Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Wojciech Klimkowicz
‹Ex aequo›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWojciech Klimkowicz
TytułEx aequo
OpisAutor pisze o sobie:
Student psychologii wchodzący w trzecią dekadę życia. Urodzony w Dzień Dziecka, dzieckiem pozostaje do dziś. Uroki samodzielnego prozowania docenił za sprawą ukochanych Horyzontów Wyobraźni. Na razie bez debiutu papierowego, który jednak przy odrobinie szczęścia okaże się bestsellerem.
GatunekSF

Ex aequo

« 1 4 5 6 7 »
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
Wszyscy spojrzeli na mnie. Nie mrugnąłem nawet, choć zacząłem rozumieć do czego zmierza Pyszałek. A jeśli miałem rację… to oznaczało to spore kłopoty.
– Reguły nie zabraniają czegoś takiego – ciągnął numer siódmy. – Ale po waszych twarzach widzę, że nie mieliście o tym pojęcia. Pytanie brzmi zatem: dlaczego Wins ukrywał ten fakt przed członkami własnej drużyny? Czyż uzyskując pomoc Gospodarza, nie wykorzystywał jej dla dobra ogółu? Dlaczego więc miałby się z tym kryć? Odpowiedź znalazłem w jego kłamstwie wobec was. Wins oznajmił, że metoda, którą stosujecie, ma stuprocentowe szanse na doprowadzenie wszystkich do zwycięstwa. Jednak – i dziwię się, że nikt z was tego nie zauważył – punktowanych rund jest czterdzieści dziewięć, a więc liczba nieparzysta. Grupa kółko lub grupa krzyżyk mogą głosować po równo, ale w ostatniej rundzie tylko jedna z nich dostanie punkty.
Tak, to było wyjątkowo proste. A jednak na twarzach wszystkich swych podopiecznych dostrzegłem zdumienie, niepokój i nerwy. Teraz miałem już pewność, co chce zrobić Pyszałek – przedstawić mnie w jak najgorszym świetle. Jego kolejne słowa były łatwe do przewidzenia.
– Cała ta piękna mowa o wspólnym sukcesie to jeden wielki blef – ogłosił. – Wins od samego początku planował zostawić was w ostatniej rundzie! Chciał zająć pierwsze miejsce, wykorzystując wsparcie Gospodarza, o którym nic byście nie wiedzieli!
– To nieprawda! – zapewniłem gorąco. – Rzeczywiście pominąłem istnienie ostatniej, nieparzystej rundy, ale wcale nie to było powodem! Mam dobry plan…
– Nie istnieje sposób na ominięcie tej przeszkody – przerwał mi Pyszałek. – W czterdziestej dziewiątej rundzie ktoś musi odpaść, robiłeś więc wszystko, żeby nie być tą osobą.
– Chcę wygranej wszystkich! Ex aequo!
– Gdyby tak było, otwarcie powiedziałbyś nam o swoich konszachtach z Gospodarzem! Jeżeli masz jakąś wymówkę, wysłuchajmy jej. Dlaczego milczałeś w tej kwestii?
Wycelował we mnie oskarżycielsko palcem. Zacisnąłem dłonie w pięści i zagryzłem dolną wargę. Spoglądałem na jego triumfujący uśmiech, ale kątem oka widziałem resztę zawodników. W oczach ich wszystkich dostrzegłem nadzieję i oczekiwanie. Na jakiś genialny argument z mojej strony. Na sposób pokonania przeszkody nie do pokonania. Na to, że znów dam Pyszałkowi do wiwatu. Że udowodnię przewagę współpracy nad pogonią za własną korzyścią.
Lecz ja milczałem.
• • •
Pyszałek przekonał do siebie Gospodarza, tym razem nakłaniając go do podpisania najprawdziwszego kontraktu. Teraz Owen Briny był wspólnikiem gracza numer siedem do samego końca Gry. Jednak Pyszałek do tanga potrzebował więcej niż dwojga. Utworzył więc nową drużynę, do której dołączyli Bokser, Chłopczyca i Cienki. Wliczając Gospodarza było to więc pięć osób wspierających się nawzajem. Niemal każde ustawienie graczy na polach mogło dać im szansę wygranej lub unieważnienia rundy. W ten sposób zapewnili sobie zwycięstwo, bo grupa o takiej liczebności mogła zagłosować na ten sam symbol również w ostatniej rundzie.
Ja, Młodzik, Dżentelmen i Urocza zostaliśmy bez żadnego wsparcia. Zapewne oni także wpadli w rozpacz. Nawet współpracując – a szanse były nikłe, bo dzięki Pyszałkowi straciłem całą wiarygodność – jedyne, co moglibyśmy zrobić, to doprowadzać do unieważniania kolejnych rund w oczekiwaniu na korzystne ustawienie pól. Oczywiście w takim przypadku to grupa Pyszałka zadbałaby o anulowanie rundy, więc szanse na zwycięstwo równe były zeru.
Na sali bez żadnego niemal umeblowania ciężko było zniknąć innym z oczu. Kucnąłem więc sobie za podium i tonąłem w beznadziei. Nie jestem, jak sądzę, typem osoby, która łatwo daje się pogrążyć. Ale nawet sam Pyszałek nie miał pojęcia, z jaką siłą naprawdę mnie ugodził. Tu nie chodziło o zranioną dumę albo o obrazę mojego intelektu. Przyczyna tkwiła głębiej…
– Mogę się przysiąść? – zapytała Urocza, po czym zrobiła to, nie czekając na odpowiedź. – Siódmy nieźle namieszał, co? Ale wiesz, czekamy na twój kontratak.
Westchnąłem ciężko i spojrzałem w sufit.
– Nie będzie kontrataku – mruknąłem. – Nie ma szans.
– Szansa jest zawsze – odparła z dezaprobatą. – A ty jesteś fantastyczny w dostrzeganiu szans. Myślisz szybko i dużo, bierzesz wszystko pod uwagę. Pamiętasz co było w korytarzu, gdy czekaliśmy na Gospodarza? Wystarczyło ci jedno „Hej”, żeby napuszony numer siedem pękł jak przekłuty balonik.
– Ty to pociągnęłaś dalej – zauważyłem. – Ale teraz to nie ma znaczenia. Nikt mi już nie zaufa.
Pokręciła głową. Z jakiegoś powodu emanowała entuzjazmem. Akurat teraz, gdy wszystko zostało zrujnowane.
– A ja myślę, że nawet ci z drużyny siódmego tylko czekają, aż dasz im okazję powrotu do ciebie! Walcz, nie poddawaj się tak łatwo.
Łatwo. Zapewne z boku tak to wyglądało. Ale nikt nie wie, co tu się naprawdę dzieje.
Może ktoś powinien się dowiedzieć?
– Tym wszystkim graczom chodzi o pozostanie ze swymi dziećmi – powiedziałem. – Boją się swojej straty, ale myślę, że nie zastanawiają się, jak to wyglądałoby z perspektywy dziecka. Ja wiem. W jednym z tych ośrodków „wychowawczych” spędziłem piętnaście lat.
Urocza najwyraźniej wiedziała, kiedy należy milczeć. Bardzo cenna cecha.
– Piętnaście lat piekła – uzupełniłem. – Z jakiegoś powodu opiekunowie, nauczyciele, wychowawcy zawsze traktowali mnie wyraźnie lepiej niż inne dzieci. Nie znałem powodu, ale nie było to bynajmniej tak przyjemne, jak by się zdawało. Inne dzieci całkiem słusznie postrzegały to jako absolutnie niesprawiedliwe. Winą obciążały rzecz jasna mnie. Codziennie przeżywałem tortury, gdy tylko dorośli odwrócili wzrok. Dzieci niekochane potrafią być okrutne dla osób, które miłość otrzymują.
W miarę jak mówiłem, czułem ciężar opadający mi z serca. Faktycznie nie należy dusić w sobie takich rzeczy.
– Miałem tylko jedną bratnią duszę. Rok młodszą dziewczynkę, jedyną przyjaciółkę. Oczywiście nie mogła bronić mnie przed coraz wymyślniejszymi draństwami wszystkich dzieci w ośrodku, ale sam fakt, że była po mojej stronie, wystarczał mi. Czułem, że dam radę, jak długo będę z nią. Byliśmy dziećmi bez rodziców, sierotami. Każda taka więź była dla nas na wagę złota. Ale w końcu, gdy miałem piętnaście lat, dowiedziałem się, zupełnie przypadkiem, skąd wzięły się moje kłopoty. Przechodziłem obok pokoju wychowawców i usłyszałem, jak pouczają jakąś nową opiekunkę, dlaczego tego a tego, czyli mnie, należy traktować lepiej niż inne dzieci…
Przełknąłem ślinę. Czułem w oczach kłucie powstrzymywanych łez, choć nie wiedziałem, czy były to łzy smutku, czy złości. Głos mi drżał, gdy zacytowałem najbardziej bolesne słowa, które usłyszałem w życiu:
– „Jego ojciec tak naprawdę wygrał Grę. Ale powiedział, że nie chce widzieć syna na oczy”.
• • •
Potrzebowałem dłuższej chwili, żeby móc kontynuować, i byłem wdzięczny Uroczej, że przez ten czas nie odezwała się ani słowem. Opowiedziałem jej więc, jak uciekłem z ośrodka, zabierając ze sobą swoją jedyną przyjaciółkę. Opowiedziałem, jak razem musieliśmy żyć na ulicy, przez długi czas ukrywając się przed wszystkimi wysłanymi na poszukiwania nas. Opowiedziałem, jak pracowaliśmy w wielu miejscach – nielegalnie, ma się rozumieć, byliśmy zbyt młodzi – oraz jak w ciągu wielu lat udało nam się wyjść na prostą.
– Teraz całkiem nieźle nam się wiedzie – przyznałem. – Moim celem zawsze była przede wszystkim jej ochrona oraz znalezienie mojego ojca. Teraz, jak się pewnie domyślasz, jest też ochrona naszej córeczki.
– Córeczki? – zdziwiła się. – Znacie już płeć? Który to miesiąc?
– Szósty.
– Szósty?! – Wytrzeszczyła na mnie oczy. – Tak długo czekałeś z przystąpieniem do Gry?
Skinąłem głową.
– Musiałem. Sprawdzałem wszystkie terminy Gier, których gospodarzem był Briny, ale wszystkie były zajęte.
– Dlaczego akurat… Och, rozumiem! – W jej oczach zalśniło zrozumienie. – Wy się znacie! Dlatego nie chciałeś nam powiedzieć o współpracy, tak? To by wyglądało na oszukaństwo.
Uśmiechnąłem się gorzko.
– Wręcz przeciwnie – odparłem. – Nie znam go nawet z widzenia. I właśnie dlatego chciałem spotkać go podczas Gry. Nie domyśliłaś się jeszcze, że Wins to zmienione nazwisko? Sam je wymyśliłem. Przedtem nazywałem się Victor Briny.
« 1 4 5 6 7 »

Komentarze

13 IV 2012   12:31:27

Fajne ilustracje!

14 IV 2012   17:41:43

Naprawdę wciągnęło mnie. :D Przeczytałam z przyjemnością od pierwszego do ostatniego słowa.
Dobrze zarysowana gra psychologiczna, naprawdę. Tworzy napięcie, intryguje.
Konstrukcja gry, obmyślanie strategii, "co nie jest zabronione jest dozwolone" itd. - chyba wszystkie te motywy podobały mi się.

Jakbym miała pomarudzić to trochę nad oklepanym pomysłem "tworzenia ludzi idealnych" na zasadach kompletnie "odhumanizowanych". Ale tylko trochę, bo pomysł jest podbudową do dobrego tekstu.

Naprawdę świetna robota :)

Pozdrawiam,
Ada

10 V 2013   01:36:42

Eworm ;]
"Moje imię i nazwisko tłumaczy się jako „Victor wygrywa”, co najwyraźniej nie umknęło niczyjej uwadze. Cóż, mogłem mieć nadzieję, że zarówno z imieniem, jak i nazwiskiem oznaczającymi zwycięstwo, dopisze mi dziś szczęście." Odważnym jest założenie, że Esensję czyta chociaż jedna osoba, której by to trzeba było tłumaczyć.

Heh, czytając twoje opowiadania czuję się jak w niedzielne świąteczne popołudnie, gdy siadam przed kinem familijnym i oglądam filmy o sprytnych drużynach sportowych, dzielnych zwierzątkach, zwariowanych dzieciakach i letnich figlach. Zawsze wydawało mi się ciekawym, dlaczego zawsze podejmujesz się tematyki rodzinnej. Wydajesz się na to nieco za młody, a jednak ojcostwo, macierzyństwo, dzieci wydają się dla ciebie niezwykle pociągającym tematem. Nigdy nie przelewa się krew, nigdy nie sieje się mrok, zawsze jest tak zabawnie pogodnie i na wszelki wypadek nieskomplikowanie (w sensie braku abstrakcyjności, nie intelektu) żeby opowiadanie nie było nieodpowiednie dla przeciętnego czytelnika Artemisa Fowla. A przy całej tej pogodności, słoneczności i uczciwości twoje teksty nawet nie obrażają inteligencji. Da się, co prawda, czasem przewidzieć rozwiązania, ale najczęściej, właśnie jak autorzy wszystkich kryminałów lub filmów o sporcie zostawiasz sobie jakąś "sprytną" furtkę, tak aby ostatecznie wyjść z twarzą, niczym iluzjonista, nawet jeśli nie oszałamiający niemożliwym, to czarujący wykorzystaniem lekkiego nagięcia reguł. Dodajesz do tego masę przyjacielskiego entuzjazmu, zerwanych więzi i całego tego cudownego, słodziutkiego szczęścia. Coś takiego chcą czytać ludzie. Czasem nawet ja ;/
Prorokuję ci świetlistą przyszłość, nie tylko w życiu prywatnym, ale też jako pisarzowi i to za życia. Po śmierci... Cóż, inna para kaloszy. Nie ma się tym co przejmować teraz. Zdążysz.

31 V 2013   15:52:04

Aaaaarhhhhh nie ma to jak pisać komentarze przed drugą w nocy, ale baboli ;,c.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.