Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Janusz A. Urbanowicz
‹Prawda was wyzwoli›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJanusz A. Urbanowicz
TytułPrawda was wyzwoli
OpisJanusz Urbanowicz w Sieci funkcjonuje jako Alex. Übergeek. Z wykształcenia fizyk doświadczalny, z poglądów cypherpunk i dyskordianin. Debiutował w Fenixie cyberpunkowym tekstem „Czas życia, czas śmierci”. Pisze mało, po debiucie ukazały się jeszcze „Biografia” (Fenix) i „Poranne słońce” (Framzeta).
GatunekSF

Prawda was wyzwoli

Janusz A. Urbanowicz
1 2 3 5 »
Usłyszeli zimny, stalowy głos Jowity. „Zgłaszam kontynuację procedur alarmowych. Jako chwilowo pełniąca obowiązki dowódcy, wzywam do uaktywnienia swoich uprawnień zgodnie z procedurą ′sygnet′”. Zmartwieli; „sygnet” był regulaminowym oznaczeniem włączenia rozproszonego dowodzenia na wypadek śmierci dowódcy. Po chwili Jowita odezwała się drugi raz. „Dziękuję. Niniejszym przekazuję kody startowe na rzecz grupy uprawnień ′sygnet′. Włączcie spojenia, czeka już na was pakiet informacyjny.” I dodała – już normalnym tonem. „Dzisiaj, cztery godziny temu, nasz dowódca popełnił samobójstwo."

Janusz A. Urbanowicz

Prawda was wyzwoli

Usłyszeli zimny, stalowy głos Jowity. „Zgłaszam kontynuację procedur alarmowych. Jako chwilowo pełniąca obowiązki dowódcy, wzywam do uaktywnienia swoich uprawnień zgodnie z procedurą ′sygnet′”. Zmartwieli; „sygnet” był regulaminowym oznaczeniem włączenia rozproszonego dowodzenia na wypadek śmierci dowódcy. Po chwili Jowita odezwała się drugi raz. „Dziękuję. Niniejszym przekazuję kody startowe na rzecz grupy uprawnień ′sygnet′. Włączcie spojenia, czeka już na was pakiet informacyjny.” I dodała – już normalnym tonem. „Dzisiaj, cztery godziny temu, nasz dowódca popełnił samobójstwo."

Janusz A. Urbanowicz
‹Prawda was wyzwoli›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJanusz A. Urbanowicz
TytułPrawda was wyzwoli
OpisJanusz Urbanowicz w Sieci funkcjonuje jako Alex. Übergeek. Z wykształcenia fizyk doświadczalny, z poglądów cypherpunk i dyskordianin. Debiutował w Fenixie cyberpunkowym tekstem „Czas życia, czas śmierci”. Pisze mało, po debiucie ukazały się jeszcze „Biografia” (Fenix) i „Poranne słońce” (Framzeta).
GatunekSF
Później wydało się dziwne, że Franza nie obudził sygnał alarmu. Obudziły go serwa przesuwające czaszkę Wilhelma na przód lądownika. Charakterystyczny, wysoki pogłos elektrycznych silników wyrwał nawigatora z niespokojnego snu, ze snu, w którym rozmawiał ze sobą samym, ale tym, który pozostał na Ziemi. Głuche szczęknięcie przeciwprzeciążeniowych rygli ostatecznie rozwiało senną marę. Rozespany Franz rozpoznał ten odgłos. To hardware sztucznej inteligencji był blokowany w kokpicie lądownika. Przygotowanie do startu awaryjnego.
Nawigator usiadł na koi, przetarł oczy i położył rękę na złączu u wezgłowia. W polu widzenia rozwinął się systemowy display. Płonący na pierwszym planie sygnał żółtego alarmu przesłaniał kolorowe diagramy stanu statku. Franz potwierdził kontynuację procedury automatycznej: miał teraz chwilę, aby się zebrać. Umył się, z pojemnika pod koją wyciągnął ciężki, szary kombinezon z autonomicznym zasilaniem. Procedura wymagała gotowości do działań we wszystkich możliwych środowiskach. Z żalem za lekkimi bioszczelnymi strojami, jakich do tej pory używali, nawigator zapiął zatrzaski kombinezonu. Sprytny materiał uszczelki zamknął szwy. Na szczęście rękawice i hełm mógł przywiesić do plecaka, procedura wymagała włożenia ich tylko przy groźbie przebicia. Dopiął plastikowe skorupy butów, okręcił się dookoła, podskoczył. Oporządzenie dzwoniło, plecak systemu życia obciążał boleśnie barkowe poduszki. Franz przeszedł do kokpitu, zamknęła się za nim hermetycznie pancerna gródź. Do końca alarmu miał być odcięty od statkowej kuchni, czyli także od porządnej kawy. Syntezator w kabinie nawigacyjnej dobrej kawy zrobić nie umiał.
• • •
Rozsiane po okolicy kamery od tygodnia nie zdołały zrobić dla Aloe dobrych zdjęć lokalnej fauny. Wszystkie trójwymiarowe zdjęcia były poruszone albo nieostre. Kilka większych zwierzaków na początku wyszło dobrze, później żaden, a same płaskie zdjęcia nie wystarczały do dokumentacji ekologicznej. Aloe pytała Maria, co z tym można zrobić. Mario po zdalnym przetestowaniu kamery powiedział, że celowniki się rozkalibrowały i on przez sieć nie jest w stanie tego naprawić. A lecieć do niej nie ma czasu.
W innych pracach przez większość czasu pomagał jej osobak Wilhelma, ale poprzedniego dnia Wilhelm dostał od dowódcy jakąś ważniejszą pracę i odłączył się od swojego chwilowego. Porzucony osobak przypominający surrealistycznie poskręcany szkielet siedział zwinięty w kącie zaimprowizowanego obozu.
Aloe siedząc przed składanym baraczkiem, wodziła nerwowo rysikiem po planszecie graficznej. Próbowała zmusić program graficzny do wyliczenia z płaskich zdjęć trójwymiarowego wyglądu zwierząt. Rekonstrukcję ostatni raz robiła na studiach i teraz szło jej kiepsko, program ciągle mylił wypukłość i wklęsłość. Zostawić tego nie mogła – z braku dobrych zdjęć 3D musiała jakoś dorobić hologramy do dokumentacji.
W jednej chwili otaczający ją las zapłonął żółto – rzuciła się odruchowo do tyłu rozrzucając sprzęt; zamknęła przy tym oczy. Odruch ze szkolenia zaskoczył na widok żółtych liter komunikatu. Odetchnęła z ulgą: to nie pożar, to tylko bodziec alarmowy. Spokojnie już podniosła się i zaczęła zbierać rozsypane przyrządy. Trwałe rzeczy złożyła w schowkach przy śpiworze, oparła dłoń na pojedynczej nodze wycelowanego w niebo przekaźnika. Połączyła się z systemem i zgłosiła wezwanie do ewakuacji. Czekając na pierścieniopter dopinała zamknięcia składającego się baraczku, po czym zdjęła przekaźnik ze stojaka. Procedura zwijania obozowiska włączyła rozpad syntetycznych przedmiotów, rozsypywały się w proch niemal w oczach. Dookoła osobaka oraz pośród rozrzuconych naczyń i sztućców gromadziły się kupki miałkiego pyłu. Podmuch wirnika lądującego pierścieniowca rozdmuchał resztki na nierozpoznawalny, luźny się żużel. Pakunek z barakiem i głowicę przekaźnika Aloe wrzuciła do bagażnika, po czym wcisnęła się do kokonu jednoosobowej kabiny. Pierścieniopter szumiąc wzbił się w niebo. Godzinę później po obozowisku nie było śladu.
• • •
Zebrali się w malutkiej mesie lądownika, prawie cała załoga „dwójki” – Aloe, stacjonarny osobak Wilhelma, ten z twarzą i para planetologów. Franz siedział w kokpicie, pilnował gotowości startowej. Planetologowie pokłóciwszy się dwa dni wcześniej, teraz boczyli się na siebie, zmuszeni rozkładem foteli do siedzenia razem. Inez zarzucała co chwila wybieloną grzywką, dając upust swojej złości, Mario udawał że jej nie zauważa i demonstracyjnie skupiał się na notatkach przeglądanych w zawrotnym tempie na swojej planszecie. Zaznaczał w nich powiązania budując bazę wiedzy do przygotowywanej publikacji. Aloe na swojej planszecie katalogowała i opisywała przerzucone do sieci statku zapisy z badań. Osobak siedział pod ściennym ekranem, ćwicząc koordynację ruchów.
Aloe była zadowolona z faktu, który przy ustalaniu załóg strasznie zirytował Franza: Jowitę, socjotechnika i drugiego ksenobiologa dowódca przydzielił do pierwszej załogi. Wszyscy mężczyźni oprócz Franza nienawidzili Jowity za jej pierwszy antykryzys, jeszcze podczas lotu; przez tydzień przespała się po kolei ze wszystkimi facetami z załogi, a potem przy którymś śniadaniu wygłosiła długą i zjadliwą przemowę na temat ich wad i przywar, łóżkowych i nie tylko. Z jakichś przyczyn pominęła Franza, z którym dalej utrzymywała stosunki – towarzyskie i łóżkowe. Antykryzys zadziałał o tyle, że obydwoje energetycy istotnie przestali żreć się między sobą i zapałali zgodną nienawiścią do Jowity. Skończyło się na regularnej bójce, którą zakończył Dowódca, rażąc ich przez szczepionki impulsami bólowymi. Później razem z Franzem rozdzielili Jowitę i Leslie, a Kiel powstrzymał Marka. Marka uwagi Jowity ubodły widać do żywego – próbował ją udusić. Skończyło się na tygodniu aresztu domowego dla Leslie, dwóch tygodniach dla Marka, on też został ukarany dodatkowym tygodniem izolacji fantomatycznej. Jowita uznała antykryzys za udany. Na szczęście dla spokoju załogi, zaraz po zakończeniu kary Marka skok się skończył, więc nie mieli już czasu na kłótnie. Zajęci byli rozstawianiem i kalibrowaniem bramy, szukaniem astreroidów oraz uruchamianiem na nich automatów budujących stacje zasilania i gigantyczne skrzydła słonecznych baterii. Zabezpieczaniem sobie powrotu do domu.
Ogłoszony przed czterema godzinami alarm ściągnął ich w ekspresowym tempie do lądownika; dalej właściwie nic się nie działo. Siedzieli, czekając, aż dowódca zdejmie blokadę informacyjną; łączność mieli, oprócz wewnętrznej, tylko z orbiterem i automatyką bramy. Z drugiej strony alarm ciągle był żółty, tkwili w zawieszeniu, ani startować, ani coś robić. Franz puszczał ciągle od nowa wszystkie testy układów lądownika, tych, do których miał dostęp. Blokada broni ręcznej dalej obowiązywała. Mario zastanawiał się na głos, co mogło spowodować alarm, próbował wyciągać z Aloe jakieś wieści o pracach drugiej grupy. Aloe wiedziała tyle, co wszyscy z ogólnych biuletynów, że odnaleźli z grubsza humanoidalnych tubylców, nastąpił zainicjowany przez tubylców kontakt, niestety, po obiecującym rozpoczęciu szybko przyszedł impas, tubylcy zerwali kontakty. Jowita pisała swoje notatki dość ogólnikowo. Aloe wciągnęła wszystkie biuletyny na swój pad, zaczęła je przeglądać. W tym momencie usłyszała szczęknięcie wchodzącej komunikacji i, jak wszyscy, odruchowo uniosła głowę. Kilkadziesiąt miesięcy od uzupełnienia szczepionki o wewnętrzny głos nie wykorzeniło odruchów. Usłyszeli zimny, stalowy głos Jowity. „Zgłaszam kontynuację procedur alarmowych. Jako chwilowo pełniąca obowiązki dowódcy, wzywam do uaktywnienia swoich uprawnień zgodnie z procedurą ’sygnet’”. Zmartwieli; „sygnet” był regulaminowym oznaczeniem włączenia rozproszonego dowodzenia na wypadek śmierci dowódcy. Z drugiego lądownika do grupy dowodzenia należeli Franz jako drugi nawigator i Wilhelm. Po chwili Jowita odezwała się drugi raz. „Dziękuję. Niniejszym przekazuję kody startowe na rzecz grupy uprawnień ’sygnet’. Włączcie spojenia, czeka już na was pakiet informacyjny.” I dodała – już normalnym tonem. „Dzisiaj, cztery godziny temu, nasz dowódca popełnił samobójstwo.”
Inez wybuchła urywanym szlochem. Aloe siedziała osłupiała, patrząc nieruchomo przed siebie i czując, jak jej ciało zaczyna dygotać. Poczuła napływające do oczu łzy; zagryzła wargi. Oparta o Maria Inez szlochała coraz głośniej. To ją przebudziło. Aloe wywołała na datapadzie panel kontroli medycznej zespołu i korzystając ze swoich tymczasowych uprawnień sanitariuszki, nakazała szczepionce Inez pobudzić produkcję endorfin. Po kilkunastu sekundach Inez uspokoiła się. Reszta załogi tkwiła nieruchomo na miejscach, niebieskie światełko na czole osobaka zgasło na znak, że nieśmiertelny odłączył sterowanie. Aloe sprawdziła parametry reszty zespołu: byli wzburzeni, ale w normie.
Po chwili syknęła gródź, do mesy wszedł Franz. Włączył duży ścienny ekran, stanął przed nim i odwrócił się do załogi.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.