Nie taki wampir straszny… [ - recenzja]Esensja.pl Esensja.pl Anna Kańtoch Schuyler ma piętnaście lat i może zejść na śniadanie… 1) Wróć, nie ta bajka. Schuyler ma piętnaście lat i właśnie dowiaduje się, że jest wampirem, podobnie jak większość jej kolegów i koleżanek z elitarnego liceum. Dla ścisłości, wampiry to upadłe anioły, które odradzają się na Ziemi w kolejnych cyklach. Są piękne, mogą jeść tyle, ile chcą i nigdy nie tyją, zaś ich głównym zajęciem jest pozowanie do zdjęć w modnych ciuchach – wszystko to znajdziemy w cyklu „Błękitnokrwiści” Melissy de La Cruz.
Anna KańtochNie taki wampir straszny… [ - recenzja]Schuyler ma piętnaście lat i może zejść na śniadanie… 1) Wróć, nie ta bajka. Schuyler ma piętnaście lat i właśnie dowiaduje się, że jest wampirem, podobnie jak większość jej kolegów i koleżanek z elitarnego liceum. Dla ścisłości, wampiry to upadłe anioły, które odradzają się na Ziemi w kolejnych cyklach. Są piękne, mogą jeść tyle, ile chcą i nigdy nie tyją, zaś ich głównym zajęciem jest pozowanie do zdjęć w modnych ciuchach – wszystko to znajdziemy w cyklu „Błękitnokrwiści” Melissy de La Cruz. Sukces „Błękitnokrwistych” bierze się z połączenia dwóch atrakcyjnych tematów. Z jednej strony mamy popularny ostatnio motyw „dobrych” wampirów, które od ludzi odróżnia nie tyle picie krwi, co niezwykła uroda – wampiry de La Cruz błyszczą nawet podobnie jak wampiry Meyer, choć nie w słońcu, a w ciemności. Z drugiej strony, cykl pozwala zajrzeć za kulisy życia pięknych, sławnych i bogatych, co dla pewnego typu czytelników zawsze było atrakcyjne. Gdyby zmieszać „Zmierzch” z „Modą na sukces” i dodać do tego trochę motywów sensacyjno-kryminalnych, otrzymalibyśmy w rezultacie „Błękitnokrwistych”. Jest tu, rzecz jasna, niezbędny romans w wersji „kopciuszkowej” czyli motyw pięknej i biednej dziewczyny (Schuyler pochodzi z rodziny co prawda bardzo arystokratycznej, ale zubożałej), która zdobywa serce bogatego przystojniaka, jest dramat (ukochany Schuyler przeznaczony został innej), mnóstwo opisów ubrań, a także mroczna tajemnica związana z tzw. Srebrnokrwistymi, wampirami, które zabijają inne wampiry. Co dostajemy po zmieszaniu wszystkich tych składników? Ano, nic szczególnie ciekawego, szczerze mówiąc. Wielka miłość opiera się wyłącznie na zauroczeniu fizyczną urodą obiektu uczuć, co jest bardzo charakterystyczne dla gatunku paranormal romance. Schuyler kocha Jacka, bo ten wygląda w smokingu jak młody bóg, o jakiejkolwiek głębi nie ma mowy. Większość bohaterów, z Schuyler włącznie, sprawia wrażenie nie tyle pełnokrwistych postaci, co wieszaków na ubrania, bowiem ich osobowość określana jest przez to, jak się ubierają i jak wyglądają. Przeciętny opis w cyklu wygląda tak: weszła X ubrana w buty od (tu nazwisko projektanta) i suknię od (kolejne nazwisko). Czasem autorka dodaje jeszcze ceny poszczególnych rzeczy. Najpierw jest to zabawne, potem irytujące, wreszcie już tylko nudne. Jest w takim podejściu osobliwa dwoistość – z jednej strony, ci najbogatsi przedstawieni są w większości jako postaci negatywne (Schyuler ze swoim cygańsko-lumpeksowym stylem to buntowniczka), z drugiej, cały cykl aż ocieka snobizmem. I, co zabawniejsze, przy takim podejściu jedną z niewielu prawdziwych osób wydaje się rywalka Schuyler, Mimi, plastikowa, knująca Barbie – ona ma osobowość co prawda tak sztampową, że niemal karykaturalną, ale przynajmniej JAKĄŚ ma, czego nie da się powiedzieć o jej bracie, wspomnianym wyżej „pięknym jak bóg” Jacku. A jednak „Błękitnokrwiści” nie są cyklem tak bardzo złym, jak mogłoby się wydawać. Zasługa to przede wszystkim krótkości poszczególnych tomów, w których w dodatku sporo się dzieje. Fakt, że czasem bez sensu, rzadko naprawdę ciekawie, zaś ilość zwrotów akcji sprawia wrażenie, jakby autorka miała do wyrobienia jakąś normę – ale przyzwoite tempo pozwala przynajmniej przykuć uwagę na czas lektury. Nie wymagam od tego typu literatury ani konsekwencji ani tym bardziej oryginalności, żal mi jednak, jest tu bowiem kilka całkiem niezłych pomysłów, które Melissie de La Cruz udało się zmarnować. Choćby koncepcja wampirzo-anielskiego społeczeństwa, którego członkowie reinkarnują się jako „zwykłe” ludzkie dzieci, i dopiero stopniowo, w procesie dorastania, przypominają sobie swoje poprzednie wcielenia. Skutkuje to między innymi mocno nietypowymi stosunkami w rodzinie – bo jak traktować dziecko, które tak naprawdę jest starsze od własnych rodziców? Niestety, Melissa de La Cruz nie ma na taki dylemat ciekawej odpowiedzi, z nielicznymi wyjątkami wszyscy zachowują się tu jak „zwykli” rodzice i „zwykłe” nastoletnie dzieci. Momentami jest to zresztą dość zabawne, np. gdy dowiadujemy się, że pustogłowa blondynka, zajęta głównie pilnowaniem, czy jej koleżanki nie mają przypadkiem lepszych ciuchów, jest… liczącym sobie tysiące lat mrocznym aniołem śmierci. Powieści z serii czyta się szybko i równie szybko o nich zapomina, całość zaś skrojona jest pod młode czytelniczki, które zafascynowane są zębatymi krwiopijcami i marzą o modnych strojach, bogactwie oraz urodzie osiągniętej bez żadnych wyrzeczeń, gdyż wampiry, jak już pisałam, są szczupłe z natury i żadna ilość jedzenia tego nie zmieni. Mogą także bez szkody dla samopoczucia wypić dowolną ilość alkoholu, a w dodatku piętnastoletnia Schuyler dysponuje znaczną wolnością (nie ma rodziców, którzy by jej różnych rzeczy zabraniali) i w towarzystwie zakochanego w niej, bogatego przyjaciela podróżuje po całym świecie. Po prostu marzenie każdej nastolatki. Może dlatego cykl odniósł taki sukces? 1) Jest to jeden z najbardziej charakterystycznych elementów tzw „opek”, czyli krążących w internecie, pisanych głównie przez nastolatki tekstów opowiadających o romansowych perypetiach młodych dziewcząt. Skąd się ten motyw wziął, nikt nie wie, wiadomo tylko, że w jednym z najsłynniejszych tego typu opowiadań występuje zdanie: „X miała szesnaście lat i zeszła na śniadanie”, które w pewnych kręgach stało się już kultowe.
|