Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Dorota Pasek
‹Święto Ptaków›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorDorota Pasek
TytułŚwięto Ptaków
OpisAutorka pisze o sobie:
Kilka lat temu miałam przepiękny sen, w którym świat lśnił od złota i krwi, a ludzie przeżywali niezwykle intensywne uczucia. Spróbowałam zapisać wyśnioną historię, ale okazało się, że nie umiem oddać natłoku wrażeń, jakie mi towarzyszyły. Próbowałam i próbowałam, aż wreszcie odłożyłam, by zabrać się za inne historie i nauczyć się pisać. Tamta bohaterka ciągle czeka, bym opowiedziała jej historię. To jest mój pisarski cel. W drodze do niego tworzę mniej lub bardziej udane historie.
Gatunekfantasy

Święto Ptaków

« 1 4 5 6

Dorota Pasek

Święto Ptaków

Powietrze wdarło się w rozchylone usta, tamując oddech, ramiona cięły przestrzeń. Malwina z trudem utrzymała je rozpostarte. Spadała coraz szybciej i coraz bardziej się bała. Powietrze szarpało skórą, czochrało włosy, unosiło warkocz, napierało na piersi i brzuch.
A potem znienacka wleciała w miękki i łagodny nurt, który uniósł ją, otoczył, uwolnił od lęku. Westchnęła z rozkoszą. Wiatr już nie świstał w uszach, nie wdzierał się w usta. Nie leciała głową w dół. Czuła, jakby coś ją podtrzymywało. Pewnie złowiła ją sieć magów, bo przecież latać nie umiała. Poczuła żal, prawie zwinęła się w sobie, gdy z boku zakrzyczał Alik. Otworzyła oczy.
Unosiła się!
Płynęła w przestworzach na szerokich, rozłożystych, połyskujących świetliście skrzydłach. Wyglądały, jakby księżyc osrebrzył je swoim blaskiem. Wypuściła powietrze w niemym zachwycie.
– Alik… – przywołała go.
– Jestem – usłyszała od razu.
Odwróciła głowę w stronę głosu. Czarny smok był całkiem niedaleko, nieco powyżej. Zataczał spokojne kręgi.
– Ja latam?! – zakrzyknęła.
Zaśmiał się tylko w odpowiedzi i skręcił nieco w lewo. Sprawdził, czy podąża za nim, zaszumiał skrzydłami.
Przymknęła oczy i póki co, badała siebie. Czuła sprężystość nowego ciała, jego siłę i energię, potężną moc wypełniającą mięśnie. Magiczne sieci w dole zgasły. Wystraszyła się, że dany jej ułamek czaru zaraz zniknie. Uniosła głowę. Wysoko, wysoko na tle granatowego nieba leciał czarny smok. Poruszyła ramionami i po kilku chwilach płynęła w przestworzach tuż obok.
– Alik? Dokąd? – zapytała.
– Przed siebie – usłyszała wesołą odpowiedź.
Rozłożyła szeroko skrzydła i leciała niesiona wiatrem. Długa, giętka szyja miękko przecinała powietrze, które teraz pieściło nowe ciało. Alik był tuż nad nią. Delikatnie obniżył głowę i musnął ją, oplatając na chwilę szyją. Zwróciła się do niego, okręciła jak wrzeciono. Zawirowali we wspólnym piruecie, zgodnie pracując silnymi, rozłożystymi skrzydłami. Uciekła mu potem, wzbiła się wysoko i zawisła bez ruchu, by po chwili trwania w przestrzeni pomknąć jak strzała w dół. Bawił ją podniebny taniec, zwroty skrzydeł, obroty ciała, wygięcie ogona. Czuła Alika, jego obecność, spokojne towarzyszenie i była z tego zadowolona, radośnie podniecona. Rozłożyła skrzydła i znów poszybowała w jego stronę.
W dole rozbłysło morze srebra.
– Jeziora?! – zakrzyknęła.
Zaskoczyły ją, bo jechało się do nich pół dnia, a oni lecieli może kwadrans. Spojrzała w dół na swoje odbicie i dech jej zaparło. Widziała czarnego Alika, a obok siebie – niemal tak samo potężnego i wielkiego srebrzystego smoka.
– To ja? – zapytała.
Potwierdził, czule muskając skrzydłem. Znowu wpadli w pętlę wzajemnych dotknięć, zwrotów i piruetów. Długo płynęli nad taflą jeziora, niziutko, prawie sięgając wody pazurami. Pomyślała, by wylądować na wyspie, może w wodzie, na płyciźnie przed nią. Skrzydła same się ułożyły, zmniejszyły szybkość, opadły spokojnie. Chwilę pławiła się na przybrzeżnej mieliźnie, chłodząc rozpalone ciało. Wyszła z wody, mokra i nieco oszołomiona doznaniami. Patrzyła, jak Alik ląduje tuż obok. Zanim pomyślała o swoim wstydzie i nagości, stała naprzeciwko i spoglądała mu w oczy.
– Alik, jakie to wspaniałe – szepnęła, wyciągając ramiona.
– Panno Malwino… – Próbował oponować, ale ją objął.
– Takie wspaniałe. – Przytuliła się, potrzebując tej bliskości.
– Panno Malwino… – szepnął znowu. – Ja wiem, rozumiem, znam to uczucie, ale…
– Ale co? – zapytała i podniosła głowę.
– Będzie panna potem żałować.
– Nie będę. Na pewno nie będę. Pan się postara, bym nie żałowała.
Uśmiechnął się, jakby miło połechtany jej słowami. Ten uśmiech Malwina widziała coraz bliżej, coraz bliżej i był bardzo słodki, obezwładniający, odbierający resztki rozsądku i wstydu.
• • •
Karczmarz opowiadał wnukom, że w dzień po Święcie Ptaków dwa razy mało co nie zemdlał. Pierwszy – kiedy nad ranem dwa smoki wylądowały przed jego karczmą. Niejeden raz widywał te bestie, bujające wysoko w przestworzach, ale nigdy żaden nie miał zamiaru lądować na ich uliczce.
Najpierw wylądował srebrzysty, nieudolnie, ciężko, jakby mu mało miejsca było. Za nim dosłownie wcisnął się między dachy i mury drugi. Złożył powoli skrzydła, zawisł na moment, by delikatnie przysiąść na łapach. Oba zakrzyczały po swojemu, splotły na mgnienie oka szyje i zapatrzyły się na karczmarza. Srebrny opuścił łeb, schylił się i czekał. Karczmarzowa pierwsza poczuła, że coś musi być w tym czekaniu, bo wyszła przed męża i do smoka rękę wyciągnęła. Zamruczała bestia przymilnie, pozwoliła się pogłaskać. Ludzie z domów wokół wyłazili, chętni popatrzeć na smoki, siedzące na ich progu. Ten i ów rękę wyciągał, smoka tknął, a potem i pogłaskał, bo miękkie były, skórzaste, cieplutkie. Czarny, większy i zdawać by się mogło, spokojniejszy, pochylił łeb do srebrnego, trącił go i uniósł skrzydła. Ludzie odskoczyli, ale on tylko towarzysza nimi owinął.
Krzyknął karczmarz, zakrzyczeli ludzie na ulicy, bo po chwili smoka nie było, a spomiędzy czarnych skórzastych skrzydeł wystawała ciemna główka Malwinki. I smok, i panna czekali, aż się ludzie choć ciut uspokoją, a kiedy wydało się im, że to już, piękna karczmarzówna odezwała się nieco chrapliwie.
– Matuś, ubranie mi jakieś potrzebne, bo moje na szczycie wieży zostało. I dla niego też. Przecież nie przystoi, by przed tatkiem i ludźmi golizną świecił.
Co się działo potem, wszyscy w mieście wiedzą. Malwinka i Alik do karczmy weszli, z tatkiem, jak przystoi, pogadali, zjedli śniadanie i poszli spać na godzinkę. Koło południa do karczmy weszło kilku gwardzistów, zamówili po kuflu piwa i jedzenia prosili, a najchętniej to tej kiełbasy, co ją panna Malwina w wieży jadła, bo pachniała im jak w domu. Jakiś czas po nich starszawy szlachcic się pojawił, polewki piwnej zażądał i pieczeni jakiej uczciwej. Rozparty siedział, a karczmarzowa poleciała córkę budzić, bo jakoś się jej dziwny wydał ten wysyp gwardzistów. Panna wstała, Alika śpiącego na sianku kazała siostrze wołać i poszła do sali jadalnej. Przywitała się uprzejmie z gośćmi, obsłużyła jak należy, do Alika się uśmiechnęła i zamarła, bo w drzwiach stanął sam następca tronu.
To wtedy karczmarz, jak po latach powiadał, drugi raz omal nie zemdlał. Gwardziści zerwali się z ław, mało co ich nie przewracając, ale Joseph ręką machnął, by siedzieli. Sam zaproszony przez Malwinkę zasiadł za stołem, który szybko zastawiono tym, co tam najlepszego w kuchni było. Goście zwiedzieli się, kto progi karczmy zaszczycił, zlecieli hurmem do sali niby to jeść, a tak naprawdę na syna królewskiego popatrzeć. Nadziwić się nie mogli, że polewkę piwną wcina, kiełbasą zagryza, z Alikiem i karczmarzem rozmawia, całkiem jakby jeden z nich. Nic a nic w nim królewskiego nie było. Zwykły wyrośnięty młokos w wieku do żeniaczki najlepszym.
Pojedli, popili, pogadali, a potem królewicz się podniósł, pięknie podziękował, piękniej jeszcze zapłacił, choć karczmarz grosza nie chciał, bo zaszczyt wielki, jak twierdził, to dla niego i żonki.
– Dziękuję za poczęstunek – powiedział wesoło królewicz. – Niech więc to będzie wiano dla tej panny. Pewnikiem niezadługo wesele wyprawiać będziecie.
Karczmarz głową kiwnął, za mieszek podziękował i dziewczynie w rękę wsunął tak, żeby królewski syn widział. Pokłonili się sobie i jeśli karczmarz dobrze widział, to następca tronu do córuchny jego oczko puścił, ale chyba mu się tylko zwidziało, bo gdzie by taki pan do takiej panny oczka puszczał.
Gwardziści wstali, siedli na konie i ruszyli w drogę powrotną na zamek. Z nimi poleciał Alik, by otrzymać należną za służbę odprawę. Wrócił na drugą pełnię z ojczulkiem swoim i grzecznie poprosił o rękę panny.
Wesele było na pół miasteczka, ludzi i ptaszków różnych się zleciało, gwardzistów smoczych cała fura, aż się panny okoliczne napatrzeć nie mogły i niejedna serce na zawsze straciła. Młodzi osiedli w majątku Alika, z ojcem jego rodzonym ziemię uprawiali, dzieci chowali, karczmę prowadzili dla smoków z królewskich oddziałów.
Aaa, i ku radości obojga latali długo i szczęśliwie.
A Joseph VII?
Ożenił się, ale to już całkiem inna historia.
koniec
« 1 4 5 6
23 lutego 2013

Komentarze

« 1 2
28 II 2013   00:44:07

Nie czytam często takich utworów. Chyba dlatego, że aktualnie niewiele się ich ukazuje. Fajnie Irena to ujęła - "bajka dla dorosłych". Całkowicie się z tym zgadzam. Na samym początku miałem nawet lekkie skojarzenie z "Gwiezdnym Pyłem" Gaimana, ale to głównie ze względu na konwencję, bo sama opowieść jest całkowicie inna. Jedynie źródło jest to samo. A to źródło to sam początek gatunku - legendy, mity, podania, które były dużo wcześniej niż Tolkien czy inni.
Ten utwór jest jak najbardziej oryginalny. Pośród zalewającej nas fantastyki, w której dominuje "brud", o którym wspominał ostatnio Joe Abercrombie na swoim blogu, jest to taka czysta perełka.
Bohaterowie są żywi i wciągnęła mnie ich historia, a jednocześnie nie miałem problemu z oceną ich charakterów i dlatego trochę przywodzi mi to na myśl postaci z literatury z XIX wieku, kiedy jeszcze nie przeszkadzał nam relatywizm.
Trzeba mieć cojones, żeby przeciwstawić się aktualnym trendom.
Poza tym jest przyjemny styl, który powoduje, że płynnie się czyta. Humor jest lekki i niewymuszony. Mnie rozwaliło "Królewicz, nie królewicz, w gębę dostanie tak samo!"
Zarazem jest w tej historii coś ciepłego, co pozostaje w czytelniku.
B.A. POLECA!

01 III 2013   08:46:42

Dziękuję Państwu za przychylność.
Piszę dla własnej przyjemności, więc mogę mieć w nosie obowiązujące trendy. Jak widać wychodzi mi to na dobre.
Pozdrawiam.

06 III 2013   22:38:33

Ojej, rubasznie i radośnie, baśniowo i miłośnie, i jeszcze happy end. Zdecydowanie nie moje klimaty. Mogę pochwalić styl języka dobrze służący historii i lekkość humoru.
"Z piersiami jak melony, talią cieniuśką, że w dwie dłonie opaszesz, i warkoczem jak pięść. Niejeden by chętnie taką wziął i przysposobił."
XD To mnie rozniosło na kawałki.

« 1 2

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.