Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Łobik-Przejsz
‹Nina, zez i służki›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Łobik-Przejsz
TytułNina, zez i służki
OpisAutorka pisze o sobie:
Mama i żona. Filolog, na co dzień redaktor w branżowym dwutygodniku. Eskapistka, wciąż jeszcze niewyleczona z ułud. Nie wiedzieć czemu, coś tam pisze po godzinach (wiersze wcale niewesołe, opowiadania), udziela się w e-zinie. Wydała książeczkę dla dzieci „Ola i Królestwo Niespełnionych Marzeń”. Druga, zatytułowana „Tajemnica Szpargałowa”, właśnie szuka wydawcy.
Gatunekgroza / horror

Nina, zez i służki

« 1 2 3 4 »

Agnieszka Łobik-Przejsz

Nina, zez i służki

Zajrzała pod leżak. Pogłaskała Tapa. Czerwony niedźwiadek o martwych oczach popatrzył z urazą. Wycałowała jego ciałko. Jej ukochany Balan. Co? Aha, mówi, że Nina jest ich maleńką, Czarną Gosposią. Ich Panią.
Nina to uwielbia. Zawsze zazdrościła pani w przedszkolu, że jest panią i że dzieci za nią przepadają. Teraz ona może rozkazywać swoim zwierzątkom. Ale kto rozkazywałby takim kochanym pluszakom? Wystarczy jej, że ciągle na nią patrzą, obserwują z miłością każdy jej ruch.
Balan, mój niedźwiadek własny
Jest potężny i jest straszny.
Mój czerwony miś z otchłani
Ciągle tylko chce do Pani.
Następny w kolejce czeka Abigor. Nina porządnie wyczesuje kolorową grzywę gumowego kucyka. To właśnie o niego pokłóciła się wczoraj z Kariną. Przyjaciółka wymyśliła zabawę w transport i zabijanie koni. Chciała wymazać go kupą z nocników maluchów. Mówiła, że konie dużo srają i sikają podczas transportów. Nina pobiegła na skargę do pani. Karina nie odzywała się potem ani słówkiem. Po jakimś czasie jednak uśmiechnęła się do niej, tylko tak jakoś inaczej. Tak słodko, że Ninę aż ścisnęło w sercu.
Po tym zdarzeniu Abigor przez całe popołudnie lizał rękę Niny. Sinym, długim, rozdwojonym na końcu językiem.
Przy nim czuła się bezpiecznie. Nie chciała już bawić się z dziećmi, zwierzątka zajmowały jej dużo czasu. Z troską zauważyła, że konikowi odpada naklejane oko. Poprosi panią o klej.
Patataj, patataj
Pojedziemy w ciemny kraj.
Pędź, nieczysty mój koniku,
Gdzie duszyczek jest bez liku.
Nina zobaczyła, że Nowi kończą leżakowanie. Zaraz będą mogły iść na podwórko. Pomyślała, że nie zdąży zapytać Kariny, kiedy ma przyjść na urodziny.
Uff, no dobra, już prawie wszyscy podopieczni. Został jeszcze tylko różowy króliczek Rosier.
On jest najmilszy. Ma gładkie, aksamitne futerko. Szepce najcudowniejsze słowa, jakie kiedykolwiek słyszała. Nikt tak do niej nigdy nie mówił. Nawet miła pani Kasia z parteru, która zawsze daje jej czekoladowego cukierka i mówi: „rybeńko”.
Od słów Rosiera znowu robi jej się słabo. Jakby wsiadła na białą chmurkę i płynęła ponad przedszkolem, domem, szarymi ulicami. Gładzi go czule i szepcze do długiego, różowego ucha:
Mój Rosier, słodki króliczek
Ciągle głaszcze mój policzek.
Mój króliku, ciemny, skryty
Zabierz mnie do swojej świty.
Gotowe. Teraz może już porozmawiać.
– Karina, kiedy masz urodziny?
Cisza. Oczy podwładnych uporczywie wpatrzone w przywódczynię.
– Kupić ci maskotkę? – Nina uśmiecha się wazeliniarsko poczerniałymi zębami.
Jasne oczy Kariny nieruchomieją. Wygląda jak ryba w agonii. Zdziwiona, z otwartymi ustami, spazmatycznie łapie nikłe oddechy. Piegowaty nos osypany kropelkami potu. Patrzy na Ninę tak, jakby jej nie widziała.
Ciszę przerywa beknięcie Pauliny. Strawiony podwieczorek: budyń i połówka jabłka. Karina budzi się z letargu.
– Nie zbieram maskotek, a urodziny mam pojutrze.
– A co to za niespodzianka, o której mówiłaś?
– …zobaczysz.
• • •
Poranek jest ciemny i ponury, w sali palą się jarzeniówki. Jedna z nich mruga niespokojnie. Właśnie pod nią siedzi Nina.
Przedszkolanka przygląda się dziewczynce. Co ta mała z siebie zrobiła? Tak się oszpecić. Matka tłumaczyła, że dziecko straciło włosy przez przypadek, podczas jakiejś zabawy u koleżanki. Nina powiedziała, że włosy skleiły się gumą do żucia i mama obcięła je „na łysą pałę”. Dzieci, bezlitosne w takich wypadkach, nie wyśmiewały się, ale i stroniły od wspólnych zabaw.
Drganie żarówki nadaje sali pozór posępnej dyskoteki. Ogolona głowa i blada twarz zatopione wśród maskotek. Nina siedzi w błyskach jarzeniówkowych piorunów, w kolorowym, sztucznym ogrodzie. Tonie w bagnie zabawek. Znad tęczowego grzęzawiska widać tylko głowę i chude ramiona. Bawi się jak zwykle w „lalki-księżniczki”. Nie wie, co stało się na urodzinach Kariny. Chyba coś strasznego, bo potem przez tydzień „na niby chora” nie chodziła do przedszkola. Nie mogła sobie nic przypomnieć, chociaż bardzo się starała. Pamiętała tylko coś, co zobaczyła za zezem, z drugiej strony oczu. Tej, która jest wewnątrz głowy.
Ale nie. Nikomu nie powie, co widzi za zezem.
Najbliżej niej siedzą ukochane zwierzaki. Dba o nie, a one jej pomagają. Służą radą i pomocą. Rozweselają. Spełniają życzenia. Lisek, niedźwiadek, konik i królik są teraz jej całym światem. Nie boi się już chodzić do przedszkola. Przestała zwracać uwagę na Nowych.
Zwierzaki powiedziały jej coś bardzo fajnego: ani Karina, ani żaden inny Nowy nie zrobią jej już krzywdy. Najbardziej żałowała, że nie może zabrać przyjaciół do domu. Tak bardzo za nimi wtedy tęskni. W przedszkolu chodzi z nimi wszędzie, nawet do ubikacji. Je z nimi i śpi. Zabawki są do niej przyssane, przyszyte czymś niewidzialnym, ale bardzo mocnym.
A najbardziej nienawidzi chwili, kiedy mama po nią przychodzi. Musi wtedy zostawić Tapa, Rosiera, Abigora i Balana i iść do domu. Nie wie, co się wtedy z nimi dzieje.
Nawet na odległość jednak czuje ich obecność. Słyszy. Łowi słowa, które są przeznaczone tylko dla niej. Słowa, jakich nigdy wcześniej nie słyszała. Widzi. Wtedy, kiedy zamyka oczy. Ogrody, w których nigdy nie była. Lasy wilgotne i ciemne, o szklanych kwiatach pochylonych zawsze na zachód.
Umiesz już chodzić po wszystkich dusznych ścieżkach, rozpoznawać żebra cichych drzew. Nadzieje bez głów przed Tobą uciekają. Pragnienia dudniące leżą, bez pęt.
• • •
Przedszkolanka przeczesała palcami sypkie włosy: co jest, do diabła, z tą pogodą? Deszcz już któryś dzień z rzędu zamazywał widok za oknem. Wykrzywiał wszystko, rozciągał czas.
Westchnięcie zaplanowane jako wyraz melancholii wyszło jak sapnięcie dorodnej kobyły. Popatrzyła, marszcząc brwi, na resztki perłowego lakieru na paznokciach. Rozejrzała się po sali zabaw. Ospałe dzieci bawiły się, wydając nieartykułowane dźwięki, któreś tam chciało siku. No to niech idzie…
Ewelina Jagodzianka odtwarzała w myślach przedwczorajszy pogrzeb. Kurde, pomyślała, mogłam się lepiej ubrać. I ten wieniec od delegacji z przedszkola: trochę tandetny. To ta sknera dyrektorka. Matka dziewczynki była super elegancka: blada, ciemne okulary, prawie jak na filmie. Ojciec też. W końcu szanowany lekarz.
Boziu, jak to nie wiadomo, skąd na człowieka nieszczęście przyjdzie. Kiedy dziecko zemdlało, nikt jeszcze nie podejrzewał niczego groźnego. Mało to razy coś się dzieciakom przytrafia? Ale kiedy mała zaczęła regularnie tracić przytomność i nie można było zatamować krwotoku z nosa, ona i inne wychowawczynie wystraszyły się nie na żarty.
Żal jej było ojca Kariny: postarzały o dziesięć lat, z trzęsącymi się rękami. W końcu oznajmił najgorsze: zaawansowana ostra białaczka. Przedszkolanka wytarła cichą łzę, która znaczyła na policzku ciemną drogę.
Dziesięć sekund później Ewelina zastanawiała się, czy kucharka nie ma przypadkiem zmywacza do paznokci. Trzeba coś zrobić z tym lakierem.
• • •
Mama spóźniała się. Nina kiedyś odliczała minuty do odejścia ze znienawidzonego przedszkola, teraz chciała tu zostać na zawsze.
Dziewczynka wpadła na wspaniały pomysł. Natychmiast po przyjściu matki zapytała:
– Mamooo? Mogę iść sama do szatni?
– Po co? Co znowu wymyślasz?
– Zapakuję do worka strój gimnastyczny. Mamooo, mogę? Pliiiiiiiis!!!
Przy ostatnim słowie Nina uniosła ręce w błagalnym geście. Wiedziała, że to zrobi wrażenie. Tak robili ostatnio wszyscy. To była najnowsza moda.
– Dobra, idź. – Edyta chciała jeszcze chwilę poplotkować z wychowawczynią na temat pogrzebu koleżanki Niny.
Matka i córka wyszły na podwórko. Była późna jesień i szybko robiło się ciemno. Tu i ówdzie paliły się już latarnie. Ninę rozpierała energia. Była niezwykle pobudzona. W podskokach kierowała się do furtki, ale po drodze huśtała się, grzebała w mokrym piasku.
Edyta z niesmakiem przyglądała się córce. Wychudła, zbrzydła. Wyglądała jak ciemny konik polny skaczący w przyspieszonym tempie. Jej głowa, prawie bez włosów, jasna i duża, przesuwała się szybko wśród przyrządów do zabaw i coraz gęstszych cieni.
« 1 2 3 4 »

Komentarze

03 V 2015   15:39:34

Mroczne, ale wciągające. Szczególnie dla kogoś kto ma dzieci w takim wieku.

13 VI 2016   12:53:29

Potwierdzam - to opowiadanie czyta się zupełnie inaczej, jeśli ma się do czynienia z dziećmi w podobnym wieku. Dreszcze przenikają. Podoba mi się rytm opowiadania, ze scenami z różnych punktów widzenia i tekstami kursywą, zwiększającymi napięcie niczym pieśń w tle, coraz głośniej nucona przez chór.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Pobudka Tenebre
— Agnieszka Łobik-Przejsz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.