Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Radomir Darmiła
‹Struny umarłych›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorRadomir Darmiła
TytułStruny umarłych
OpisRadomir Darmiła to pseudonim z każdym rokiem bliższego czterdziestki pracownika jednej z wyższych uczelni w Poznaniu. Żonaty, z dwójką dzieci. Autor „Zabójcy przedsmoków” (QFant 19,04/2013) oraz „Sprawiedliwości grabarza” (wyróżnienie w konkursie Pigmalion Fantastyki 2013).
Gatunekgroza / horror

Struny umarłych

« 1 4 5 6

Radomir Darmiła

Struny umarłych

Rainer westchnął i położył mu rękę na ramieniu.
– Wracajmy już do domu.
Przez całą powrotną drogę nie odzywali się do siebie. Przed werandą czekała na nich Irina.
– Marianna odeszła – powiedziała.
Rainer wzruszył ramionami i wszedł do domu, mijając strunę obojętnie. Paweł został, patrząc na nią, zastanawiając się, jak sformułować pytanie, które cisnęło mu się na usta.
– Powiedziałam jej, że jestem w ciąży – odezwała się wreszcie. – Musiałam jej to powiedzieć – powiedzieć, rozumiesz? – Ukryła twarz w dłoniach. – Musiałam użyć głosu. Nie mogłyśmy się porozumieć, Pawle. Próbowała ze mną nawiązać kontakt, tak, jak kiedyś, i nie mogła… Już jej nie słyszałam. Musiała mówić. Inaczej bym jej nie słyszała.
Paweł miał ochotę się roześmiać. Nawet nie wiedział, co go w tym wszystkim śmieszy, wiedział, że Irina jest poważna i mówi o rzeczach zdecydowanie bardzo poważnych. On sam powinien być więc poważny – i może właśnie dlatego tak trudno mu było tą powagę zachować.
– Marianna była przerażona – ciągnęła Irina, nie zwracając na niego uwagi. – Ja też jestem przerażona. Jestem przerażona, ale postanowiłam, że tutaj zostanę.
– Ach, prawda. Dziecko musi mieć ojca, prawda?
Irina podniosła na niego głowę. W promieniach zachodzącego słońca widział cieknące jej po policzkach łzy. Patrzył na nią niewzruszony.
– Jesteś głupcem, Pawle – powiedziała wreszcie, ze złością, podnosząc głos. Wreszcie krzycząc. – Nienawidzę ciebie! Nienawidzę Rainera! Wszystkich was nienawidzę!
– Więc odejdź. Ty, wszystkie inne struny. Po prostu zostawcie nas samych.
Stali chwilę naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem.
– Siebie też nienawidzę – powiedziała wreszcie cicho Irina. Obróciła się i odeszła w mrok.
• • •
Lena rozebrała się pierwsza, składając rzeczy na krześle przy oknie w małą, zgrabną kupkę.
– Chodź do mnie – powiedziała, poprawiając się na łóżku i podpierając głowę na rękach.
Usiadł koło niej i dotknął ręką jej włosów.
– Wiele razy wyobrażałam sobie, jak się znowu spotkamy – powiedziała, przymykając oczy. – Wiele razy… Ale nie myślałam… nie myślałam, że to będzie wyglądać właśnie tak.
– Przepraszam. – Pochylił się nad nią, całując ją delikatnie w czoło. – Przepraszam. Za swoje zachowanie. Za wszystko.
– O co ci chodzi, Pawle? – powiedziała cicho. – Powiesz mi wreszcie? Zachowujesz się tak, jakbyś się mnie bał. Jakbyś bał się mi coś powiedzieć.
Zawahała się, a kiedy odezwała się znowu, ledwo słyszał jej słowa.
– Czy… czy jest ktoś inny? Pamiętam wypadek. Ty go przeżyłeś, prawda? A potem… Ile lat żyłeś beze mnie? Miałeś potem kogoś?
– Nie. Byłaś tylko ty. Jesteś tylko ty – poprawił się pośpiesznie.
– Więc dlaczego? Dlaczego mnie tak traktujesz? Staram się zrozumieć, próbuję do ciebie dotrzeć, a ty wciąż… zamykasz się przede mną.
Podniósł się na łokciach. Co miał powiedzieć? Droga Leno, nie wierzę, żebyś była prawdziwa. Jesteś struną; pasożytem żerującym na ludzkich emocjach. Nie wydawało mu się, by to był dobry początek rozmowy.
– To jest… to nie jest proste – powiedział. Niezdarnie ściągnął koszulę.
– Co to jest? – przerwała mu. Gdy spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, pokazała palcem na jego szyję.
– A, to. To… taki naszyjnik. Coś w rodzaju talizmanu.
– Zdejmij go – powiedziała.
Zdławił go nagły lęk. Potem sięgnął do szyi, zdjął naszyjnik i powoli położył jej na dłoni. Zaraz Lena krzyknie, zaraz jej ręka zacznie dymić, a cały pokój stanie w płomieniach – ale nie, nic się nie stało i Pawła zalało uczucie wszechogarniającej ulgi. Talizman nie robił Lenie krzywdy i Paweł zrozumiał, jak bardzo pragnął, by tak właśnie było. Poczuł napływające mu do oczu łzy i przytulił się do niej nagłym ruchem. Lena roześmiała się nagle.
– Jak w bajce o królowej śniegu. Zdjęłam ci naszyjnik i zły czar prysł. – Skubnęła zębami koniuszek jego ucha i dodała: – Powiesz mi teraz, o co chodziło? Dlaczego byłeś taki przez cały dzień?
– Bałem się… Że jesteś struną – powiedział.
– Struną? Jak Irina? Marianna i Rainer mówili mi o tym wszystkim, ale nie jestem pewna, czy rozumiem.
– Bałem się, że nie jesteś prawdziwa. Że… Że jesteś tylko pozorem, oszustwem.
Lena milczała.
– Gdybyś byłą struną, nie dałabyś rady zdjąć mi naszyjnika – powiedział. – Nie mogłabyś.
Chciał ją pocałować, ale odsunęła się od niego.
– Nie mogłabyś – powtórzył jeszcze raz, ale już wypowiadając te słowa czuł, że po prostu chce nimi zagłuszyć narastające wątpliwości. Podniósł się na łokciach i spojrzał na podłogę.
– Leno, gdzie go odłożyłaś? – zapytał cicho, nachylając się do jej ucha.
– Wyrzuciłam. Nie jestem… – jak mówiłeś, że nazywają się te pasożyty? – nie jestem struną. Już go nie potrzebujesz.
Wstał gwałtownie i zapalił lampkę.
– Nie powinnaś była tego zrobić – powiedział, na czworakach krążąc po podłodze.
– Pawle, zaczynasz mnie złościć.
– Przyszło mi coś do głowy – mówił dalej, zaglądając pod łóżko. – Bardzo prosta rzecz… Kiedy byłem w tym domu, tam na wzgórzu… talizman nie zadziałał od razu… O, jest.
Wstał i podniósł się, trzymając w rękach wisiorek. Podniósł go do góry – czerwony kamień zamigotał, kołysząc się na sznurku, rzucając purpurowe odblaski na twarz Leny. Nałożył go sobie na szyję i usiadł na łóżku.
– Zdejmij mi go. Jeżeli jesteś prawdziwa, nic ci się nie stanie – powiedział.
– Wypchaj się – powiedziała Lena. – Mam tego dosyć. Ciebie i twoich podejrzeń. Zdejmę go, a potem, co potem wymyślisz?
– Weź go do ręki – upierał się. – Poprzednio sam ci dałem ten naszyjnik. Teraz zdejmij go bez mojej pomocy.
Lena szarpnęła się gwałtownie, wyrywając spod niego kołdrę, i zepchnęła go gołą stopą na podłogę.
– Mam tego dość. Idź spać na dół – powiedziała. – Prześpij się z tym. Może do jutra zmądrzejesz.
• • •
Obudził się sam, na kanapie, w pustym pokoju. Leżał chwilę, nieruchomo, od razu w pełni świadomy. Nasłuchiwał ciszy panującej w całym domu. Pośpiesznie naciągnął spodnie, i chwytając koszulę, wbiegł po drewnianych schodach do góry. Nikogo – nic, jakby nikt nigdy tam nie spał, na łóżku nie było nawet pościeli. Dopadł drzwi pokoju Rainera, uderzył w nie pięścią, szarpnął za klamkę – pusto i cicho. Tak samo na dole – biegał między meblami, ściskając w dłoni koszulę, skoczył znowu na schody, i wtedy usłyszał skrzypienie na werandzie. Wypadł tam, oddychając ciężko.
Rainer bujał się powoli na swoim ulubionym krześle. W ręce trzymał butelkę z piwem. Paweł pamiętał dobrze, że w domu nigdy nie było piwa, ale nie dziwił się temu. Niczemu się nie dziwił. Stał nad Rainerem, próbując uporządkować pytania chaotycznie krążące po jego głowie.
– Ubierz się może najpierw – powiedział Rainer. – A wiesz, co jest najgorsze w tym wszystkim? Że tak naprawdę nie można się upić.
– Gdzie jest Lena? – wydobył z siebie głos Paweł.
Rainer wzruszył ramionami.
– Poszła do wszystkich diabłów.
– Jak… – Paweł usiadł, zszokowany.
– Normalnie, na nogach – Rainer pociągnął piwo. – Włóż wreszcie tę koszulę. I weź sobie piwo, jest w lodówce.
– Ale… ale dlaczego?
Rainer wzruszył ramionami.
– A kto zrozumie kobietę? Zakładając oczywiście, że to była kobieta. Swoją drogą, struny też nie jest łatwo zrozumieć. – Rainer rzucił mu spojrzenie, westchnął i dźwignął się z krzesła. Po chwili wrócił z domu z butelką piwa i trącił nią Pawła. – Masz. Nie martw się. Powiedziała, że może kiedyś wróci, jeżeli cię to pocieszy.
– Kto?
– Kto, kto – przedrzeźniał go Rainer. – Nie wiem, co jej wczoraj powiedziałeś, ale wyglądała na dość… rozgoryczoną. Otwieracz masz na stoliku, obsłuż się.
Paweł otworzył piwo i zawahał się, nie wiedząc, co zrobić z kapslem.
– Irina zapytała się, jak może mnie przekonać… – zaczął nagle Rainer. – Stała tak nade mną, kupka nieszczęścia, mówię ci, łzy z oczu, nos zasmarkany, strasznie niezręczna sytuacja. Powiedziałem, że nie musi mnie przekonywać, że dla mnie to nie ma znaczenia. Że to przecież i tak to wszystko jedno. A, zapomniałem, przecież nie wiesz. Irina też odeszła. Odeszły razem. Jakby się zmówiły, co?
Paweł odłożył kapsel i otwieracz na stół. Nagle przypomniało mu się coś.
– Czy powiedziała ci…
– Nie powiedziała mi nic, co by było warte usłyszenia – przerwał mu Rainer niecierpliwie. – Wiesz, zastanawiam się, czy tutaj trafiają wszyscy. A może tylko tacy jak my, nie całkiem grzeszni i nie do końca święci? Czy są tutaj tacy – wiesz, tacy prawdziwi łajdacy? Gwałciciele, rzeźnicy, mordercy… To znaczy, tacy prawdziwi mordercy, nie tacy jak ja… Co się tak patrzysz? Nie mówiłem ci? Prawda, nie mówiłem. Nie było o czym mówić. Moja żona. Chciałem tylko ją zmusić, żeby wyznała mi prawdę. Żeby mi powiedziała, czyje tak naprawdę jest to dziecko, wiesz? Nie, nie wiesz. Chciałem ją tylko nastraszyć… Ale to i tak nie ma znaczenia.
Zamilkł. Paweł milczał również. Nie chciał go zachęcać do dalszych wyznań, nie miał ochoty wysłuchiwać, co jeszcze nie miało znaczenia. Rainer w zamyśleniu pociągnął kolejny łyk.
– Zresztą, może sam siebie oszukuję. Nie chciałem jej zabić… wtedy. Ale potem zabiłem ją jeszcze wiele razy. Tutaj… Zanim spotkałem Mariannę i Irinę – mówił dalej Rainer, przymykając oczy. – Zanim zrozumiałem, że nie słyszę prawdziwych wyznań, tylko to, co chciałem usłyszeć.
Paweł wstał i wrócił do swojego pokoju. Wyjął swój worek podróżny i zaczął się pakować. Gdy wrócił na werandę. Rainer wciąż sączył piwo, kołysząc się leniwie na swoim bujanym krześle.
– Jeziora już nie widać – powiedział Rainer. – Miałem przez chwilę nadzieję… – Przerwał gwałtownie. Łyknął piwa i zerknął na worek zawieszony na ramieniu Pawła. – Nie zostaniesz? To dość ciekawe zjawisko. Kształty nagle tracą detale… Kolory odpływają, wiatr przestaje poruszać liśćmi na drzewach… Poezja. Fascynujące. Przerażające również, ale przede wszystkim jednak – fascynujące.
– Odchodzę.
– Tak, jasne. Zapomniałem. Idź… idź do wszystkich diabłów. – Rainer machnął ręką i zamknął oczy.
Paweł ruszył przed siebie, szybkim, zdecydowanym krokiem. Gdy wspiął się na krawędź doliny, zatrzymał się i obejrzał. Tam, w dole, drzewa po kolei zamieniały się w dym, rozwiewany przez wiatr. W środku zatapiającej wszystko mlecznej mgły wciąż widać było jasną plamę – rozsłoneczniony okrąg pełen zielonej trawy, a w nim wyjęty z kart reklamowego folderu dom Rainera. Stał, wpatrując się w ten dom, czekając, aż i on zniknie w wszechogarniającej szarości, ale nic się nie zmieniało, dom wciąż zalewały promienie słońca, a mgła wciąż kłębiła się wokół niego, jakby nie mogąc przekroczyć niewidzialnej granicy. Pokręcił głową, niepewny, co by to miało znaczyć. Potem, tuż zanim miał ruszyć w drogę, zawahał się i sięgnął do szyi. Jednym szarpnięciem zerwał wisiorek, zamachnął się i rzucił go w dół. Patrzył przez chwilę, jak leci przez mgłę – migocząca, czerwona, powoli gasnąca iskierka. Potem poprawił pasek worka i odwrócił się na pięcie.
Czekała go długa droga. Tam, gdzieś za wzgórzami pokrytymi suchą, zniszczoną trawą, czekała na niego Lena. Lena prawdziwa. Bo teraz już wiedział, że niezależnie od tego, jaką Lenę spotka, żadna inna nie będzie od niej prawdziwsza.
koniec
« 1 4 5 6
9 listopada 2013

Komentarze

08 I 2020   11:15:21

Dzień dobry,

"Struny umarłych" jest dla mnie faworytem w Twoich opowiadaniach.
Tych znanych naturalnie. Nie wiem czy istnieje grupa SF "duchowo -
zaświatowego" (kwestia szukania na necie - nie znam wielu takich
opowiadań po prostu) ale to konkretne jest bardzo wysokich lotów.
Dziwię że to drukiem nie poszło, nie było jakiejś krytyki publicznej,
reklamy itp.
Pomysł jest naprawdę niesamowity i nowatorski.
Można też pomysł traktować jako bardzo ciekawe rozwinięcie "Solaris" Lema a właściwie mocno przecież zmienionej wersji przygód Krisa znanej z filmowej realizacji Soderbergha. Ciekawe co było dla Ciebie inspiracją?


Pozdrawiam,
JS.

08 I 2020   15:29:46

Dzięki :D Solarisa oczywiście znam i uwielbiam, ale inspiracją było tutaj moje własne szaleństwo i obsesyjne rozważanie nad śmiercią, wolną wolą oraz naturą rzeczywistości jako takiej - chociaż nie wykluczam, że pojawiły się jakieś podświadome inspiracje.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Talenty Odmiennych Ludzi
— Radomir Darmiła

Wojownik i wiedźma
— Radomir Darmiła

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.