Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Łukasz Marek Fiema
‹Diabeł›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorŁukasz Marek Fiema
TytułDiabeł
OpisAutor pisze o sobie:
Z wykształcenia historyk, absolwent Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. W latach 2000-2008 współpracował z wydawnictwem Portal pisząc artykuły związane z różnymi systemami RPG, głównie scenariusze przygód oraz recenzje. Teksty publikował najpierw w dwumiesięczniku „Portal”, a potem w „Gwiezdnym Piracie”. Oprócz tego jest współautorem dwóch dodatków do gry fabularnej Neuroshima. Jego opowiadania pojawiały się również w biuletynach i antologiach Śląskiego Klubu Fantastyki.
Gatunekgroza / horror

Diabeł

« 1 2
Jako że był człowiekiem praktycznym oraz rozsądnie myślącym, a życie nauczyło go oszczędności, nie rzucił się w szaleńczy wir trwonienia pieniędzy. Starannie zaplanował dalsze wydatki, a korzystna lokata bankowa miała mu zapewnić względny dobrobyt przez kilka lat. W miarę jednak jak upływały kolejne miesiące, jego myśli coraz częściej nawiedzał nieokreślony, trudny do stłumienia niepokój. Ostatecznie obawy te przybrały formę irracjonalnego strachu przed gwałtowną utratą wszystkiego co zyskał i powrotem do beznadziejnej egzystencji bezdomnego zbieracza śmieci. Tyle zapamiętał, bo w pewnym momencie stracił poczucie upływającego czasu, a wszystko skurczyło się do niezgrabnej mieszaniny euforycznych odczuć oraz poplątanych wspomnień.
• • •
Ktoś trącił jego nogę. Gwałtownie poderwał głowę otwierając oczy.
– Masz. Jedz, bo wystygnie. Smacznego.
Dziewczyna stała nad nim, w jednej ręce trzymając kubek, a w drugiej owinięty serwetką kawałek pieczywa, apetycznie pachnący gorącym mięsem z dodatkiem ostrego sosu. Przykucnęła obok, stawiając parującą kawę na chodnikowej płycie i podała mu jedzenie.
Zimna, szara ulica, smród moczu, brudnych szmat oraz drobne krople deszczu padające na twarz były jak kwas rozpuszczający kolorową fotografię. Wizja życia, jakiego pragnął, jeszcze przez moment trzepotała na granicy jego świadomości, by w końcu ulecieć niczym barwny, egzotyczny motyl. Usłyszał burczenie w brzuchu i poczuł, że ślina napływa mu do ust. Zdał sobie sprawę, jak bardzo jest głodny. Chciwie chwycił wypchaną cielęciną oraz warzywami bułkę i zatopił w niej zęby. Starał się jeść powoli, delektując się każdym kęsem. Tymczasem młoda kobieta zniknęła. Nawet nie wiedział, kiedy odeszła. Gdy skończył, starannie wylizał ubrudzony sosem papier, a później sięgnął po styropianowy kubek z kawą. Przez chwilę trzymał go oburącz w zmarzniętych dłoniach, rozkoszując się ciepłem ogrzewającym skostniałe palce.
Popijając kawę małymi łykami rozejrzał się, poszukując dziewczyny. Chciał podziękować, ale nigdzie już jej nie dostrzegł. Wtedy poczuł, że znów jest sam. Bezdomny, niepotrzebny nikomu człowiek, chroniący się przed zimnem w stercie wilgotnej tektury. Robiło się naprawdę zimno. Pośród rzednących kropli deszczu niepostrzeżenie zawirowały mokre drobiny śniegu. Westchnął i wyciągnął spod posłania nieco suchych gazet, po czym sprawnymi ruchami zaczął dokładnie upychać papier między warstwami ubrania. Nagle przerwał w pół ruchu. Jak długo jeszcze? Jak długo ma to ciągnąć? Wkrótce zacznie się zima i gazety pod dziurawą kurtką nie pomogą. Przytułki jak zawsze będą przepełnione, a jemu pozostanie tylko znaleźć jakąś opuszczoną ruderę, w której przetrwa do wiosny. Nawet talerza gorącej zupy w niedzielę może dla niego zabraknąć. Prócz ulotnych snów, w które z ulgą się zanurza, ten świat nic już dla niego nie ma. Sny… Iluzja, która znika w momencie przebudzenia. Ale czy z życiem nie jest tak samo? Nie ma znaczenia jakie jest, nie ma znaczenia ile trwa. Pewnego dnia budzisz się jako przygarbiony starzec, któremu pozostaje tylko wspominanie przeszłości.
Dźwignął się powoli, niezgrabnie. Stał przez chwilę spoglądając w mdłe światło latarni, jakby coś rozważając. Później naciągnął kaptur kurtki i opuściwszy zaułek ruszył przed siebie opustoszałą ulicą. Wokół było niemal zupełnie cicho. Biała kurtyna śniegu opadała na ziemię bezszelestnie, stopniowo otulając jesienną szarość chodników. Nie śpieszył się. Nie musiał. Zdawało się, że czas stanął dla niego w tym właśnie momencie. Tym jedynym istotnym i naprawdę rzeczywistym momencie życia. Dopiero kiedy pan Krzysztof przeszedł już kilka przecznic, docierając w pobliże śródmieścia, od czasu do czasu mijał go jakiś samochód, rozchlapujący kałuże, a z oddali zaczęły dobiegać dudnienie ostatnich tramwajów i pomruk nocnych autobusów.
Przystanek był pusty. O tej porze podróżowało już mało ludzi. Gdy bezdomny tam dotarł, usiadł skulony za przezroczystą ścianą, chroniąc się przed ukłuciami lodowatego wiatru, który niósł na ulice kolejne porcje śniegu. Nie wiedział, jak długo będzie musiał czekać, ale było to bez znaczenia, jak wszystko inne.
Autobus pojawił się po kilkunastu minutach. Pana Krzysztofa z jednej strony coś pchało, aby do niego wsiąść, ale z drugiej coś jeszcze go powstrzymywało. Nie mogąc podjąć ostatecznej decyzji siedział w bezruchu, patrząc spod kaptura na zatrzymujący się pojazd, który z sykiem otworzył przed nim drzwi. W głębi serca liczył, że odjedzie, zanim zdąży dźwignąć się z ławki. Autobus jednak uparcie stał, wypełniając zimne powietrze łoskotem silnika oraz oparami spalin. Mijały sekundy.
– Wsiadasz, dziadek? – krzyknął kierowca, wychylając się z fotela.
Drgnął i powłócząc nogami wsiadł do autobusu z opuszczoną głową.
Wewnątrz było przyjemnie ciepło. Miał ochotę usiąść gdzieś z tyłu, przycisnąć głowę do szyby i znów zasnąć, poddając się kolejnej iluzji. W zimowe noce, kiedy podczas ostrzejszych mrozów nie mógł już wytrzymać z zimna w swoim legowisku, tak jak teraz wsiadał do jakiegoś autobusu i spał aż do rana, jeżdżąc opustoszałymi ulicami. Kierowcy byli wyrozumiali. Przez żadnego nie został nigdy wyrzucony. Raz tylko przyczepiło się dwóch ogolonych na łyso osiłków, którzy dotkliwie go pobili, po czym wyrzucili za miastem, nazywając to oczyszczeniem Śląska z brudu.
Podróż nie trwała długo, więc nie miał okazji walczyć z sennością. Wysiadł kilka przystanków dalej, na przedmieściach, nieopodal obwodnicy. Był tu wiadukt kolejowy, pod którym pan Krzysztof lubił siadywać w ciepłe noce, by popijając alkohol patrzeć na przejeżdżające pociągi. Przychodził odpocząć od miasta, jego bezustannego zgiełku oraz przytłaczającej obojętności. Obserwowanie sunących wagonów i wsłuchiwanie się w miarowy łoskot kół uspokajało go. Długie, toczące się ospale składy towarowe, zwykłe pociągi podmiejskie i nocne dalekobieżne, mknące jak potok rozmazanych świateł… Większość aktualnego rozkładu jazdy znał na pamięć.
Schodząc pod wiadukt po śliskim od rozmokłego śniegu nasypie spojrzał na zegarek. Za piętnaście minut miał przejeżdżać ekspres z Warszawy, przyśpieszając tutaj na prostym odcinku torów, by zwolnić dopiero przed samymi Katowicami. Pozostało jeszcze trochę czasu, ale pan Krzysztof nie wiedział, co z nim zrobić, więc po prostu przysiadł na ziemi i z absolutną pustką w głowie wpatrywał się w kępę przyprószonych śniegiem zarośli. Czekał.
Kiedy usłyszał nadjeżdżający pociąg, wstał, napinając mięśnie do skoku. Zanim ogłuszający łoskot kół zamienił się w martwą ciszę, a ostry blask reflektorów w nieprzeniknioną ciemność, wydało mu się jeszcze, że widzi na wiadukcie zarys postaci przechylającej się przez barierki i rzucającej w dół niedopałek papierosa.
koniec
« 1 2
28 czerwca 2014

Komentarze

11 VII 2014   09:48:39

Opowiadanie jest sztampowe, a zarazem wątpliwe na planie psychologicznym. Tytuł, sam w sobie banalny, jest w sumie nietrafny, bo diabeł nie jest tu ważny. Nie wiadomo też, dlaczego przebiera się za dziewczynę, skoro w kontuszu byłby bardziej przekonujący. Transwestyta jakiś? Nie wiadomo też, dlaczego żebrak godzi się na niekorzystny układ bez negocjacji, dlaczego robi plany, choć ma mało czasu itd. Gdyby autor wszystkiego tak nie wygładził i nie zaokrąglił to te niedociągnięcia nie wyróżniałyby się w ogóle.

12 VII 2014   20:27:59

Wszystko jest przecież wyjaśnione w tekście pośrednio lub bezpośrednio. Kontusz był dobry jeśli chodzi o paktowanie ze szlachtą. Jeśli współcześnie chcesz komuś wcisnąć jakąś umowę (np jako akwizytor) ubierasz się w garnitur stylizując na człowieka biznesu. Tyle, że biznesmeni nie rozmawiają z bezdomnymi. Żebrak godzi się na układ bo po pierwsze dlatego, że nie ma nic do stracenia (końcówka opowiadania to wyjaśnia), a poza tym nie do końca wierzy, że ma tylko ten rok czasu. Między innymi dlatego też robi plany. A czy diabeł nie jest ważny? No cóż, nie jest postacią pierwszoplanową ale i tak kluczową dla rozwoju fabuły.

13 VII 2014   20:16:21

No tak, czepiłem się szczegółów jak komentator, który obgaduje fryzury piłkarzy w czasie nudnego meczu. Tymczasem problem jest głębszy. Autor zabrał się za temat, który został przetrawiony tysiące razy w różnych wersjach i konfiguracjach. Tym bardziej pan Fiema powinien był się dziesięć razy zastanowić, czy ma coś nowego do dodania. No właśnie: czy jest tu ślad jakiejś oryginalnej myśli? Jakieś świeże spojrzenie, zaskoczenie, intryga? Nie, nie ma nic takiego. PS. Polecam zainteresowanym opowiadanie "A tobie dwa razy tyle" Roberta Sheckleya. Perełka literatury popularnej

13 VII 2014   21:53:57

Rozumiem, że jest to subiektywny punkt widzenia czytelnika, autorytatnie narzucającego pewien punkt widzenia. Punkt widzenia o tyle interesujący, że dotyczy szerokiego spektrum krytyki, począwszy od podważania konstrukcji psychologicznej bohatera, poprzez głębokie dywagacje nad upodobaniami seksualnymi diabłów, na życzliwych radach dla autora kończąc. Przy okazji dotykając istotnego problemu oryginalności oraz przekazywania wzniosłych myśli w krótkich formach literackich. Niestety, krytyka ta ze względu na ewidentne skakanie z zagadnienia na zagadnienie, nosi cechy tzw. "szukania dziury w całym".

13 VII 2014   22:46:33

Postać diabła i wszystkiego co z nim związane od zawsze inspirowała i inspirować będzie. Fakt, kluczową postacią to on tu nie jest, ale intryguje i zmusza mnie - czytelnika - do zastanowienia się nad jego rolą w życiu pana Krzysztofa, ale i każdego z nas. Bo o to właśnie chodzi. Każdy ma w sobie trochę z pana Krzysztofa i zapewne każdy miał kiedyś ochotę zupełnie odmienić swoje życie. Żebrak godzi się na taki układ, bo najzupełniej w świecie nie ma nic do stracenia. Mieszka na ulicy, jest sam i nie ma nikogo bliskiego, a jak wiadomo „tonący brzytwy się chwyta”. Mając przed oczyma wizję lepszego życia odsuwa na bok wszelkie wątpliwości. Zupełnie nie zgodzę się z tym, że opowiadaniu brakuje brakuje świeżości czy oryginalności. Całe zaskoczenie potęguje końcówka, która pokazuje, że tak naprawdę nie można uciec od przeznaczenia, a życie nie jest bajką i nikt w magiczny sposób nam go nie odmieni.

13 VII 2014   23:12:47

Kiedy skończyłem czytać wyłączyłem monitor i wziąłem do ręki kubek z kawą, jeszcze ciepłą, który przypadkiem znalazł się na biurku. Tak trwałem przez jakiś czas zastanawiając się nad tym co przed chwilą przeczytałem.
Poruszyła mnie historia bezdomnego Krzysztofa. Mimo, że nie udało mi się go polubić przez czas trwania tego opowiadania, jakoś tak głupio mi się zrobiło, gdy skoczył pod pociąg. Tak jakbym poczuł, że to moja wina.
Wyborny diabeł. No kurcze, ale ile razy spotykamy po drodze taką właśnie przemiłą dziewczynę, która okazuje się prawdziwą diablicą. :) Moim zdaniem, właśnie ten początek to naprawdę kawał dobrej roboty.
Jak tak teraz czytam, to poprzedni komentujący przyczepił się do tego, że nasz główny bohater nie próbował się targować. Mi to w ogóle nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, w tym momencie wydawało mi się, że bezdomny był tak uszczęśliwiony tą dobrocią, którą ktoś go otoczył, że zgodziłby się na każde warunki.
Środek utworu, gdzie Krzysztof żyje jak pan, troszkę odchodzi od reszty. To znaczy akurat tam mnie nic nie zachwyciło. Być może dlatego, że ciągle jeszcze byłem koło tych kartonów, gdzie zwykle sypiał, albo dlatego, że wiedziałem jakie nieprawdziwe jest to jego szczęście.
Końcówka jest wspaniała. Dokładnie nie wiedziałem, czy aby cały układ z diabłem nie był tylko kolejnym snem jaki mu się przyśnił, tak samo nie wierzyłem, że skoczy pod ten pociąg.
Pozostaje jedynie ten niedopałek papierosa w dole. A może mu się to przywidziało?
Przez przypadek natrafiłem na opowiadanie tego autora, ale się nie zawiodłem.
Pozdrawiam

16 VII 2014   14:12:14

No dobrze, wyjaśniam moje stanowisko po raz ostatni.
1. Autor wypycha diabła na pierwszy plan, robiąc kilka uwag na temat jego przeszłości. Za mało, by stał się on pełnokrwistym uczestnikiem zdarzeń i wystarczająco dużo, by zdusić w zarodku odbiór opowiadania jako filozoficznej przypowieści. W sumie autor skutecznie mnie zdezorientował. 2. P. Krzysztof dostaje szansę. Mimo to pozostaje osobnikiem wzorcowo nijakim (pardon, ‘praktycznym’, jak chce autor). Nie mogę go znielubić, bo nie dopuszcza się haniebnych czynów. Nie mogę go polubić tym bardziej, bo nie robi nic porywającego. Jak na byłego żebraka wykazuje zasmucający brak odruchów altruistycznych, za to nabija kabzę prostytutkom i hotelarzom. Nie wykazuje wysiłku, by wrócić do dawnego, wartościowego życia, do działalności, która dawałaby satysfakcję jemu i/lub społeczeństwu. Bardzo chciałbym pochylić się nad tragicznym przeznaczeniem pana Krzysztofa, ale niby dlaczego? Powinien sobie na to jakoś zasłużyć. 3. Przypominam, że umowa została zawarta w sposób jasny i precyzyjny. Autor przywalił kwotą, datą i innym konkretem, nie dając mi pola do samodzielnej interpretacji późniejszych wydarzeń. Aż tu nagle pojawia się, sugestia, że całe zdarzenie pozostawało w sferze urojeń kloszarda. Co to ma znaczyć? Że diabeł, rutyniarz równie praktyczny co jego ofiara, bawi się w psychologizmy? Zadaje sobie trud, by sfingować samobójstwo? Odczuwam wyraźny dysonans, wywołany zapewne tym, że autor zatrudnił dwóch narratorów personalnych, których nikt nie nadzoruje. Niby jest coś w rodzaju klamry, ale i tak za dużo tutaj zamieszania.
Pomijając wady strukturalne, autor skaził nieskazitelną formę swojej alegorii niepotrzebnymi wtrętami, że wspomnę choćby te przebieranki, stwierdzenia że kloszardzi grzebią w śmietnikach (ależ odkrywcze, aż usiadłem z wrażenia) czy nostalgiczne wzmianki o przeszłości. Przeszłości, która powinna jakoś p. Krzysztofa zainspirować, skoro odzyskał już wiarę w siebie i miał środki, by do niej nawiązać.
Jeśli autor potraktuje serio moje uwagi, to z pewnością jeszcze raz krytycznym okiem przyjrzy się swojej twórczości. PS A! jeszcze podzielę się mottem: Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować.

16 VII 2014   15:13:15

@Up: Widzę, że w końcu przeczytałeś tekst uważnie i pokusiłeś się o głębszą jego interpretację zarówno pod względem alegorycznym jak i psychologicznym. To się chwali. W tym momencie całość Twoich uwag da się podsumować stwierdzeniem "Nie rozumiem, czemu coś jest tak a nie inaczej", wynikającym z osobistych oczekiwań wobec ludzkich zachowań. Jest to całkowicie zrozumiałe podejście, ale jak zaznaczyłem, czysto subiektywne. I to jest w porządku. Równicześnie jednak trudno oczekiwać, by autor przedstawiając własną wizję kierował się subiektywnymi oczekiwaniami konkretnego odbiorcy. Dlatego też udzielone tutaj protekcjonalnym tonem "porady" są delikatnie mówiąc nie na miejscu.

16 VII 2014   16:14:56

Zajebiste, Dostane itemy?

20 VII 2014   14:58:25

Opowiadanie oryginalne, nie spodziewałem się takiego zakończenia. Czytało się całkiem przyjemnie,chyba poszukam innych prac pana Fiemy.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Zło wcielone
— Łukasz Marek Fiema

Obłość do kwadratu
— Miłosz Cybowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.