Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Klimkowicz
‹Ex aequo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Klimkowicz
TytułEx aequo
OpisAutor pisze o sobie:
Student psychologii wchodzący w trzecią dekadę życia. Urodzony w Dzień Dziecka, dzieckiem pozostaje do dziś. Uroki samodzielnego prozowania docenił za sprawą ukochanych Horyzontów Wyobraźni. Na razie bez debiutu papierowego, który jednak przy odrobinie szczęścia okaże się bestsellerem.
GatunekSF

Ex aequo

« 1 5 6 7
O ile streszczenie historii mojego życia wzruszyło ją, o tyle słysząc tę rewelację, najzwyczajniej zdębiała. Z jakiegoś powodu uznałem jej wyraz twarzy za niesamowicie zabawny i wybuchnąłem śmiechem. Chyba wyrzuciwszy z siebie to wszystko, pozbyłem się też moich najnowszych zmartwień. Co zresztą były one warte? Mój ojciec zbratał się z moim rywalem, wielka mi rzecz. Czas zademonstrować im obu, że zbyt wcześnie postawili na mnie – o ironio! – krzyżyk. I właśnie przyszedł mi do głowy doskonały pomysł.
– Czekałaś na kontratak, mówisz? – Podniosłem się na nogi. – Doczekałaś się.
• • •
Grupa Pyszałka obradowała w całkowitej tajemnicy i nie pozwalała na podsłuchanie swych ustaleń żadnemu z pozostałych czterech graczy. Ja jednak nie musiałem wiedzieć, który symbol uczynią zwycięskim. W obu możliwych przypadkach numer siódmy miał paść ofiarą swoich własnych metod.
Ostatni gracz oddał swój głos i ekran wyświetlił sytuację na planszy. Wszyscy od razu dostrzegli, że coś było nie tak ze środkowym dolnym polem. Nie znajdowało się na nim ani kółko, ani krzyżyk – zamiast tego widniał tam czerwony minus.
– Ach, wygląda na to, że ktoś wcisnął oba przyciski jednocześnie. – Gospodarz pospieszył z wyjaśnieniami nowego zjawiska. – Proszę tego nie próbować. Jak państwo widzą, na takim polu nie pojawią się oba symbole, jak może miał nadzieję pan Wins.
Zgadza się. To była moja sprawka.
– Zatem to pole nie liczy się? – spytałem.
– Istotnie – odparł. – Nie liczy się ono ani jako kółko, ani jako krzyżyk. Nie anuluje ono także rundy. Tę, jak widzimy, wygrywa kółko.
Pyszałek roześmiał się otwarcie. Musiał sądzić, że posuwam się do desperackich eksperymentów.
Gospodarz przystąpił do liczenia głosów. Wprowadził wyniki do komputera, wyświetlił na ekranie… I wywołał tym samym oburzenie większości graczy.
– Zaraz! – Bokser wskazał palcem. – Co to ma znaczyć?!
– Przecież to niemożliwe! – zaprotestował Cienki.
– Musiał wystąpić jakiś błąd! – Chłopczyca skierowała się bezpośrednio do Gospodarza.
Ten jednak pokręcił głową.
– Nie ma mowy o błędzie – rzekł. – Tak wygląda obecna sytuacja w Grze.
Nie uśmiechałem się. To zrujnowałoby plan. Ale muszę przyznać, że zachowanie powagi przychodziło mi z trudem. Kto bowiem uwierzyłby, że da się zrujnować przeciwnika… obdarowując go punktami?
W poprzedniej rundzie Pyszałek miał punktów dwanaście. Teraz liczba ta wzrosła gwałtownie do piętnastu. On sam wyglądał chyba na najbardziej zaskoczonego. Z pewnością miał jakiś pomysł na wyrównanie ilości punktów z resztą swej drużyny, ale nie przewidział, że stanie się to bez jego udziału.
– To niskie, Cornwall – odezwałem się. – Kupować głosy innych? I najwyraźniej ty też nie poinformowałeś swoich nowych sprzymierzeńców.
Pyszałek spojrzał na mnie srogo.
– Co ty wygadujesz? – warknął.
– Twoi wspólnicy opowiedzieli mi o wszystkim. – Wskazałem stojących za mną Dżentelmena i Młodzika. – Zapomniałeś nakazać im zachowania wszystkiego w tajemnicy.
– Co…?
Dżentelmen pokiwał głową.
– Zgadza się – powiedział. – Cornwall polecił nam zagłosować, używając kart z numerem siódmym. W ten sposób zyskał dodatkowe punkty.
– A w zamian dostaliśmy rozpiskę wygrywających znaków na następne dziesięć rund. – Młodzik zademonstrował kartkę papieru z szeregiem kółek i krzyżyków. – Choć ja sam byłem przekonany, że jego drużyna wie o naszym udziale…
Blef perfekcyjny, nie chwaląc się. A rezultaty były oczywiste.
– Hej, Cornwall, co to znaczy? – Bokser przyskoczył do Pyszałka. – Dodajesz sobie głosy? Tak nie będziemy się bawić, oszuście!
– A tak krytykował Winsa – zauważyła Urocza. – Przyganiał kocioł garnkowi, co? Ty też próbowałeś zataić swoje nieczyste zagrywki!
Pyszałek oburzył się, zrozumiawszy wszystko.
– To oni! – krzyknął, wskazując na nas. – To Wins i dziewczyna głosowali na mnie! Zmówili się z tamtymi, żeby mnie wrobić!
– Miałbym oddać ci swój punkt? – prychnąłem, naśladując jego styl. – Nigdy w życiu!
Właściwie nie kłamałem. Ja i Urocza oddaliśmy wprawdzie głosy na jego konto, ale postawiliśmy na krzyżyk. To Dżentelmen i Młodzik tak hojnie go obdarowali. Teraz także zagrali bezbłędnie.
– Mielibyśmy znów skumać się z Winsem? – Młodzik uniósł brwi. – Po tych jego tajemnicach? Akurat!
– Muszę jednak przyznać – odezwał się Dżentelmen – że jego zatajenia nie przynosiły nam takiej szkody, jak pańskie najnowsze posunięcie, panie Cornwall.
– Zgadza się! – podchwycił Cienki. – Większe szanse mamy z Winsem.
– Pewnie – zgodził się Bokser. – On przynajmniej nie zagarniał dla siebie cudzych punktów.
– Jesteśmy znów z tobą, Wins. – Po raz pierwszy od rozpoczęcia Gry Chłopczyca szczerze się uśmiechnęła.
Przetrwałem z tą paczką trzydzieści rund. Pyszałek oszukał ich w pierwszej.
Nie miał żadnych szans.
• • •
Ja również nie miałbym szans na ponowne zjednoczenie swej drużyny, gdybym nie naprawił swojego poprzedniego błędu. Teraz jednak miałem już doskonały pomysł na pokonanie bariery czterdziestej dziewiątej rundy i podzieliłem się nim z całą ekipą. Żadnych więcej tajemnic.
Pierwotny plan zakładał, że jedna osoba przystąpi do ostatniej rundy z czterema punktami mniej od reszty. Cztery osoby miałyby wtedy zagłosować na zwycięski znak, używając kart z jej numerem. W ten sposób wszyscy skończyliby z jednakową ilością punktów. Nic prostszego.
Sprawy jednak skomplikowały się. Pyszałek za nic nie będzie chciał współpracować, a kto wie, ile głosów uzbiera, strzelając na oślep.
– Pierwszym krokiem będzie wyrównanie ilości naszych głosów – powiedziałem. – Osoby z nadwyżką będą głosować kartami tych, którzy mają głosów najmniej. Różnice są niewielkie, więc to nie potrwa długo. Dalej będziemy kontynuować jak poprzednio. Grupa kółko, grupa krzyżyk i wygrywamy na zmianę. A w ostatniej rundzie wdrożymy nasz wielki plan.
Na szczęście uzyskałem zgodę wszystkich. Moja pozycja lidera była teraz nawet mocniejsza niż przed rozłamem. Wciąż miałem jednak swoje zmartwienia, a głównym był Pyszałek. Wredny, podstępny i irytujący, ale on także powinien wygrać. Tymczasem strzelając, może zrujnować siebie w przypadku porażki albo nas w przypadku nadmiernego powodzenia. Nie mogłem jednak znaleźć sposobu na ustawienie jego strzałów…
• • •
Cóż, w tej materii dopisało mi najwyraźniej szczęście. Przed przystąpieniem do ostatniej, czterdziestej dziewiątej rundy, wszyscy gracze mieli dokładnie tyle samo punktów. Sytuacja była idealna. Teraz wystarczyło wciągnąć Pyszałka do naszego planu, żeby wszyscy zwyciężyli…
Wtedy ujrzałem, jak wręcza on swój głos Gospodarzowi.
Za późno! Oddał już swój głos! Co on najlepszego zrobił?! Teraz nie da rady wygrać! Wszystkie moje plany na wspólne zwycięstwo ex aequo wzięły w łeb, bo ten głupek nie mógł poczekać z oddaniem swojego głosu!
– Nie ukrywam, że okazałeś się godnym przeciwnikiem, Wins – rzekł z determinacją w głosie, podchodząc do mnie. – Jesteśmy sobie równi, a w takich przypadkach decyzję powierzam losowi. To już koniec psychologicznych bitew. Wygra ten, kto będzie miał więcej szczęścia.
To powiedziawszy, oddalił się. Od początku podejrzewałem, że jest tu tylko na zastępstwie – był jedynym męskim graczem bez obrączki na palcu – ale żeby traktować sprawę w ten sposób? Powierzać ją szczęściu? Ha, tu nawet nie było mowy o żadnym szczęściu! Gdy puszczę w ruch mój plan, nie będzie mógł wygrać!
Westchnąłem. Czy naprawdę musi się to tak skończyć?
Zerknąłem na stolik z kartami do głosowania.
Nie musi.
• • •
Wyraz twarzy Cornwalla, gdy na ekranie zaprezentowano zapis ostatniej rundy, mogłem określić jedynie jako niedowierzanie. Zrozumiał, że decydując się pozostawić tę sprawę szczęściu, nie mógł wygrać.
Runda uznawana była za nieważną, gdy zbyt wielu graczy głosowało na kółko lub krzyżyk. Jednak nie było mowy o minusach, których skośny rządek widniał teraz na planszy. Minusy powstałe poprzez wciśnięcie dwu przycisków jednocześnie. Gospodarz po kolei otwierał karty z nakreślonym tym właśnie symbolem i wprowadzał punkty do komputera. Tym razem wyniki aktualizowane były na bieżąco.
Kolejni gracze z mojej grupy zyskiwali po punkcie. Jeden tylko Cornwall nie zagłosował na minus. Sądził, że stawiając krzyżyk lub kółko, miał szanse fifty-fifty.
Bokser – punkt. Dżentelmen – punkt.
– Doskonała Gra, drodzy państwo! – Gospodarz uśmiechał się od ucha do ucha. – Obserwowałem wszystko. Cóż za pokaz inteligencji, charyzmy i sprytu!
Cienki – punkt. Urocza – punkt.
– Aż w końcu znaleźliście również ostateczne rozwiązanie! Sposób na wygraną dla wszystkich! Najważniejszą lukę w zasadach mówiących tylko o „trzech jednakowych znakach”!
Młodzik – punkt. Chłopczyca – punkt.
Od początku wiedziałem, że najbardziej pożądanym rezultatem Gry jest zwycięstwo wszystkich jej uczestników. Musiał istnieć więc sposób na takie rozwiązanie sytuacji – ukryty wśród reguł i zasad tak, aby tylko najlepsi mogli do niego dojść. Cóż, pozostaje mi satysfakcja…
Cornwall – punkt.
• • •
– To już wszystkie oddane przez państwa głosy – oznajmił Gospodarz. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale jego słowa zagubiły się wśród okrzyków graczy.
– Co takiego?! Hejże, a co z Winsem?! – krzyknęła Chłopczyca.
– Protestuję! – wykrzykiwał Dżentelmen. – To granda!
– Punkt dla Winsa! – ryknął Bokser. – Punkt dla Winsa, bo ci gnaty połamię, ty!
Nie przyznałbym tego głośno, ale wzruszyła mnie ich postawa.
– No, no, uspokójcie się – apelowałem. – Dobrowolnie oddałem swój głos Py… to znaczy Cornwallowi. Nie ma gry bez przeciwnika, a on sprawdził się w tej roli znakomicie…
– Oddawaj punkt, draniu! – zawołał Cienki, zwracając się do Cornwalla.
– To nie w porządku. – Ku mojej zgrozie Urocza otwarcie łkała. – To nie w porządku… Nie w porządku…
Podarowałem jej paczkę chusteczek.
– Zgadza się! – przytaknął jej Młodzik. – Taki wynik byłby niemożliwy bez Winsa, a teraz to on jako jedyny przegrywa? To nie fair!
Nawet Cornwall podniósł się w końcu ze swojego krzesła.
– Jeżeli ta Gra ma rzeczywiście sprawdzać charyzmę, inteligencję i pomysłowość – wycedził głośno i wyraźnie – to ogłoszenie Winsa przegranym byłoby największą niesprawiedliwością, z jaką spotkałem się od dawna.
Nie spodziewali się, że stanie w mojej obronie. Chwilową ciszę wykorzystał Gospodarz.
– Proszę państwa o spokój – rzekł. – Nie skończyłem liczyć głosów.
Wszystkich zamurowało.
– Powiedziałem tylko, że to wszystkie głosy oddane przez państwa – uśmiechnął się. – Ale poza faktem, że nie mogę zdobyć żadnego punktu, ja również jestem pełnoprawnym graczem. Z pewnością wspominałem o tym, wyjaśniając zasady.
Co takiego…?
– Powiedziałam mu. – Urocza chichotała teraz, czkając lekko po wybuchu płaczu. – Był wspólnikiem Cornwalla, więc Cornwall pytał go, na jaki symbol głosują osoby o najmniejszej ilości punktów. Ale to ja mówiłam Gospodarzowi, jak ma odpowiadać, żeby przed ostatnią rundą wszyscy mieli tyle samo głosów.
Więc to nie szczęście…
– Victor Wins! – ogłosił Briny.
To ojciec…
– Punkt!
koniec
« 1 5 6 7
12 kwietnia 2012

Komentarze

13 IV 2012   12:31:27

Fajne ilustracje!

14 IV 2012   17:41:43

Naprawdę wciągnęło mnie. :D Przeczytałam z przyjemnością od pierwszego do ostatniego słowa.
Dobrze zarysowana gra psychologiczna, naprawdę. Tworzy napięcie, intryguje.
Konstrukcja gry, obmyślanie strategii, "co nie jest zabronione jest dozwolone" itd. - chyba wszystkie te motywy podobały mi się.

Jakbym miała pomarudzić to trochę nad oklepanym pomysłem "tworzenia ludzi idealnych" na zasadach kompletnie "odhumanizowanych". Ale tylko trochę, bo pomysł jest podbudową do dobrego tekstu.

Naprawdę świetna robota :)

Pozdrawiam,
Ada

10 V 2013   01:36:42

Eworm ;]
"Moje imię i nazwisko tłumaczy się jako „Victor wygrywa”, co najwyraźniej nie umknęło niczyjej uwadze. Cóż, mogłem mieć nadzieję, że zarówno z imieniem, jak i nazwiskiem oznaczającymi zwycięstwo, dopisze mi dziś szczęście." Odważnym jest założenie, że Esensję czyta chociaż jedna osoba, której by to trzeba było tłumaczyć.

Heh, czytając twoje opowiadania czuję się jak w niedzielne świąteczne popołudnie, gdy siadam przed kinem familijnym i oglądam filmy o sprytnych drużynach sportowych, dzielnych zwierzątkach, zwariowanych dzieciakach i letnich figlach. Zawsze wydawało mi się ciekawym, dlaczego zawsze podejmujesz się tematyki rodzinnej. Wydajesz się na to nieco za młody, a jednak ojcostwo, macierzyństwo, dzieci wydają się dla ciebie niezwykle pociągającym tematem. Nigdy nie przelewa się krew, nigdy nie sieje się mrok, zawsze jest tak zabawnie pogodnie i na wszelki wypadek nieskomplikowanie (w sensie braku abstrakcyjności, nie intelektu) żeby opowiadanie nie było nieodpowiednie dla przeciętnego czytelnika Artemisa Fowla. A przy całej tej pogodności, słoneczności i uczciwości twoje teksty nawet nie obrażają inteligencji. Da się, co prawda, czasem przewidzieć rozwiązania, ale najczęściej, właśnie jak autorzy wszystkich kryminałów lub filmów o sporcie zostawiasz sobie jakąś "sprytną" furtkę, tak aby ostatecznie wyjść z twarzą, niczym iluzjonista, nawet jeśli nie oszałamiający niemożliwym, to czarujący wykorzystaniem lekkiego nagięcia reguł. Dodajesz do tego masę przyjacielskiego entuzjazmu, zerwanych więzi i całego tego cudownego, słodziutkiego szczęścia. Coś takiego chcą czytać ludzie. Czasem nawet ja ;/
Prorokuję ci świetlistą przyszłość, nie tylko w życiu prywatnym, ale też jako pisarzowi i to za życia. Po śmierci... Cóż, inna para kaloszy. Nie ma się tym co przejmować teraz. Zdążysz.

31 V 2013   15:52:04

Aaaaarhhhhh nie ma to jak pisać komentarze przed drugą w nocy, ale baboli ;,c.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.