„Arcydzieła czarnego kryminału” to zbiór opowiadań mistrzów gatunku – w spisie treści wymienieni są m.in. Raymond Chandler oraz Dashiell Hammett. Całość została podzielona na trzy części: w pierwszej głównymi bohaterami tekstów są prywatni detektywi, w drugiej policjanci, w trzeciej przestępcy. Kto skusi się na taki zbiorek? A może raczej: kto ewentualnie z lektury może być zadowolony?
Anna Kańtoch
Noir, czyli jak pierwowzór z kopią przegrał
[„Arcydzieła czarnego kryminału” - recenzja]
„Arcydzieła czarnego kryminału” to zbiór opowiadań mistrzów gatunku – w spisie treści wymienieni są m.in. Raymond Chandler oraz Dashiell Hammett. Całość została podzielona na trzy części: w pierwszej głównymi bohaterami tekstów są prywatni detektywi, w drugiej policjanci, w trzeciej przestępcy. Kto skusi się na taki zbiorek? A może raczej: kto ewentualnie z lektury może być zadowolony?
‹Arcydzieła czarnego kryminału›
Być może lektura „Arcydzieł…” przypadnie do gustu tym, którzy nie bardzo wiedzą, co to takiego „czarny kryminał” (istnieją tacy ludzie?) – dla nich może to być ciekawy przegląd najbardziej charakterystycznych motywów. Przeczytać zbiór może też ktoś, kto klimaty noir lubi i zna, a teraz chce sięgnąć do korzeni gatunku, dowiedzieć się, jak wyglądały początki tak popularnej konwencji i co – oraz jak – Chandler pisał, zanim wymyślił Marlowe’a. „Arcydzieła…” mają więc pewien walor edukacyjny, lecz gorzej sprawdzają się jako rozrywka.
Mamy tu bowiem wszystko, co się z gatunkiem kojarzy, a więc cynicznych detektywów i twardych gliniarzy, obowiązkowo piękne kobiety, które na zmianę to knują, to znów omdlewają w męskich ramionach, szybką akcję i ogólną brutalność świata, a w tle posępne miasto i podrzędne knajpy albo wręcz przeciwnie – domy skorumpowanych bogaczy czy zagubione gdzieś przy drodze moteliki. Problem w tym, że wszystko to czytaliśmy/widzieliśmy (nie zapominajmy, że noir to też film) już wcześniej i w lepszym wykonaniu. Kogoś, kto zna „Żegnaj, laleczko”, raczej nie zachwyci opowiadanie pt. „Człowiek, który lubił psy”, będące luźnym pierwowzorem powieści i napisane w czasach, gdy zarówno noir, jak i słynny styl Chandlera dopiero raczkowały. I nic nie pomoże tu tłumaczenie, że opowiadanie to oryginał, a powieść to kopia (pozwolę sobie na uproszczenie, bo motywy w jednym i drugim są podobne), skoro kopia jest dojrzalsza i po prostu lepiej napisana. A poza tym – to ją przeczytaliśmy najpierw.
Podobny problem mają pozostałe teksty ze zbioru, napisane we wczesnym okresie rozwoju gatunku, czyli pod koniec lat 20. i w latach 30. Zwroty akcji następują tu z częstotliwością dwóch na stronę, mężczyźni są tak twardzi, że można by nimi łupać orzechy, kobiety uwodzą, a świat jest paskudny, choć ze szczyptą odziedziczonego, zdaje się, jeszcze po XIX wieku sentymentalizmu (w tancbudach prócz wampów spotkać też można sierotki, którymi należy się zaopiekować). Jest w tych opowiadaniach coś z dziecięcej radości odkrywców „wow, to my możemy tak pisać?”… i szczerze mówiąc, niewiele więcej.
Znajdują się też oczywiście w zbiorze historie pochodzące z czasów późniejszych – te często są spokojniejsze i sprawiają wrażenie bardziej dopracowanych, czego dobrym przykładem może być „Śpiewający gołąbek” Rossa Macdonalda z 1953 roku, lecz i one nie mają czytelnikowi do zaoferowania niczego poza standardowym zestawem charakterystycznych dla noir motywów. Podstawowym problemem „Arcydzieł…” wydaje się brak ciekawych fabuł i/lub przewrotnych zakończeń – bodaj tylko Mickey Spillane w „Pani mówi: umrzyj!” pokusił się o to, by zaskoczyć czytelnika pointą. A na to, by nadrobić ów brak np. pogłębionym opisem takiego czy innego środowiska lub skomplikowanymi charakterami bohaterów, nie ma miejsca – teksty są na to zbyt krótkie. I co z tego, że mamy w zbiorze różnorość punktów widzenia (raz bohaterami są stróże prawa, raz złoczyńcy) czy stylów narracji (Elmore Leonard stara się wprowadzać elementy humorystyczne, James M. Cain pisze językiem stylizowanym na prowincjonalną gwarę), skoro i tak każdemu kolejnemu tytułowi towarzyszy przemożne uczucie „rany, ja skądś to znam”. Pół wieku temu sam pomysł „opowiem historię żony, która razem z kochankiem zamordowała męża” czy „opowiem historię cynicznego gliniarza” mógł wystarczyć – dziś, po setkach przeczytanych/obejrzanych wariacji na ten sam temat, trzeba czegoś więcej.
Na koniec zostawiłam sobie dwóch autorów nietypowych, czyli Stephena Kinga oraz Quentina Tarantino. Nietypowych, bo pierwszy jest znany przede wszystkim jako autor horrorów, drugi zaś jako reżyser filmowy. I obaj napisali swoje teksty późno, gdy noir nie tylko początki, ale i złoty okres miał za sobą. Jest to więc, w obu wypadkach rodzaj hołdu: dwa teksty, w których nie ma już radosnego „wow” prekursorów, jest za to świadoma gra ze spuścizną gatunku. King na tle pozostałych autorów wypada dobrze – znanej już w Polsce „Piątej ćwiartce” daleko do najlepszych dokonań Króla, niemniej opowiadanie ma zwartą, przemyślaną i logiczną konstrukcję, niezły pomysł, i, pomimo że akcja pędzi tu z szybkością ekspressu, ładnie zbudowany klimat. Quentin Tarantino… ech, tu wydawcy należy się parę przykrych słów, bowiem „opowiadanie” reżysera to w istocie spisana część „Pulp Fiction”, a dokładniej znana wielbicielom filmu historia człowieka, który zegarek chował w wiadomym miejscu. Pomijam już pytanie, czy ten króciutki (jedna strona druku) fragment broni się jako samodzielna całość (moim zdaniem nieszczególnie), ale na litość boską, przecież to jest nabijanie fanów Tarantino w butelkę. Może dla przyzwoitości wypadałoby choć wycofać nazwisko reżysera z okładki? Gdyby nie ta końcowa wpadka, dałabym 60%, a tak tylko 50%.
„- Nie czytam Chandlera dla opowieści – czytam go dla dowcipów”
To jedno zdanie jest kluczem do całego zbioru opowiadań, autor niniejszej antologii wyłuszczył dość wyczerpująco powody, dla których ludzie lubią czytać pogardliwie nazwane w recenzji „historyjkami” opowiadania drukowane swego czasu w magazynach pulpowych (świadczą o tym także dodruki nakładów antologii sygnowanych jego nazwiskiem), gatunek noir ma dość ściśle określoną konwencję i w tej dziedzinie nie wynajdzie się dynamitu.
Po drugie noir w wydaniu filmowym i książkowym to zupełnie inna para kaloszy, operują diametralnie różnymi środkami wyrazu, moim skromnym zdaniem są słabo porównywalne.
Tak naprawdę w powieściach noir zagadka kryminalna schodzi na drugi plan, to przede wszystkim opisy, dialogi, klimat epoki, slang uliczny, język potoczny itd.
„Mam małe buro z umocowaną na drzwiach tabliczką „Terry Mack, Prywatny Detektyw”;
oznacza to wszystko, co tylko może ci przyjść do głowy. Nie jestem oszustem ani nie jestem tajniakiem; na swój własny sposób gram uczciwie.”
Caroll John Dally
„W dziennym świetle pokój wyglądał okropnie. Chińskie makaty na ścianach, dywan, pretensjonalne lampy, meble z drewna tekowego, dobrana bez gustu feeria barw, totem, flakon z eterem i laudanum – wszystko to w dziennym świetle miało przykry posmak dopiero, co zakończonego przyjęcia.”
Raymond Chandler
Powieści są krótkie, bo miały takie być, nie, dlatego że tak sobie wymyślili autorzy, lecz wydawcy i zdanie „wow, to my możemy tak pisać?... i szczerze mówiąc niewiele więcej
świadczy delikatnie mówiąc o nieznajomości tematu.
Po drugie generalizowanie, że wszystkie papkowe utwory są złe, też nieco mija się rzeczywistością.
„zacząłem czytać, „papkowe” czasopisma, bo były wystarczająco tanie, (10, 20 lub 30 centów) żeby je po lekturze wyrzucić…” Był to okres wielkiej popularności „Czarnej Maski” i nagle uderzyło mnie to, że choć zamieszczane tam kawałki odznaczały się stylem dalekim od wyszukanego, to trafiały się pośród nich i takie, które robiły wrażenie siłą swego wyrazu i pewną pisarską uczciwością.
Raymond Chandler
„Raymond Chandler, biografia” Tom Hiney
“Zaczął używać wąskich kartek żółtego papieru, który wkładał do maszyny w taki sposób, że dłuższa krawędź była równoległa do wałka. Dawało to w rezultacie stroniczki o rozmiarach zbliżonych do kieszonkowego formatu książki ułożonej bokiem, a na każdej z nich mieściło się zaledwie od dwunastu do piętnastu linijek.
Odkrył, że zmuszało go to do wynajdywania na każdej poszczególnej stroniczce jakieś
Szczególnej sztuczki, która ułatwiłaby ciekawy obraz, dobry opis lub jakiś dowcipny zwrot.”
Raymond Chandler
„Raymond Chandler , biografia” Tom Hiney
“Cap uważał, że za mało się przykładam do papki […] używał swego pejcza w przedziwnie delikatny sposób. Potrafił zacząć rozmowę z pisarzem od pochwał pod jego adresem i nagle – nim się delikwent zorientował – już widziałeś jakiegoś Hammetta lub Chandlera z kopiowym ołówkiem gotowym do spełnienia grzecznej prośby szefa: „Gdyby pan zechciał troszeczkę gdzieś skrócić. Wystarczyłoby parę słów”. Tymczasem, rzecz jasna, w mniemaniu autora jego tekst był już całkowicie „odtłuszczony” ze zbędnych słów. Nic już nie było do wycięcia. Każde słowo musiało zachować swoje miejsce”.
Raymond Chandler
„Raymond Chandler, biografia” Tom Hiney
Żeby móc krytykować styl jakiegoś pisarza, należałoby przeczytać kilka jego opowiadań, książek, esejów itd.
Na podstawie jednego opowiadania ciężko wystawić obiektywną ocenę twórczości:
Caroll John Dall, Robert Leslie Bellem, MacKinlay Kantor, W.R. Burnett, David Goodis,
Jim Thompson (jedna powieść w Polsce “Ucieczka gangstera)
James M. Cain (dwie powieści w Polsce)
prawda?.
Proszę się nie obrazić, ale w recenzji widzę brak zrozumienia tematu, ja rozumiem, iż wydawanie czasopisma internetowego „Esencja” to kopanie się z koniem, ale zwykła recenzencka rzetelność wymagałaby troszkę liźnięcia tematu „Pulp Fiction”, a czepianie się fabuły czarnych kryminałów to tak jak by zgłaszać pretensje, że na pustyni jest piasek a nie woda.
Gatunek ten wymaga pewnych stałych elementów, aby nadal mógł być czarnym kryminałem, dotyczy to zarówno filmu jak i literatury.
Książka skierowana jest do PRAWDZIWYCH wielbicieli czarnych kryminałów, a tacy nie zawracają sobie głowy, powtarzalnością klisz fabularnych, dla nich ważne jest, co innego.
Moim skromnym zdaniem zwolennicy wartkiej i sprawnie opowiedzianej oraz czasem zaskakującej fabuły oraz pretendenci do zawodu pisarza również znajdą tu coś dla siebie.
Moja ocena to 70%.
Ps.
Peter Haining (1940 – 2007) – brytyjski dziennikarz i znawca literatury popularnej, wydawca cenionych przez czytelników antologii.
W Polsce wydano tylko kilka jego książek;
Leksykon duchów (1990)
Tygrys tu, tygrys tam (2003)
Dom bez powrotu (2004)
Czarnoksiężnicy z Krainy Osobliwości (2007)
Ale to i tak kropla w oceanie antologii, które można by wydać w języku polskim.
Pełna bibliografia autora:
http://www.fantasticfiction.co.uk/h/peter-haining/
inne antologie kryminalne
The Mammoth Book of Armchair Detectives and Screen Crimes
Anyone for Murder?: And Other Tales of Crime
The Fantastic Pulps
The Art of Mystery and Detective Stories: The Best Illustrations from Over a Century of Crime Fiction
Mystery!: An Illustrated History of Crime and Detective Fiction
Murder On the Menu: A Gourmet Guide to Death
The Armchair Detective: Great Tales of Crime and Detection
The Television Detectives' Omnibus
Great Tales of Crime and Detection
Murder by the Glass
The Television Crimebusters Omnibus
Murder at the Races
Murder on the Railways
Pulp Frictions
The Orion Book of Murder: 100 of the World's Greatest Crime Stories
Laws and Disorders
The Classic Era of Crime Fiction
The Classic Era of the American Pulp Magazine
Piotr