„Bez bohatera” to antologia polskich opowiadań fantastycznych, które pierwotnie miały znaleźć się w „Ubiku”. Bez wielkiej promocji, bez wielkich nazwisk pojawił się bardzo dobry zbiór, który udowadnia, że nasi twórcy, nawet ci mniej znani, mają oryginalne spojrzenie na fantastykę.
Pamiętajcie o Ubiku
[„Bez bohatera” - recenzja]
„Bez bohatera” to antologia polskich opowiadań fantastycznych, które pierwotnie miały znaleźć się w „Ubiku”. Bez wielkiej promocji, bez wielkich nazwisk pojawił się bardzo dobry zbiór, który udowadnia, że nasi twórcy, nawet ci mniej znani, mają oryginalne spojrzenie na fantastykę.
Jestem miłośnikiem krótkich form literackich, w pewnym sensie kulturowo wychowanym na opowiadaniach z łam „Nowej Fantastyki”, „Fenixa”, nieco później „Science Fiction”. Powieści były dopełnieniem comiesięcznego rytuału lektury tych periodyków. I myślę, że tu należy szukać źródeł mojego sentymentu do wszelkiej maści zbiorów opowiadań. Ze smutkiem przyjmuję więc fakt, że jest ich tak mało na naszym rynku. Wydawcy kręcą nosem, że ich wydawanie nie zawsze się opłaca - dlatego pojawienie się zbiorówki z polskimi opowiadaniami to dla mnie zawsze gratka.
Antologia „Bez bohatera” jest obecna na rynku księgarskim już od dłuższego czasu, lecz - słabo promowana - nie odbiła się większym echem. Wielka szkoda, bo to naprawdę gorący literacki towar, choćby z dwóch powodów. Po pierwsze, jest to zbiór tekstów, których przed swoim upadkiem nie zdążył wydać znakomity krakowski magazyn „Ubik”. Jest to warte podkreślenia, ponieważ poziom literatury polskiej w „Ubiku” zazwyczaj był wysoki. Jego redaktorzy nie bali się stawiać na autorów młodych, w dużej części na debiutantów. I to jest kolejny atut tego zbiorku. Daje on okazję do lektury tekstów autorów, których nazwiska nie są jeszcze powszechnie rozpoznawalne, ale z pewnością kilku z nich niebawem uda się wedrzeć do „pierwszej ligi polskiej prozy fantastycznej”.
Moimi faworytami są tu Cezary Zbierzchowski i Zbigniew Wojnarowski. „Moneta” autorstwa tego pierwszego to niezwykle ciekawe opowiadanie napisane w dusznych dickowskich klimatach. Dick zazwyczaj w takim tonie zaczynał snuć swoje historie, opisując zwykłego człowieka zanurzonego w trudach pozbawionej nadziei przyszłości, i coś z tych wizji jest w tym tekście. Mistrz Philip K. Dick swoich czytelników zmuszał do myślenia, twórczej interpretacji i cieszę się, że Zbierzchowski również idzie tą ścieżką. Trzeba docenić młodego, polskiego autora, za sięgnięcie po trudny temat samobójstwa, gdzie łatwo potknąć się i popaść w banał, truizm. Zbierzchowskiemu także nie udało się uniknął wszystkich tych pułapek, przez co nie do końca sprostał wyzwaniu. Lecz pamiętając o tym jak wysoko była zawieszona poprzeczka, nie można patrzeć na to opowiadanie jako na porażkę. Wręcz przeciwnie, jest ono z pewnością ozdobą antologii, a Zbierzchowski jest wielce obiecującym autorem. Natomiast „Dekapitacja” Wojnarowskiego to dla mnie absolutny hit zbiorku! Opowiadanie o nawiedzonym, przeklętym obrazie, którego właściwie (chyba?) nie ma. Prosta historia, ale niezwykle oryginalnie skonstruowana i przedstawiona. Autor pokazał prawdziwą klasę tworząc fabularną układankę jakby wyjętą ze scenariuszy Lyncha. Najwyższy poziom fantastycznego pisania trafiający dokładnie w moje czytelnicze gusta.
Od dwójki liderów niewiele odstają kolejni autorzy. „Za dwa tygodnie spotkasz Boga” Tomasza Kiliana to pozytywne zaskoczenie. Proste opowiadanko w lovecraftowskich klimatach, napisane ze smakiem i sprawnie skrojone. Bóg, pożeracz światów, do którego można dotrzeć na drodze matematyki i mistyki. Co prawda ma ten tekst kilka słabszych momentów, ale i tak nie spodziewałem się tak dobrego opowiadania po autorze który chwile wcześniej opublikował strasznego gniota pt. „Ziemia nieumarłych” („Science Fiction nr 51” ). Dość interesującym debiutem jest tekst Dawida Juraszka pt. „Skała Która Sprowadza Cień”. Opowiadanie może nie powala na kolana pomysłem na fabułę, jest za to napisane przyzwoitym językiem i ma to coś, co decyduje o klimacie. Ja to kupuję. Będę z nadzieją wyglądał kolejnych tekstów tego autora, licząc, że powróci do niezwykle urzekającej scenerii Państwa Środka.
Jest w tej antologii również szczypta klasycznej fantastyki. Andrzej Miszczak opisuje pewien specjalny przypadek telekinezy w tekście pt. „Kamień Samuela”. Przyznam, że jestem miłośnikiem stylu Miszczaka. Jest coś interesującego w jego pisaniu, taka niezwykła nutka retro, ukłon w stronę starych mistrzów pióra z najlepszych czasów SF. Dziś już mało kto tak pisze - i to ogromny atut tego autora. Dzięki temu jego teksty wyróżniają się wśród setek innych opowiadań. Co więcej, autor lubi także poruszać się w obrębie klasycznych dla SF motywów, co doskonale komponuje się z jego stylem - takie jest też to opowiadanko. Niestety ma ono również wadę typową dla tekstów Miszczaka: pomysł dający dużo możliwości, styl stworzony do snucia opowieści, a autor z uporem maniaka sprowadza to wszystko do fabularnej konstrukcji shorta. Aż złość człowieka bierze, gdy widzi ile potencjału się marnuje. Jestem jednak przekonany, że wkrótce i to uda mu się przeskoczyć, a wtedy... Poziom trzyma również tytułowy tekst antologii, „Bez bohatera” Pawła Ciećwierza. Jest napisany bardzo sprawnie, bez popadania w schematy typowe dla fantasy, co jest grzechem głównym młodych pisarzy tego gatunku. Prosta historia, interesujące postacie - tekst z pewnością nie będzie kamieniem milowym polskiego fantasy, ale mnie wciągnął i czytałem go z przyjemnością.
Antologia ma też słabsze punkty, na szczęście jest ich proporcjonalnie niewiele. „Nocna robota” Romana Wali jest warsztatowo sprawnie napisana, lecz pod względem fabuły kuleje. Pomysłu starczyłoby na dużo krótszy tekst. W wyniku tego mamy tu sporo rozwlekłych opisów uroków życia hien cmentarnych, a niesamowitej historii jest niewiele. Jednak największą wpadką jest dla mnie tekst Henryka Tura „Bob Crane”. Autor zaserwował bardzo pulpowe opowiadanie o kosmitach zagrażających Ziemi, nie proponując nic oryginalnego. Ot, taka sobie prosta, banalna historia opowiedziana w nienajlepszym stylu. Ani to straszne, ani niesamowite, ani ciekawe, przez co tekst zdecydowanie odstaje od reszty zbioru. Nigdy nie byłem miłośnikiem pisarstwa Tura, a to opowiadanie tylko umocniło moją niechęć. Jest jeszcze tekst Mikołaja Wachowicza „Wilk morski”, lecz trudno recenzować short. Jego obecność ani nie wzbogaca zbioru, ani nie obniża jego poziomu.
Jak widać antologia „Bez bohatera” ma więcej zalet niż wad. Jest to dowód na to, że obecność najbardziej znanych pisarzy nie jest konieczna, by zbiór opowiadań był wartościowy. Słowa uznania należą się redaktorowi Sławkowi Spasiewiczowi, który potrafił wyłowić tyle perełek w oceanie tekstów kiepskich i średnich, masowo słanych do redakcji. Udało mu się przy tym stworzyć spójną całość z wyselekcjonowanych opowiadań, mimo iż każde z nich prezentuje inny gatunek, inną estetykę. Różne autorskie pomysły na fantastykę nie tylko ze sobą współgrają, ale także wchodzą w dialog. Odnoszę wrażenie, że ta antologia miała ambicje, by uchwycić pewną historyczną chwilę, stan współczesnej młodej fantastyki. Kto wie, całkiem możliwe, że zebrani tutaj pisarze za jakiś czas będą decydować o obliczu polskiej prozy fantastycznej, a „Bez bohatera” będzie odczytywane jako zalążek nowego nurtu. Życzę tego twórcom zbioru oraz trzymam kciuki za kolejne tomy „post-ubikowych” antologii. Interesujących tekstów w archiwum redakcji jest podobno jeszcze wiele.