Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Mieszko Zagańczyk

Zdjęcie autora pochodzi z serwisu gildia.pl
Zdjęcie autora pochodzi z serwisu gildia.pl
ImięMieszko
NazwiskoZagańczyk

W historii urzekły mnie sekty średniowieczne

Esensja.pl
Esensja.pl
Mieszko Zagańczyk
1 2 »
Z Mieszkiem Zagańczykiem, autorem powieści „Allah 2.0” i „Czarna Ikona” rozmawia Agnieszka Kawula.

Mieszko Zagańczyk

W historii urzekły mnie sekty średniowieczne

Z Mieszkiem Zagańczykiem, autorem powieści „Allah 2.0” i „Czarna Ikona” rozmawia Agnieszka Kawula.

Mieszko Zagańczyk

Zdjęcie autora pochodzi z serwisu gildia.pl
Zdjęcie autora pochodzi z serwisu gildia.pl
ImięMieszko
NazwiskoZagańczyk
Agnieszka Kawula: „Obrzydlistwo! Dłoń JPII? Za ręką trupa się uganiać!” – napisał czytelnik na Wirtualnej Polsce. „Allah 2.0” miał szokować?
Mieszko Zagańczyk: Internauci wypisują różne rzeczy i wątpię, by ten akurat przeczytał „Allaha 2.0”. Ale fakt, chciałem czytelników poruszyć, przewracając do góry nogami dzisiejsze bezpieczne wyobrażenia o świecie. W świecie „Allaha 2.0” to katolicy, a nie islamiści, są terrorystami, a jedynym człowiekiem szczerze wierzącym w Boga jest postać ze świata wirtualnego – sztuczna inteligencja. Jedynym dziedzictwem Jana Pawła II jest Relikwia, która ma większe znaczenie dla kolekcjonerów niż dla wiernych. Konflikt religii nie jest już sporem o wartości, lecz walką o wpływy, terytoria i władzę. Duchowość istnieje tylko w cyberprzestrzeni. Poza nią pozostają tylko enklawy, jak Wolne Miasto Częstochowa, gdzie znaleźli swoją przestrzeń życiową tzw. „Polacy-Katolicy”. Ale to już nie jest duchowość lecz sekciarstwo.
AK: Miałeś jakiś odzew ze strony Kościoła? Może wciągnęli Cię chociaż na listę ksiąg zakazanych?
MZ: Nie, żadnego odzewu, bo kto by sobie zawracał głowę jakąś tam fantastyką (śmiech).
AK: Żebyś się nie zdziwił. Ziemkiewicza umieścili za „Jawnogrzesznicę”, opowiadanie fantastyczne…
MZ: No to w takim razie nic straconego – Kościół to, jak wiemy, instytucja działająca powoli, ale nieuchronnie. Widać też, że powieść nie trafiła w ręce aktywistów, którym wystarczy najmniejszy pretekst, by zorganizować masowe protesty pań w charakterystycznych nakryciach głowy, pod hasłem „obrazy uczuć religijnych”. Mam nadzieję, że jednak nikogo nie obraziłem – bo cała sztuka polega na tym, by pisać dosadnie, ale przy tym nie pluć. Chociaż czasem nawet by się chciało…
AK: Po śmierci papieża nastąpiła „moda na świętość”. Ty też przedstawiłeś podobną wizję. Czyżby ukryty profetyzm?
MZ: Wątek papieski stworzyłem w 1997 roku, patrząc na narastający w Polsce kult JPII. Zastanawiałem się wtedy, co będzie, gdy papież umrze. Nie trzeba było mieć zdolności prorokowania, by przewidzieć, że wzniosła myśl zostanie szybko zapomniana, pozostaną tylko ulice, pomniki i odkrywane po czasie cuda. Dziś takie stwierdzenie wydaje się banałem, ale dziesięć lat temu nikt chyba jeszcze o tym nie myślał. Między innymi dlatego pluję sobie w brodę, że jednak nie dokończyłem „Allaha 2.0” od razu i czekałem z tym aż 6 kolejnych lat. W podobny sposób zdewaluowały się inne pomysły. W pierwszej wersji „Allaha 2.0”, którą dostarczyłem do wydawnictwa, islamska wojna z państwami korporacyjnymi rozpoczęła się od samobójczego ataku za pomocą samolotów pasażerskich. Celem były europejskie stolice. Po 2001 roku taki pomysł zakrawał na marną publicystykę, więc go wyrzuciłem. Ale trzy lata przed, miałby swoją moc.
AK: To czego zabrakło wtedy do dokończenia?
MZ: Tak do końca to sam nie wiem (śmiech). Po prostu zająłem się kilkoma innymi rzeczami, pisanie odłożyłem „na później” i tak, niespodziewanie, minęło kilka lat…
AK: To jak rodził się „Allah 2.0”?
MZ: Napisałem jedną trzecią Allaha, później całe dnie i noce spędzałem poznając od środka kolejne dystrybucje Linuksa, po nim nadszedł czas eksperymentów muzycznych… Niestety, mam tę przypadłość, że łapię się za miliard rzeczy na raz, ale niekoniecznie musi coś z tego wynikać. Dlatego na starość (śmiech) postanowiłem rzucić głupoty w kąt i zająć się jednym, na poważnie. Pisaniem właśnie. Ale też z różnym skutkiem, bo nie zawsze jest na to czas.
To, że „Allah 2.0” powstawał na raty, ma swoje konsekwencje. Dziś napisałbym tę powieść całkowicie inaczej – w wielu miejscach skrócił, uprościł fabułę, za to wyostrzył pewne elementy. Wtedy tekst byłby łatwiejszy w odbiorze i bardziej wyrazisty, na pewno mocniejszy. Dokończyłem „Allaha”, bo uważałem, że był tego wart.
AK: Rzeczywiście, różnymi sprawami się zajmowałeś. Byłeś jednym z redaktorów programu „Moje Logo News”. Był to kolejny etap fascynacji nowinkami technicznymi?
MZ: Po prostu praca. Tu akurat mniej było fascynacji, bo okoliczności, w jakich przyszło mi działać nie pozwalały mi się w pełni realizować. No i poza tym telewizja to jednak nie jest to. Sam w ogóle nie oglądam TV, to dla mnie kompletna strata czasu, więc i praca w TV nie sprawiała mi takiej satysfakcji. Aczkolwiek był moment, kiedy się tam wkręciłem w robienie porządnego programu o grach komputerowych. Zapowiadało się nieźle, nie wyszło, szkoda. Za to teraz zajmuje się tym, co lubię i gdzie mogę lepiej zrealizować swoje pomysły – „w magazynie Mobility”.
AK: W kręgu Twoich zainteresowań są też stare mercedesy.
MZ: Lubię samochody z epoki chromu, która zakończyła się gdzieś w połowie lat 80-tych. Dziś mamy epokę plastiku, samochody wyglądają jak maszynki do golenia i tak też są traktowane przez użytkowników – jako przedmioty do szybkiego zużycia. Lubię stare mercedesy – zwłaszcza te w wersji coupé – a także amerykańskie muscle cars z lat 70. (Ford Mustang czy Pontiac GTO – po prostu marzenie). Beemki również, z tym że te u nas budzą różne skojarzenia, a naprawdę ciekawe modele, jak stara „szóstka” E24 należą do rzadkości. Oczywiście dzisiaj też produkuje się samochody, które zapierają dech w piersi, zwłaszcza te za pół miliona, ale youngtimery mają w sobie to coś, czego brakuje nawet najładniejszym plastikom – magię, bez której nie wyobrażam sobie życia.
Sam jeżdżę mercedesem 280CE z 1984 roku. Gdybym tylko mógł go wyremontować do stanu salonowego, kolekcjonerskiego…
AK: Powiedziałeś, że tworzyłeś też muzykę.
MZ: Jakieś trzy lata żyłem tylko jednym: muzyką, która zawsze była jedną z moich pasji; grałem kiedyś sporo na gitarze, ale jakoś nigdy nic z tego nie wyszło. To, że mogę tworzyć muzykę na domowym pececie, ewentualnie dołączając do tego klawiaturę sterującą lub podobne akcesoria, było dla mnie objawieniem. Jest to po pierwsze zasługa coraz lepszego sprzętu w pecetach oraz oprogramowania, jak chociażby kultowego Reasona, wspomaganego Reaktorem i WaveLabem. Dziś tylko tyle wystarczy, by zrealizować muzykę doskonałą pod względem technicznym i nie potrzeba do tego dużego studia. Niesamowicie mnie to wciągnęło, co zbiegło się z tym, że zacząłem słuchać nowoczesnej elektroniki, odstawiając na bok nudziarskie rzępolenie na gitarkach (śmiech), czyli rocka. Najbardziej pokochałem drum’n’bass i wszelkie gatunki pokrewne: breakbeat, ragga czy 2step. Raz nawet załapałem się do finału pewnego konkurs producenckiego, ale po czasie odkryłem smutną prawdę: jeżeli chcę być w tym naprawdę dobry i na przykład nagrać winyla (bo to ten rodzaj muzy, który później DJ puszcza na imprezach z gramofonu), muszę włożyć w to 100 procent swojego czasu, zaangażowania i pieniędzy. To nie jest tak, że wystarczy wcisnąć guzik i muzyka sama się zrobi w komputerze. To są godziny ćwiczeń, nabywania nowych umiejętności, zarówno muzycznych jak i czysto realizacyjnych. Pozostając przy półśrodkach na zawsze pozostanę w trzeciej lidze. Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie: co naprawdę chcę robić w życiu. Zdecydowałem się jednak na pisanie, co jest chyba trudniejsze, ale bardziej zgodne z tym, co czuję. Gdy podjąłem tę decyzję, wróciłem ponownie do pisania „Allaha 2.0”.
AK: Kiedy zaproponowałam Ci wywiad stwierdziłeś: „Allah 2.0” to już dla mnie przeszłość, za to obecnie skoncentrowany jestem na czymś zupełnie innym. W Fabryce Słów czeka gotowa do druku moja kolejna powieść, „Czarna Ikona”. Ładnie to tak pisać o pierwszej książce?
MZ: Ładnie (śmiech). Z tym że nie jest to kwestia pierwszej książki – wszystko, co piszę, staje się dla mnie przeszłością w chwili, gdy postawię ostatnią kropkę. Wtedy interesuje mnie już tylko i wyłącznie to, czego jeszcze nie napisałem. Oczywiście ta „ostatnia kropka” pojawia się wówczas, gdy już tekst jest wypieszczony i dopracowany. Gdy już czuję, że dałem z siebie wszystko, wyrzucam to z głowy.
AK: W jednym z maili do mnie napisałeś: „od futurologii bliskiego zasięgu zaczęły mnie bardziej interesować średniowieczne herezje, pałacowe intrygi, krucjaty, mroczni mnisi i tym podobne sprawy. I tak wiadomo, że za 60 lat wszyscy będziemy Chińczykami, albo Arabami, więc o czym tu gadać”. – Skąd taki przeskok? Czyżby skusiła Cię moda na historyczne fantasy ?
MZ: Nie śledzę pisarskich mód i nie wiem, co „warto pisać” a czego nie. Po prostu zacząłem w fantastyce szukać innych inspiracji niż 10 lat temu. Kiedy pisałem swoje pierwsze opowiadania, myślałem, że stanę się apostołem cyberpunku (śmiech), darkfuture i tym podobnych gatunków wieszczących upadek ludzkości w stechnicyzowanym świecie. Przy czym właśnie najbardziej pociągał mnie bliski zasięg, który pozwoli uchwycić ciągłość między czasami, w których żyjemy a przyszłością, która dzięki temu staje się bardziej namacalna, bardziej realna – a więc groźniejsza.
Z czasem to się jednak we mnie wypaliło. Do tego stopnia, że na kilka lat rzuciłem pisanie fantastyki, koncentrując się na pracy dziennikarskiej, którą łączyłem z nową fascynacją – światem komputerów, Internetu, nowych technologii. Zamiast snuć historie o tym jak to super-hakerzy z przyszłości buszują w cyberprzestrzeni, wolałem przyjrzeć się, jak to się dzieje naprawdę, dziś.
Oczywiście kwestia tego, czy za 60 lat będziemy Chińczykami czy też Arabami dalej mnie fascynuje, ale też jest to temat narzucający pewne ograniczenia. W kontekście zderzenia kultur potencjalny czytelnik zawsze będzie oczekiwał, nawet podświadomie, że opowiem się po jakiejś stronie – a konkretnie po tej „właściwej”. W „Allahu 2.0” starałem się od tego odejść, nie wartościując, jednak i tak często powieść odczytywana jest w sposób „będzie dżihad i nam kościoły zamienią na meczety”. Stworzyłem postać, która jest ofiarą swoich czasów, która nie ma narodowości ani tradycji, nie wyznaje żadnej religii, żyjąc na pograniczu ścierających się kultur. Strony konfliktu – ta „nasza” i „tamta druga” – są w równym stopniu odpowiedzialne za to, jak wygląda świat „Allaha 2.0”, żadna z nich nie jest „dobra”. Jednak pisząc o temacie budzącym takie emocje jak napór islamu na cywilizację Zachodu, zawsze będę rozumiany jako obrońca określonych wartości. Tworząc wizje najbliższej przyszłości skazuję się na to, że z jednej strony zostanę odczytany przez pryzmat osobistych emocji czytelnika a z drugiej, przy okazji, że narażę się na zarzut powielania schematów.
1 2 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Koledzy od komiksów to już by cię gonili z widłami
Tomasz Kołodziejczak

21 III 2024

O albumie "Historia science fiction", polskiej fantastyce i całej reszcie, z Tomaszem Kołodziejczakiem rozmawia Marcin Osuch

więcej »

Wracać wciąż do domu
Ursula K. Le Guin, Michał Hernes

24 I 2018

Cztery lata temu opublikowaliśmy krótki wywiad z Ursulą K. Le Guin.

więcej »

Jak zrobić „Indianę Jonesa” lepszego od „Poszukiwaczy Zaginionej Arki”?
Menno Meyjes

23 XI 2014

Usłyszałem od Spielberga, że nie powinienem kręcić, dopóki nie poznam emocjonalnego sedna sceny, dopóki nie spojrzę na nią z sercem- mówi Menno Meyjes, scenarzysta „Koloru purpury” i „Imperium słońca”, które wkrótce ponownie wejdą do polskich kin.

więcej »

Polecamy

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie

Stare wspaniałe światy:

Poetycki dinozaur w fantastycznym getcie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza wojna... czasowa
— Andreas „Zoltar” Boegner

Wszyscy jesteśmy „numerem jeden”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Krótka druga wiosna „romansu naukowego”
— Andreas „Zoltar” Boegner

Jak przewidziałem drugą wojnę światową
— Andreas „Zoltar” Boegner

Cyborg, czyli mózg w maszynie
— Andreas „Zoltar” Boegner

Narodziny superbohatera
— Andreas „Zoltar” Boegner

Pierwsza historia przyszłości
— Andreas „Zoltar” Boegner

Zobacz też

Inne recenzje

Między wiarą a cyberpunkiem
— Miłosz Cybowski

Czarnego ci u nas dostatek
— Sebastian Chosiński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.