Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić

Kroniki pana Igelbauma

Sztuczna inteligencja, którą zbudował wykorzystując starą pralkę, sprężyny z kanapy i kilka słoików przetworów, po dwóch minutach konwersacji nazwała pana Igelbauma pitekantropem, obraziła się i do dziś nie odzywa się do swego rodziciela, ale pan Igelbaum twierdzi, że nie ma czego żałować, bo jest strasznie zarozumiała i w dodatku sepleni.

Jeży Kowalski

Kroniki pana Igelbauma

Sztuczna inteligencja, którą zbudował wykorzystując starą pralkę, sprężyny z kanapy i kilka słoików przetworów, po dwóch minutach konwersacji nazwała pana Igelbauma pitekantropem, obraziła się i do dziś nie odzywa się do swego rodziciela, ale pan Igelbaum twierdzi, że nie ma czego żałować, bo jest strasznie zarozumiała i w dodatku sepleni.
WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
Pan Igelbaum bierze pomstę
Pan Igelbaum, dolna strefa stanów średnich, pół roku temu pozwolił sobie na luksus posiadania osobistego wroga. Wyższe piętra społecznego tortu mogą sobie pozwolić na kilku osobistych wrogów. Pan Igelbaum z zazdrością spoglądał na możnych, opływających w nieprzyjaciół, konkurentów i rywali, aż w końcu postanowił coś na to poradzić.
Osobistym wrogiem pana Igelbauma jest pan Kocioł, z wykształcenia ubogi duchem, z zawodu ślusarz samochodowy, a z zamiłowania element kryminogenny. Nikt nie wie na pewno, jak na imię ma pan Kocioł, wszyscy jednak skłaniają się ku poglądowi, że imię to brzmi Niejaki, a to ze względu na nierozłączność powyższego z nazwiskiem. Choć możliwe, że to tylko swego rodzaju tytuł, jak hrabia, magister lub mecenas.
Pan Igelbaum i Niejaki Kocioł mają ze sobą sporo wspólnego, to znaczy 2,064 wspólnego metra sześciennego betonu, prętów zbrojeniowych, pakuł, trocin, tynku, farby i tapet, które składają się na ścianę rozdzielającą ich sypialnie. Wspólna granica sama w sobie wystarcza, żeby w panu Igelbaumie budziły się czasem ponure, krwawe żądze, ale naprawdę doprowadza go do ostateczności to, co Niejaki Kocioł wyprawia za ścianą. A dokładniej to, czego nie wyprawia, bowiem pan Kocioł to sąsiad przykładny, cichy, uprzejmy i uczynny. Niejaki Kocioł nigdy nie przynosi roboty do domu, dzięki czemu prowadzi spokojne życie rodzinne, czym z kolei wpędza pana Igelbauma w posępny nastrój. Od dawna pan Igelbaum wizualizuje sobie, jak to pewnego ranka kupuje nielegalnie pistolet TT, udaje się do mieszkania Niejakiego Kocioła i wydmuchuje mu ze łba szare komóry. Na szczęście pan Igelbaum, bydlę wyrafinowane, preferuje rozwiązania o wiele bardziej subtelne.
Pół roku temu pan Igelbaum wpadł na pomysł. Pewnego dnia zjadł obfitą kolację, a po dwóch godzinach, ledwie tłumiąc chichot, wyszedł na korytarz, opuścił spodnie i z premedytacją wypróżnił się na wycieraczkę Niejakiego Kocioła. Następnie obłożył swoje dzieło starymi gazetami, podpalił i kilka razy mocno zapukał. Ukryty bezpiecznie za swoimi drzwiami słyszał wyraźnie, jak Niejaki Kocioł otwiera drzwi i próbuje zadeptać ogień.
Zatarł ręce z uciechy. Konflikt nieuchronnie zmierza w stronę eskalacji.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Pan Igelbaum i Wielkie Słowa
Pan Igelbaum, zły bliźniak Mahatmy Ghandiego, nie lubi wielkich słów. Uważa, że trzeba je zostawić na wielkie okazje. Cóż, czasami trzeba złamać kilka zasad.
Nienawiść.
Nienawiść jest stanem nieodmiennie towarzyszącym panu Igelbaumowi. Pan Igelbaum nienawidzi swojej pracy, która zredukowała go do roli intelektualnego kloszarda. Nienawidzi także swojego szefa, który dzięki panu Igelbaumowi nie musi już się czuć najniższą formą życia w mieście. Pan Igelbaum nienawidzi swoich kolegów z pracy (za entuzjastyczne podejście do upadlającego trybu życia, który prowadzą), a także jedynego podwładnego, którego powinno się już dawno zamknąć w obozie pracy. Za krnąbrność.
Pan Igelbaum nie zostawia swojej nienawiści w pracy, co to, to nie. Zabiera nienawiść do autobusu, gdzie szczodrze obdziela nią roześmianych licealistów i staruszki z kółka różańcowego, które żelazną ręką — czy raczej pośladkami — trzymają wszystkie miejsca siedzące. W domu przychodzi pora na nienawidzenie pasożytów tytułujących się jego dziećmi, ponieważ nie spełniają one wysokich standardów pana Igelbauma. Żonę także szczerze i oddanie nienawidzi, głównie za to, że nie jest jego pierwszą prawdziwą miłością. Właściwie pani Igelbaumowa niczym więcej na mężową nienawiść sobie nie zasłużyła — po prostu znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Dowodzi to jasno bezinteresowności pana Igelbauma, który z duszy i serca nienawidzi każdego, kto tylko nawinie mu się pod rękę. Oddając mu sprawiedliwość nie sposób nie wspomnieć o tym, że siebie osobiście pan Igelbaum też specjalnie nie lubi. Nie znosi swojego ciała, które zimą przypomina tłustego, białego robaka, a latem serdelek z rusztu. Swoją moralność też raczej ma w pogardzie, zważywszy na sporą ilość haniebnych wybryków, które do dziś są ważną częścią jego życia.
Pan Igelbaum, znawca prasy kobiecej, dowiedział się, że mężczyźni jako tacy mają wielkie trudności z ekspresją emocji.
Pan Igelbaum oglądał amerykańskie filmy o seryjnych mordercach i bardzo, ale to bardzo chciał w twórczy sposób wyrazić swoją nienawiść. Tak, jak nikt przed nim tego nie robił; tak, żeby pół świata oniemiało ze zgrozy i zachwytu na raz. Niestety, płyciutka jak hełm angielskiego piechura wyobraźnia, choć rzęziła na pełnych obrotach, nie zdołała wyjść poza zabijanie brzytwą kruchych blondynek o zielonych oczach. Za to również pan Igelbaum wlepił sobie karne punkty.
Pan Igelbaum zwykle odcina się od wszelkich mód i trendów, twierdząc, że jest ponad prądami, które popychają szare masy w te i wewte. Mimo tak twardej postawy nie mógł nie docenić rozgłosu, jakim cieszą się rozmaici wysadzacze, ostrzeliwacze, rozwalacze i podrzynacze.
Pan Igelbaum postanowił zbudować bombę.
Tak spektakularnej eksplozji zsypu nie odnotowano dotychczas w bloku zamieszkiwanym przez pana Igelbauma. Jego nazwisko pojawiło się w miejscowej gazecie, a osiedle nawet pokazano w lokalnej telewizji. Wszyscy sąsiedzi, nawet Niejaki Kocioł, odnosili się teraz do pana Igelbauma z trwożnym szacunkiem — no, w każdym razie przez tydzień od jego powrotu ze szpitala. Na krótki czas pan Igelbaum poczuł się dobrze. A potem wszyscy i tak zapomnieli.
Pan Igelbaum znienawidził ich po siedmiokroć, ale tym razem poprzestał na wygrażaniu pięściami, kiedy nikt nie widział.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Pan Igelbaum ma cojones
Pan Igelbaum, krew jego dawne bohatery, postanowił zademonstrować światu swoje cojones. Wychodząc rano do pracy huknął drzwiami, aż posypał się tynk. W autobusie nie skasował biletu, bo jak się ma cojones, żadne substytuty nie są ci potrzebne. Prawdziwy macho może zajechać na swoich cojones nawet i do Guadalajara, pomyślał pan Igelbaum. W drodze z przystanku większość psów schodziła mu z drogi, co przyjął z umiarkowaną satysfakcją. Prawdziwy macho bez egzaltacji przyjmuje to, co mu się od świata należy.
Praca zeszła mu na brawurowym wymyślaniu szefowi od hijos de puta, i od kompletnego upokorzenia uratował szefa jedynie fakt, że akurat był na delegacji w Reichu. Podczas przerwy na papierosa posunął się nawet do uszczypnięcia w pośladek panny D, która z resztą przyjęła to niemal z radością, gdyż pozostawanie panną przez sześć dekad bez przerwy może się w końcu znudzić. Niestety pan Igelbaum, niesiony falą agresywnego machismo, przepłynął mimo, pozostawiając pannę D nieutuloną w żalu, i z precyzją zawodowego desperado cisnął tlący się jeszcze niedopałek do stojącego cztery metry dalej kosza z papierami. Pożoga, krótka, za to spektakularna, tylko rozochociła pana Igelbauma. Staczając się w otchłań pierwotnej samczości próbował ugasić ogień strumieniem własnego moczu, ale wtedy do biura, z gracją orogenezy hercyńskiej, wsunął się Człowiek-góra z ochrony i natychmiast zwrócił uwagę na niestosowność jego zachowania. Pan Igelbaum, który rozpinał właśnie rozporek nad koszem gorejącym, poradził Człowiekowi-górze, żeby oddalił się w ustronne miejsce i odbył sam ze sobą stosunek seksualny. Na takie dictum Człowiek-góra wyrżnął pana Igelbauma w pysk i zasugerował, żeby zmienił nastawienie, bo w przeciwnym razie wróci do domu ze swoimi cojones w garści. Pan Igelbaum posłuchał, wrócił do domu i wywalił przez okno wszystkie filmy z Antonio Banderasem.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Pan Igelbaum na bezdrożach nauki
Pan Igelbaum, kamyk na poboczu historii, postanowił odcisnąć swój ślad w dziejach ludzkości.
Perpetuum mobile.
Po rozważeniu kilku podstawowych problemów konstrukcyjnych i przyjęciu głównych założeń projektu, pan Igelbaum zamknął się w działkowej altanie, wlał w siebie litr kawy i rzucił się w wir pracy.
Do budowy perpetuum mobile potrzebny był idealny smar. Trzy i pół minuty po rozpoczęciu wynajdywania, pan Igelbaum był w posiadaniu pierwszej próbki. Niestety, był w jej posiadaniu bardzo krótko, ponieważ smar — cudo redukujące tarcie do zera — wyśliznął się cichcem z kolby, spowodował w mieście nieopisany chaos i do dziś podróżuje po świecie, powodując wypadki samochodowe, urazy kończyn i konfuzję wśród psów.
Niezrażony pan Igelbaum zmienił pole swoich zainteresowań.
Prace nad wyhodowaniem wierzby rodzącej gruszki uznał za osobistą porażkę, ponieważ owoce były cierpkie i mączyste.
Podczas przerwy na papierosa udowodnił empirycznie, że Bóg gra z wszechświatem szachrajskimi kośćmi, a kot Schroedingera jednak jest martwy. Zakopał go pod piwoniami.
Sztuczna inteligencja, którą zbudował wykorzystując starą pralkę, sprężyny z kanapy i kilka słoików przetworów, po dwóch minutach konwersacji nazwała pana Igelbauma pitekantropem, obraziła się i do dziś nie odzywa się do swego rodziciela, ale pan Igelbaum twierdzi, że nie ma czego żałować, bo jest strasznie zarozumiała i w dodatku sepleni.
W przebłysku geniuszu znalazł dziurę w całym, ale przez nieuwagę zatkał ją grudką kitu i zapomniał, gdzie jest.
Po tym, jak dzięki chwili wglądu i kwadransie szaleńczej pracy udało mu się wyprodukować alkahest, uniwersalny rozpuszczalnik, pan Igelbaum dał sobie spokój z wynalazczością i zamiast badać przemianę ołowiu w złoto, zajął się praktyczną stroną zamiany złotych w alkohol. Ludzkość przyjęła to z westchnieniem ulgi.
Lej pozostały w miejscu altany osiągnął już półtora kilometra średnicy i rozszerza się w tempie dziesięciu centymetrów miesięcznie. Władze rozważają ewakuację przedmieść.
Sztuczna inteligencja prowadzi talk-show w jednej z prywatnych stacji telewizyjnych.
Smar nadal wędruje. Patrzcie pod nogi.
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Ilustracja: Piotr ‘Grabcu’ Grabiec
Pan Igelbaum olewa system
Pan Igelbaum, żwir w trybach Postępu, postanawia się zbuntować. Już od dawna nosił się z zamiarem wzięcia udziału w jakiejś rebelii. Najchętniej przyłączyłby się do jakiegoś buntu młodych, choć wiek predestynuje go raczej do rzucania mutrami w Urząd Rady Ministrów. Mimo to postanawia pójść na całość. Farbuje włosy na niezdrowy kolor, kupuje koszulkę z Che Guevarą i płytę Sex Pistols. Niepomny na kruche sąsiedzkie zawieszenie broni, słucha muzyki tak długo, aż zaczyna mu się nawet trochę podobać. Co prawda nie ma pojęcia, o co chodzi — z braku lepszego terminu — wokaliście, a rodzina — oprócz syna w koszulce z Fidelem Castro — patrzy na niego jak kępa trawy na stado gnu, rzecz jasna w przerwach między kryciem się po kątach i planowaniem ucieczki. Oliwy do ognia dolewa interwencja policji. Poproszony o przyciszenie muzyki, pan Igelbaum nazywa funkcjonariuszy faszystowskimi oprawcami. W drodze do radiowozu zauważa, że jeden z imperialistycznych psów ma pod mundurem koszulkę z Leninem. Jadąc na komisariat słuchają Dead Kennedys, a jeden z policjantów uspokaja go, że wszystko będzie dobrze.
W oczekiwaniu na przesłuchanie pan Igelbaum widzi, jak policjant z dystynkcjami nadkomisarza cichcem smaruje na własnych drzwiach „ChWDP”. Z kieszeni wystaje mu bilet na koncert Dezertera. Po przesłuchaniu odwożą go do domu i przepraszają za niedogodności.
Co prawda pan Igelbaum jest mocno zdziwiony, kiedy sędzia oczyszcza go z zarzutów zakłócania porządku i znieważenia funkcjonariuszy na służbie, ale zdziwienie mija, kiedy pan Igelbaum odkrywa, że wychodząc sędzia nuci „I fought the law”, a pod togą nosi koszulkę z przewodniczącym Mao.
Pan Igelbaum stwierdza, że pozostało mu tylko jedno wyjście. Na środku miejskiego rynku rytualnie podpala koszulkę z Che Guevarą, rycząc na cały głos „Money make this world go around”. Kiedy zrywają z niego koszulkę z Adamem Smithem, okładają pałami, wloką do suki, a potem wlepiają trzy miesiące pozbawienia wolności, jest szczęśliwy.
koniec
21 stycznia 2005

Komentarze

20 VIII 2010   17:08:01

swietne
trafia w moje poczucie humoru :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Przypadki pana Igelbauma
— Jeży Kowalski

Pana Igelbauma kroniki wtóre
— Jeży Kowalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.