Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹Komnata szaleństwa›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułKomnata szaleństwa
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do studenta z pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

Komnata szaleństwa

« 1 8 9 10

Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa

Zaczął iść w stronę zamka. Wolf z wahaniem ruszył za nim.
– Co ty wyprawiasz? – syknął. – Te zabezpieczenia mają nas w dupie. Obojętnie, czy wsadzimy tam oryginalne monety, czy fałszywki. Spróbuj, a zginiesz jak ten stary wariat. Adam Kaiser od początku chciał nas pozabijać!
– Możliwe. Ale najbardziej zależało mu na jego bracie.
Wolf przystanął.
– Co takiego?
Andrzej spojrzał mu prosto w oczy.
– Adam Kaiser od początku wiedział, że coś jest nie tak. Nagłe zainteresowanie Komnatą. Pielgrzymki łowców skarbów, które łomotały do jego drzwi. Wszystko to wzbudziło w nim podejrzenia. Kiedy dowiedział się, że ktoś wysyła w jego imieniu listy, pojął, że w grze potajemnie uczestniczy ktoś trzeci: Oni. Dlatego opracował plan: sprezentuje fałszywy klucz jakiemuś naiwniakowi, a potem wykorzysta go do wywabienia przeciwnika z ukrycia. Najwyraźniej nie wiedział, że Fritz przeżył tamtą zimową walkę. Dlatego wpuścił go do domu i przez nieuwagę dał się zabić.
– Ale dlaczego wybrał nas dwóch?
Woźniak wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Może chciał, żebyśmy się spotkali – przecież i tobie, i mnie kazał przyjść na osiemnastą, nie? Może chciał, żebyśmy ubezpieczali go podczas jego konfrontacji z Nimi. A może po unieszkodliwieniu wrogów zaprowadziłby nas do bunkra, powiedziałby nam: „Weźcie monety, które wam dałem, włóżcie jakąś do zamka i zobaczcie sobie Komnatę, a ja tu na was poczekam”, po czym zginęlibyśmy jak Fritz. Bo wbrew temu, co przypuszczał Fritz, nie dostaliśmy oryginalnych monet. – Andrzej w zamyśleniu podrapał się po brodzie. – Tak, to jest najbardziej prawdopodobne. Po konfrontacji nie bylibyśmy już potrzebni, a nasza wiedza o Komnacie byłaby kłopotliwa, więc likwidacja nas to jedyna sensowna opcja. Kaiser ma… to znaczy miał swoich współpracowników. Wybierając mnie, samotnika z Wrocławia, i ciebie, zagraniczniaka zza oceanu, zagwarantował sobie, że w razie czego nikt nie będzie się spieszył, żeby nas znaleźć.
– A ta jego zagadka? – spytał Wolf. – Szaleństwo reprezentowane przez monetę?
Woźniak wzruszył ramionami.
– Może ostatecznie się upewniał, czy rozumiemy, dlaczego stróżuje Komnacie. To już nieważne. Jego ruch został uprzedzony. Fritz przyszedł do niego tuż przed moją wizytą i go zabił. Ale nie zdążył zabrać monet: najpierw zjawiłem się ja, a potem ty.
– A wtedy nie pozostało mu nic innego, jak nas śledzić – dokończył Wolf. – Byliśmy tak zajęci sobą, że nie zauważyliśmy drugiego dna tej sprawy.
– Dokładnie tak.
Wpatrzyli się w zablokowaną kratą przestrzeń: długi i wąski tunel, za którym migotało źródło światła. Cienie pełzały po rurach, kablach i nierównościach betonowych ścian.
– Więc co teraz?
– Zgadnij. – Woźniak wyminął trupa Fritza i wyciągnął z zamka fałszywą monetę. Rzucił ją obok ciała. – Dokładnie to samo, co Kaiser – dodał. Wyjął z kieszeni coś błyszczącego.
Nim jego towarzysz zdołał zareagować, wrzucił monetę do zamka.
Wolf zaklął. Chciał rzucić się do ucieczki, byle szybciej, zanim opadną pręty. Ale nagle poczuł, jak paraliżuje go ból – Andrzej chwycił go za ranne ramię. Rozległa się seria kliknięć, potem seria szczęków, korytarz znów podzielił się na cele. Wolf przygotował się na śmierć od łuków elektrycznych.
Nic takiego nie nastąpiło. Sekundę później krata podniosła się ze zgrzytem, odblokowując przejście do Komnaty.
Wolf z mieszaniną wściekłości i zdziwienia wbił wzrok w towarzysza.
– Jak…
Woźniak wyciągnął z zasobnika swoją monetę.
– Pod koniec wojny mój dziadek walczył w zachodniej części Pomorza – rzekł. – Pewnego dnia zabił Uwe Kohlmanna, oficera SS wysokiej rangi. Znalazł przy nim tę monetę. Widzisz, kiedy ułożyłem tę cholerną układankę, doszedłem do wniosku, że to oryginalny klucz. Kohlmann dostał go w Królewcu od Ottona von Scheinberga, który obdarował monetami wąską grupę współpracowników i nazistów. W przeciwieństwie do Kaisera, Scheinberg nie miał żadnego powodu, żeby rozdawać fałszywki. – Andrzej uśmiechnął się przebiegle. – Jak widać, miałem rację.
– Lekkomyślny idiota… – syknął Wolf. – Nieważne. Wciąż nie rozumiem jednej rzeczy. Kaiser mówił, że poprzednim razem jego agenci zginęli na jednym z pierwszych przystanków. On zginął dopiero tutaj. Dlaczego?
Woźniak zlustrował wzrokiem zamek.
– Najwyraźniej każda z tych zabawek ma inną tolerancję dla odstępstw, jakimi klucze różnią się od określonego wzorca: na przykład masy, która jest równa liczbowo liczbie pi, albo średnicy odpowiadającej liczbie e. Im bliżej komory głównej, tym ta tolerancja jest mniejsza, a odczyt wartości – dokładniejszy. Adam Kaiser o tym wiedział. Falsyfikaty z kopert są dostatecznie dobre, by dotrzeć do tego punktu. Ani kroku dalej, rozumiesz? Wszystko po to, by jego wrogowie umarli u progu swojego nazistowskiego raju. To była wiadomość dla nich. „Nigdy nie wygracie.”
– Nazistowski raj? – zdziwił się Wolf. – O co ci chodzi?
– Milcz i patrz.
Podczas gdy szli korytarzykiem w stronę głównej komory, Andrzej wspomniał tropy prowadzące do rozwiązania ostatniej z zagadek. Scheinberga, jego fascynację Führerem i fakt, że spędzał w jego otoczeniu bardzo dużo czasu. Podobiznę Hitlera na rewersie klucza. Transporty walców-szpul i fakt, że zawierały one dane w postaci taśm perforowanych. Przypomniał sobie słowa Fritza: „Trzecia Rzesza upadła, ale dzięki nam przetrwała jej esencja”. Następnie wsłuchał się w metalicznie brzmiące słowa, które z każdym krokiem nabierały intensywności.
Wiedział, co – a raczej kto – je wypowiada.
Korytarz się skończył. Weszli do wysokiej jak silos hali. Do Komnaty.
Pośrodku pomieszczenia, w połowie jego wysokości, błyskały białoniebieskie pioruny. Przeskakiwały między wyrastającymi ze ścian elektrodami, na przemian zapalając się i gasnąc. Wszędzie wokół ślizgały się cienie. Przemykały po maszynerii, jaka pokrywała ściany. Po milionach metalowych płytek, składających się na moduły mechanicznej pamięci. Po kolumnach przekaźników, zbiegających się pod samym sufitem. Po skupiskach lśniących ramion, bolców i przekładni, poruszających się wśród zgrzytów i terkotania. Po szpulach, których dziesiątki wirowały w niemal wszystkich zakamarkach hali. Po czytnikach i mknących wśród nich taśmach perforowanych.
– Niesamowite – szepnął Wolf. Cała ta katedra poruszających się elementów przywodziła na myśl ul wielkości silosu, gdzie miliony mechanicznych owadów pracują w szaleńczym tempie. Maszyneria wyglądała jak chaos. Geometryczny, uporządkowany chaos pełen błysków światła i sztucznego życia.
Wyładowania elektryczne zwiększyły natężenie, zmieniły kształt. Z postrzępionych linii przerodziły się w łuki, elipsy, spirale. Woźniak zorientował się, że nikt już nie wymawia nazistowskich cytatów. Wiedział, co teraz nastąpi. Przysłonił oczy i spojrzał w górę, na pioruny. Rozpoznał konfigurację, w jaką się ułożyły.
Rozpoznał tę twarz.
– Kto tu jest? – zapytał po niemiecku mechaniczny głos. – Kto śmie budzić Wodza?
Para plam światła – oczu – wbiła w przybyszów niewidzące spojrzenie.
– Kim jesteście?
– To… – zaczął Wolf.
– Zgadza się – przerwał mu Andrzej. – Adolf Hitler. Esencja Trzeciej Rzeszy, symbol szaleństwa drugiej wojny światowej. Adolf Hitler, a raczej jego komputerowa kopia. Szpule zawierały dane wejściowe na temat jego osobowości, zebrane i opracowane przez Scheinberga, a także skompilowane przez niego oprogramowanie. To oprogramowanie pobierało i obrabiało dane z taśm przez dziesiątki lat. Ale opłaciło się. Maszyneria wskrzesiła samego Führera.
Milczał chwilę, po czym dodał:
– Adam Kaiser miał rację. Szaleństwa sumują się i tworzą wektor, który kieruje światem. Ta maszyneria to kolejny typ szaleństwa… a raczej suma kilku typów, suma, która dała życie Trzeciej Rzeszy. Oni muszą być jakimiś jej spadkobiercami, dlatego potrzebują kopii zapasowej jej głównego ideologa. Nie wiem, dlaczego zrobili ruch dopiero teraz – uprzedził pytanie. – Może czekali, aż program Adolfa skończy się kompilować. Może tyle czasu zeszło im na poszukiwania samej Komnaty i odpowiedniego agenta do brudnej roboty. Poza tym pamiętaj, że przez lata gnieździło się tu wojsko. Węszenie pod jego nosem to raczej nie jest dobry pomysł, nie?
Złożoną z piorunów twarz wykrzywił grymas wściekłości. Przerażał tak samo, jak sześćdziesiąt pięć lat temu.
– Kim jesteście?! Mówcie!
Przybysze wymienili spojrzenia.
– Kaiser napisał mi, że mam zostać strażnikiem tego „skarbu” – stwierdził Wolf z dezaprobatą. – No i co my mamy z tym wszystkim zrobić? Sprzedać na pieprzone złomowisko?
– Tylko spróbuj, to ci łeb ukręcę! – syknął Andrzej. – To jest cholernie cenne znalezisko. Nie tylko ze względu na technologię. Nie tylko ze względu na tego wąsatego kretyna. Idę o zakład, że tutaj kryje się jeszcze jedna tajemnica, o której Kaiser nam nie powiedział. Tajemnica tak poważna, że ktoś bardzo chce się do niej dobrać.
– Ktoś, czyli Oni.
– Właśnie. Ale ja im tego bunkra nie oddam. I ty też nie.
Wolf uniósł brew, zaskoczony.
– A to niby czemu? To, że mam polskie korzenie, nie znaczy, że mam tu zamieszkać i robić za następnego strażnika! Przyleciałem tu po konkretny zysk. Po komnatę z bursztynu, a nie ze złomu!
– No cóż. Jeśli nie wystarczy ci sława odkrywcy największej tajemnicy Trzeciej Rzeszy… – Woźniak dostrzegł wyraz twarzy towarzysza. Uśmiechnął się szelmowsko. – Jak tylko się stąd wydostaniemy, dzwonię do Marcina. On już powiadomi odpowiednich ludzi. Przebadamy ten bunkier z góry do dołu. Wydrzemy z niego wszystko, co skrywa. Dzięki takim technologiom jak ta tutaj technika zrobiła skok do przodu.
– A przy okazji pozbędziemy się Onych.
– Aż tak zabolał cię ten postrzał?
Teraz to Wolf uśmiechnął się przebiegle.
– Powiedzmy, że coś mi się przypomniało w związku z nimi. – Wyciągnął rękę. – Sidney Wolf.
– Andrzej Woźniak. – Uścisnął towarzyszowi dłoń. A potem znów wpatrzył się w maszynerię, rozmyślając nad stwierdzeniami Adama Kaisera. Musiał przyznać jedno: że choć wojna Hitlera była okrutna i zła, przyczyniła się do olbrzymiego postępu technologicznego. Pozwoliła rozwinąć skrzydła ludziom pokroju Oppenheimera, von Brauna i Ottona von Scheinberga. Jakkolwiek na to nie patrzeć, właśnie dzięki takim ludziom świat poszedł do przodu.
I do wojny. I do jej szaleństwa.
koniec
« 1 8 9 10
29 września 2012

Komentarze

08 VIII 2014   19:45:12

Indiana Jones w wersji pomorskiej... Świetnie się czyta.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

W stronę źródła wszystkich strachów
— Witold Dworakowski

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.