Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jeży Kowalski
‹Przypadki pana Igelbauma›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJeży Kowalski
TytułPrzypadki pana Igelbauma
OpisTo już trzecie spotkanie z panem Igelbaumem! Kto jednak do tej pory nie czytał „Kronik pana Igelbauma” ani „Pana Igelbauma kronik wtórych”, nie musi zaraz rzucać wszystkiego w diabły i ruszać do wcześniejszej lektury. Choć nie mamy nic przeciwko temu.
Gatunekhumor / satyra

Przypadki pana Igelbauma

Pewnego poranka pan Igelbaum znalazł w autobusie portfel. Gładziutki, zaokrąglony tu i ówdzie, emanujący gotówkowym seksapilem, niosący w sobie obietnice dalekich wypraw, kompletnej dyskografii Spoconego Senatora i Jego Reumatyków, a może nawet, kto wie, trzech pierwszych rat za telewizor. Portfel leżał sobie cichutko pod siedzeniem, z dala od ludzkich oczu, ewidentnie upuszczony przez jakąś bogatą, burżuazyjną świnię, która dla kaprysu postanowiła w pojeździe komunikacji publicznej bezrobotnych, meneli, studentów i innych nieszczęśników pokłuć w oczy swoim bogactwem. Leżał i wiódł na pokuszenie.

Jeży Kowalski

Przypadki pana Igelbauma

Pewnego poranka pan Igelbaum znalazł w autobusie portfel. Gładziutki, zaokrąglony tu i ówdzie, emanujący gotówkowym seksapilem, niosący w sobie obietnice dalekich wypraw, kompletnej dyskografii Spoconego Senatora i Jego Reumatyków, a może nawet, kto wie, trzech pierwszych rat za telewizor. Portfel leżał sobie cichutko pod siedzeniem, z dala od ludzkich oczu, ewidentnie upuszczony przez jakąś bogatą, burżuazyjną świnię, która dla kaprysu postanowiła w pojeździe komunikacji publicznej bezrobotnych, meneli, studentów i innych nieszczęśników pokłuć w oczy swoim bogactwem. Leżał i wiódł na pokuszenie.

Jeży Kowalski
‹Przypadki pana Igelbauma›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJeży Kowalski
TytułPrzypadki pana Igelbauma
OpisTo już trzecie spotkanie z panem Igelbaumem! Kto jednak do tej pory nie czytał „Kronik pana Igelbauma” ani „Pana Igelbauma kronik wtórych”, nie musi zaraz rzucać wszystkiego w diabły i ruszać do wcześniejszej lektury. Choć nie mamy nic przeciwko temu.
Gatunekhumor / satyra
Pan Igelbaum stawia czoło
Pan Igelbaum, nominacja w kategorii „rola drugoplanowa”, z pewnym ukontentowaniem przyjął do wiadomości, że na jego osiedlu grasuje wampir. Po pierwsze, wreszcie jego przypuszczenia, że są rzeczy o których się filozofom nie śniło zyskały potwierdzenie i sąsiedzi przestali na jego widok znacząco się uśmiechać. Po drugie, Niejaki Kocioł przestał być w okolicy wrogiem publicznym numer jeden i kiedy wyładowywał frustrację na żonie i sprzętach domowych, pan Igelbaum z uchem przy ścianie rechotał jak opętany, w każdym razie do czasu, kiedy pani Kociołowa wyniosła się do mamy i trochę ucichło. Po trzecie, osiedle ożyło. Zażarte dyskusje toczyły się na korytarzach i w windach, pokazywano sobie nawzajem ślady pokąsania, wzywano pomocy wszystkich bogów przewidzianych ustawowo i uzupełniano ubytki krwi preparatami zastępczymi. Wszyscy zgodnie twierdzili, że to dopust Boży gorszy od plag egipskich, trąb jerychońskich i nierządnicy babilońskiej razem wziętych, ale niepokojąco zadzierali nosa w towarzystwie osób z osiedli terroryzowanych przez prozaicznych alkoholików z trywialnymi siekierami.
Pan Igelbaum postanowił wziąć sprawę we własne ręce. Pożyczył od syna lornetkę i dyktafon, wyciągnął z szafy prochowiec po stryju i ruszył na łowy.
Przez krótki czas na liście podejrzanych pierwsze miejsce zajmował Niejaki Kocioł, z którego mieszkania zaczęły dobiegać prowadzone dość napiętymi głosami konwersacje na temat ssania, ale okazało się, że Niejaki Kocioł pod nieobecność żony nadrabiał zaległości w zakresie kina niemoralnego pokoju. W dodatku zasada cui podest świadczyła na jego korzyść, więc pan Igelbaum wziął się za inwigilację Mocnego Angelo, znanego z nocnego trybu życia i niechęci do czosnku, Kwasibrzucha, jedynego w okolicy osobnika o sinej karnacji i czerwonych oczach, Brudnego Sancheza, który umiał gestykulować uszami, i wielu, wielu innych. Niestety, bez skutku.
W tym samym czasie, ku rozpaczy pana Igelbauma, naprędce sformowany Komitet Ocalenia Publicznego za składkowe fundusze wynajął zawodowego łowcę. Łowca w trzy dni znalazł wampira, skasował należność i miał się już oddalić, kiedy Komitet zażądał wizji lokalnej z udziałem sprawcy. Sielanka rychło prysła, bowiem okazało się, że wampir to wcale nie wampir, tylko kuzyn łowcy ze sztucznymi zębami. Niejaki Kocioł, któremu obaj straszliwie nabruździli, zafundował im epicki łomot, po czym wszyscy rozeszli się do domów, unikając patrzenia sobie w oczy. Wszyscy oprócz Niejakiego Kocioła, który wyszedł z afery bogatszy o dwa zegarki, fundusze Komitetu i odzyskany mir u sąsiadów, i pana Igelbauma, który cichcem wsunął do kieszeni sztuczne kły.
Ilustracja: <a href=mailto:ortheza@wp.pl>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Następnego ranka wszyscy mówili tylko o tym, że na osiedlu grasuje wampir.
Utracona niewinność pana Igelbauma
Pan Igelbaum, złamas par excellence, od zawsze miał kłopoty z pieniędzmi. Co gorsza, były to kłopoty z ich brakiem. Pan Igelbaum z chęcią zamieniłby je na kłopoty z nadmiarem pieniędzy, ale nie znalazł kontrahenta. Majątek osobisty pana Igelbauma osiągał w porywach wartość rynkową porównywalną z wiadrem obornika, i to zardzewiałym wiadrem, więc mijając na korytarzach swojego mrowiskowca takich krezusów jak Mocny Angelo czy Astoria Waldorff, pan Igelbaum popadał w najczarniejszą melancholię.
Pewnego poranka pan Igelbaum znalazł w autobusie portfel. Gładziutki, zaokrąglony tu i ówdzie, emanujący gotówkowym seksapilem, niosący w sobie obietnice dalekich wypraw, kompletnej dyskografii Spoconego Senatora i Jego Reumatyków, a może nawet, kto wie, trzech pierwszych rat za telewizor. Portfel leżał sobie cichutko pod siedzeniem, z dala od ludzkich oczu, ewidentnie upuszczony przez jakąś bogatą, burżuazyjną świnię, która dla kaprysu postanowiła w pojeździe komunikacji publicznej bezrobotnych, meneli, studentów i innych nieszczęśników pokłuć w oczy swoim bogactwem. Leżał i wiódł na pokuszenie.
Pan Igelbaum rozważył w skrytości ducha każde za i przeciw podniesienia ukradkiem portfela i przepuszczenia jego zawartości w jednej orgii rozpasanego wydawania, po czym ostrożnie, zasłaniając się prasą codzienną, podniósł portfel i udając, że zmaga się ze sznurówką wsunął go do bezuciskowej skarpetki. Na moment znów naszły go wątpliwości, czy jednak nie odnieść portfela kierowcy, aby ten zwrócił go właścicielowi, ale uzmysłowił sobie, że to on teraz jest właścicielem, więc w sumie portfel już został zwrócony. Dyskretnie opuścił autobus na najbliższym przystanku, oddalił się w ustronne miejsce i, z sercem wyrywającym się z piersi w niemal erotycznym napięciu, otworzył portfel.
Portfel był pusty.
Ilustracja: <a href=mailto:ortheza@wp.pl>Łukasz Matuszek</a>
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Pan Igelbaum pojął, że właśnie w zamian za trochę świńskiej skóry zaprzepaścił szanse na życie wieczne, załkał więc gorzko i piechotą wrócił do domu.
Pan Igelbaum w ogrodzie muz
Pan Igelbaum, głos wołającego tu i ówdzie, postanowił wreszcie zaistnieć. Zawsze czuł pociąg do sztuki i zdecydował się wreszcie do niego wskoczyć. Drogą selekcji negatywnej wybrał literaturę. Pod nieobecność rodziny zasiadł przed komputerem, uruchomił piracką kopię edytora tekstu jednego z dominujących na rynku producentów, od jednego machu wypił litr kawy, zasępił się ciężko i wymyślił fabułę.
Fabuła jego pierwszego dzieła, w założeniu prosta, miała wyglądać tak: stryj księcia, dajmy na to, Danii zabija mu ojca, żeni się z jego matką i sam zasiada na tronie, więc chłopak udaje szalonego, by zemścić się na mordercy. Oczywiście po drodze jucha leje się hektolitrami i wszędzie fruwają strzępy damskiej bielizny, więc sukces wydawał się murowany. Niestety, kiedy pan Igelbaum rozmyślał, jak właściwie ochrzcić głównego bohatera, usłyszał na wysokości ciała migdałowatego jadowite syknięcie „Hamlet! On miał na imię Hamlet!”, a zaraz potem uroczyste przyrzeczenie, że jeśli natychmiast nie przestanie, to kiziory niejakiego Szekspira zrobią mu z tyłka podnóżek dla Fortynbrasa.
Po jakimś kwadransie i następnym litrze kawy pan Igelbaum odzyskał kontenans na tyle, by ponownie zasiąść przy klawiaturze, choć nie mógł powstrzymać się od nerwowego zerkania za siebie. Porzucił pierwotny plan i zaczął od nowa.
Tym razem postanowił pójść na całość. Rozmach, ot co! Armie wywlekające z siebie bebechy pośród bezkresnych pól, zdrada i odkupienie, miłość ojczyzny, bohaterstwo, błysk stali i prochowy dym gwarantowały powodzenie, jeśli tylko rozsądnie połączyć je z fruwającymi strzępami damskiej bielizny. A na ekranizację tłumy waliłyby drzwiami i oknami.
Kiedy już był pewien, że arcydzieło jest tuż-tuż, ot, wystarczy ubrać je w słowa, inny głos obiecał uroczyście, że kiziory Sienkiewicza zrobią panu Igelbaumowi to, co jeden z bohaterów uczynił wrażej kolubrynie. Pan Igelbaum rozsądnie zrezygnował ze szturmu.
Po kolejnym dzbanku kawy, zmianie koncepcji i wkomponowaniu w akcję strzępów damskiej bielizny pan Igelbaum był już zbyt roztrzęsiony, by zapamiętać czyje kiziory mają w planach zaciągnięcie go na wzgórze za miastem i przybicie do dwóch skrzyżowanych belek, jeśli nie zajmie się czymś pożytecznym.
Pan Igelbaum pomyślał, że naprawdę, ale to naprawdę boi się tego, co będą miały w planach kolejne kiziory, więc przegnał natrętne natchnienie, wyłączył komputer i został odwieziony na toksykologię, gdzie wyleczono go z zatrucia kofeiną.
koniec
15 lutego 2006

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Pana Igelbauma kroniki wtóre
— Jeży Kowalski

Kroniki pana Igelbauma
— Jeży Kowalski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.