Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 11 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Tomasz Puchała
‹Anomalia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorTomasz Puchała
TytułAnomalia
OpisTomasz Puchała (pseud.), zwyczajny mieszkaniec dużego, polskiego miasta. Zmartwienia zwalcza pisząc opowiadania i doskonaląc umiejętności na bokserskim ringu. Ceni dobre opowieści i szczerych ludzi.
GatunekSF

Anomalia

« 1 2 3 4 »
Wieszcz stwierdził z sześćdziesięciopięcioprocentową pewnością, że wino z rezydencji Alvaresa pochodziło z kolekcji prywatnej, na co wskazywałby osad na szkle i w płynie, właściwy wysokogatunkowym odmianom tego trunku. Nic, co by zaskakiwało. Tak jak fakt, że rozrzucona w sypialni odzież pochodziła z ekskluzywnych sklepów. Perfumy, jakich używali ich właściciele, były damskie – luksusowa XIII Dynastia oraz Grzech Zimowego Poranka – a także dwa męskie antyperspiranty. Wieszcz zarejestrował również ślady cieplne trzech mężczyzn i dwóch kobiet. A co najważniejsze, zebrał próbki DNA!
• • •
Nic tak człowieka nie ratuje w życiu jak koneksje. W moim przypadku – znajomość z właścicielką firmy biotechnologicznej, posiadającej certyfikat dostępu do policyjnej bazy danych kodu genetycznego. Zawierała się w niej wiedza na temat nie tylko wszystkich mieszkańców Słonecznego Miasta, ale i kraju. Dzięki bazie policja zyskała potężne narzędzie do zwalczania przestępczości, a dziennikarze niezastąpione źródło informacji. W ten sposób, w mniej niż pół godziny po przekroczeniu progu firmy, miałem już listę nazwisk osób, które jako ostatnie przebywały w domu Alvaresa. Po pierwsze, nie było wśród nich samego gospodarza. Po drugie – ich nazwiska niewiele mi mówiły. Poza jednym.
W archiwum Dekonspiratora znalazłem serię artykułów na temat Władimira Ostruckiego, milionera ze Słonecznego Miasta. Nazywano go tutaj Królem Soi, bo wszystkie okoliczne plantacje tej rośliny należały właśnie do niego. Był to człowiek z tajemniczą biografią. Potomek imigrantów z Europy Wschodniej z ogromną smykałką do interesów, który stronił od skandali i cenił prywatność. Rok temu w jego posiadłości doszło do tragedii. Z treści artykułu nie do końca było jasne, co się stało, poza tym, że któregoś dnia Ostrucki nakrył w domu żonę z kochankiem Hektorem C. Wybuchła awantura. W jej trakcie miał miejsce nieszczęśliwy wypadek. Kobieta najwyraźniej poślizgnęła się na schodach i skręciła kark. Chociaż policja nikogo nie oskarżyła, od tego czasu Ostrucki wycofał się z życia publicznego.
Co, do diabła, miał sojowy milioner do tych domów i zaginięć ich właścicieli? Był tylko jeden sposób, by się o tym przekonać.
Jedną z osób z listy okazała się Sonia, właścicielka małego lokalu fryzjerskiego na tyłach placu Bolivara. Obserwowałem ją z ulicy przez szklaną witrynę i zastanawiałem się, co ją łączy z Ostruckim? Czy była jego kochanką? Prezencji jej nie brakowało. Ładna kobieta o hebanowej, błyszczącej skórze i ciemnych, pofalowanych włosach, przyciągająca męską klientelę zgrabną figurą tancerki samby, której blasku nie odbierała nawet zagipsowana noga. Kończyła strzyc jednego pana, któremu się gęba nie zamykała, zapewne od prawienia komplementów. Kobieta zręcznie wywijała nożyczkami wokół jego głowy, ale podejrzewam, że nawet gdyby strzygła jak ślepa, i tak mężczyzna dalej siedziałby na fotelu z zadowoleniem. Z oporami też z niego schodził, gdy zabieg dobiegł końca. Patrząc jak opornie płaci, jak ociąga się przy kontuarze z terminalem płatniczym, odniosłem wrażenie, że ten człowiek nigdy stamtąd nie wyjdzie. Wreszcie stało się i Sonia – na krótką chwilę, jak sądziłem – została sama w lokalu.
Głupio to musiało wyglądać, gdy człowiek nie potrzebujący usług fryzjera zamierza z nich skorzystać. Najwyraźniej jednak kobieta była przyzwyczajona do tego typu sytuacji, co wcale mnie nie dziwiło. Wszedłem, zamówiłem strzyżenie i już na fotelu, podczas pozorowanego zabiegu, wdałem się w luźną konwersację o tym i owym. Jak większość fryzjerek, Sonia lubiła poplotkować o ludziach znanych, toteż na rozgrzewkę rzuciłem jej parę mniej znanych kawałków o tutejszych aktorzynach. Temat bardzo ją zainteresował i gdy skończyła opowiadać, jak to uwielbia Virgilię z serialu „Stąd do Bahia”, przeszedłem do ataku.
– A słyszała pani coś ostatnio o tym bogaczu? Władimirze Ostruckim?
Ruch nożyczek ustał. Na krótką chwilę, lecz to wystarczyło za odpowiedź.
– Nie, a kto to? – skłamała.
– Króla Soi pani nie zna?
– Słabo kojarzę – kręciła dalej.
– A zna pani ten dom w Zielonym Zaułku, co niedawno spłonął po wybuchu gazu?
Tym razem przestała strzyc na dobre. Spojrzała na mnie uważnie w lustrze.
– Jest pan z policji? – zapytała.
– Gorzej. Z prasy.
Zamilkła. Na jej twarzy odmalowało się napięcie, może zalążek strachu.
– Czy pani zdaje sobie sprawę, że właściciel tego domu prawdopodobnie został zamordowany?
– Nikogo nie zamordowałam! – zaprotestowała.
– Może pani zagipsowana noga ma coś z tym wspólnego? – kontynuowałem. – W tym domu, tuż przed jego zniszczeniem, to pani była, prawda? Proszę nie zaprzeczać.
Westchnęła głęboko, z rezygnacją.
– Dobrze, powiem wszystko co wiem. Tylko proszę nie ujawniać, że to wyszło ode mnie, bo jeszcze ta suka mnie pozwie.
• • •
Niebo roiło się od monolotów. Opływowe, podłużne pojazdy z rozłożonymi skrzydłami przypominały szybujące owady. Czerwone, żółte, zielone, turkusowe, purpurowe. W godzinach szczytu przestrzeń powietrzna Słonecznego Miasta kipiała od nich. Mój był czarny, dosyć mały i wolny, ale przynajmniej niewiele palił. Leżałem w fotelu, gapiąc się na dane pojawiające się na wyświetlaczu wbudowanym w szybę kokpitu. Wieszcz oceniał, że z sześćdziesięciojednoprocentowym prawdopodobieństwem w przeciągu najbliższych trzech minut dojdzie do zakorkowania Alei Budowniczych. Dawał też osiemdziesiąt pięć procent na zatkanie się Trasy Nowoświatowej w przeciągu godziny. Na siedemdziesiąt dwa procent o szesnastej miano zamknąć na dziesięć minut najwyższe arterie miasta z powodu turbulencji powietrznych. Algorytm przetrawiał te ponure informacje i opracował najkorzystniejszą trasę przelotu. Raz wyświetlał, że dolecę na miejsce za siedem minut, innym razem, że za pięć. Wciąż nie mógł się zdecydować.
Wtem zrobiło się jakoś ciemniej. Monolot wleciał pod parasol z ciężkich chmur. Coś uderzyło w jego kadłub. Głuchy dźwięk. Zanim zorientowałem się, co to było, z nieba spadło mrowie białych kul. Grad. W czerwcu. Kule lodu leciały z nieba i z hukiem odbijały się od monolotu. Pojazd zakołysał się i gwałtownie obniżył wysokość, aż mnie ścisnęło w żołądku. Inni pasażerowie też musieli tego doświadczyć. Wszystkie monoloty schodziły na niżej położoną trasę. Ruch zakorkował się.
Musiałem to sprawdzić. Według wieszcza szansa spadnięcia gradu wynosiła zero przecinek trzy tysięczne procent. To już nie był nawet kiks, lecz coś innego. Anomalia. Mógłbym o tym napisać. Ludzie uwielbiali czytać o anomaliach – wydarzeniach tak nieprawdopodobnych, że wydawałoby się niemożliwych. A jednak do nich dochodziło. I chyba tylko dzięki nim mogliśmy udawać, że świat wciąż ma przed nami jakieś tajemnice. Dlatego niektórzy z pasażerów monolotów niewątpliwie przeżyli z powodu gradu chwilę zachwytu, ba, już pewnie dzwonili do krewnych i znajomych, by się podzielić wrażeniami. Dla mnie nie było w tym nic zachwycającego. Przeciwnie. Przez anomalię omal nie spóźniłem się na spotkanie.
Dzielnica Amazonia bardziej przypominała rezerwat przyrody niż fragment miasta. Okoliczne posiadłości sprawiały wrażenie wysp cywilizacji, otoczonej przez niewykarczowaną dżunglę.
Dom, do którego leciałem, stał nad sztucznym oczkiem wodnym. Był to dosyć okazały, dwupiętrowy budynek żółtego koloru, z dachem pokrytym czerwoną dachówką oraz zamkniętymi na głucho drewnianymi okiennicami. Jego właścicielka – osiemdziesięcioletnia emerytka o imieniu Ana – jak dowiedziałem się z jej profilu w serwisie społecznościowym „Gerontokracja”, niedawno udała się w rejs dookoła świata. W ostatnim opublikowanym poście zdradziła, że szybkiego powrotu do Słonecznego Miasta nie planuje.
– Za około dwadzieścia lat – napisała.
Wylądowałem na małym lądowisku nieopodal oczka wodnego. Przy zaparkowanych monolotach poznałem pozostałych gości. Poważnego, małomównego Joao i rozgadaną Ewę, która ledwie się przedstawiła, a już zdążyła zdradzić, że jest hostessą, ale marzy o zostaniu gwiazdą. Patrząc na to, jak wyglądała i słuchając tego, co mówiła, uznałem, iż prawdopodobieństwo odniesienia przez nią sukcesu wynosiło zero koma zero. Za to dużo się uśmiechała, czego nie można było powiedzieć o kobiecie, na której ogłoszenie w Internecie odpowiedziałem.
Przeciwsłoneczne okulary z czerwonymi oprawkami zasłaniały jej pół twarzy, zaś szyję oplatał sznur korali tego samego koloru. Była gdzieś po trzydziestce, niebrzydka, choć bijący od niej chłód ujmował blasku jej urodzie. Twierdziła, że ma na imię Lena. Pod pachą trzymała papierową teczkę.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.