Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bernard Lipiński
‹Uśmiech›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBernard Lipiński
TytułUśmiech
OpisCzy nie zdarzyło Ci się nigdy zapatrzeć się w spływające po szybie krople jesiennego deszczu?
Gatunekobyczajowa

Uśmiech

Liście, które dzisiaj dla niego szepczą też są inne. Ja jednak bez skrępowania zaczynam w myślach opowiadać im moją historię. Nie ma w niej oczekiwania na pukanie do drzwi. Pozostał jednak łomot serca, które wciąż ten odgłos pamięta.

Bernard Lipiński

Uśmiech

Liście, które dzisiaj dla niego szepczą też są inne. Ja jednak bez skrępowania zaczynam w myślach opowiadać im moją historię. Nie ma w niej oczekiwania na pukanie do drzwi. Pozostał jednak łomot serca, które wciąż ten odgłos pamięta.

Bernard Lipiński
‹Uśmiech›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorBernard Lipiński
TytułUśmiech
OpisCzy nie zdarzyło Ci się nigdy zapatrzeć się w spływające po szybie krople jesiennego deszczu?
Gatunekobyczajowa
Klawiatura to taka wspaniała, przydatna i wygodna rzecz. Dlaczego w takim razie, siedząc przed nią kilka godzin, nie jestem w stanie napisać ani jednego sensownego zdania? Zlecenie jest, termin oddania też, wiem nawet, jakie będzie honorarium. Nie będzie zbyt wysokie, ale zawsze coś. Zresztą nie piszę dla zarobku. Robię to tylko dlatego, że lubię. Mimo wszystko, tylko siedzę i patrzę w okno.
Szukam pomysłów, gdzie tylko mogę.
Patrzę na deszcz, widzę jak jego krople bardzo powoli spływają po szybie. Łączą się z innymi i odpływają dalej, w tylko sobie znanym kierunku. Przypomina to trochę ludzkie życie. To znaczy, te krople deszczu, one są jak ludzie. Nagle, nie wiadomo skąd, pojawiają się w jednym miejscu. Potem łączą się z innymi i jak ludzie, którzy się ze sobą łączą, odpływają razem. Widzę też, że tak jak ludzie, rozłączają się. Przez jakiś czas płyną samotnie, potem znów łączą się z innymi. Czasami zdarza się, że do samego końca płyną wspólnie, a czasami widzę jak przed samym parapetem rozłączają się i dalej płyną same. Aż do końca.
Obserwując te krople dochodzę do wniosku, że ich życie jest tak samo pełne niespodzianek jak życie każdego człowieka. Zdawałoby się, że one same wybierają kierunek, w którym chcą płynąć. To jednak są tylko pozory, zupełnie jak w ludzkim życiu. Możliwe, że część z nich chciałaby płynąć właśnie środkiem szyby. Możliwe, że chciałyby płynąć wspólnie właśnie z tą kroplą, z którą się połączyły. Wystarczy jednak jedna, mała nierówność na szybie, może jakiś przyczepiony, milimetrowych rozmiarów paproszek i ich drogi się rozchodzą. Nagle jedna z nich spływa całkiem po krawędzi. Płynie szybko, bez przerwy a druga płynie powoli i nierówno, jakby nie potrafiła się odnaleźć w tej nowej sytuacji. Zupełnie tak, jakby nie uświadamiała sobie, że właśnie stało się coś nieodwracalnego i że teraz musi poszukać swojej własnej drogi. Niektóre z nich, po trafieniu na taką nierówność zatrzymują się w miejscu. Trwają tak przez jakiś czas i nagle dzielą się na kilka mniejszych kropel. Odnoszę wrażenie, że te krople przestają sobie radzić z przeszkodą. Poddają się i tylko jakaś ich drobna część chce płynąć dalej, ale to już nie to samo. To już nigdy nie będzie ta sama kropla, to już nigdy nie będzie ten sam malutki strumyk wody, który kilka sekund wcześniej radośnie i fantazyjnie spływał po szybie. Śledząc ich drogę, docieram do dolnej ramy okna. Widzę jak przekształcają się w strumyki, jak część z nich szybko, a część bardzo powoli spływa w dół. Potem, na parapecie przepływają pomiędzy innymi strumyczkami wody. Zdarza się nawet, że pozwolą niektórym z nich dołączyć się do siebie. I tak, w trakcie tej długiej drogi tworzy się cała rodzina kropelek, strumyczków, które płyną wspólnie. Jednak nawet na parapecie ich los nie jest pewien. Trafiają na przeszkody, rozłączają się, łączą ponownie i tak do samego końca. Do momentu, w którym dopływają do samej krawędzi parapetu. Potem spadają na ziemię. Tylko tym, którym naprawdę się poszczęściło dane jest płynąć wspólnie, bez przeszkód, bo spaść przecież każda z nich kiedyś musi. Potem, gdy z mojego pola widzenia znika kropla, która dopłynęła już do samej krawędzi, znów zwracam wzrok w stronę szyby. Tam, w jej górnej części zabawa zaczyna się od nowa. Pojawiają się nowe krople. One też chcą płynąć. Niestety nie mają wyboru i często powtarzają błędy swoich poprzedniczek. Czasami chciałabym krzyknąć, ostrzec je, poprowadzić inną drogą. W ten sposób mogłabym jednak zakłócić ład, który panuje w ich krótkim, dla mnie najwyżej kilkuminutowym życiu. Może te krople nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że ktoś na nie patrzy, że ktoś je obserwuje i śledzi ich drogę. Pewnie nawet nie wiedzą, że ktoś patrząc na nie stara się odnaleźć sens własnego świata.
Obserwuję deszcz, w którym tak naprawdę nie ma nic nadzwyczajnego. Nie ma w nim nic, czego już wcześniej bym nie widziała. Pada sobie i pada, trwa to już kilka godzin. Po prostu, tak sobie pada... Czuję jednak, że zaczęło mnie to wciągać. Może to szaleństwo, ale nie jestem w stanie oderwać wzroku od tych kropel, które nieświadome niczego spływają po szybie mojego okna. Patrzę na nie, a przed moimi oczami pojawia się coraz więcej obrazów przedstawiających moje własne życie. Niektóre z nich są radosne, pełne śmiechu. Niektóre wręcz przeciwnie, po nich spływają strumienie łez, jak te maleńkie strumyczki wody, które spływają po szybie.
Postanowiłam przynajmniej spróbować sięgnąć wzrokiem trochę dalej. Omijam szybę i patrzę na ten świat, który jest na zewnątrz.
Ten czas tak szybko płynie. Jeszcze niedawno świeciło słońce i ogrzewało wszystko, co nie było w stanie ukryć się przed nim. Ogrzewało, to jeszcze delikatne określenie. Piekło, prażyło, czasami było wręcz nie do wytrzymania, ale to właśnie było w nim wspaniałe. Dawało radość, chęć robienia czegokolwiek. W tej chwili jednak nie ma słońca. Jest szaruga, deszcz, wiatr, po prostu jesień. Nie chcę myśleć o słońcu, bo robi mi się żal, że go teraz nie ma. O ile świat byłby piękniejszy, gdyby olśniewały go teraz słoneczne promienie. Jak uśmiech...
Znów staram się porzucić tę samą myśl.
Tak sobie patrzę na to, co się dzieje za moim oknem I myślę, o tej niezliczonej ilości wierszy, które poeci pisali o jesieni. Zastanawiam się nad sensem robienia czegoś takiego. Żeby te wiersze były brzydkie, jak pogoda na zewnątrz. Żeby były zimne, jak ten wiatr lub deszcz. One wszystkie jednak są takie... ciepłe. Są smutne a zawierają w sobie tyle nadziei. Jak to jest możliwe? Możliwe, że nigdy tego nie zrozumiem, przecież nie jestem poetką. Owszem, udało mi się napisać kilka wierszy, ale w żaden sposób nie mogą one równać się z tym, co do tej pory czytałam. W ogóle nie są godne stawiania ich obok prawdziwej poezji, którą zachwyca się cały świat. Te wiersze znam tylko ja I kilku moich najbliższych znajomych, ale nikt więcej. Nie będzie się nimi zachwycał cały świat, żaden mały Jasio nie będzie się o nich uczył na lekcjach języka polskiego. One po prostu są. Są tylko dla mnie.
Jak uśmiech...
Znów staram się porzucić tą samą myśl.
Patrzę na jesień za moim oknem. To wszystko już kiedyś było. Nawet w tym samym miejscu, może nawet o tej samej godzinie. Nic nie zdarza się dwa razy.
Ilustracja: Aleksander Jasiński
Ilustracja: Aleksander Jasiński
Patrzę na jesień za moim oknem, ale to już nie jest ta sama jesień, którą widziałam rok temu. Naprzeciwko mojego okna jest to samo drzewo, ale ugina się pod powiewem już całkiem innego wiatru. Jego liście szepczą, ale to już nie są te słowa, które szeptały w zeszłym roku. Wiem, że szepczą, robią to zawsze, gdy porusza nimi wiatr. Opowiadają mu wtedy historie, których są świadkami. Opowiadają o rzeczach, które widzą w oknach ludzi. Opowiadają o ludziach, których widzą na ulicach. Mówią o smutnych twarzach, które patrzą na nie z okien. O twarzach ludzi, których serca szaleją w oczekiwaniu na to jedyne, specyficzne pukanie do drzwi. Odgłos, który ci ludzie są w stanie rozpoznać zawsze i wszędzie. Mówią o radosnych powitaniach, podczas których serca oczekujących mogą rozbrzmieć euforycznym łomotem odczuwanym jeszcze podczas smutnych pożegnań. Opowiadają o wszystkim, co widziały i słyszały. O wszystkim, co ludzie w cichym smutku lub bezgranicznej radości im opowiadali. Wiatr słucha tych historii. Słucha szeptów liści i nie przestanie nimi poruszać, dopóki nie opowiedzą wszystkich swoich historii. Potem odpłynie dalej. Rozniesie te historie po całym świecie. Pokaże je innym ludziom. Jednym przyniesie je w snach, innym w postaci małego puchu, który okaże się wspomnieniem minionych dni. Dla jeszcze innych historie te będą przypływem nowej nadziei.
A może jest to ten sam wiatr, który poruszał tymi liśćmi w tamtym roku? Może zwiedził inne części świata i postanowił tu wrócić?
Jeśli to jest ten sam wiatr, to nie wiem dlaczego tu wrócił. Przecież poza nim wszystko inne się zmieniło. Zmieniła się nawet historia, którą słyszał tutaj w tamtym roku. Liście, które dzisiaj dla niego szepczą też są inne. Ja jednak bez skrępowania zaczynam w myślach opowiadać im moją historię. Nie ma w niej oczekiwania na pukanie do drzwi. Pozostał jednak łomot serca, które wciąż ten odgłos pamięta. Brakuje w niej też radosnych powitań. Pozostało jednak wspomnienie euforii i radości, które im zawsze towarzyszyło. Czuję, jak pod wpływem tego wspomnienia moje serce zaczyna uderzać z coraz większą siłą, jakby zaczynało oczekiwać. Nie ma jednak na co, bo nikt nie zapuka. Tym razem jednak nie zamierzam mu w tym przeszkadzać. Bije dla mnie, wiem o tym. Dla mnie. Jak uśmiech...
Tym razem nie przeganiam tej jednej myśli. Pozwalam jej płynąć, przesyłam ją dalej. Opowiadam o niej liściom na drzewie, które powoli ugina się pod podmuchami wiatru. Odnoszę wrażenie, że chwilami ugina się trochę gwałtowniej, jakby wiatr nie mógł doczekać się końca mojej historii. A ja opowiadam ją od samego początku, powtarzając jednocześnie to, co liście widziały zeszłej jesieni.
I wiem, że wiatr zaczyna się coraz bardziej niecierpliwić. Widzę jak coraz gwałtowniej buja drzewem. Widzę jak liście pod siłą tych podmuchów poruszają się coraz szybciej, coraz mocniej odchylają się na swoich delikatnych nóżkach. Nie przerywając jednak powtarzają moją historię. Tak, jak ja im ją przekazuję. Wiem, że nie chcą przekazać jej inaczej niż ja ją opowiadam. A wiatr niecierpliwi się coraz bardziej, widzę to.
Postanowiłam otworzyć okno. Nie chcę, żeby cokolwiek nas dzieliło. Nie chcę, żeby cokolwiek przeszkadzało w opowiedzeniu tej historii. Wiem, nie ma barier dla myśli, nie ma barier dla uczuć. Ja jednak pragnę słyszeć ten delikatny szept liści. Chcę słyszeć, jak opowiadają moją własną historię. Pragnę, aby dotarła tylko do jednego człowieka. Nie wiem gdzie jest, nie wiem co robi, ale chcę, żeby to właśnie on usłyszał te słowa, bo tylko do niego są skierowane. Otworzyłam okno najszerzej jak to było możliwe. Opowiadam o słońcu, radości, smutku, łzach. Opowiadam o wszystkim, co było wtedy, o wszystkim co jest teraz. Mówię bez wytchnienia. Tym razem już dokładnie słyszę, jak wiatr traci cierpliwość. Widzę, jak coraz mocniej targa gałęziami drzewa, jak jego siła strąciła kilka małych listków. Słyszę, że stara się zagłuszyć szept liści. Słyszę go coraz wyraźniej, coraz głośniej, ale to nie jest ryk zniecierpliwienia. On chce mi coś przekazać, chce mi coś powiedzieć. Pozwalam swoim myślom ucichnąć i zaskoczona wsłuchuję się w coraz głośniejsze podmuchy. To wiatr przyniósł mi słowa, muzykę, śpiew. Słyszę, jak śpiewa, a słowa piosenki są smutne. Opowiadają historię człowieka, który chciał, aby te słowa dotarły tylko do mnie. Ten śpiew jest przeznaczony tylko dla mnie. Jak uśmiech...
Nawet nie mogę przegnać tej myśli i nie chcę tego. Zaczęła krążyć wokół śpiewu, który słyszę. Słowa są smutne a w melodii rozbrzmiewa tęsknota. Widzę, jak śpiewa, lecz nie wiatr a człowiek. Widzę, jak patrzy w moją stronę i stara się coś powiedzieć. I słyszę słowa niesione przez wiatr. Odpowiadam, bo są tylko dla mnie...
Nagle wszystko cichnie. Tak nagle, jak rozbrzmiało wcześniej feerią słów i melodii, w których zawierały się wszystkie emocje tego świata. Umilkły liście, umilkł wiatr. Próbowałam wyłowić słuchem jeszcze odrobinę śpiewu, który słyszałam przed chwilą. Jednak nic już nie udało mi się usłyszeć.
Zamknęłam okno, usiadłam ponownie przy biurku. Czułam, że po mojej twarzy spływają łzy. Spojrzałam na okno i znów widziałam małe kropelki spływające po szybie.
Może to nie łzy płynęły po mojej twarzy, może to tylko deszcz. Nie czułam, że płaczę.
Patrzyłam na te małe kropelki i po raz kolejny zdałam sobie sprawę z tego, że one są jak ludzie. Zaobserwowałam dwie z nich, które się połączyły. Potem znów na jakiejś nierówności ich drogi się rozeszły w różne strony. Niespodziewanie, po jakimś czasie znów trafiły na siebie. Połączyły się i płynęły dalej razem, aż do samego końca, do krawędzi parapetu.
Spojrzałam na klawiaturę, monitor. Uświadomiłam sobie, że nie muszę już szukać pomysłów. Mogę przecież pisać, o czym będę chciała. Mogę pisać o wszystkim, co mi przychodzi do głowy, o wszystkim na co patrzę. Mogę napisać nawet o tych kropelkach na szybie i śpiewającym wietrze. Mogę je opisać i zrobić z tego historię o niespełnionej miłości, tęsknocie.
Przez chwilę odniosłam wrażenie, jakbym wróciła z jakiegoś innego, obcego świata. Możliwe, że ja sama jestem wytworem wyobraźni jakiegoś innego człowieka, który stara się coś napisać. Nie wie, co z tego będzie, ale pisze dalej, tylko dlatego, że zaczął. Nie wykluczone, że pisząc o mnie człowiek ten stara się opisać siebie i swoje wspomnienia. Może nawet te krople na szybie są odzwierciedleniem jego życia i jego marzeń. Możliwe też, że opisując śpiew wiatru i szept liści na drzewie stara się opisać swoje wspomnienia, ale chce to zrobić tak, żeby były dostępne tylko dla wybranych.
A może wybranej? Jak uśmiech, który jej przesyła.
Chciałabym się dowiedzieć, jak to jest naprawdę. Chciałabym się dowiedzieć, czy to wszystko nie jest snem, z którego nagle wszyscy się obudzimy nieświadomi nawet tego, że spaliśmy.
Udałoby mi się to, słowo daję.
Udałoby mi się, gdyby nie obudziło mnie znajome, specyficzne, długo wyczekiwane pukanie do drzwi.
koniec
1 stycznia 2001

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.