetaczający się obok Mariaszek.
– Dwa ra-azy! – wybełkotał, patrząc na mnie błędnym wzrokiem. – Za pie-e-er-wszym będzie bo-o-lało cie-ebie, a za-a dru-gim ko-o-goś in-nego!
Zamieniłem się w słup soli. Mariaszek oderwał się od stołu, równie niespodzianie, jak się pojawił. Osłupiały i nieco przestraszony zerknąłem na Rumcajsa, licząc na jakieś wyjaśnienie.
– Czasem tak ma – powiedział, wzruszając ramionami. Tymczasem były palacz oddalał się ku drzwiom, nucąc coś, co brzmiało jak pieśń żydowska.
Wróciliśmy do naszego stolika. Obok ulokowała się grupka elfów, które musiały być, sądząc po akcencie, ubożętami ze śląskich kopalni. Pewnie budowały tu drugą nitkę metra.
– A teraz będziemy czekać – powiedział domowik, rozsiadając się wygodnie.
– Długo?
– Nie wiem – przyznał Rumcajs z rozbrajającą szczerością. – Dwadzieścia minut, pół godziny, półtorej… zwykle pojawiał się tutaj w porze dziennika.
Zapowiadało się długie czekanie. Z braku lepszego zajęcia przyglądałem się tutejszym bywalcom. Wraz z upływem czasu klienteli przybywało, miejsc siedzących praktycznie już nie było. Na ile mogłem ocenić, elfów było nieco więcej, niż ludzi. Kim byli: domowikami, utopcami, borutami czy jeszcze inną cholerą? Skąd się tu przywlekli? Każdy z nich to z pewnością osobna historia, inne dzieje. Na chwilę pozwoliłem sobie uwierzyć w słowa Rumcajsa i poczułem w sercu piknięcie, jakie odczuwa każdy pismak, kiedy trafi na arcyciekawy temat. Fascynujące. Doprawdy fascynujące. Jedynymi ludźmi w naszym najbliższym otoczeniu byli dwaj faceci piszących internetowego tasiemca, którzy dyskutowali właśnie kolejny odcinek. Z ich rozmowy wynikało, że wcale nie wiedzieli, gdzie trafili. Swoją drogą, nie mogli znaleźć lepszego miejsca na szukanie natchnienia.
– Mówiłem ci, że jakoś na nich działamy – powiedział Rumcajs z dumą w głosie. – Zagadnij którego człowieka chcesz, a pewnie będzie to poeta, malarz albo inszy graficiarz.
– A co się stało ze zmorami, wąpierzami, dusiołkami i resztą tego towarzystwa? – spytałem.
– Daliście sobie świetnie radę – wzruszył ramionami domowik – nawet bez naszej pomocy. Wiesz, noże i siekiery przy łóżkach, rośliny nad progiem, doświadczenie kilku pokoleń mądrych bab i tak dalej, aż do środków na astmę. Ostatnie sztuki czmychnęły za Oberonem na Tamtą Stronę. Nie, żeby komuś ich brakowało…
– A to co za pokraki? – wskazałem na wiszące nad barem duże zdjęcie trzmiela oraz porozwieszane tu i ówdzie portrety istotek godnych majaków Boscha. Rumcajs uśmiechnął się z rozbawieniem.
– Trzmiel, bo lata wbrew prawom fizyki. A te to… nasze portrety. Tak byśmy wyglądali, gdybyśmy musieli trzymać się zasad waszej fizyki. Kiedyś narysował je jakiś biolog po piątym piwie. Tam wisi rodzanica, tutaj kraśniak, a tutaj ja, czyli domowik. Dalej idzie utopiec zwykły, utopiec głębinowy z Bałtyku, południca, rusałka, wilkołak…
– Ciekawe… – mruknąłem, gapiąc się na malutką, pękatą pokrakę, z trudem łapiącą powietrze szeroko otwartymi ustami, mającą być domowikiem. W ucho wpadł mi strzęp rozmowy dwóch elfów, z których jeden usiłował wytłumaczyć drugiemu ruch notowań giełdowych w zależności od najnowszych wydarzeń w Stanach. Śmiech pusty, litość i trwoga. Dokładnie w tej kolejności. Potem usłyszałem opowieść o elfie, który stanowił ciężki przypadek pecha. Kolejny czarny kot, któremu przeciął drogę, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Ale to nic, niech tylko zniosą barierę na Tamtą Stronę…
Domowik w ogóle nie zwracał uwagi na otoczenie, wpatrując się w ścianę zamyślonym wzrokiem.
– Nad czym dumasz?
– Nad Mariaszkiem… mam wrażenie, że chciał ci coś powiedzieć…
– Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Sam przecież mówiłeś, że nie jest normalny i czasem coś go nachodzi.
– Właśnie. Tylko wiesz, my nie wierzymy, że kogoś nachodzi ot tak, bez przyczyny. Zwykle to może mieć znaczenie.
koniec
« 1 2
14 maja 2004

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Każde martwe marzenie
Robert M. Wegner

3 XI 2017

Prezentujemy fragment powieści Roberta M. Wegenra „Każde martwe marzenie”. Książka będąca piątym tomem cyklu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” ukaże się nakładem wydawnictwa Powergraph w pierwszej połowie 2018 roku.

więcej »

Niepełnia
Anna Kańtoch

1 X 2017

Zamieszczamy fragment powieści Anny Kańtoch „Niepełnia”. Objęta patronatem Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Różaniec – fragment 2
Rafał Kosik

10 IX 2017

Zapraszamy do lektury drugiego fragmentu powieści Rafała Kosika „Różaniec”. Objęta patronaterm Esensji książka ukazała się nakładem wydawnictwa Powergraph.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Po Tej Stronie
— Wojciech Gołąbowski

Tegoż twórcy

Hitalia: Legenda o ukrytym skarbie
— Michał Studniarek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.