Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Szumacher
‹Żywi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Szumacher
TytułŻywi
OpisSkończyła archeologię i rozgląda się, gdzie jeszcze może narobić zamieszania. Uwielbia koty (odwiedza je przy każdej okazji u swoich znajomych) i muzykę (najlepiej idzie jej granie na nerwach). W wolnym czasie śpi, tworzy i ogląda dziwne seriale. Debiutowała w „Fahrenheicie” opowiadaniem „Syndrom Kaina”. W przyszłości ma zamiar napisać bestseller, przechwycić stanowisko naczelnego Rolling Stone’a i podbić świat, najlepiej do końca tygodnia, żeby mieć wolny weekend.
Gatunekrealizm magiczny

Żywi

1 2 3 »
Nieoczekiwane zabójstwo młodej kobiety spowodowało, że opadły mi ręce. Choćby dlatego, że nie mogłem nic zrobić. Poza tym patrzenie, jak kogoś mordują, nie najlepiej działa na ludzką psychikę, o ile nie dzieje się to w Kryminalnych Zagadkach lub innym serialu sensacyjnym z obowiązkowym trupem na początku każdego odcinka.

Anna Szumacher

Żywi

Nieoczekiwane zabójstwo młodej kobiety spowodowało, że opadły mi ręce. Choćby dlatego, że nie mogłem nic zrobić. Poza tym patrzenie, jak kogoś mordują, nie najlepiej działa na ludzką psychikę, o ile nie dzieje się to w Kryminalnych Zagadkach lub innym serialu sensacyjnym z obowiązkowym trupem na początku każdego odcinka.

Anna Szumacher
‹Żywi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Szumacher
TytułŻywi
OpisSkończyła archeologię i rozgląda się, gdzie jeszcze może narobić zamieszania. Uwielbia koty (odwiedza je przy każdej okazji u swoich znajomych) i muzykę (najlepiej idzie jej granie na nerwach). W wolnym czasie śpi, tworzy i ogląda dziwne seriale. Debiutowała w „Fahrenheicie” opowiadaniem „Syndrom Kaina”. W przyszłości ma zamiar napisać bestseller, przechwycić stanowisko naczelnego Rolling Stone’a i podbić świat, najlepiej do końca tygodnia, żeby mieć wolny weekend.
Gatunekrealizm magiczny
Ludzie widzący zmarłych nie są niczym niezwykłym. Słychać o nich tak często, istnieje o nich tyle filmów, książek i opowieści, że jestem całkowicie pewien, iż mają założony klub i spotykają się w każdy czwartek przy herbatce, by poopowiadać sobie o swoich ulubionych chodzących trupach.
Pierwszy raz zobaczyłem Żywych, kiedy miałem pięć lat. Działo się to latem. Zauważyłem coś przez boczną szybę samochodu, w drodze do jednego z tych zatłoczonych nadmorskich kurortów. Kurortu jako takiego nie pamiętam, jednak na polu, niedaleko rzeki, zauważyłem dziwnych ludzi. Dlaczego dziwnych? Mój umysł pięciolatka tego akurat nie umiał wytłumaczyć, zdawałem sobie chyba po prostu sprawę, że teraz ludzie się tak nie ubierają.
Musiało minąć jeszcze kilka lat, nim doszedłem do wniosku, że może po prostu oszalałem. Prawdopodobnie dosyć poważnie przyczyniło się do tego dwóch wojów z oszczepami, przechodzących przez półki w sklepie spożywczym. W moim prywatnym rankingu dziwności Żywych zdobyli palmę pierwszeństwa.
Z drugiej strony, dopóki zachowywałem to w tajemnicy i nikt przez to nie cierpiał, nie było problemu. Pod koniec liceum nie wątpiłem już, że widzę przeszłość. Nie bardziej dziwne, niż opowiadanie o UFO, prawda? Mógłbym założyć własną religię, odkąd Latający Potwór Spaghetti przeszedł w tej samej konkurencji.
W gruncie rzeczy mogłem to także wykorzystać i zostać pisarzem. Albo archeologiem.
• • •
Chyba popełniłem błąd – pomyślałem, kiedy o czwartej nad ranem zadzwonił budzik.
Pobudka teoretycznie była o wpół do siódmej, ale w tym czasie musiałem dotrzeć na wykop, zobaczyć co mam do zobaczenia i wrócić, najlepiej tak, by nie spóźnić się na śniadanie. Ominę jeszcze jedno i niechybnie umrę z głodu.
Jęcząc w duchu i narzekając na świat jako taki, wciągnąłem drugą nogawkę spodni i wyczołgałem się z namiotu. Sweter założyłem już w biegu. Dzisiejsze wydarzenie miało rozpocząć się o świcie, a nie mogłem spóźnić się przecież na pogrzeb. Po pierwsze, bo z zasady nieładnie jest spóźniać się na pogrzeby. Jednak ważniejszym powodem był fakt, że ten konkretny odbył się kilkanaście wieków temu.
W tym momencie chciałbym wyprowadzić z błędu wszystkich, którzy uważali, że mając pięć lat odkryłem sposób na życie, wygrałem los na loterii czy odkryłem tajemnicę istnienia wszechświata. Ani też, że nagle, ni z tego, ni z owego zacząłem wszędzie widzieć Żywych, którzy byli moimi wujkami i cioteczkami, stali przy mojej ławce i dyktowali mi poprawne odpowiedzi z niewidzialnych książek trzymanych w niewidzialnych – dla większości ludzi na świecie – dłoniach.
Musiałem przejść przez katorgę szkolnictwa, dramatyczne z mojego punktu widzenia lekcje chemii czy niemieckiego (tak, ten przedmiot nie był moim przyjacielem. Moja nauczycielka zresztą myślała dokładnie to samo. Nienawidziliśmy się we trójkę z całą pasją, na jaką było nas stać – ja, nauczycielka i stojący miedzy nami język), maturę, do której jak wszyscy uczyłem się za mało, a jednak jakimś cudem realizując swój pokręcony plan, wylądowałem na archeologii. Nie widywałem Żywych zbyt często w ciągu swojego życia. Mogę ze spokojem przysiąc, że zdarzało mi się nawet o nich zapominać. Natomiast już na studiach natknąłem się na nich trzy albo cztery razy. Tego czwartego nie jestem pewien, może w lasach na południu nadal czają się śląscy partyzanci.
Muszę jednak przyznać, że miejsca, w których w ostatnim tygodniu przeprowadzaliśmy naukowe badania, polegające na odkopywaniu zgubionej butelki lub przysypiającego kolegi, na którego właśnie osypał się fragment kilkumetrowej hałdy piachu, były odwiedzane przez Żywych częściej. Może akurat łaziliśmy między ich chałupami, choć dzieliła nas przestrzeń kilkuset lat. Zresztą nikomu to specjalnie nie przeszkadzało, my nie widzieliśmy ich (z moim skromnym wyjątkiem), a oni nas.
Skąd wiedziałem o pogrzebie? No cóż, przez ostatnich kilka dni trudno było mi się skupić nawet na machaniu łopatą, bo Żywi włazili mi bez przerwy w paradę. Widziałem, jak szykowali się do tego pogrzebu. Dzięki niebiosom, nie czułem zapachu, a i ze zwłokami łaskawie nie latali po całej wiosce. Zbudowali już stos, pogrzeb musiał się odbyć na dniach. Wywnioskowanie, że będzie to o wschodzie lub zachodzie słońca, wiązało się już z obranym przeze mnie zawodem. Rytuały miały to do siebie, że były symboliczne. Właśnie dlatego były rytuałami.
Usiadłem spokojnie w krzakach, z otwartym notatnikiem. Miałem jedyną szansę, by zobaczyć całą uroczystość i miejsce pochówku, którego bezskutecznie szukaliśmy. Spadli mi po prostu z nieba – za tydzień musieliśmy wyjechać, a chciałem udowodnić, że znam się na tym, co robię. Nawet jeśli nie do końca była to prawda, to w końcu każdy, nawet pies, powinien mieć swój wielki dzień.
Wykop o świcie wydawał się całkiem pusty, jeśli nie liczyć nieco skołowanego szerszenia. Prawdopodobnie zatruł się wczorajszym serem z naszych kanapek – pomyślałem mściwie. No dobrze, człowieku, skup się – zganiłem się w myślach i wlepiłem wzrok w rozkopane cmentarzysko. Musiałem jeszcze trochę poczekać, zanim w końcu coś zaczęło się dziać. W hałdach powoli pojawiły się wizje niewielkich półziemianek, z tyłu, gdzie zwykle jadaliśmy, wyskoczyła nieco gwałtownie dziwaczna słupowa konstrukcja, a przez największy wykop zaczęli spokojnie iść ludzie. Fakt, że część drogi przebyli w powietrzu, jakoś im nie przeszkadzał. To właśnie byli Żywi; wizje ludzi z przeszłości. Czasami dochodziły do tego również chałupy i niewielkie fragmenty otoczenia, w którym żyli. Nikt im nie przeszkadzał i oni nie zwracali na nikogo uwagi; byli jak echo, powracające z mroków historii.
Tak przynajmniej wtedy myślałem.
Zerknąłem na zegarek, kiedy obecnego już w popielnicy nieboszczyka (dziwaczna konstrukcja słupowa właśnie dogasała przy ziemi) zabrali w jego ostatnią drogę. Warto byłoby zajrzeć, czy coś nie zostało w palenisku – pomyślałem od niechcenia. Niewielka grupka z glinianymi kubkami i czymś, co spowodowało, że mój żołądek się obudził, dotarła na wzgórze, które już zaczęliśmy mierzyć. Wtedy jakieś zamieszanie odwróciło moją uwagę od kwestii spożywczych. Coś, co mi umknęło, spowodowało szarpaninę na przedzie. Nagle popielnica upadła z hukiem i nieboszczyk rozwiał się na wietrze. Błysnął brązowy nóż.
Zerwałem się, krzyk uwiązł mi w gardle, kiedy przypomniałem sobie, że jestem bardziej bezsilny niż widz przed telewizorem.
Nieoczekiwane zabójstwo młodej kobiety spowodowało, że opadły mi ręce. Choćby dlatego, że nie mogłem nic zrobić. Poza tym patrzenie, jak kogoś mordują, nie najlepiej działa na ludzką psychikę, o ile nie dzieje się to w Kryminalnych Zagadkach lub innym serialu sensacyjnym z obowiązkowym trupem na początku każdego odcinka. Żywi zniknęli, a ja zupełnie straciłem apetyt.
Rozgoryczony schowałem notes i opuściłem miejsce przestępstwa. Nawet nie wiedziałem, co się wydarzyło. Że też musieli rozwiązywać swoje problemy w tak drastyczny sposób i akurat na pogrzebie, który obserwowałem. Ten dzień zaczął się kiepsko, a nie będzie wcale lepiej, kiedy będę musiał stać na łopacie w czterdziestostopniowym upale. Pomijając ten drobny szczegół, że nie dowiedziałem się, gdzie podziali się Żywi z urną. Zostawili szczątki tam, gdzie upadły, czy pozbierali i poszli dalej?
Moje wiekopomne odkrycie wziął i trafił przysłowiowy szlag.
Przez kolejnych kilka dni nie znaleźliśmy niczego godnego uwagi. Tydzień później wróciliśmy do domu, a ja wkrótce zapomniałem o pogrzebie. Miałem mnóstwo innych spraw na głowie. Tym razem nie okazałem się bohaterem ratującym kulę ziemską przed zagładą. Z ulgą stwierdzam, że takie rzeczy zdarzają się tylko i wyłącznie w amerykańskich filmach.
• • •
Wiązałem z tym spotkaniem wielkie nadzieje. Rysowała się przede mną kolorowa i magiczna przyszłość, której częścią były wielkie zielone oczy. Oczywiście, nie wspominając o całej reszcie. Wybraliśmy się na spacer dalej niż zwykle, tak, żeby na pewno nie spotkać żadnych ludzi. Prawda, ludzi tam nie było, jednak…
Ledwo powstrzymałem się, żeby nie zacząć przeklinać, kiedy prawie wleźliśmy na fragmenty jakiegoś rozbitego germańskiego (naprawdę, czasami po prostu chciałbym tego nie wiedzieć. Masz na sobie zapinkę taką i taką, więc mogę cię spokojnie datować na…) oddziału. Możesz ich po prostu zignorować – zganiłem siebie. – Rozluźnij się i zajmij przyjemniejszą częścią wieczoru.
Uśmiechnąłem się. Uśmiech mi zrzedł chwilę później, kiedy te germańskie paskudy zaczęły mnie swobodnie dopingować. Nie, nie jestem geniuszem, nie znam ich mowy, jednak w niektórych sprawach mężczyźni mogą porozumieć się w każdym języku. Zupełnie, jakby wrzeszczeli wielkimi, podkreślonymi literami. To był koniec romantycznego wieczoru. Kompletnie straciłem ochotę na cokolwiek, może poza napiciem się, kiedy zrozumiałem, że nie tylko ja widzę ich. Z jakiegoś powodu, prawdopodobnie od niedawna, oni zaczęli również widzieć mnie.
– Wiesz, źle się czuję – mruknąłem, ciągnąc zielonooką za rękę. – Wracajmy do miasta.
Za sobą usłyszałem buczenie wielu gardeł. Wcale nie poczułem się przez to lepiej.
• • •
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.