Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Nie ma jednego postmodernizmu

Esensja.pl
Esensja.pl
Maciej Parowski
« 1 2 3

Maciej Parowski

Nie ma jednego postmodernizmu

– Pytam, bo do autora opowiadania zgłosiło się centrum do walki z sektami z zarzutem, że on propaguje scjentologię.
– Myślałem, że zgłosiła się sekta. To opowiadanie wprowadziło na scenę nową jakość, nie tak bardzo nową, jak u Baranieckiego transfer telepatyczny bioenergii, ale powiedziało coś, czego nie było w naszej fantastyce. Były miasta, rakiety, roboty, policja, potem był cyber. A to było coś innego. Przyznaję, że nawet nie drgnął mi ołówek cenzora w dłoni, że to niby lansuje niebezpieczne transmisje, trzeba to skreślić. Chcę powiedzieć rzecz inną. Przy opowiadaniu Łazarczuka też mi nie drgnął ołówek cenzora, bo ja takiego ołówka nie mam. Po prostu nie kupiłem tego opowiadania.
Zresztą dokładnie pamiętam, w jakich okolicznościach wyjaśniałem czemu nie drukowałem Łazarczuka.
Spytał mnie Piotr Cholewa na Krakonie ’98, czy ja odrzuciłem jakieś opowiadanie z powodów światopoglądowych. Powiedziałem uczciwie, że oczywiście. Nie zgadzałem się z opowiadaniem Łazarczuka. Jest w nim państwo, rzeczywistość, są jakieś istoty, których elementem metabolizmu jest spożywanie własnych dzieci, upraszczam bardzo.
Kosmonautów z Ziemi to brzydzi. I oni się przeciwko temu burzą. Ale finalna filozofia opowiadania jest taka – nie sądźcie, nie wyrokujcie, być może tak musi być. Następuje ustępstwo i ja się z tym ustępstwem nie zgadzam. Ja się chowałem na innej literaturze. Jak Phileas Fogg w 80 dni dookoła świata jechał do Indii i tam zobaczył, że palą kobietę na stosie, żonę zmarłego, to on nie mówi „taki los”, tylko rozpędza tłum i ją ratuje. Oczywiście nie jestem za tym typem interwencji, jaki był opisany u braci Strugackich w „Trudno być bogiem”, natomiast jestem za literaturą, która zna swoją powinność. A literatura nie jest po to, żeby mówiła – mordują dzieci, trudno, tacy są, na tym to polega. Chodziło mi o to, że Łazarczuk wprowadzał na scenę pewien typ międzygwiezdnego tumiwisizmu, pewien typ moralnego indyferentyzmu.
– Ta rasa była tak skonstruowana, że kiedy ich tego oduczono, zostali skazani na wymarcie.
– To opowiadanie wydało mi się pułapką, cichą, zakamuflowaną strukturalnie reklamą draństwa, bierności. Ucieszyłem się, że to opowiadanie ukazało się w „Feniksie” i cieszę się, że nie ukazało się u mnie, ponieważ uważam je za paskudne. W świecie, w którym też zresztą z nieczystych powodów, armie NATO jadą interweniować w Jugosławii, bo ktoś tam kogoś wysiedla i morduje, powiedzenie „trudno, na tym to polega”, albo na przykład że „ulubioną rozrywką Kambodżańczyka jest wpaść w gliniany dół z motyką w tyle głowy, nie nam to rozsądzać…”. Było w tym Łazarczuku coś podobnie wrednego, podłego.
– Ale oni to robią nie dlatego, że lubią tylko dlatego, że muszą.
– ICH nie ma, są wymyśleni jako nosiciele podłej tezy, ukrytej perwersji. Można było skonstruować opowiadanie o tym, że mężczyzna musi zbić kobietę, bo wtedy wydzielają się w jego organizmie pewne enzymy, które pozwalają mu żyć. Jak raz na dzień nie zbije swojej kobiety, nie skopie jej, to nie może żyć. Bo jego organizm jest tak skonstruowany, że potrzebuje silnych podniet. A tu dzikie zwierzęta wymarły, klimat złagodniał, góry się spłaszczyły. Dopiero jak mężczyzna skopie swoją kobietę, to mu się w mózgu wydziela stymulująca substancja i on może dalej żyć.
Dlatego przyjezdni widząc, że on kopie swoją kobietę, mówią „trudno, nam nic do tego”.
– Takie opowiadanie też było. „Potwory” Sheckleya.
– Nie dokładnie takie, ale dziękuje! I to też było opowiadanie wredne i ja to powiedziałem na kolegium, bodaj w 1987: słuchajcie, pomysł, że żony wrzeszczą, żeby je zabić ogonem, że niech nie przyjeżdża z ratunkiem żadna inna cywilizacja… To było opowiadanie, które obrażało kobiety, człowieka i konkretnie mężczyznę.
– Ale ono nie było o ludziach.
– W świecie, w jakim żyjemy opowiadanie, które mówi „cóż nam do tego, gdzież nam do tego”, to nie cenzor we mnie zdjął to opowiadanie. Tylko esteta. I pewnie moralista. Uważam, że możemy, że czasem powinniśmy wybierać między przekazami. Ten przekaz wydał mi się wredny. Niósł perswazję podpowiadającą bierność i tolerancję dla wszystkiego. Obdzierają kogoś ze skóry – jeśli nie mogą inaczej uzyskać spełnienia, cóż… Nie kupiłem tej kulturowej postawy. Śmierdziała mi i była zatruta.
– Pan się ciągle podpina do postmodernizmu.
– Ciągle podpina? Nieładne sformułowanie. Ale powiedzmy, że czasem tak. Estetycznie.
– Sensem postmodernizmu jest relatywizm moralny.
– Nie! Nie ma jednego postmodernizmu! Nie ma jednej definicji postmodernizmu. Ja mówię o postmodernizmie wtedy, kiedy Sapkowski, w opowiadaniu poświęconym facetowi z mieczem na plecach wędrującemu przez bezdroża ni stąd ni zowąd wciska smaczne aluzje do pięciu innych utworów mitologicznych i literackich. To jest dla mnie postmodernizm.
A to, że wszystko jedno czy zjadam czy jestem zjadany, czy gotuję czy jestem gotowany, czy gwałcę czy jestem gwałcony to nie, to dla mnie nie jest postmodernizm. Dla mnie to jest chaos, nihilizm.
Postmodernizm to stan ducha, w którym przeżyte utwory, książki, filmy, koncerty, komiksy, są równie ważne, jeśli nie ważniejsze od doświadczeń życiowych. I te utwory przeżyte, przeczytane, wchodzą do moich utworów, do mojego życia, do mojej duszy.
Postmodernizm jest dla mnie dialogiem, igraniem z naturą i z kulturą. Natomiast to, co się działo u Łazarczuka, u tego Sheckleya, to była sytuacja kabaretowego nieodpowiedzialnego żartu i zarazem filozoficznej agresji. Przeciw człowieczeństwu, przeciw wielkości, prawdzie.
Nie jestem feministą, ale dołączyłbym do feministek protestujących przeciwko opowiadaniu Sheckleya. Było głupie. Pomysł na wizerunek literackiej żony, wszystko jedno czy gada czy człowieka, która chce być zabita przez swojego męża i mówi niech się odpierdoli przybysz, niech się do nas nie wtrąca – jest równie interesujący, jak pomysł na żonę alkoholika, którą on tłucze, i która mówi rozdzielającemu ich mężczyźnie „zostaw mnie, on mnie leje, bo on jest mój mąż, za to go kocham”.
– A gdyby było opowiadanie o żonie pająka, która pożarła swojego męża?
– Ale tam były istoty człekokształtne.
– U Łazarczuka tak, u Sheckleya nie.
– Pominąłeś jeden utwór wielki, gdzie w zbliżonej dziedzinie moja moralność ustąpiła przed estetyką: myślę o wspaniałej noweli i filmie „Ballada o Narayamie” Tam idą starcy na górę zimą umierać, żeby zrobić młodym miejsce, przestrzeń życiową. Ja byłem przerażony wymową tego. Wyobraź sobie, jak bardzo mogą przejąć się tym filmem ludzie w kraju, w którym żyją po trzy rodziny w jednym mieszkaniu. Powiedzą „no to teraz babciu szoruj na dach, bo jest minus piętnaście i będziesz się krótko męczyć”. Ale w tym filmie była okrutna godność, było to przerażające, ale był tam też element zwycięstwa nad sobą. A Łazarczuk zirytował mnie zakamuflowaną, szemraną perswazyjnością. Nie drukuje się wszystkich tekstów poprawnie napisanych. Drukuje się teksty, które człowiekowi ideowo odpowiadają. Nie kupił Grzędowicz „Zabitego”. Nie kupiłem Liedtke, kupił Grzędowicz. On by pewnie „Wampirów z Odrzykońskiej” nie wziął, ja z ochotą. Tak ma być. Na tym polega pluralizm, a nie na tym, że mogę drukować tylko te rzeczy, które mi wskaże Piotr Cholewa. Strasznie mnie niepokoi, kiedy moje uczciwe i szczere odpowiedzi są wykorzystywane przeciwko mnie. Zapytał mnie Piotr, czy zdarzyło się, że nie przyjąłem tekstu z powodu przekonań. Odpowiedziałem najuczciwiej jak umiałem – wszyscy drukują coś, co im jakoś pasuje, chodziło o to, że nie mogły działać względy warsztatowe, bo tam warsztatowych błędów specjalnie nie było.
– A propos doboru tekstów do pisma – dlaczego zrezygnował Pan z robienia kolegiów redakcyjnych w „Nowej Fantastyce"?
– Nie zrezygnowałem. Ostatnio znowu odbyły się kolegia.
Prawda jest taka, że kolegium nie jest rzeczą świętą, do której się modlimy, tylko jest pociągnięciem operacyjnym. Kolegia się odbywały, jak w redakcji było 15 osób. Kiedy pismo robią cztery osoby – dział publicystyki, dział plastyki, dział polski, dział zagraniczny, z których jedna przyjeżdża, co jakiś czas, a inne są bardzo zajęte, to czasem ciężko jest je zebrać. Załatwia się te sprawy telefonicznie.
– A czy to nie jest tak, że pismo, którym rządzą trzy osoby i do którego te trzy osoby sporo piszą, traci kontakt z czytelnikiem?
– Trochę jednak jeździmy po Polsce. Co miesiąc organizuję w Warszawie spotkania na Elektoralnej. Mamy jako jedyni na rynku rubrykę listów, mamy wysoki współczynnik debiutów. Mamy cały czas młodych, nowych autorów we wszystkich działach – i w dziale publicystyki, i grafiki, i w literackim, i w recenzjach, które piszą autorzy z całej Polski, pod pseudonimami i pod nazwiskami.
Rubryka krótkich recenzji powstała w 1990, kiedy się okazało, że na rynku jest nie dwieście książek fantastycznych rocznie tylko tysiąc i Hollanek powiedział „coś musimy z tym zrobić. Panowie, tych książek jest pięć razy więcej”. Oramus w jedną noc – niby nie słuchał Hollanka – pomyślał, że ten stary ma rację, wymyślił rubrykę króciaków, która sprawiła, że jest w piśmie recenzji dwanaście zamiast czterech. I tak powstały króciaki. Pod wpływem rynku… i w wyniku wolności.
Natomiast nieśmiałość z ich podpisywaniem wynika ze zdawkowości. Nie wypada się chwalić krótkim tekstem. W „Feniksie” króciaki jeśli są, też podpisywane są enigmatycznie.
– A czy to nie rodzi niebezpieczeństwa, że będzie jak kiedyś. Jak wtedy, kiedy Inglot książki uwalał na siłę, bo nie musiał się bać, że ktoś się do niego przyczepi, bo był pod pseudonimem?
– Większość tych recenzji nie jest uwalająca. Natomiast twoja inkryminacja intencji Inglota, wydaje mi się uwalająca i naciągana.
– Musimy kończyć, czas nas goni. Dziękuję za rozmowę.
koniec
« 1 2 3
1 marca 2001
W imieniu Esensji z Maciejem Parowskim rozmawiał Janusz A. Urbanowicz.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Tegoż autora

Łomocząc się z sobą i z innymi, trwam
— Maciej Parowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.