W budynku zbierano listy i przesyłki służbowe dla floty, więc przejmowanie oraz ponowne ekspediowanie pism Nelsona i lady Hamilton nie nastręczało trudności. Barrow niezwłocznie wydał polecenia i dopilnował, aby ich korespondencja spływała do londyńskiego portu, nawet wtedy, kiedy szybciej dotarłaby do adresatów przez Portsmouth, główną bazę floty. Ponadto pokoje miały odrębne wejście.
Listy kochanków
W budynku zbierano listy i przesyłki służbowe dla floty, więc przejmowanie oraz ponowne ekspediowanie pism Nelsona i lady Hamilton nie nastręczało trudności. Barrow niezwłocznie wydał polecenia i dopilnował, aby ich korespondencja spływała do londyńskiego portu, nawet wtedy, kiedy szybciej dotarłaby do adresatów przez Portsmouth, główną bazę floty. Ponadto pokoje miały odrębne wejście.
Antoni Nowakowski
‹Listy kochanków›
WASZ EKSTRAKT: 0,0 % |
---|
Zaloguj, aby ocenić |
---|
|
Autor | Antoni Nowakowski |
Tytuł | Listy kochanków |
Opis | Autor pisze o sobie: prawnik i politolog, piszący opowiadania i nowele, głównie o tematyce fantastycznej. Ceni fantastykę, ale także historyczną literaturę marynistyczną, faworyzując książki Frederica Maryatta i niektóre pozycje napisane przez Cecila Scotta Forestera. Swoje teksty publikował na ogólnodostępnych portalach internetowych. Ulubiona książka – „Rok 1984” George’a Orwellla, opowiadanie – „Kłopoty to moja specjalność” Raymonda Chandlera, a film to „Bez przebaczenia” Clinta Eastwooda. |
Gatunek | historyczna |
„Anglia oczekuje, że każdy człowiek wypełni swój obowiązek” (sygnał do wszystkich okrętów, podniesiony na „Victory” przed rozpoczęciem bitwy obok przylądka Trafalgar)
– Lady Hamilton jest uznaną, szanowaną kochanką admirała Nelsona, a nie żadną tam tancerką, nabierającą ciała modelką czy też zwykłą metresą. – Jarvis wydał z siebie odgłos przypominający końskie parsknięcie. – Na Boga, Barrow, pamiętaj o tym. Wszyscy wiedzą, że Horry ostatnio kupił jej dom w Merton Place. Dał swoje nazwisko niedawno narodzonej córce.
Pierwszy lord Admiralicji, stękając, poprawił się w fotelu.
– Przeklęta podagra. – Syknął z bólu. – Panie Barrow, będę wdzięczny, jeżeli podsunie pan ten wyściełany stołek.
Gruby palec wskazał dość wysoki puf, stojący obok wielkiego biurka z mahoniu.
William Barrow, sekretarz Admiralicji, w milczeniu spełnił prośbę.
– Łaskawie podnieś jeszcze moją lewą nogę i delikatnie ułóż na tym małym katafalku dla stetryczałych łydek dowódcy wielu okrętów liniowych. – Jarvis machnął ręką. – Powiem ci, Barrow, że gdybym wiedział, co mnie czeka na stare lata, nigdy nie zaciągnąłbym się do floty. Łamiąca moje cielsko podagra to wynik ciągłego kontaktu ze słoną wodą. Tylko nie mów, że jest inaczej.
Brwi Barrowa uniosły się nieznacznie. John Jarvis, teraz hrabia i lord St. Vincent, par Anglii, dożywotni członek parlamentu, nie powinien narzekać na swój los. Właściwie, sądził sekretarz, pierwszy lord Admiralicji mógłby się martwić jedynie tym, że nie posiada Orderu Łaźni, tak jak jego dawny podkomendny, wiceadmirał Nelson. Do tej pory Jarvis zresztą nigdy tego nie czynił. Nie roztkliwiał się nad sobą.
W milczeniu spełnił kolejną prośbę człowieka kierującego flotą pływającą po morzach i oceanach całego świata. Jarvis prawie całe życie spędził na okrętach wojennych, częstokroć wpatrując się w paszcze ciężkich armat, wypluwających w salwach burtowych pocisk za pociskiem. Z pokładu rufowego spoglądał na francuskich lub hiszpańskich żołnierzy piechoty morskiej, celujących w jego kierunku. Wykonanie życzenia admirała nie uwłaczało godności Barrowa – wyświadczał po prostu drobną przysługę schorowanemu bohaterowi zmagań ze śmiertelnym wrogiem Anglii.
Sekretarz doszedł do wniosku, że reumatyczne dolegliwości muszą być wyjątkowo silne, jeżeli Jarvis o nich wspomniał. Przez chwilę zastanawiał się, czy warto dzisiaj poruszyć sprawę, męczącą jego umysł od ponad dwóch miesięcy.
Zdecydował, że tak. Sprawa stawała się ważna, bardzo ważna. Barrow wiedział, że nie może dłużej czekać. Zresztą oględnie napomknął już o niej, prześmiewczo wspominając lady Hamilton. Uczynił tak w pełni świadomie. Niezależnie od humoru Jarvisa nadszedł czas, aby Pierwszy Lord Admiralicji poznał prawdę.
Admirał niecierpliwym gestem poprawił starą, przekrzywioną perukę z końskiego włosia. Mimo delikatnych namów za nic nie chciał jej zmienić. Uważał, że i tak uczynił wielkie ustępstwo, godząc się ją nosić. Tego wymagała urzędowa etykieta i lord St. Vincent musiał się jej podporządkować. Lecz teraz zdążył się już przyzwyczaić do nielubianego nakrycia głowy. Za nic w świecie nie chciał go zmienić na bardziej modne. Wszelkie sugestie w tej sprawie zbywał pogardliwym fukaniem.
Niebieskie oczy Jarvisa z uwagą studiowały kolejne pismo, wyjęte z teczki Barrowa – zamówienie na budowę dziesięciu wielkich fregat, wzorowanych na jednostkach francuskich. Lord St. Vincent starannie, bez słowa, podpisał dokument. Sprawę wielokrotnie omawiano i nie budziła wątpliwości.
Anglia tonęła w długach, lecz parlament wyasygnował dodatkowe środki na nowe okręty. Brytyjczycy musieli mieć przewagę na morzu i nawet opozycja nie miała w tej sprawie cienia wątpliwości.
Mowa lorda St. Vincent w Izbie Gmin przeważyła szalę.
– Dopilnuj, Barrow, aby szkutnicy użyli dobrze przesezonowanego i należycie wyschniętego drewna. – Jarvis zmarszczył nos. – Nie chcę, aby kadłuby piły wodę jak gąbki. To długa wojna. Te okręty mogą być potrzebne przez wiele lat.
– Oczywiście, sir. – Barrow uśmiechnął się lekko. – Wydałem już odpowiednie rozkazy.
Pierwszy Lord Admiralicji podpisywał teraz polecenia dla pozostałych komisarzy floty, zajmujących się sprawami szczegółowymi. Nakazywały one odtworzenie zapasów dębiny, odlanie nowych kotwic i dział, zakupienie lin, żagli, okuć, łańcuchów, gwoździ, beczek, płatów blachy miedzianej odpowiedniej grubości. Zlecały zwiększenie produkcji sucharów i solonej wieprzowiny w beczkach, stałego pokarmu załóg królewskiej marynarki wojennej. Przypominały o obowiązku nadzoru nad budową okrętów i baczeniu, czy wszystko jest tak, jak życzy sobie i za co płaci Admiralicja.
Każdy podpis Jarvisa na starannie wykaligrafowanym dokumencie, zatytułowanym ceremonialnie „Niniejszym prosi się Pana i nakazuje”, uruchamiał skomplikowaną maszynerię, obejmującą niemal cały świat. Drwale w dalekiej Finlandii, władztwie rosyjskiego cara, nie przypuszczali nawet, że niebawem znajdą zatrudnienie, a wielowiekowe dęby legną pod ciosami ich toporów. Agenci handlowi, posługując się szablonami, sprawdzą, czy grube konary mają właściwe kształty i nadają się na krzywulce, niezbędne przy formowaniu wręg i podłużników kadłubów. Polecą je obciąć i starannie zabezpieczyć. Na zachętę sypną nieco grosza, i tak wliczonego w cenę nowej fregaty.
Jarvis wiedział, że ambasador Anglii w Sankt Petersburgu uczyni wszystko, co możliwe, aby odrębne kontrakty zostały szybko zawarte. Wiele sztuk złota przejdzie przy tym z rąk do rąk, lecz konwoje drewnowców przewiozą w przyszłym roku wielkie, grube pnie do Portsmouth.
Dokument za dokumentem, każdy sporządzony w dwóch egzemplarzach, w milczeniu wędrował do teczki Barrowa.
Admirał przed podpisaniem kreślił na jednym z nich ceremonialny zwrot „Pański posłuszny sługa”. Skryba Admiralicji starannie wykaligrafował na każdym piśmie pełne brzmienie urzędu, piastowanego przez zwycięzcę bitwy obok przylądka Saint Vincent. Papiery bez tego dopisku stawały się kopiami, odkładanymi przez Barrowa na bok.
W końcu sekretarz opróżnił teczkę. Jarvis westchnął z ulgą. Pozostawał do załatwienie drugi zestaw, wyglądający znacznie skromniej.
– Sir, nie powiedziałem, że lady Hamilton jest zwykłą kochanicą admirała Nelsona. – Barrow posypał miałkim, suchym piaskiem ostatni dokument podpisany przez pierwszego lorda Admiralicji. – Nadmieniłem tylko, że nasza nadzieja, bożyszcze Anglii i najlepszy dowódca morski nadal traktuje ją niezwykle czule, troskliwie, jak niedawno poznaną czarującą kochankę, pomimo tego, że nieco przytyła. Zostałem źle zrozumiany, milordzie. Nadmienię jeszcze, że przed chwilą słyszałem mowę w jej obronie, wygłoszoną przez człowieka znakomicie znającego Nelsona.
Sekretarz uśmiechnął się w duchu. Krytyczne, rzucone mimochodem słowa o długoletniej przyjaciółce Nelsona odniosły spodziewany skutek. Uczynił pierwszy krok w przedstawieniu skrywanej do dzisiaj sprawy. Uznał, że należy kontynuować.
– Lady Emma Hamilton jest dla niego wszystkim – ciągnął, delikatnie zdmuchując piasek na podłogę. – Ich związek uczuciowy w niczym się nie zmienił, przeciwnie, nabrał intensywności. To silna namiętność dwóch osób, czule się kochających i niemogących bez siebie żyć. Przynajmniej do pewnego czasu tak to pojmowali i sprawiało im to radość. Sytuacja uległa teraz zmianie. Obawiam się, że zmiana może okazać się radykalna.
Lord St. Vincent chrząknął niezobowiązująco. Ostrożnie poprawił ułożenie ciała w fotelu.
– Kobiety! – Machnął ręką. – Emma winna się cieszyć, że Horry nadal jest w niej zadurzony po uszy. Nie jest już taka młoda.
Sekretarz w milczeniu pokiwał głową. Najtrudniejszą część dzisiejszej wizyty u Jarvisa zostawił na koniec. Wzmianka o uczuciach lady Hamilton miała być tylko przygrywką do przedstawienia problemu, mającego, zdaniem Barrowa, kluczowe znaczenie dla dalszych losów wojny.
Mały arkusz lichego papieru, położony teraz na biurku, wcześniej spoczywał na wierzchu parunastu kartek z drugiego pakietu.
– Prośba o ułaskawienie? – Jarvis z uwagą studiował petycję, napisaną kaligrafowanymi literami. – Piękny charakter pisma.
– Apelacja Jacka Fincha, fałszerza kwitów depozytowych floty. Syn pastora, niestety, zszedł na złą drogę. Swego czasu pracował dla nas, z doskonałymi efektami. – Barrow zmrużył oczy. – Sąd Admiralicji skazał go na powieszenie. To przestępstwo staje się częste. Nie możemy dalej pobłażać temu procederowi. Rekomenduję jednak przychylne rozpatrzenie błagania Fincha, z uwagi na dawne zasługi. Nie został skazany za zabójstwo, więc zmiana wyroku jest możliwa.
Świetne opowiadanie, chyba najlepsze tegoroczne opowiadanie publikowane w „Esensji”. Zadziwiająco odmienna tematyka, sensacyjno – historyczna, konsekwentnie utrzymana w konwencji thrillera. Bardzo ciekawy pomysł pokazania „drugiego dnia” historii, i kulisów, oczywiście wymyślonych, zwycięstwa Anglików pod Trafalgarem. Bardzo dobre wykonanie – zwarte, oszczędne, wciągające, z ciekawie zarysowanymi pełnokrwistymi postaciami bohaterów. Po prostu – kawałek literatury… Kapitalna stylizacja języka. Przy okazji jest to świetny materiał, zarówno na scenariusz filmowy jak i na rozwinięcie w powieść. Wielkie brawa dla autora. Fantastyczny tekst. Ciekawe, jak autor poradziłby sobie z inną tematyką. Chętnie przeczytałbym jego kolejne opowiadanie w „Esensji”.