Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 28 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Colin Forbes
‹Śmierć w banku Main Chance›

EKSTRAKT:10%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmierć w banku Main Chance
Tytuł oryginalnyThe Main Chance
Data wydania2 sierpnia 2007
Autor
PrzekładKrzysztof Masłowski
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN978-83-7469-546-6
Format240s. 142×202mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup

Kruki nie są wegetarianami, czyli autorze, szanuj swego czytelnika!
[Colin Forbes „Śmierć w banku Main Chance” - recenzja]

Esensja.pl
Esensja.pl
Zdaję sobie sprawę, że nazwanie książki jedną z najgorszych, jakie zdarzyło mi się czytać, wymaga poważnego uzasadnienia. Zwłaszcza jeśli jej autorem jest Colin Forbes, którego powieści są bestsellerami tłumaczonymi na kilkadziesiąt języków. Przyznaję, „Śmierć w banku Main Chance” nie jest przykładem grafomanii – pod tym względem zdarzało mi się czytać pozycje znacznie gorsze. Jest za to przykładem krańcowego lenistwa autora, jego niedbalstwa i lekceważenia czytelnika.

Anna Kańtoch

Kruki nie są wegetarianami, czyli autorze, szanuj swego czytelnika!
[Colin Forbes „Śmierć w banku Main Chance” - recenzja]

Zdaję sobie sprawę, że nazwanie książki jedną z najgorszych, jakie zdarzyło mi się czytać, wymaga poważnego uzasadnienia. Zwłaszcza jeśli jej autorem jest Colin Forbes, którego powieści są bestsellerami tłumaczonymi na kilkadziesiąt języków. Przyznaję, „Śmierć w banku Main Chance” nie jest przykładem grafomanii – pod tym względem zdarzało mi się czytać pozycje znacznie gorsze. Jest za to przykładem krańcowego lenistwa autora, jego niedbalstwa i lekceważenia czytelnika.

Colin Forbes
‹Śmierć w banku Main Chance›

EKSTRAKT:10%
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
TytułŚmierć w banku Main Chance
Tytuł oryginalnyThe Main Chance
Data wydania2 sierpnia 2007
Autor
PrzekładKrzysztof Masłowski
Wydawca Prószyński i S-ka
ISBN978-83-7469-546-6
Format240s. 142×202mm
Cena29,90
Gatunekfantastyka
WWW
Zobacz w
Wyszukaj wMadBooks.pl
Wyszukaj wSelkar.pl
Wyszukaj wSkąpiec.pl
Wyszukaj / Kup
W „Śmierci w banku Main Chance” przeplatają się dwa wątki. Pierwszy to zagadka kryminalna jak z Agathy Christie. Oto w domu bogatej rodziny ginie seniorka rodu i zarazem właścicielka tytułowego banku. Mamy galerię typowych podejrzanych: jeden syn godny zaufania, a drugi nie bardzo, jedna wnuczka spokojna i rozsądna, druga natomiast lekkomyślna i pełna temperamentu, a do tego jeszcze wnuk o zachwianej równowadze umysłowej oraz wścibski, niesympatyczny kamerdyner. Zagadkę rozwiązuje zaś Tweed, były detektyw Scotland Yardu, a teraz agent brytyjskiego wywiadu, któremu towarzyszy piękna sekretarka oraz grupa ludzi o różnych specjalnościach. Drugi, zaczynający się nieco wcześniej wątek wiąże się z Caloustem Doubenkianem, miliarderem i zarazem okrutnym zbrodniarzem, który chce wykupić bank Main Chance. Ponieważ właścicielka się nie zgadza, Doubenkian zajmuje chatkę obok jej domu i zaczyna polować na… Tweeda oraz jego ludzi. Nie pytajcie mnie, dlaczego akurat na nich zamiast na rodzinę właścicielki (autor próbuje to tłumaczyć, ale w sposób wyjątkowo nieprzekonujący). A to niejedyna nielogiczność w tej powieści.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w tej książce, to jej przeraźliwa wręcz, naiwna staroświeckość. Jeśli w dwudziestym pierwszym wieku detektyw rozwiązuje zagadkę, po prostu łażąc po pokojach podejrzanych i zadając pytania „Gdzie pan/pani był/była w chwili popełnienia morderstwa?”, to coś jest nie tak. Jeśli w ten sam sposób (to znaczy wyłącznie za pomocą dedukcji i przy wsparciu kilku uzbrojonych ludzi) próbuje się łapać szefa międzynarodowej organizacji przestępczej, to coś jest jeszcze bardziej nie tak. Pojawiają się czasem takie gadżety, jak komórki czy noktowizory, ale to wszystko; technika w tej powieści zatrzymała się w latach 40. czy 50. Autor chyba zdawał sobie sprawę, że coś tu nie gra, bo próbuje się przed czytelnikiem tłumaczyć. Dowiadujemy się, że Tweed oraz jego ludzie nie używają komputerów, ponieważ… boją się młodocianych hakerów (gdyby włamali się do systemu, życie agentów byłoby zagrożone). As wywiadu rozwiązuje więc obie sprawy metodami z czasów króla Ćwieczka, a fakt, że mu się udaje, zawdzięcza chyba wyłącznie temu, że w świecie Forbesa przestępcy są jeszcze głupsi niż detektywi. Kilka przykładów: prawa ręka Doubenkiana ma porwać piękną sekretarkę Tweeda, lecz urzeczony jej urodą oznajmia, iż nie jest w stanie tego zrobić, po czym grzecznie wskazuje niedoszłej ofierze tylne wyjście. Dalej Doubenkian, słusznie zdegustowany poczynaniami swoich ludzi, ściąga z Francji zabójców, którzy – jak to Francuzi mają w zwyczaju – przyjeżdżają uzbrojeni wyłącznie w noże, w wyniku czego Anglicy z bronią palną rozwalają całą grupę w minutę dziesięć. Panie autorze, ja rozumiem, że Anglik może nie lubić Francuzów i uważać ich za kretynów, ale żeby aż tak? Z drugiej strony trzeba też przyznać, że pisarz nie oszczędza i rodaków. Oto na przykład Tweed wie, że została na niego zastawiona pułapka, więc co robi? Ano włazi w nią, pozwala swoim ludziom wykończyć zamachowców (to właśnie ci Francuzi z nożami), a sam grzecznie czeka za drzwiami, aż ten, który ich wynajął, zwieje tylnym wyjściem.
Wróćmy jednak do owej staroświeckości. Książka jest staroświecka nie tylko pod względem technicznym, ale też mentalnym. Przy czym chodzi zarówno o mentalność bohaterów, którzy mówią i zachowują się jak postaci sprzed kilkudziesięciu lat, jak i o mentalność autora, który powrzucał w powieść chyba wszystkie możliwe stare schematy, włącznie z końcowym monologiem superprzestępcy. Brakowało chyba tylko sztucznej brody, ale zamiast niej była sztuczna twarz – ot, widać, że autor zauważył jednak jakiś postęp. Bo poza kilkoma gadżetami „Śmierć w Banku Main Chance” wygląda tak, jakby napisał ją facet, który przez ostatnie pięćdziesiąt lat nie wychodził z domu i któremu się wydaje, że ludzie wciąż noszą pince-nez (ciekawe, ilu młodszych czytelników wie, co to w ogóle jest).
Dialogi… Dialogi to materiał na osobną, długą i bardzo, bardzo negatywną recenzję. „Nikt z was nie wyjdzie z tego zamku żywy. Wasze ciała rozdziobią kruki, które są w tej okolicy bardzo żarłoczne. I nie są wegetarianami”. Oto próbka stylu, w jakim przemawia czarny charakter (w tym momencie ja, nieszczęsny czytelnik, z histerycznym kwikiem spadłam z tapczanu). O postaciach też nic dobrego nie da się powiedzieć. Dzielą się na trzy kategorie. Pierwsza to bohaterowie zbudowani na jednej czy dwóch cechach, które i tak zazwyczaj są czysto deklaratywne, gdyż ludzie w tej książce wydają się do siebie zdumiewająco podobni. Druga to bohaterowie dziwacznie niekonsekwentni – przykładem ów wrażliwy na kobiecą urodę morderca. Trzecią wreszcie kategorię stanowią postaci… których nie ma. Taki jest na przykład Tweed, o którym nie da się nic powiedzieć poza tym, że jest inteligentny (a dla ścisłości tak o nim mówią, bo w powieści tej inteligencji nie widać) oraz ma nerwy jak ze stali i niezależnie od tego, czy je kanapkę, czy też ściga mordercę, wciąż zachowuje tę samą angielską flegmę. Ta ostatnia cecha dotyczy nie tylko Tweeda, ale i wszystkich jego współpracowników. Stąd scena zamachu na życie potrafi płynnie przejść w scenę pogodnej pogawędki obu niedoszłych ofiar. A ponieważ, zdaje się, angielska flegma cechuje także autora, więc oba wydarzenia opisane są dokładnie tym samym stylem, tak samo bez żadnych emocji. Nic dziwnego, że nad książką można zasnąć.
Są i drobniejsze wady, na przykład autor zbyt drobiazgowo opisuje stroje wszystkich bohaterów i, co gorsza, często robi to w połowie jakiejś sceny, tak ni w pięć, ni w dziesięć, jakby nagle przypomniało mu się, że w sumie mógłby jeszcze wspomnieć o tym, jaką bluzkę ma na sobie bohaterka. Są też i pytania bez odpowiedzi. Dlaczego, na litość boską, morderca, zamiast posłużyć się zwyczajnie nożem czy pistoletem, buduje według instrukcji z książki średniowieczne narzędzie tortur, przy pomocy którego następnie zabija? Jest to może i malownicze, ale męczące i głupie, zwłaszcza że co najmniej w przypadku jednej ofiary mordercy powinno zależeć na tym, aby jej śmierć została uznana za naturalną.
„Śmierć w banku Main Chance” nie jest książką pisaną przez nastolatka, tylko przez doświadczonego (ma na koncie kilkadziesiąt powieści!) autora, który musi wiedzieć, że to, co pisze, to potrawa przyrządzona z mocno nieświeżych składników. Wie, a mimo to nie stara się nic z tym zrobić; wręcz przeciwnie, tworzy fabułę byle jak, bez dbałości o logikę czy prawdopodobieństwo, o nastrój czy napięcie. To nie jest książka, w której pisarz starał się, ale mu nie wyszło. To książka, której autor paskudnie zlekceważył czytelnika, licząc, że ten przełknie wszystko. Otóż nie, nie przełknie.
koniec
3 stycznia 2008

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

PRL w kryminale: Człowiek z blizną i milicjant bez munduru
Sebastian Chosiński

26 IV 2024

Szczęsny szybko zaskarbił sobie sympatię czytelników, w efekcie rok po roku Anna Kłodzińska publikowała kolejne powieści, w których rozwiązywał on mniej lub bardziej skomplikowane dochodzenia. W „Srebrzystej śmierci” Białemu Kapitanowi dane jest prowadzić śledztwo w sprawie handlu… białym proszkiem.

więcej »

Studium utraty
Joanna Kapica-Curzytek

25 IV 2024

Powieść czeskiej pisarki „Lata ciszy” to psychologiczny osobisty dramat i zarazem przejmujący portret okresu komunizmu w Czechosłowacji.

więcej »

Szereg niebezpieczeństw i nieprzewidywalnych zdarzeń
Joanna Kapica-Curzytek

21 IV 2024

„Pingwiny cesarskie” jest ciekawym zapisem realizowania naukowej pasji oraz refleksją na temat piękna i różnorodności życia na naszej planecie.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.