WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Ryszarda Bańka |
Tytuł | Czysta chemia |
Opis | Autorka pisze o sobie: Urodziłam się w roku 1974, w Lublinie. Pisuję fanfiki oraz głupie wierszyki dla uciechy czytelników różnych forów. A czasami próbuję wydusić z siebie coś poważniejszego… |
Gatunek | fantasy, kryminał |
Czysta chemiaRyszarda BańkaCzysta chemia– Ale nie rozmawiam o nim ze służącym! Z nikim w domu! A może… – pułkownik nagle zbladł. – Mówił pan, że ten środek prawdopodobnie jest przyjmowany z pokarmem? – Pokarmem, napojem… Ma słabo wyczuwalny, ale jednak dość charakterystyczny aromat, więc powinien być podawany z czymś, co tę woń zamaskuje. – Orzeszki! – wrzasnął Brugge. – Orzeszki, psiakrew! Zawsze kupuję je w drodze do pracy, ale parę dni temu miały jakiś dziwny smak, więc zjadłem najwyżej ze dwa. Nie pamiętam, co zrobiłem z resztą… pewnie zabrałem do domu, a Winston… Może oduczy się wreszcie naśladowania moich nawyków! – Czyli celem był pan sam – podsumował Hauke. – I tylko przypadek sprawił… – Winston mało nie umarł – przypomniał Brugge. – Co przyszłoby Pellattiemu z otrucia mnie? – Nic. Ale nie sądzę, by to miał na myśli. To prawdopodobnie kolejny przypadek – Winston musiał być uczulony na któryś ze składników. Są ludzie, którzy nie mogą pić mleka, osobiście znałem takiego, co się udusił po zjedzeniu krewetek… – Otto wzruszył ramionami. – Jedziemy do niego – zadecydował Brugge. – Tym razem nie wywinie się, sukinsyn, aresztuję go! – Obawiam się, że będzie trudno – ostudził go Hauke. – Teoria eksterioru nie jest uznawana przez środowisko naukowe, a fakt, że Charpentier oszalał, nie przysparza jej powagi. Poza tym, jak pan udowodni, że to właśnie Pellatti był podróżnikiem? – Drań wyprze się wszystkiego… – Brugge smętnie pokiwał głową. – Ale to nic, i tak tam pojedziemy. Niech wie, że wiemy. • • • Odźwierny w ambasadzie przywitał ich porozumiewawczym skinieniem głowy – jak większość służby, był człowiekiem Mathilde Nieuwman. Ambasador z powodu choroby nie przyjmował gości, poprosili więc o spotkanie z jego małżonką i czekali teraz w obszernym salonie, aż ta zechce do nich zejść. Pojawiła się wreszcie, szeleszcząc na schodach długą popielatą suknią – i Brugge jak zwykle zamarł na chwilę, olśniony jej urodą. Anna Pellatti była jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie znał – i nic nie przeszkadzało, że właściwie w ogóle nie była w jego typie. Nie lubił wszak ciemnych włosów ani śniadej cery, ani wielkich, czarnych oczu o migdałowym kształcie, ani powolnego, jakby sennego głosu. Wcale. Tym razem piękne oczy pani ambasadorowej były podkrążone i zaczerwienione, a twarz nienaturalnie blada. Widać było, że kobieta walczy ze znużeniem, jakby nie spała całą noc – i Brugge pomyślał, że sprawy w ambasadzie muszą wyglądać gorzej, niż sądzono. – Nie mogą panowie zobaczyć się z moim mężem – przywitała ich chłodno Pellatti. – Sądziłam, że sekretarz wytłumaczył to panom wystarczająco jasno. – Nalegamy – Brugge nie miał zamiaru ustąpić. – Sprawa jest najwyższej wagi i tylko pan ambasador… – Pan ambasador jest chory! – przerwała mu. – Proszę uszanować spokój tego domu, albo… – Nie wezwali państwo lekarza – mruknął pod nosem Hauke. Ciemne oczy kobiety błysnęły wściekle. – Proszę natychmiast wyjść. Dzwonię po służbę – głos Anny Pellatti łamał się, jakby powstrzymywała się od wybuchnięcia płaczem. Po chwili w drzwiach stanął kamerdyner. – Jakob, panowie już wychodzą. Odprowadź ich. Brugge niemal niedostrzegalnie pokręcił głową. Jakob stał nieruchomo, z kamienną twarzą. – Słyszałeś? Słyszałeś? Wyprowadź ich! Albo natychmiast cię zwolnię! – opanowanie opuściło ją całkowicie. – Mają się wynosić! – Nigdzie się nie wynosimy, pani Pellatti – głos Brugge’a był twardy i nieustępliwy. – Musimy zobaczyć się z pani mężem i uzyskać od niego odpowiedzi na kilka pytań. I proszę nie straszyć Jakoba, to nasz człowiek, nie zrobi to na nim wrażenia… – Panowie nie rozumieją… – jęknęła ambasadorowa. – Mój mąż…. On naprawdę… – Ja chyba wiem, co się stało, pani Pellatti – odezwał się cicho Hauke. – To było przedwczoraj wieczorem albo w nocy, prawda? Pan ambasador eksterioryzował się, jak wiele razy wcześniej. Ale teraz coś poszło nie tak – zagubił się, nie może wrócić. Nie ma z nim kontaktu, nie widzi, nie słyszy, nie rusza się… Mam rację? Kobieta spojrzała na niego z przerażeniem w oczach i wybiegła, zanosząc się płaczem. – Dobrze – odetchnął Brugge. – Obawiałem się, że będę musiał ją zakuć. Jakob, zaprowadź nas do pana ambasadora. Kamerdyner zawahał się lekko, lecz w końcu odwrócił się, wskazując obu mężczyznom drogę. Ruszyli korytarzem w stronę prywatnej części rezydencji. Po chwili uchyliły się przed nimi proste, lakierowane na biało drzwi. W sypialni było ciemno i duszno, grube zasłony zostały szczelnie zaciągnięte, światło dawała tylko niewielka lampka z mlecznym kloszem. Pellatti leżał w skłębionej pościeli, nieruchomy, sztywny jak trup. Siedząca przy jego łóżku siwa kobieta w skromnej brązowej sukni zerwała się, próbując bronić dostępu do swego pana, lecz Brugge odsunął ją na bok jednym energicznym ruchem. Podeszli bliżej. Wystarczył jeden rzut oka na bladą, zapadniętą twarz i oczy o martwym, nieobecnym wyrazie, by ich diagnoza zyskała potwierdzenie. Jaźń Pellattiego krążyła gdzieś w przestrzeni, nie mogąc wrócić do ciała. – Skończył jak Charpentier… – wyszeptał ze współczuciem Hauke. Pułkownik natomiast nie współczuł ambasadorowi. Łysy sukinsyn dostał, na co zasłużył. Sprawa skończona. Teraz należy wrócić do biura, napisać raport… na wszelki wypadek nie wspominając w nim jednak o hipotezie Haukego. Ambasadora powaliła tajemnicza, nieznana choroba. Został wyeliminowany z gry. Nie mamy z tym nic wspólnego. Gdy opuścili rezydencję, odetchnął głęboko. Dzień wydał mu się z nagła bardziej słoneczny, kolory wyrazistsze… Obok nich przebiegł ze swym koszem sprzedawca prażonych orzeszków. Pułkownik już sięgnął do kieszeni po drobne, lecz powstrzymał się w pół gestu. Niektórych nawyków naprawdę warto się pozbyć. |
Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.
więcej »Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Klasyka - nadmiar czasownika "być"...