Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Patroń
‹2man›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Patroń
Tytuł2man
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1975 r. w Krasnymstawie wyznawca Philipa Kindreda Dicka.
GatunekSF

2man

1 2 3 »
Trafisz na Marsa. Jest tam inaczej, niż się powszechnie sądzi. To walka o biologiczne przetrwanie. Nie zalewają nas produktami o dumpingowych cenach. Brakuje tam wysoko rozwiniętej produkcji masowej. To w istocie kolonia karna, jak niegdyś Australia.

Grzegorz Patroń

2man

Trafisz na Marsa. Jest tam inaczej, niż się powszechnie sądzi. To walka o biologiczne przetrwanie. Nie zalewają nas produktami o dumpingowych cenach. Brakuje tam wysoko rozwiniętej produkcji masowej. To w istocie kolonia karna, jak niegdyś Australia.

Grzegorz Patroń
‹2man›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Patroń
Tytuł2man
OpisAutor pisze o sobie:
Urodzony w 1975 r. w Krasnymstawie wyznawca Philipa Kindreda Dicka.
GatunekSF
Finał ma miejsce gdzieś głęboko w Chinach na początku dwudziestego wieku. Bezgwiezdne niebo to jednolita, granatowoczarna otchłań, jedynie tuż nad jaśniejącym horyzontem nieruchomo tkwi kilka chmur. Pomimo nocy widoczność jest zadziwiająco dobra.
Budowli nadano kształt prostokąta z wielkim, częściowo zadaszonym dziedzińcem. Prosty, dwuspadowy dach od wewnątrz wsparto dwoma rzędami kolumn. Gdy spojrzymy między nimi wzdłuż dłuższego boku, zdają się nie mieć końca. Wrogowie czają się na dachach, a w oddali znajdują się drzwi. Jeśli Steve McQueen do nich dotrze, ma szansę przeżyć. Rusza i niemal od razu trafia go pocisk. Upada na plecy. Chwyta się drewnianej przegrody i siada. Dotyka miejsca na środku torsu, gdzie na białym marynarskim stroju zakwita czerwony kwiat. Niezgrabnie wali się na bok, aż czapka ląduje na wiekowej posadzce. Lewą ręką przysuwa karabin i z widocznym trudem powraca do pozycji siedzącej. Z mroku dobiegają nawoływania nieprzyjaciół, niezrozumiałe i obce jak głosy egzotycznych ptaków. Steve z widocznym w oczach napięciem unosi broń, będzie walczył do końca.
Nagle zamyśla się, jego ciało wiotczeje, karabin ląduje na nogach. Wypowiada słowa, które nie dają mi spokoju, niemal drżę na myśl o nich. Zdziwiony mówi „Byłem w domu”. Nabiera powietrza i tym samym tonem dodaje „Co się stało?”. Zamyka oczy, oddycha głęboko i powtarza, krzycząc „Co u diabła się stało?!”. Wtedy trafia go druga kula. Ciało się zgina, przez chwilę wydaje się, że zastygnie półsiedząc, przełamany niczym marionetka, jednak powoli przechyla się i gdy spoczywa na obojętnych, kamiennych płytach nie ma wątpliwości, że nie żyje.
Kamera powoli oddala się i widać cały dziedziniec upstrzony znieruchomiałymi sylwetkami. Chyba przechodzą mnie dreszcze, płaczę. Teraz rozumiem ten tekst, dociera do mnie sens tytułu filmu. „Ziarnka piasku”. Jesteśmy jak one, ciskane w różne miejsca. „Byłem w domu. Co się stało. Co u diabła się stało?!”. Jedyne pocieszenie znajduję w tym, że nie jestem sam. Jest nas armia. Armia ziaren piasku, przerzucanych z jednego miejsca w inne. To my polerujemy kamienne płyty, zdziwieni, zagubieni.
Chciałbym tak jak Steve zerwać się do biegu o wszystko, ale mogę jedynie zasypiać i budzić się do rytmu podniosłej muzyki płynącej ze słabej mocy głośników. Oraz wspominać.
• • •
Wstaję zły, nie wiem dlaczego. Gestem odganiam poranny awatar telefonu – hologram nagiej dziewczyny. Jest d o s k o n a ł a. Irytuje mnie. Przeszkadza mi regularność rysów i budowy, ale najbardziej drażni mnie brak reklam. Postać ma małe logo producenta wytatuowane na lewej stopie, to wszystko. Jeśli jesteś nadziany, możesz spersonifikować awatar, dodać znamię, jedną pierś uczynić delikatnie większą i tym podobne podniecające akcenty. Dziewczyna może być nawet ubrana w markowe ciuchy i na twoje życzenie, przeciągając się powoli, zrzuci z siebie łaszki, ale przede wszystkim możesz ją wytatuować. Logo prawdziwej marki to spora kasa, jednak widok jest wart tych pieniędzy. Moja to model standardowy. Przeganiam ślicznotkę. Obrażona znika, lubieżnie wypinając pupę. Mam ochotę ją przywołać, ale matka wzywa na śniadanie.
Poświęca się – to mówi spojrzenie, którym mnie obdarza. Akurat trwa ten-najważniejszy-moment noweli „Sąsiedzi 451”, najlepszej produkcji w historii branży rozrywkowej, ale ona bohatersko przygotowuje posiłek dla niewdzięcznego syna. Czynność ta zabiera jakieś dwie minuty.
Dostrzegam, że nie działa mikrofon, przez co matka nie może w pełni uczestniczyć w interaktywnym widowisku, ale przecież nie poprosi o pomoc. Gdy wychodzi do łazienki, ustawiam jej co trzeba. Nie gadamy, ona zatopiona w serialu, ja powoli przeżuwam, mikrogestami segregując szybki strumień wiadomości wyświetlany na siatkówce oka, pomieszany z zabawnymi filmikami i informacjami, co porabiali znajomi. Jestem rozdrażniony. W powietrzu niemal fruwają błyskawice.
Głupia sprawa. Gdy sięgam do szafki po szklankę, w ręku zostaje mi gałka drzwiczek. Przez chwilę wpatruję się w nią, a matka dostrzega, co się stało. Bezmyślnie próbuję umieścić urwany element na swoim miejscu, ale cudów nie ma.
– Już wychodziliśmy na prostą – mówi zrezygnowana. – Jedyne wyposażenie tej nory, z którego mogę być dumna, którym mogę się pochwalić, to ten naścienny firmowy komplet szafek kuchennych! – rozkręca się. Jej świdrujący głos wzbiera, jakby pękła niewidoczna tama. Gubi litery, krzyczy histerycznie. – Przecież wiesz, że nie stać nas na zakup dobrych mebli bez gwarancji! We wtorek przychodzi serwisant sprawdzić stan szafek! Pewnie tego modelu już nie robią i będę musiała wymienić wszystkie okucia! Wiesz, ile kasy w to trzeba będzie władować?
Słychać ją jeszcze na klatce schodowej. Wybiegam na dwór. Dzwonię po Jamę. Jama to mój najlepszy kumpel. Podobny jest trochę do awatara, bo jego rodziców stać było na podstawowy pakiet poprawek genetycznych. Ma nawet logo na stopie. Mówi, że jego ojciec zawsze się krzywi, jak widzi ten znak. A ja mu zazdroszczę tej symetrii. Ładny chłopak, jak mówi matka.
– Mój ojczulek miał kiedyś ten, no. Do łączenia rzeczy. Klej. Nie wiem skąd. Może uda się trochę wycyganić. Czekaj tu, zbadam temat – mówi. Wiadomo, to sprawa nie na telefon.
Nosi mnie. Nie mogę usiedzieć na miejscu. Matka wydzwania bez przerwy. Wkurza mnie to, bo mam socjalny abonament. Wyczerpie limit i będę mógł odwiedzać tylko jakieś badziewiaste serwisy z karnej listy. Suka.
Nawet wszechobecny niebieski w szerokiej palecie odcieni nie uspokaja. Udostępniam Jamie moją lokalizację i lecę na automaty. Wykorzystuję darmową sesję na „Bij Marsjanina”. Naparzam czerwone kukły. To przez tych złośliwych Marsjan, o których mówią „wrzód wyhodowany na własnym ciele”, trwa kryzys. Nie damy się ekonomicznie degeneratom z czwartej planety. Walę z kolana w czerwony łeb i mam dość.
– Nieźle dostał w trąbę, nie? – mówię do granatowej skrzynki, gdzie można kupić czas na płatnych automatach.
– Prawdziwy patriota z ciebie. Oferuję zniżkę na…
– Lać czerwoną hołotę! – przerywam automatowi i wychodzę. I tak jestem spłukany.
Tęsknię trochę za moim awatarkiem w porannym wcieleniu. Nazywam ją Gają, to teraz popularne imię. Gdzie ten Jama? Pewnie nic nie wykombinował.
Jak na zawołanie wyłania się na końcu turkusowego chodnika. Jest podrasowany i bardziej odporny na stres, ale dobrze go poznałem i nie zmyli mnie jego wyprostowana sylwetka. Od razu to dostrzegam – wielki cień porażki.
• • •
Akcja filmu rozgrywa się w Chinach. Steve McQueen gra postać mechanika okrętowego, Jake’a Holmana. To bezsprzecznie najlepszy aktor w obsadzie. Niektórzy przesadzają z gestami, mimiką, a Steve po prostu jest marynarzem, co daje się odczuć. Ma swoją godność, której ani na chwilę nie chce odrzucić, i niewyszukane potrzeby. Jego postać jest szczera, gra bardzo naturalnie.
Nie obchodzi go polityka, co udowadnia na obiedzie z pastorem i oficjelami na początku filmu. Starcy tłumaczą sytuację Chin przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, spierając się, czy obecność kanonierek, które patrolują rzeki w obronie interesów państw zachodnich, jest właściwa. Próbują poznać jego opinię, wskazując, że przecież sam będzie służył na okręcie bojowym, amerykańskiej kanonierce patrolującej chińskie rzeki. On się śmieje, gdy jeden z nich w zabawny sposób demonstruje okrucieństwo lokalnych kacyków. „Ja tylko dbam o silnik, cała reszta to tylko pic na wodę. Ja się w to nie bawię”, tak im odpowiada.
To profesjonalista. Po przybyciu na okręt mówi „Najpierw chcę zobaczyć silnik”. Wchodzi do maszynowni, z czułością dotyka wielkich maszyn. „Cześć silniku, jestem Jake Holman” – powiada i widać, że czuje się tam dobrze. Oto jego miejsce, jego świątynia. Tu złożył serce.
• • •
Tak jak myślałem, Jama nic nie załatwił. Przez chwilę omawiamy sprawę. Jak przyczepić urwaną gałkę do drzwiczek, żeby serwisant się nie zorientował? Jama dzwoni w jakieś miejsca, coś tam mruczy półsłówkami i w końcu mruga do mnie. Nie chce zdradzić, o co chodzi. Ruszamy.
Nigdy nie byłem w tej peryferyjnej dzielnicy, mój towarzysz też. Stąpam ostrożnie. Staram się nie rozglądać, tylko zerkam ukradkiem na boki. Czuję obserwujące nas niewidzialne oczy. Panuje tu dziwna atmosfera, jakby powietrze było jednocześnie lżejsze i ostrzejsze. Mieszają się różne zapachy, niektóre odpychające, ale inne niesamowicie pobudzające. Chce mi się biec i podskakiwać, ale się opanowuję. Czuję się dobrze, wręcz wyśmienicie.
1 2 3 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Opanowanie Teda Simmonsa
— Grzegorz Patroń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.