Słaba literatura jest efektem lichych przemyśleń. Dobra literatura – niebanalnych przemyśleń. Zaś wielka literatura jest rezultatem niebanalnych przemyśleń zebranych już jednak w pewien solidny system światopoglądowy. Jak się ten system tworzy? To szalenie złożony proces aksjologiczny, nad którym głowią się od wieków znawcy literatury. Inspiracje wielkich pisarzy (w tym Tolkiena) można zazwyczaj łatwo odnaleźć. Gorzej jednak, gdy trzeba kompetentnie porównać je z tym, co dany autor spłodził, z dojrzałym światopoglądem zawartym w jego dziełach.
Tolkien katolicki
[„Tolkien. Księga pamiątkowa” - recenzja]
Słaba literatura jest efektem lichych przemyśleń. Dobra literatura – niebanalnych przemyśleń. Zaś wielka literatura jest rezultatem niebanalnych przemyśleń zebranych już jednak w pewien solidny system światopoglądowy. Jak się ten system tworzy? To szalenie złożony proces aksjologiczny, nad którym głowią się od wieków znawcy literatury. Inspiracje wielkich pisarzy (w tym Tolkiena) można zazwyczaj łatwo odnaleźć. Gorzej jednak, gdy trzeba kompetentnie porównać je z tym, co dany autor spłodził, z dojrzałym światopoglądem zawartym w jego dziełach.
‹Tolkien. Księga pamiątkowa›
Tolkien nigdy nie ukrywał własnej religijności i konsekwentnie żył zgodnie z zasadami chrześcijańskimi. Jednocześnie domagał się, aby nie traktować jego książek jedynie jako katolickiej alegorii. Nigdy też obszernie nie opisał związków swoich powieści z religią. W takiej sytuacji krytycy – bazując jedynie na fragmentach korespondencji, dziełach Tolkiena oraz wspomnieniach jego przyjaciół – snują rozmaite przypuszczenia, których słuszność trudno wszak ocenić.
Ten właśnie problem nurtować może czytelnika podczas lektury zbiorku esejów „Tolkien. Księga pamiątkowa”. Teorie i interpretacje są niby wyszukane, postawione problemy niby rozwiązane, a jednak ciągle czegoś brak i odnosi się niemiłe wrażenie, że autorzy pisząc o religijności Tolkiena sami nie wiedzą, co chcą pisać. Co prawda wysoki stopień naukowości nie jest tutaj głównym priorytetem. Ot, redaktor Joseph Pearce, autor biograficznego i literaturoznawczego studium „Tolkien. Człowiek i mit”, zebrał mało znane albo niepublikowane dotąd eseje, dwa urokliwe wspomnienia, jedno kazanie (!) i krótki wywiad. Całość miała być sentymentalna, jak przypuszczam, a wyszedł quasi-naukowy mieszaniec.
Na czoło wysuwa się wspomniana kwestia inspiracji rzymskokatolickich. Caldecott patrzy na „Silmarillion” i „Władcę Pierścieni” przez pryzmat chrześcijańskiego heroizmu, McGrath tropi motywy pasyjne, zaś Pearce w przekonujący sposób opisuje literacką polemikę Tolkiena ze sceptycyzmem. Na uwagę zasługuje analiza Charlesa Coulomba, w której autor prawi o katolickiej wizji świata w trylogii, konstruując zaskakujące niekiedy paralele. Dla przykładu: Galadriela jako Najświętsza Maria Panna, lembasy (chleb elfów) jako Najświętszy Sakrament, czy wreszcie Shire, wyrażające ekonomiczne i polityczne ideały kościoła. Ile w tym prawdy, wie chyba tylko Tolkien.
Denerwujące jest zbyt swobodne skakanie autorów po rozmaitych aspektach religijnych (McGrath). Proponowałbym oddzielić powierzchowne podobieństwa do treści „Pisma Świętego” od związków z zasadniczymi dogmatami. Również organizację i funkcjonowanie kościoła wypada potraktować jako odrębną problematykę. W przeciwnym razie wszystko się plącze. Zresztą wywody niektórych eseistów są dosyć mętne i wzdęte retorycznie, a brak argumentów klajstruje się niekiedy anegdotą bądź osobistymi wtrętami. Szkoda, bo temat chrześcijańskich inspiracji Tolkiena zasługuje ze wszech miar na solidne opracowanie.
Na marginesie tejże problematyki pojawia się garść interesujących anegdot. Oto twórca kosmatostopych hobbitów „nie miał w domu telewizora, pralki ani zmywarki, przestał jeździć samochodem, gdy spostrzegł jaką szkodę pojazdy te czynią przyrodzie”. Był wreszcie załamany, gdy ścięto jego ulubione drzewo. We wspomnieniach Sayera i Hoopera Tolkien jawi się jako szlachetny idealista z tendencją do perfekcjonizmu.
Zupełnie z innej beczki jest artykuł Kevina Aldricha, który dogłębnie analizuje poczucie czasu w powieściach Tolkiena. Jak się okazuje, wymiar eschatologiczny mocno wrasta w strukturę tolkienowskich dzieł. Podejście do śmierci i nieśmiertelności wprost kształtuje rysy charakteru i życiowe wybory bohaterów „Władcy Pierścieni”. Z kolei nie lada gratką dla miłośników cyklu fantasy „Pendragon” jest esej Lawheada, w którym obszernie opisuje on swoje inspiracje Tolkienem i odsłania kulisy pisarskich trudów.
Teraz, kiedy ucichły już trąby jacksonowskich ekranizacji, można spokojnie sięgnąć po głębszą lekturę tolkienologiczną. „Tolkien. Księga pamiątkowa” stanowi swobodny zlepek studiów i refleksji, cenny szczególnie dla osób szukających korzeni chrześcijańskich w dorobku twórcy Śródziemia. W eseistycznym cieście tkwi miejscami zakalec, ale jest też sporo smacznych kąsków.