"Artur Rex" jest lekturą dla osób, które chcą poznać, lub sobie przypomnieć, arturiańskie legendy. Momentami jednak - tu słowo ostrzeżenia - mogą znużyć osoby znające te opowieści na pamięć. Elementy komiczne pojawiające się w książce o królu Arturze to zbyt mało by zainteresować czytelnika, który czyta kolejną wersję przygód rycerzy okrągłego stołu, wersję mniej od innych bluźnierczą. Jest w tym podobieństwo do klasycznej rozgrywki szachowej, w której jedynym zaskoczeniem jest niecodzienny kształt figur i pionków.
Zagraj to jeszcze raz, Sam
[Thomas Berger „Artur Rex” - recenzja]
"Artur Rex" jest lekturą dla osób, które chcą poznać, lub sobie przypomnieć, arturiańskie legendy. Momentami jednak - tu słowo ostrzeżenia - mogą znużyć osoby znające te opowieści na pamięć. Elementy komiczne pojawiające się w książce o królu Arturze to zbyt mało by zainteresować czytelnika, który czyta kolejną wersję przygód rycerzy okrągłego stołu, wersję mniej od innych bluźnierczą. Jest w tym podobieństwo do klasycznej rozgrywki szachowej, w której jedynym zaskoczeniem jest niecodzienny kształt figur i pionków.
- Gdzie? - spytał pan Gawain. - Kto tak napisał? Jakiś wymuskany skryba, który nigdy nie trzymał miecza? Jakiś bajarz, który chciałby nas zamknąć w micie?
Fragment ten został zaczerpnięty z "Artura Rexa" Thomasa Bergera i całkiem udanie obrazuje sposób, w jaki autor potraktował materię opowieści. Nie ukrywa, że mamy do czynienia z legendą, odwołuje się do lektur z dzieciństwa, jednocześnie puszczając do nas oko i biorąc całą opowieść w nawias. Nie należy spodziewać się tu zabiegów na miarę Bradley i jej "Mgieł Avalonu", gdzie głos i racja zostały przyznane tradycyjnie negatywnym postaciom cyklu arturiańskiego. Jest to mit upiększony, lecz w gruncie rzeczy podany dosyć zgodnie z obowiązującą tradycją.
Źródło opowieści to piętnastowieczne "Le Morte Darthur", kompilacja i tłumaczenie z francuskiego dokonane przez Sir Thomasa Malory′ego (a nie Mallory′ego jak błędnie podaje notatka na okładce), który sam był zaprzeczeniem cech idealnego rycerza. Członek parlamentu, czyli bardziej polityk niż żołnierz (aczkolwiek zdążył też wziąć udział w końcówce Wojny Stuletniej) spędził blisko dwadzieścia lat w więzieniu. Główne zarzuty, jakie mu stawiano, to próba morderstwa, wymuszenie i gwałt. Najechał również na klasztor, w którego posiadaniu znalazły się zabrane mu włości. Podobne zachowanie było raczej regułą niż wyjątkiem w jego czasach, lecz zabrakło mu protekcji i szczęścia, jakie sprzyjało innym. W więzieniu zaczął pisać o dobrym królu Arturze i szlachetnych rycerzach. "Morte Darthur" zostało wydrukowane w roku 1585, który często przyjmuje się za umowny koniec średniowiecza w Anglii. Warto może wspomnieć tyle, że Caxton - wydawca, który się tego podjął - zrobił to z entuzjazmem, ale też niechlujstwem, nieobcym też dzisiejszym edytorom. Jest to bolączka, jak widać, trapiąca przemysł wydawniczy od początku istnienia.
Trzeba pamiętać, że XV wiek to końcówka średniowiecza, a ukończenie "Morte Darthur" przypadło na Wojnę Dwóch Róż, w której szlacheckie rody z powodzeniem usiłowały się nawzajem wyrżnąć w pień. Czas rycerzy symbolicznie minął, gdy na kilku polach bitewnych tej wojny zadebiutowały pierwsze działa. Dla Malory′ego zatem legenda arturiańska była tym samym co i dla nas - mitem o złotej erze, która trwała, dopóki po świecie jeździli rycerze okrągłego stołu. Wątpię również, by z powagą podchodził do swoich zaleceń moralnych. Thomas Berger także zmierza tym tropem, chwilami decydując się na jawnie satyryczne ujęcie legendy.
Merlin przedstawiony przez autora "Artura Rexa" jest oszustem, który wyłącznie dzięki technice jest w stanie omamić łatwowiernych rycerzy, chwilami pozwalając sobie na monologi świadczące o dwudziestowiecznym wykształceniu. Przypomina w tym Merlyna T. H. White′a z "The Once and Future King", który żyje "wspak", pamiętając przyszłość, zapomniawszy o przeszłości.
Sporo radości może również sprawić przewijający się przez "Artura Rexa" motyw homofobii. Średniowieczna maniery zezwalały rycerzom na wylewne okazywanie uczuć i nazywanie się nawzajem "słodkimi przyjaciółmi" bez ujmy dla męskości, co współczesnym czytelnikom tych tekstów zezwala na pewną dowolność interpretacji i prześmiewcze, zupełnie ahistoryczne odczytania. Stąd też może pojawia się u Bergera motyw Ginewry, która z dużą podejrzliwością i niezrozumieniem traktuje przyjaźń Artura z Lancelotem, by w pewnym momencie stwierdzić wprost, że gdyby jej i pierwszego rycerza nie połączył zakazany romans, to prawdopodobnie obaj mężczyźni zostaliby kochankami.
Podobne tym współczesne odniesienia na naruszają struktury samego mitu i "Artur Rex" jest lekturą dla osób, które chcą poznać, lub sobie przypomnieć, arturiańskie legendy. Momentami jednak - tu słowo ostrzeżenia - mogą znużyć osoby znające te opowieści na pamięć. Elementy komiczne pojawiające się w książce o królu Arturze to zbyt mało by zainteresować czytelnika, który czyta kolejną wersję przygód rycerzy okrągłego stołu, wersję mniej od innych bluźnierczą. Jest w tym podobieństwo do klasycznej rozgrywki szachowej, w której jedynym zaskoczeniem jest niecodzienny kształt figur i pionków. Dla mnie trochę mało, chociaż muszę zastrzec od razu, że Artur Rex jest książką dobrą. Możliwe nawet, że podobałaby mi się do szaleństwa, gdyby nie inne wersje legendy, które przeczytałam wcześniej. A tak po lekturze pozostało mi niekomfortowe uczucie niedosytu.