Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Małgorzata Ślązak
‹Słoń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMałgorzata Ślązak
TytułSłoń
OpisAtomowe osiem-sześć. I charakter też skażony – ciągotkami do życia w świecie imaginacji. Wirtualnie przepracowała już każdy życiorys, ten realny powoli składa w możliwy scenariusz. Ci, którym udało się ją odpiąć od sieci, twierdzą jednak, że na pewno nie jest botem, a nawet bywa człowiekiem, chociaż sama się nie przyzna i wątpi w obydwie wersje [brak rozpoznania kodu]. Zafiksowana na punkcie mocnej herbaty („siekiery”), jeszcze mocniejszej kawy, mocnego łubudu z bitem w tle, Internetu, serów, szpinaku i psychotroniki. Grywa w tekstowe MMORPG, udaje że redaguje na Trzynastym Schronie, próbuje blogować, czasem coś przeczyta, ale przeważnie hoduje lenistwo i niepraktyczne myśli.
Gatunekcyberpunk, humor / satyra

Słoń

Parokrotnie musiałem mu powtarzać. Że w mojej Wirtualnej Przestrzeni Osobistej siedzi słoń i zjada elementy wyposażenia. Że pewnie już się reprodukował, jak każdy wirus, którym najpewniej był. Że zapewne pozapychał wspólne łącza i Urząd Higieny Cybernetycznej wlepi mi karę.

Małgorzata Ślązak

Słoń

Parokrotnie musiałem mu powtarzać. Że w mojej Wirtualnej Przestrzeni Osobistej siedzi słoń i zjada elementy wyposażenia. Że pewnie już się reprodukował, jak każdy wirus, którym najpewniej był. Że zapewne pozapychał wspólne łącza i Urząd Higieny Cybernetycznej wlepi mi karę.

Małgorzata Ślązak
‹Słoń›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMałgorzata Ślązak
TytułSłoń
OpisAtomowe osiem-sześć. I charakter też skażony – ciągotkami do życia w świecie imaginacji. Wirtualnie przepracowała już każdy życiorys, ten realny powoli składa w możliwy scenariusz. Ci, którym udało się ją odpiąć od sieci, twierdzą jednak, że na pewno nie jest botem, a nawet bywa człowiekiem, chociaż sama się nie przyzna i wątpi w obydwie wersje [brak rozpoznania kodu]. Zafiksowana na punkcie mocnej herbaty („siekiery”), jeszcze mocniejszej kawy, mocnego łubudu z bitem w tle, Internetu, serów, szpinaku i psychotroniki. Grywa w tekstowe MMORPG, udaje że redaguje na Trzynastym Schronie, próbuje blogować, czasem coś przeczyta, ale przeważnie hoduje lenistwo i niepraktyczne myśli.
Gatunekcyberpunk, humor / satyra
Popiliśmy ostro z Wydziałem Prekognicji. Szef wydziału, Nikołow, świętował narodziny bliźniąt. Dziewięć miesięcy temu opijaliśmy ciążę Lidii Michajłowny. Niedługo biba z okazji nadania imienia. Nikołow nie wylewa za kołnierz.
Kac był morderczy. Święty Absolucie… Toć istny koktajl zażyłem prochów i biostymulantów. Najsampierw więc cudeńka wirtowe, potem rilowe, neurosynbiotyki V↔R, działające razem na ciało i bionikę, wreszcie zwyczajne dragi, zażywane tylko w rilu. Emofagi o wdzięcznych nazwach: Bezwstyd, Jan Asertywny (ulubiony przez akwizytorów i konsultantów, amerykański, mocny jak diabli, tzw. „Jasio”), Zjadacz grzechów, działający bodajże na każde jedno silniejsze uczucie, umiłowany przez wojsko. Poczciwa Trojka na złość, smutek i poczucie winy jednocześnie, silnie uzależniająca, doskonale znana na czarnym rynku. Dalej blokery tak dobre, że nasz Mitia z brzuchem jak kopuła cerkwi oduczył się żreć aż do anoreksji. Drimloki pozwalające specom od podświadomości śnić całe scenariusze. Przygoda z Miss World. Zaproś ją do domu. Fantazje Złej Szefowej. Dominowało porno, ale były też scenariusze kryminalne, fantasy i symulacje lotu. „Hypnotic Tree Dream Locker, najlepszy na rynku. Zarządzaj snem jak nigdy wcześniej!”. Dopplery wytwarzające iluzję stopklatki czasoprzestrzennej, bon-tripy, czyli drimloki z OOBE i lunatyzmem gratis. Wszystko z przemytu. Pluskiewki na V↔R robiło się identyczne jak kapsułki popularnych leków i szmuglowało w opakowaniach do nich, zażywało zaś przez port skroniowy. Do tego halucynki, keta… Wszystko zapijane matuszką wódeczką.
Nic dziwnego, że nad ranem zobaczyłem słonia. Różowego w zielone kropki. Słoń patrzył na mnie łagodnym, poczciwym wzrokiem i wtranżalał wirtualną paprotkę z mojej WPO.
– Zgiń, przepadnij, maro!
W takich razach bywam tradycjonalistą. Ale mimo zaklęć, komend i przekleństw siarczystych słoń ani myślał się wynosić. Żeż w cholerę… Znaczyło to, że uparty myślokształt utrwalił się w plik. Jęknąłem. Ile godzin spałem? Absolucie… Do tego czasu słoń mógł się zmultiplikować i wejść na transfer publiczny. Skoro moje rozhulane myśli sprokurowały różowego potomka mamuta, to z pewnością nie miałem szczelnego adresu i narażałem się na wszelkie możliwe brudy – wirusy, spam i robaki szpiegowskie.
Wyszedłem z osobistej i wywołałem na domenę kontaktową Wasię. Wasia, Iwan Iwanycz Pokropiew, pod łagodnym okiem kierownictwa zajmował się testami jakości biokomponentów. Po godzinach dorabiał zaś fuchami, uprawiając wolną hakerkę i ściągając amerykańskie oprogramowanie, za które mógł wylądować w syberyjskich kazamatach.
– Taaa…? Zlituj się, Fiedia…
Awatar miał nienaganny – w garniturze, pod krawatem, ale mętna poświata dokoła i zmęczony głos zdradzały, że też cierpi po wczorajszej imprezie.
– Jak usunąć słonia?! – wypaliłem, zapominając o stanie mojego znajomego. Parokrotnie musiałem mu powtarzać. Że w mojej Wirtualnej Przestrzeni Osobistej siedzi słoń i zjada elementy wyposażenia. Że pewnie już się reprodukował, jak każdy wirus, którym najpewniej był. Że zapewne pozapychał wspólne łącza i Urząd Higieny Cybernetycznej wlepi mi karę. Że…
– Zrób formata, stary. Nic ci nie poradzę. Wybacz, łeb mi pęka. Odezwę się potem. Pa.
Wasia ziewnął bezczelnie, menda, i zniknął z łącza.
Przeszedłem, zły i zmęczony, z powrotem do WPO. Słoń jak był, tak tkwił. Cholera jasna! Nagle zauważyłem, że za zjedzoną paprocią widnieje element, którego za żadne skarby nie potrafię sobie przypomnieć. Portret. W złoconych ramach.
WPO miała nowoczesny wystrój. Nie jestem człowiekiem sentymentalnym, poważne stanowisko piastuję. Rosyjski psionik nie może być sentyment…
– Dziadek?
Z portretu spłynął starszawy jegomość z wąsem Franciszka Józefa a brodą Rasputina i wytknął sękaty palec w moją stronę.
– Ha! Ładnie to tak? Całkowicie wyrugowałeś mnie z pamięci! Dobry wnuk, nie ma co! Gdyby nie błąd programu, nigdy byśmy się nie spotkali!
Przełknąłem ślinę z głośnym „glurp!”, milcząc w kompletnym szoku. Dopiero po chwili się odezwałem. Po koszmarnej chwili, kiedy to dziadzio patrzył na mnie wzrokiem strasznym i wyczekującym.
– Eee… To nie tak… Eee, ja… No wie dziadek… Jestem człowiekiem zajętym i…
Obróciłem się nerwowo w stronę słonia. Chrupał nogę od krzesła. Matka Technologia mi świadkiem, że już nic mnie nie zdziwi.
Tak jak nie dziwi mnie, że cholerna Prekognicja tylko baluje i od iluś już lat końca świata nie potrafi przewidzieć. To była ostatnia popijawa z Pietruszką Stiepanowiczem i jego ludźmi!
– Juści – burknął mój iście demoniczny przodek. Demoniczny był rzeczywiście, bo też osobliwą miał postać. Jako smark obawiałem się bardzo mojego dziadka, Wasilija Pietrowicza, i w WPO przybierał on formę posępnego czarta z płonącymi oczami i wąsem dymiącym siarką.
– Widzę, żeś zajęty, widzę. Taki zajęty, że jeszcze maskotkami się bawisz. I trwonisz pieniądze! Biedna ta twoja Niuta, biedna!
Maskotkami? Ach, słoń, oczywiście. Słoń, który pożerał już wirtualne łóżko z zaawansowanym systemem czucia. Moja WPO działała na wszystkie zmysły, najnowszy model. I teraz to wszystko miało iść się fajczyć. A drogie było, drogie jak wirtopedyczna operacja u Siemiona Sucharowa.
– Zabalowałem, dziadziu. Żeby tylko wódka… – Każdy z nas, psioników, ma swoje słabości. Moją był mój dziadek. No nie mogłem inaczej, dziecięcy lęk tak mocno wgryzł się w korę, że wyznać musiałem wszyściutko jak na spowiedzi, i to jeszcze przed samym Belzebubem.
Oczekiwałem na jakiś cios. Może zruganie, może zwykłe lańsko w tyłek, jak za młodu. Ani się obejrzałem, jak moja postać wirtualna zmieniła się w chłopięcą. Odpłynął gdzieś minimalizm nowoczesnego gabinetu, zastąpił go stromy brzeg rzeki, dziadek z wędką i fajką w zębach, ja, dzieciak, strwożony przed nim, bo właśnie potknąłem się i wysypałem wszystkie robaki z kubeczka po jogurcie.
Dziadek nazwał mnie kompletnym niezdarą i poradził, żebym szedł do książek, ryby sobie złowi sam.
Dzięki temu przynależę do naszej nowej inteligencji, modnej, dobrze zarabiającej i skacowanej. Nie bardzo mam czas iść na ryby, żeby sprawdzić, czy za którymś razem może nie złamię wędki ani nie wysypię robaków. Zapracowany jestem. Wychudły, ze szwadronem wojska w ustach, wymięty i blady. Dziadek, rosły diabeł… Nie, nie diabeł, nosi teraz zwykłe swe letnie odzienie i kapelusz słomkowy. Wąs ma przystrzyżony, nie lecą z niego iskry.
Wielka jak bochen łapa dziadka jednak oszczędza moje siedzenie. Uff… Ale zaraz, przecież powinien przynajmniej się zdenerwować! Wyczekiwanie i niepewność są chyba jeszcze gorsze niż spranie tyłka. Niechże się już wkurzy…
– Ech, chłopcze, chłopcze…
Trąba słonia przytrzymuje dziadka rękę, świerzbiącą już i gotową do sprania wnuka. Nagle silne ramię przodka przygarnia mnie do szerokiej piersi, druga ręka wichrzy skołtunione po ciężkim śnie włosy. A słoń przystaje obok i pieszczotliwie obejmuje nas obu trąbą, końcówką głaszcząc mnie w ucho. Ryczę, bełkocząc streszczenie fatalnej biby, a dziadek wsuwa mi do kieszeni wąską flaszeczkę.
– Klina klinem, chłopcze. I żadnych blokerów, emofagów. Po prostu czasem rycz. To naprawdę pomaga. A tego Nikołowa zwolnią. Ja to wiem. Leń i nieuk, co za pokolenie! Jeszcze mi wnuka psuje…
Chcę coś rzec – że niby dorosły już jestem – ale po prostu beczę w dziadkową brodę. A słoń wachluje nas wielkimi uszami, różowymi jak landrynka.
• • •
Nikołowa rzeczywiście zwolnili. Przodka miałem jednak lepszego niż ta cała Prekognicja. Ze zdumieniem przejrzałem kronikę pamiątkową wydziału; dziadek mój, Wasilij Pietrowicz Strużyn, na zdjęciu z ojcem Nikołowa. A to ciekawe.
Sam zaś awansowałem. Uznano, że fantazmat różowego słonia w kropki, utworzony w WPO tak spontanicznie, we śnie, dowodzi niezbadanych jeszcze, obiecujących potencjałów mojego mózgu. Skierowano mnie na dodatkowe badania i testy.
Wasia, jak się okazało, podczas nieszyfrowanego połączenia ze mną wpadł w sidła wywiadu. Uratował go słoń. Nikt nie potraktuje poważnie faceta gadającego o słoniach w kropki.

A słoń?
Kazali go obserwować. Sam się zresztą wkrótce z Pietią – tak mu na imię dałem – zaprzyjaźniłem. Zrezygnowałem z szablonowego wystroju WPO oferowanego w katalogach i urządziłem sobie domek nad rzeczką, nabyłem też partię wielozmysłowych łososi. Dla Pietii dokupiłem skórkę z dżunglą. Niuty wracającej z sanatorium oczekiwałem już na werandzie, sącząc wirtlemoniadę (wziąłem też zmysł smaku). Przybyła do WPO w nowej sukience. Ładnej, różowej.
W zielone kropki.
koniec
21 maja 2013

Komentarze

02 VII 2013   18:31:50

Hah, czy nie warto by tekstów czynić choć odrobinę zrozumiałymi i dawać im choć pozór fabuły? Dziwi mnie, że przeszedł przez ręce redaktorek, które wszak awangardy nie trawią. Ale podoba mi się rosyjskie poczucie humoru, które kojarzy mi się z radziecką fantastyką; takie absurdalne, abstrakcyjne, oderwane od rzeczywistości, nienachalnie zabawne w głupkowaty sposób. Podobają mi się też odniesienia literackie z początku.

09 VII 2013   21:59:43

Troche za bardzo na kacu, ale ok

07 VIII 2014   14:52:20

Fantastyczne, śmieszne i wciągające równocześnie, co się rzadko zdarza.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.